Literatura, która przetrwała

Bogumił Pacak-Gamalski

Kanada, której dzisiejsza rzeczywistość nie zawsze przypomina wyidealizowaną Fiedlerowską wizję, wciąż jednak bezustannie fascynuje i magnetyzuje, zostawiając równocześnie swój ślad na ludziach, którym przyszło się z nią zetknąć. Dlatego nawet dziś, kiedy upłynęło ponad dwadzieścia lat od pamiętnego roku 1989, niwelującego bolesny podział literatury polskiej na krajową i emigracyjną, geograficzna kwalifikacja w odniesieniu do polskiej twórczości literackiej w Kanadzie nie powinna budzić zdziwienia. Kanada bowiem była i wciąż jest, obok Wielkiej Brytanii, Niemiec czy USA, krajem osiedlenia dość dużej grupy Polaków, która stworzyła tam prężnie działające i dobrze zorganizowane środowisko literackie (myślę tu na przykład o Polskim Funduszu Wydawniczym czy Fundacji Władysława i Nelli Turzańskich). Z kolei kanadyjska polityka wieloetniczności służy rozwojowi twórczości w językach innych niż oficjalnie obowiązujące angielski i francuski, a bezkresny Kraj Klonowego Liścia wciąż zachwycając i inspirując, ale często także prowokując do buntu i krytyki, niezmiennie odciska stygmat swojej obecności na dziełach literackich tam powstających. (“Strumień” nr 08, 2012)

Tym fragmentem artykułu dr. Bożeny Szałasty-Rogowskiej chciałbym zacząć kreślenie kilku refleksji nt. poezji Andrzeja Buszy. Artykuł krajowej badaczki literatury polskiej w Kanadzie opisuje okres ‘zjednania się’ literatur polskich : krajowej i emigracyjnej. Rok 1989 był cezurą, który te rozłączenie, trwające od lat 40.tych ubiegłego wieku, niweczył. Blisko półwiecze. Strasznie długi czas, który owocował na emigracji wielkimi dziełami, fascynującymi talentami, które w olbrzymiej większości były klejnotami ukrytymi przed licznymi rzeszami czytelnika krajowego. O ile ta literatura w bardzo wąskim zakresie istniała w krajowym środowisku literackim i badawczym – o tyle jej rzeczywisty udział w literaturze krajowej był w najlepszym wypadku minimalny i bardziej mityczny niż rzeczywisty. Nawet gdy mówimy o takich wielkich, jak Miłosz i Gombrowicz. Obaj istnieli, jako autorzy przedwojenni. Ich autentyczne, największe osiągnięcia literackie przypadały na lata powojenne, emigracyjne. I ogółowi czytelnika krajowego były nieznane. Mówienie inaczej jest fałszowaniem rzeczywistości historycznej. Indywidualne kontakty twórców krajowych przy okazji niezbyt częstych wyjazdów na Zachód, bardzo ograniczone funkcjonowanie przemycanych do Kraju wydawnictw emigracyjnych, wpływu na szeroka opinie czytelnicza nie miały. I znowu: czytelnik cos słyszał, czegoś się domyślał i nie wiele ponad to. Rosła mitologia bez towarzyszącej jej wiedzy.

Stąd tak ważne, nie do przecenienia, było stworzenie warunków funkcjonowania i samej instytucji ‘pisarza- twórcy’ i minimalnego choćby rynku czytelniczego. Tu należy bardzo nisko (dziś zwłaszcza, gdy rynek ten prawie całkowicie zanikł) pochylić głowy wobec poprzednich generacji emigranckich, które to zrobiły. To dzięki nim, ludziom, z którymi dane mi było jeszcze współpracować w latach 80tych ub. wieku i ich poprzednikom,  polska literatura emigracyjna nie umarła, przetrwała. Przetrwała dzięki nim też w Kanadzie. Dzięki tym działaczom, organizatorom, wydawnictwom, pismom. Pisarz, poeta może w pewnych okresach czasu milczeć lub pisać ‘do szuflady’. Ale nie przez pół wieku.  To dzięki nim powstawały świetne wiersze, powieści, dramaty autorów tej klasy, co Czaykowski, Śmieja, Iwaniuk, Busza,  Tomaszewski, Jurkszus-Tomaszewska i inni. Jakąż wielka by było stratą dla literatury polskiej w całości, gdyby ich twórczość do Polski nie wróciła w całej pełni po roku 1989.  A mogło tak się zdarzyć. Że się nie zdarzyło – wymagało to wielkiego wysiłku i zrozumienia roli kultury wśród rzesz emigranckich.  I wysiłku, upartości pewnej, wiary w sens tego, co się robiło tychże twórców, pisarzy.  Wielu wyrzeczeń i poświęceń.

