Bitwy warszawskie

W ostatnim stuleciu o Warszawę toczyły się dwie wielkie bitwy, których rezultaty oznaczały obronę i wzmocnienie wolności Polski, lub utratę tej wolności.

Pierwsza Bitwa Warszawska miała miejsce między 13-25 sierpnia 1920. Popularne stało się określania jej, jako ‘cudu nad Wisłą’, co jest kompletna bzdurą.  Te określenie ‘cudu’ zaczęło się pojawiać w kilka lat pod tej bitwie w środowiskach katolicko-kościelnych, by odwrócić uwagę od osoby Wodza Naczelnego, Józefa Piłsudskiego. Oczywiście zwycięstwo w tej bitwie było wynikiem tylko i wyłącznie wypracowanej długimi dyskusjami i sporami strategii i celu bitwy i jej bezwzględnemu wykonaniu przez wiele wielkich jednostek bojowych rozrzuconych na przestrzeni setek kilometrów.  Celowi bitwy służyły aż trzy potężne i rozległe w terenie i oddaleniu od siebie fronty Armii Polskiej, szereg zdolnych ale bardzo zróżnicowanych wyszkoleniem (taktyką, strategią) i tradycją wojskową dowódców. Wymagało to nie tylko olbrzymiej dyscypliny tych wszystkich dowódców ale i pełnego oddania sprawie ich podwładnych. Być może była to najtrudniejsza walka, bo tyczyła nie tylko terytorium i suwerenności ale bezpośrednio była walką światów, cywilizacji. Walką o ducha. Starcie cywilizacji turańskiej i łacińskiej, jakby to określił historyk i filozof ( w rzeczy samej był on historiozofem) polski z tamtej epoki, Feliks Koneczny.

Ta bitwa zakończyła się wielkim polskim zwycięstwem. Warszawa nie padła, a Rosjanie musieli się cofnąć na rubieże starej Rzeczypospolitej. Nie jest winą żołnierzy i ich dowódców, że Traktat Ryski tą wojnę kończący, przyniósł Polsce tak mierne korzyści terytorialne. Rosjanie porażeni rozmiarem klęski byli gotowi, zdaje się, nawet uznać granice I Rzeczypospolitej – w każdym razie na terenach ziem witebskich, mścisławskich i połockich, a na pewno całą Mińszczyznę.  Endecja bardzo tego się bała i Grabski (reprezentujący w Rydze Polskę) przyczynił się do znacznych ustępstw na rzecz pokonanej Rosji bolszewickiej. Abstrahując od tych dywagacji historycznych – ta bitwa była przykładem zwycięskim dla Polski w historii bitew warszawskich (było ich naturalnie więcej w tejże historii, ale nie tak brzemiennych w skutkach).

Druga bitwa warszawska, którą chcę wspomnieć, określana jest w zasadzie, jako bitwa obronna Warszawy we Wrześniu 1939 roku przed nadciągającymi armiami niemieckimi. Trwała faktycznie nieprzerwanie od 1 września aż do 28 września, dnia kapitulacji stolicy Polski.

Szanse obronienia stolicy splecione były nierozerwalnie z szansami całej wojny polsko-niemieckiej w 1939 roku. A jaki był wynik tej wojny – wiemy.  Warszawa (która nigdy nie była twierdzą wojskową) i jej wojskowi i cywilni obrońcy, wykazali się wyjątkową odpornością, walecznością.  Ale miażdżąca przewaga militarna sił niemieckich, wzrastające straty wśród ludności cywilnej (głównie skutkiem osobistego rozkazu Hitlera o bombardowaniu Warszawy nalotami dywanowymi) i brak nadziei na jakąkolwiek odsiecz lub pomoc z zewnątrz, zmusiły wojskowe i cywilne władze do podpisania kapitulacji. Tak ta bitwa obronna w 39 jak i epilog całej II wojny światowej, który w Warszawie miał straszny epizod Powstania Warszawskiego, zniszczyły miasto prawie kompletnie.  Zimą 1945 roku miasto wyglądało, jak jeden wielki zbiór gruzu i wypalonych szkieletów budynków.  A Polska nie odzyskała pełnej suwerenności przez kolejne 45 lat.

