Sen o wolności czy sen o upiorach?

Bogumił Pacak-Gamalski

Słucham drugi dzień/noc już niekończących się analiz, dyskusji, przypuszczeń i łoskotu wpadającego do urny wyborczej  każdego przeliczonego głosu w wyborach amerykańskich.  Mimo czterech lat doświadczania prezydentury Donalda Trumpa. Człowieka, który nawet nie próbował udawać być kimś kim nie jest.  Człowieka pozbawionego wszelkich skrupułów, wszelkich zasad etycznych. Wyrachowanego, sprytnego sprytem dobrego złodzieja, traktującego wszystko i wszystkich, jako przedmiot handlu, transakcji handlowej. Próżnego narcyzysty patrzącego na świat przez pryzmat własnej, niezaspokojonej ambicji i własnych możliwych korzyści. Nie szukającego przyjaciół a oddanych służących; nie chcącego przewodzić wierzącej w niego grupie oddanych obywateli, a rządzić grupą bezwolnych poddanych.  Jego ignorancja zasadniczej, fundamentalnej wiedzy o człowieku, o filozofii człowieka i społeczeństw, o historii cywilizacji i społeczeństw czyni go niezdolnym do zrozumienia najprostszych wartości niezbędnych do spełniania wszelkiej funkcji publicznej.  Jest antytezą służby publicznej. Gdyby był królem  – byłby królem okrutnym. Mimo to jego nieokiełznana próżność pewnie pełna jest marzeń i porównań z  monarchami średniowiecza.  Nie rozumiejąc, że w olbrzymiej większości wywodzili się oni z prastarych rodów wojów i rycerzy, którzy rozumieli, że ich zadaniem zasadniczym jest bronić ceną własnego życia i poświęcenia swoich poddanych. Mogli być okrutni w sposobie sprawowania władzy – ale mieli głębokie rozumienie swojej roli księcia-króla. Roli symbolu całej grupy i roli poświęcenia swego życia i prywatnego szczęścia w ochronie tychże poddanych. Nie zawsze i wszędzie tak się działo – ale to był mit władcy. Mit poświęcenia, mit Rzeczy Większej od władcy, której tej władca służył. Trumpowi śni się korona ale mistyka tej korony jest mu obca.  Jest cwany ale przeraźliwie głupi. Chce hołdu ale nie potrafi zdobyć się na poświęcenie godne takiego hołdu. Nęci go nieopanowane okrucieństwo wielkich imperatorów – nie rozumie celu tego okrucieństwa. Nęci go korona wysadzana drogocennymi kamieniami ale nie rozumie ciężaru tej korony.

Mimo to, mimo tej wiedzy, tego doświadczenia czterech lat jego ‘panowania’ – pod koniec drugiego dnia zakończenia głosowania i obliczania głosów nie znamy jeszcze zwycięzcy. Gdy to pisze prowadzi Joe Biden. Ale Trump tuż, tuż za nim. Już się ogłosił (wbrew przyjętej konwencji i prawu) zwycięzcą, już protestuje przed sądami wyniki w kilku stanach.  Nie wiem, być może, że w tym momencie już są wyniki.  Nie to mnie jednak w tej chwili zajmuje. Ostatecznie będzie albo Biden albo Trump. I nie ja zadecyduję kto, ani ten tekst na to wpływu mieć nie będzie.

Mnie pasjonuje (inne słowo pcha się na papier ale go nie użyję) jak to się stało, że świnię traktuje się na równi lub wyżej niż człowieka porządnego.  Że łajdak znajduje miliony łotrów i łotrzyc, którzy go popierają. Że ma całkiem realne szanse na wygranie wolnych wyborów demokratycznych.

I widzę to też w kontekście wielkich protestów kobiet i dziewczyn w Polsce. Tłumów w wielkich i małych miastach w każdym regionie Polski. Wbrew pandemii, wbrew groźbom i ostrzeżeniom władz rządowych i partyjnych PiS, wbrew grobowej mowy karlejącego z dnia na dzień Małego Dyktatorka. Naturalnie, że pełen podziwu i wsparcia jestem dla tych protestów. Całe życie stałem po stronie tych, którym godności i praw odmawiano. Obojętnie na ich płeć, kolor skóry, wyznanie.

Alegoria Wertego (z WikimediaCommons)

Mimo terroru rewolucyjnego i ofiar, jakie ten terror wprowadził – hasło Rewolucji Francuskiej jest moim motto przewodnim: Liberté, égalité, fraternité. Wolność, Równość, Braterstwo. Braterstwa prawem i legislacją narzucić nie można, stąd pewnie najtrudniejsze do osiągnięcia. Ale wolność i równość musi być w demokracjach XXI wieku prawem zapisanym i stosowanym. By większość swej woli okrutnej nigdy mniejszości żadnej narzucić nie mogła. Bo nic słodszego w życiu człowieka ponad nią nie ma. Zawsze będą hamulce pochodzeniowe, majątkowe, które ją będą ograniczać. Żyjemy w świecie naturalnym, fizycznym, który nie jest dzieckiem filozofii, wierzeń i marzeń. Ale wolność legalna daje jedyną szansę na pełny rozwój człowieka w społeczeństwie. Przynajmniej szansę. A to już bardzo dużo.