guildford
spotkanie poetów z Czytelnikami w Seattle (od lewej: L. Chudziński, A. Busza, K. Piotrowska i B. Pacak-Gamalski)

Cały ten wstęp daje by uzmysłowić nam, ze ten rok, rok stulecia Niepodległości Polski jest wyjątkową okazją pamiętania i okazania wdzięczności tym twórcom, ich pracy na zagonie kultury narodowej. Mamy wyjątkowe szczęście, że w Vancouverze jest jeden z tych znanych i ważnych twórców literatury polskiej: Andrzej Busza.  I jako działacz Stowarzyszenia “Pod skrzydłami Pegaza” od 20 lat już, z satysfakcją dużą cieszę się, że ta zacna Organizacja tak właśnie zaznaczy ten rok – spotkaniem z Andrzejem Buszą.  I za Mikołajem z Nagłowic oświadczam, że narody postronne niechaj znają, iż Polacy w Kanadzie nie gęsi a swój język mają. By to podkreślić zacnym rodakom wszem ogłaszają: Stow. Artystów i Przyjaciół Sztuk „Pod skrzydłami Pegaza” organizuje kolejne ‘spotkanie z twórcami kultury polskiej’. Gościem, kolejny już raz, będzie wybitny poeta polski i literaturoznawca literatury angielskiej, conradysta, Andrzej Busza.

Profesor Andrzej Busza – “POLSKIE UPIORY I DUCHY JOSEPHA CONRADA KORZENIOWSKIEGO”

6 MAJA 2018, GODZ. 16:0  GUILDFORD RECREATION CENTRE 15105  105 AVENUE, SURREY, BC    WSTĘP WOLNY

(ZA WEJŚCIEM DO BIBLIOTEKI W PRAWO)


Czytając tomik wierszy „Atol” Andrzeja Buszy…

 

atolBusza, który całe prawie życie spędził jako wykładowca i badacz literatury na katedrze uniwersyteckiej nie jest typowym przykładem literaty, pisarza.  Jak w każdym zawodzie, powołaniu w czasach współczesnych, tak i pisarz swojej karierze zobowiązany jest (lub takie zobowiązanie narzuca mu i czytelnik, i wydawca) o dbanie o tą karierę, zabieganie o nią, o usilne i stałe ‘uczestnictwo’ w debacie literackiej.  Słowem o to, co dziś określa się mianem PR – public relations.

Profesor Andrzej Busza, a zapewne i cechy własne charakteru, stał na przeszkodzie poety Andrzeja Buszy w robieniu tegoż ‘pi-aru’.  Być może wychodząc z naiwnego przekonania, że dobra poezja sama świadczyć będzie o sobie, takowoż talent.  Niestety, świat współczesny dawno był zarzucił te staroświeckie mrzonki. I owszem, częstokroć  – podejrzewam – za namową i szturchaniem przyjaciół –literatów pokazywał się tu i ówdzie, jako poeta, zabierał głos. Mówił: jestem tu i mam coś na ten temat do powiedzenia.  A miał i ma ‘na ten temat’ wiele do powiedzenia.  I równie łatwo wracał do zacisza swoich książek, badań literackich, jakby chował do szafy na dłuższe okresy czasu garnitur ‘poety’.  Do tego stopnia, że przez pewne okresy czasu w ogóle nie pisał. Z wielką stratą dla literatury polskiej. Lub rezygnował z pisania po polsku i pisał po angielsku. Zabawne jest to, że te właśnie jego ‘angielskie’ wiersze są wręcz przesiąknięte specyficzną wrażliwością polskiej tradycji poetyckiej. Nie w sposób nachalny, krzyczący: jestem Polakiem, vivat Polska! Nie wyobrażam sobie wręcz sytuacji, w której Busza potrafiłby być nachalny w czymkolwiek. Mimo to, parafrazując popularne porzekadło, można rzecz: Busza wyprowadzał się z literatury polskiej, ale literatura polska nigdy nie wyprowadziła się z Buszy.

Nie będę tłumaczył i polemizował z jego własną, autonomiczna decyzją zaprzestania pisania wierszy po polsku. Kilkakrotnie na ten temat dyskutowaliśmy i dość jasno i racjonalnie i to wyłożył.  W typowy, ‘buszowski’, nad wyraz skromny i pełen szacunku wobec słowa pisanego i czytelnika sposób.  I nigdy mnie do tej decyzji nie przekonał. Ale to jego suwerenne prawo poety, które uszanować należy. Na szczęści dobrzy tłumacze i jego świetna (z tego przymiotnika się nie wycofam, Panie Andrzeju) znajomość polszczyzny zaowocowały dziesiątkami wierszy Buszy, które w tłumaczeniach na polski wydają się nie tylko nie tracić, a być może wręcz zyskiwać. Co dziwić nie może. Jeśli ktoś oczekuje przeprowadzenia dowodu badawczego takiej supozycji – to odsyłam akapit wyżej, do parafrazy przytoczonego porzekadła.