Przypomniałem te dwie bitwy ze względów symbolicznych, a nie wspominek czysto historycznych.  Powiedziałbym więcej – ze względów cywilizacyjnych, kulturowych.  A Warszawa, stolica kraju, symbolizuje tego kraju losy. Czy zasiada tam I sekretarz partii komunistycznej z nadania satrapy moskiewskiego, czy gubernator Fischer z nadania faszystowskiego Berlina czy też wybrany przez Polaków prezydent.  Oczywiście, Warszawa jest siedzibą dwóch prezydentów: stolicy i państwa. 

Jesienią 2018 roku Warszawa wybrała prezydentem stolicy Rafała Trzaskowskiego. Kilka lat wcześniej, w 2015, prezydentem Polski wybrano Andrzeja Dudę.  Obaj politycy (nie użyję słowa ‘przywódcy’, bo co najmniej do jednego z nich absolutnie ono nie pasuje …, gdyż mimo że wyborach w 2015 wygrał koronę, to zadowolił się czapką nadwornego lokaja) reprezentują też sobą właśnie te wielkie różnice kulturowe, wręcz (tak, nie zawaham się powiedzieć) cywilizacyjne w kategoriach filozoficznych. Podobne tym (choć nie tak krwawym i nie decydowanym przez dywizje wojskowe), jakie charakteryzowały te dwie bitwy warszawskie. Wojna nie tylko o terytorium – wojna o Ducha tego terytorium i ludności na nim zamieszkującej.

I teraz tych dwóch polityków z siedzibami swych prezydentur (państwowej i miejskiej) w tym mieście, staje do bitwy o Polskę. A obaj mają swe siedziby i Urzędy dosłownie na rzut kamieniem z balkonu.  Z wieży Ratusza widać wyraźnie i blisko dach Pałacu Namiestnikowskiego, a z górnych okien Pałacu, prezydent Duda może lornetką bez problemu widzieć prezydenta Trzaskowskiego. Walka zaczęła się natarciem i kontruderzeniem 28 czerwca. Bitwę walną wydano na 12 lipca.

Wielu żołnierzom tej bitwy wydaje się, że chodzi tylko o menażki, o kuchnie polową, o to który dowódca obieca cieplejsze lub wygodniejsze mundury, onuce, o prycze w koszarach. No i o żołd – czy będzie dostawał go 12 razy w roku, czy może 13, a kto wie – może nawet czternaście razy. I w tego typu ‘bitwach’ wyborczych to pytania naturalne i oczekiwania naturalne i zdrowe. W końcu, jaki obywatel krzyknie: domagam się zwiększenia podatków, obniżki pensji i tylko 10 emerytur w roku?! 

Ale to naturalne i zdrowe w normalnych czasach i normalnych warunkach. Nie w 2020 roku w Polsce. Bo ta ‘bitwa warszawska’  zadecyduje czy, podobnie jak ta w 1920, przechylimy się bardziej ku cywilizacji ‘turańsko-bizantyńskiej’  czy ‘ łacińsko-zachodniej’.  Czy będziemy mogli chodzić w laczkach i sandałach, jak będziemy mieć na to ochotę, czy będziemy musieli stukać obcasami na zawołanie. Czy będziemy ze sobą rozmawiać ze śmiechem przy kawiarnianych stolikach na Nowym Świecie czy krzyczeć na siebie na Bazarze Różyckiego. I nie czekać na łaskawe da-albo-nie-da ’13-tkę’  a może i ‘14’ emeryturę – ale po prostu dostaniemy godziwe, zgodne z potrzebami dwanaście normalnych emerytur.  Bo te ‘łaski pańskie’ i ‘ochłapy z pańskiego stołu’ autentycznie na pstrym koniu jeżdżą.  Dziś spadną jeszcze może z tego stołu pańskiego ale  jutro ani okruszka może. Bo z próżnego i Salomon  nie naleje … . Nie chodzi też o elyty i elity. Nie o “Polskę Pańską’ i ‘Polskę Fornalską’. Chodzi o Polskę Wolnych Obywateli opartą na absolutnej wolności każdego indywidualnie lub Polskę Lepszego i Gorszego Sortu, podzieloną.