By móc wolność otrzymać, nawet gdy bez przymusu ustanowiona jest prawem, by móc z niej korzystać,  trzeba najpierw wolność pożądać, pragnąć jej. Bez tego pragnienia, bez tego głodu, jej owoce nigdy dojrzeć słodyczą pełną nie będą mogły. Będą jedynie cierpkie i kwaśne. I nie ma nigdy pełnej wolności jednostki lub grupy bez pełnej wolności wszystkich wokół. Wtedy to jedynie przywilej. A przywileje tak łatwo się dostaje, jak się je traci. Należą nie do obdarowanego a do tego, który je nadaje.

Więc patrzę na ten kontekst polsko amerykański. Cztery lata po wyborze Trumpa w USA. Gdy król autentycznie i wielokroć zrzucał szaty i stawał przed narodem nagi. W pełnej hańbie swojej brzydoty moralnej. Cztery lata później najbardziej dla mnie przykrym jest widok milionów Amerykanów ciągle na niego głosujących. Pewnie za mało by wygrał kolejne wybory. Ale jak strasznie za dużo.

Patrzę na setki tysięcy polskich kobiet i ich przyjaciół mężczyzn i wzbiera we mnie jednak pewien smutek i gorzkość. Czy wszystkie z was, sprawiedliwie oburzone zamachem na waszą wolność, głosowały ledwie kilka miesięcy temu przeciw Andrzejowi Dudzie?  Czy też tylko wówczas wyszłyście z gorącym protestem, gdy wasze prawa i wolność zostały naruszone? Czy wychodziłyście tak tłumnie i tak bezpardonowo gdy burzono Trybunał Konstytucyjny? Gdy burzono Sąd Najwyższy? Jeśli tak – to w jaki sposób Andrzej Duda został ponownie wybrany prezydentem? Przecież było wiadomo, że kolejny zamach na waszą wolność ta partia i ten prezydent przeprowadzą.

Patrzę na zdjęcia pod konsulatami polskimi w Toronto, w Vancouverze i przypominam sobie protesty moje z grupką 3-5 osób w Vancouverze w latach 2016-2018.  Bo król w Polsce już wówczas był nagi. I każdy jego brzydotę moralną widzieć mógł.  W Toronto, gdzie wielokrotnie więcej jest Polaków na te regularne protesty przychodziło kilka-kilkanaście osób. Zawsze tych samych, niezłomnych.  I nie było pandemii.

Stąd i przestroga pewna na usta mi się ciśnie. Najwyższą wartość ma protest przeciw zabieraniu wolności innym, drugim. Nie tylko przed utratą własnej.

To nie jest krytyka słusznych walk kobiecych o prawo do decyzji o sobie i swoim ciele. Chwalę was za to i wspieram pełnym sercem. I akcją, gdzie mogę.  To tylko gorzka refleksja. Ale warto nad nią się zastanowić.

Jest zadziwiające, jak zmienili się ludzie w krajach, które dotąd dumne były z przywiązania do wolności, do pewnego szlachectwa moralnego. Wystarczyło kilka lat knucia, kilka lat dzielenia przez podłych ludzi i podłe rządy, kilka lat jałmużn sprytnie kierowanych tam, gdzie spodziewano się najmniejszego oporu, by hasła:  „za wolność Wasza i Naszą” w Polsce i  moralne przewodzenie tzw. Wolnego Świata przez USA, pękły, jak bańka mydlana.  Teraz bańki ciągle są – ale to bańki ścieków, brudów.

Ano, cóż – zebrało mi się na gorzkie żale.  I nie, nie pójdę z nimi do kościoła.  Na pewno nie do polskiego kościoła.  Pójdę poczytać wywieszone na bramie kościoła w Wittenberdze Tezy Marcina Lutra. I pomyślę czym się różni Kościół w Polsce od Kościoła europejskiego w XVI wieku. I kto będzie mnichem augustianinem w Polsce w pięć wieków później, czyli dziś.

W 1976 roku na scenach Teatru Na Woli wystawiono sztukę Antonio Vallejo w tłumaczeniu mojej ciotki, Kazimiery Fekecz. Sztuka jest o moralnych zmaganiach Goyi w tworzeniu jego słynnego dzieła ‘Gdy rozum śpi budzą się upiory’.  Oj, budzą się. Wcześniej niż Francisco Goya, dwa tysiące lat wcześniej, Seneka napisał, że rozum jest panem każdego losu: sam w sobie działa w dwóch kierunkach, będąc przyczyną naszego szczęścia lub naszej mizerii.

F. Goya, ‘Gdy rozum śpi…’

Może to więc nie jakaś moc niebotyczna, magiczna Ziobrów, Kaczyńskich, Dudów i Trumpów jest przyczyną naszej mizerii? Może zbyt łatwo daliśmy rozumowi i zdrowemu rozsądkowi przysnąć po przecukrzonych łakociach świętej tradycji, mitów narodowo-etnicznych i kilku dukatach rzucanych niby tak, od niechcenia, w tłumy wirujące, jak chochoły na jakimś gospodarstwie pod Krakowem? Może. Nie wiem.

Leave a comment