Jeden z najlepszych badaczy poezji Buszy, prof. Janusz Pasterski z Uniwersytetu w Rzeszowie, z którym miałem możliwość dłuższych dyskusji o Buszy, najbardziej zdaniem moim zbliża się do rozwiązania ‘zagadki’ Buszy-poety pisząc : w cieniu poetyckiej dokładności kryje się ostra wizja, dramat intelektu zakorzenionego w nie do końca określonym sensie ciemności i bezradności (tłumaczenie własne,  z eseju J.P.”Other fragrances. The poetry of Bogdan Czaykowski, Andrzej Busza and Florian Śmieja” „Strumień”, nr 08, s.43).  Nie określa to charakteru jego poezji jako katastroficznej ale nadaje jej wymiar pewnego metafizycznego smutku, pogodzenia się z bezradnością człowieka wobec ‘losów’ życia, świata i kosmosu.

Trudno jest mi pisać o poezji Buszy. Mnie jest trudno. Nie dlatego, że go znam osobiście i bardzo cenię. Łatwiej mi to było z poezją innych autorów, których znałem, choćby niezapomnianego, wspaniałego Bogdana Czaykowskiego. Trudno, bo wiersze Buszy wrastały we mnie bardzo powoli, a przez to głębiej, przebijały się przez kilka warstw intelektualnych, racjonalnych, czysto literackich, by dotrzeć do czystej formy emocjonalnej. Gdy już dotarła – wrosła w nią, jak tkanka żywa, prawie genetyczna, własna. A opisywanie czegoś tak intensywnie emocjonalnego jest bardzo trudno. Kolejna ‘zagadka’ poezji Buszy. Filozoficznej, bogatej w całe pokłady tradycji kulturowych obszarów nie tylko polskich lub angielskich ale i śródziemnomorskich z klasyką i wcześniejszym antykiem – a tak w swym sednie, jadrze po prostu ludzkiej i mądrej. Mądrej nie przez to bogactwo kulturowo-literackie (jakim jest bezwzględnie nasycona) a przez głębokie człowieczeństwo.  Którą pisze nie profesor, akademik i literaturoznawca a człowiek, który przysiadł na moment na wzgórku, gdzieś nad jakimiś polami, rzeczkami, patrzy na nie , jak stroskany gospodarz, uśmiecha się smutno niby, a z pełnym zrozumieniem kolei losów i życia. Widział już , jak rzeczki zamieniały się w potężne fale zalewając okoliczne łąki, widział, jak latem te łąki kwieciły się dywanem ziół i kwiatów i jak – nieuchronnie – bladły, brązowiały i przymierały jesienią. Jak drzewa od mrozu pękały zimą srogą, wiedział, że nie każde stworzenie i nie każdy krzak wiosny doczeka … Pamiętał (siebie może?) chłopaków i dziewki okoliczne ukradkiem się w trawach wysokich całujących.  Wiedział, że jak te stworzenia, rośliny i oni nie wszyscy wiosny doczekają. Czy myślał, tak siedząc na wzniesieniu, o Persefonie, o Eurydyce? Zapewne. Wszak ważne było, nie to że boginką była lub ukochaną ulubieńca bogów. Ważny był ich los. Fatum może. Może ethos. Jak sam pisze w wierszu ‘Wiosna’: program miałem minimalistyczny / lecz całkiem wygodny / … / kiedy / marcową pogodą / wtargnęłaś w moje podwórza / z wiatru śpiewem syrenim / w pochodniach / rozjęzyczonych drzew / … .

Kto szuka spaceru z poezją, nie biegu, kto szuka dostrzeżenia Losu-etosu w chaosie i bezwzględności życia – niechże na spacer weźmie tomik wierszy Andrzeja Buszy. Spacery i tak długie, a zdecydowanie niekończące się,  nie są, być nie mogą. Kiedyś, gdzieś kresu dobiegają. I tak było od początku, pewnie będzie i na końcu.  Niechże i nadlecą nad ścieżkę muzy greckie, niech łacińscy dziejopisi wtrącą echa dziejów Rzymu i Petrarki – jakże podobni będą do tych chłopców i dziewczyn znad łąk przycupniętych u brzegów rzeczek i strumieni …

Z tym większym entuzjazmem i nadzieją spotkania w wami, czytelnikami, zachęcam do przybycia na spotkanie z Andrzejem Buszą w salce przy Bibliotece Miejskiej w Surrey, organizowane przez SAiPS ‘Pod skrzydłami Pegaza’.

 

Leave a comment