No i ta zwykła, taka codzienna, nie niedzielna świadomość, że się mieszka w porządnym, lubianym przez sąsiadów kraju. Kraju, gdzie wszyscy nie mają co prawda takich samych pensji i emerytur  (no wiecie, takie same to próbowano już po 1917 w Rosji, po 1945 w Chinach, w latach 70. w Kambodży, ostatnio niejaki Chavez w Wenezueli – na nic dobrego to nikomu nie wyszło) ale mają takie same prawa. Wyżsi i niżsi, grubsi i cieńsi, męscy i żeńscy, o różowej i o czarnej cerze, dziewczyny chodzące z chłopakiem objęci i te chodzące z dziewczyną objęte; jedni idący rano do kościoła na modlitwę, inni do bożnicy, a jeszcze inni na ławkę do parku lub małą czarną do kafejki.  Normalnie. Jak w normalnym kraju i mieście.  Niemożliwe marzenie? Możliwe. W większości krajów tej właśnie europejskiej cywilizacji.  Europejskiej nie geograficznie licząc od Uralu może, ale licząc kulturowo. Gdzie ta kultura będzie mieć granicę? Zależy od losów bitwy 12 lipca 2020. Albo na Bugu, albo na Odrze.

Oczywiście, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ludzkie, normalne. Takie mamy horyzonty myślowe, jakie mamy horyzonty widzenia, postrzegania.  Jedni siadają, prawie bez zastanowienia się, gdzie mają ochotę, bo wolność jest dla nich czymś naturalnym, prawie automatycznym – inni stoją zakłopotani aż im ktoś wskaże, gdzie usiąść mogą.

A w tym temacie już widzimy zmiany w Polsce i poza jej granicami. Andrzej Duda reprezentuje raczej dość wyraźnie tą inną ‘cywilizację turańsko-bizantyjską’, ten inny sposób myślenia, który postrzega granice cywilizacyjną i kulturową na Odrze. To nie może ulegać wątpliwości dla nikogo. Również dla tych głosujących za niego. I czas by się do tego sami sobie przyznali. By przynajmniej wiedzieli dlaczego taki wybór robią. Niech nie oszukują znajomych i rodziny, a tym bardziej siebie samych.

Spójrzmy na te ‘granice’:  Polacy między Bugiem a Odrą w I turze dali Andrzejowi Dudzie najwięcej głosów.  Za mało na pokonanie przeciwnika, ale tą potyczkę wygrał. Dostał 43.5 procent tych głosów. Prezydent Warszawy dostał 30.46 procent, na trzecim miejscu był Szymon Hołownia z blisko 14 procentami.  Lub trochę inaczej: na 16 województw, Trzaskowski wygrał tylko w trzech, a w 13 pan Duda. 

Natomiast, co zrobili Polacy spoza Bugu i Odry? Może być ciekawe, bo właśnie ten ‘inny punkt widzenia’ dający inną perspektywę i inny horyzont.  Na aż 84 państwa, gdzie Polacy głosowali, Andrzej Duda poniósł klęskę w … 76 państwach.  Zremisowali w dwóch. A Trzaskowski uzyskał najwięcej głosów w 75 państwach.  Procentowo przekłada się to na: Rafał Trzaskowski dostał 48.13 procent oddanych głosów, a Andrzej Duda tylko 20.86%. Jeszcze inaczej – Trzaskowski w ani jednym kraju nie spadł poniżej drugiej pozycji (czyli nawet w tych kilku gdzie wygrał Duda, Trzaskowski miał silną drugą pozycje).  Zaś Andrzej Duda spadł poniżej drugiej lokaty aż w 36 krajach, czasami aż do 5 (piątego) miejsca: za Hołownią, Biedroniem i Bosakiem. Szymon Hołownia był na drugim miejscu (za Trzaskowskim) w 32 państwach, a Robert Biedroń w 4 państwach.

I teraz kilka ciekawych spostrzeżeń z tych głosowań zagranicznych. Otóż najwięcej głosów dla Trzaskowskiego a najmniej dla Dudy padło w krajach, gdzie jest najwięcej Polaków, którzy wyjechali ostatnio z Polski, już z tej nowej, suwerennej Polski. Czyli tych, którzy maję najlepszą znajomość tej Polski, najbliższy z nią stały kontakt. I odwiedzając ją lub o niej rozmawiając z rodzina i przyjaciółmi z Kraju-zauważają różnice jakie w ostatnich pięciu latach w Polsce zaszły. Różnicę, która nie wypada dla Polski korzystnie. Bardzo wielu z nich traktuje ten pobyt zagraniczny, jako czasowy a Polskę widzą, jako docelowy punkt powrotu i zamieszkania.  Różnica miedzy nimi a tymi, którzy teraz mieszkają w Polsce polega tylko na widocznym horyzoncie postrzegania, na owym punkcie widzenia. Jak widać z podanych wyżej statystyk wyborczych , ta różnica jest bardzo duża.

Natomiast w kilku krajach licznej bardzo, ale tzw. starej Polonii – padło więcej głosów dla Andrzeja Dudy. Są to środowiska bardziej konserwatywne, przyzwyczajonej przez długie lata do stanowczej obrony tzw. dobrego imienia Polski. Gdzie każdy (czasem nawet zasłużony) krytycyzm Polski postrzegany był, jako próba oczerniania ukochanej ojczyzny. Choćby te popularne w Ameryce Północnej żarty o ‘Polaczkach’. I silne przyzwyczajenie do polskich kościółków i parafii, które historycznie były centrami spotkań nie tylko religijnych ale i politycznych, polskich szkółek dla dzieci prowadzonych na ogół przy tych kościółkach. A Kościół jest, jak wszyscy wiemy, instytucjonalnie bardzo związany i silnie finansowany przez partie Andrzeja Dudy i obecny rząd PiS.  Tak się głównie dzieje w USA i w Kanadzie. Tutaj też jest stosunkowo najwięcej (nawet więcej niż w Polsce, procentowo patrząc) zwolenników Konfederacji i pana Bosaka, który w Kanadzie np. uzyskał więcej głosów nawet od Szymona Hołowni.  Ale Szymon Hołownia, często widziany, jako działacz katolicki, reprezentuje katolicyzm współczesny, bardziej postępowy. A Kościół polski obecnie reprezentuje katolicyzm zbliżony do idei pana Bosaka – skrajnie na prawo, czasem wręcz w kolorze brunatnym (tak określam wczesny, przed hitleryzmem, faszyzm niemiecki Rhoma i jego SA).

Inne, dość zaskakujące ( mimo to zgodne z generalnym opisem podanym wyżej o Kanadzie i USA) to skrajnie różne wyniki w różnych Komisjach Wyborczych/Konsulatach. W Kanadzie wybory miały miejsce w: Montrealu, Ottawie, Toronto, Vancouverze.  Wyjątkowo krótkie okienka czasowe na wysłanie pakietu wyborczego do Konsulatu połączone  z olbrzymimi obszarami, jakie te cztery miejsca obsługiwały – de facto uniemożliwiły tysiącom osób oddania głosu.  Setki, jeśli nie tysiące, osób dostało pakiety w piątek (wybory były w sobotę poza Polską), lub dostały już po terminie wyborów.  Nie ma powodów ani dowodów, że było to efektem celowego opóźniania i dywersji samych Konsulatów RP. Jest natomiast jasne, że było to efektem świadomego przeforsowania takich a nie innych przepisów w sprawie tych wyborów korespondencyjnych (tylko takie mogły się , ze względu na pandemie odbyć w innych krajach), które wyraźnie ograniczały konstytucyjne prawa wyborcze obywateli polskich zamieszkałych poza Polską.

Ale wracając do szczegółowych wyników w Kanadzie:  Rafał Trzaskowski zajął zdecydowanie pierwsze miejsce w wyborach w Vancouverze, w Ottawie, w Montrealu. Andrzej Duda zajął pierwsze miejsce tylko w Toronto.  Ale w tym jedynym Toronto – jego przewaga głosów była miażdżąca i zmieniła tym samym efekt wyborczy na całą Kanadę. Dlaczego?  Trudno w kilku zdaniach dać głęboką analizę. Podam tylko kilka faktów i spostrzeżeń człowieka, który zna środowisko polskie w Kanadzie dość dobrze na przestrzeni blisko 40 lat. Toronto polonijne było i jest  pewnym odbiciem Chicago polonijnego w Stanach (zresztą bliskie sobie geograficznie też).  Bardzo duża ilość Polaków tam, lub w okolicach, się osiedliła, od czasów bardzo dawnych.  To wielkie miasto oferujące emigrantom dużo więcej możliwości niż ośrodki mniejsze.  Nie tak odległe i dobrze przeze mnie pamiętane były czasy gdy idąc od Bloor St. do Roncesvalles Avenue i w dół – wyglądało, jak spacer na chicagowskim Jackowie: polskie napisy, polski język, polskie kościoły. I zdecydowanie nie było to ‘miasteczko akademickie’, pod jakimkolwiek względem … . Patriotyzm był tam zawsze dość silny. Tylko właśnie ten typu ‘hurra’ lub wręcz tzw. kibolski. Patriotyzm refleksyjny, krytyczny – wiązał się już w tej polskiej dzielnicy z poważnym ryzykiem.  No i nie ma w całej Kanadzie, od Atlantyku po Pacyfik, ani jednej polskiej parafii, która by była takim potentatem finansowym, jak parafia św. Kazimierza (na ,polskim Ronceswilu’ właśnie). Skromna kasa pożyczkowa  w formie  credit union w ciągu lat urosła do rozmiarów niezłego banku.  Nie zawsze metodami legalnymi. Pamiętam, jak odwiedziłem niezłych rozmiarów … bank św. Kazimierza w Warszawie, obok Operetki Warszawskiej (teatr ‘Roma’). Dziś już w tej formie nie istnieje. Ta i inne inwestycje torontońskiej parafii stały się centrum poważnego dochodzenia kryminalnego Biura Nadzoru Bankowego prowincji Ontario.  Efektem było zamknięcie (unikając  skrzętnie zbyt dużego nagłośnienia sprawy) tych gałęzi bankowych skromnej kasy pożyczkowo-zapomogowej. Czemu o tym piszę w tym kontekście? Bo wydaje mi się, że gdy się ma rząd dusz (religia) i rząd sakiewki (credit union/bank spółdzielczy z głębokimi kieszeniami), to ma się bardzo silny wpływ na społeczność, w której się funkcjonuje.  Może się mylę, nie jestem z wykształcenia antropologiem ani nawet socjologiem, a zwykłym gryzipiórkiem-publicystą.  Takie (oczywiście na dużo mniejszą skalę) kasy pożyczkowo-oszczędnościowe istniały (istnieją?) prawie przy wszystkich polonijnych parafiach w Kanadzie.  Podobnie, jak szkółki dla dzieci polonusów. Takie będą Rzeczypospolite, jakie będzie ich młodzieży chowanie, panie Kanclerzu Wielki Koronny, Ordynacie Zamoyski? Może się mylę … .

 O tym, czy były systemowe, zaplanowane sposoby supresji  prawa wyborczego Polaków przebywających poza granicami Polski pisze inny mój kolega-bloger, były Koordynator KOD_USA-West, https://dobek.org/2020/duda-a-niewazne-glosy/

Przez fakt, że w wyborach, mimo wszystko, liczy się tylko głos indywidualny, łatwo się zorientować, że wygrana w trzech lub czterech okręgach, gdzie jest niska ilość głosujących, może być łatwo zniwelowana tylko jedną wygraną w jednym okręgu, gdzie uprawnionych do głosowania  jest wielokroć więcej.  Stąd jest ważne by głosujący w tych małych liczebnie ośrodkach, jeśli chcą by ich głos się liczył i miał wpływ, mobilizowali się silniej i liczniej. Ważne tu są silne związki koleżeńskie, socjalne. Stały kontakt lokalny. Zwłaszcza w czasach pandemii, która wszystko to utrudnia.

Cóż, na zakończenie wracam do mojej symboliki stołecznej. Bitew warszawskich. Lub bitew dwóch prezydentów – Miasta i Państwa zamieszkałych w Warszawie. To są autentycznie dwie kardynalnie sobie obce i przeciwne wizje Polski: jedna Trzaskowskiego, druga Dudy (lub dokładniej tego, który Dudą steruje, Jarosława Kaczyńskiego). Teraz już nie ma innych żołnierzy w turnieju (chciałem użyć bardziej adekwatnego porównania (w turnieju są rycerze) ale znowu ręka się zawahała …), tylko ta para. Nie ma już znaczenia umiarkowany czy skrajny prawicowiec, lewicowiec, liberał, czy socjaldemokrata, zielony czy czerwony. To detale tu mniej istotne na finiszu. Istotna jest wizja Polski i jej miejsca w cywilizacjach, kulturach: w którym związku kulturowo-cywilizacyjnym chce być?  Takie sobie postawcie pytanie i szczerze na nie odpowiedzcie.  Wybór (jakikolwiek by nie był) będzie wówczas łatwy i prosty, bo różnice są bardzo wyraźne.

Leave a comment