7 marca opublikowałem na gorąco (?) wystukiwany na klawiaturze Facebook’a wiersz ‘Parlez moi d’Amour, mon cher Paris’. Wspomnienie nie odbytego (jeszcze) spaceru paryskiego do Ogrodów Luksemburskich i długiej rozmowie o miłości. I platonicznej i zmysłowej. Ostatecznie trochę już tych krzyżyków mam na plecach, więc sporo na ten temat powiedzieć mógłbym. Tylko osobie wyjątkowo bliskiej. W obecnym stadium swojego życia dwie tylko takie osoby są. Wyjątkowo – i w wyjątkowo inny sposób – mi bliskie. A teraz wygrzebałem gdzieś stary erotyk Micińskiego „Noc majowa”:
Efemerydy,
lećcie w tan –
o kwiaty jezior, nereidy!
na multankach w dąbrowie gra Pan.
Czemu Micińskiego zapomniany jakiś wierszyk (jak i Miciński zapomniany dziś)? Ano, słuchałem dziś pana Karola Szymanowskiego I Koncert Skrzypcowy w wykonaniu Konstantego Kulki. Bajka. Zapomniałem, jakie cudowne poematy miłosne komponował Szymanowski. Właśnie takie poematy o miłości. Tenże koncert dedykował Pawłowi Kochańskiemu, genialnemu skrzypkowi tamtej epoki, który mu wiele tajników wirtuozerii skrzypcowej wyłuszczył. Potem zresztą Kochański grał ten koncert Karola Szymanowskiego w Nowym Jorku, w 1923 bodajże, z orkiestrą pod batutą samego Leopolda Stokowskiego. Szymanowski był dość kochliwym człowiekiem i młodzieńcowi żadnemu nie przepuścił. Więc gdy sam był jeszcze bardzo młody, w Zarudziu pod Zamościem, gdzie gościł we dworze Jaroszyńskiego, skomponował to cudeńko muzyczne. Wymaga delikatnego dotyku smyczka, który pieści jeno struny skrzypek. Tak, jak zrobił to Kulka na tym nagraniu, którego słuchałem. Pod bardzo dobrą dyrekcją Jerzego Maksymiuka i Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia. Ileż w tym pasji, ile tęsknoty. I ślady rozległego stepu dalekiego Podola, dzieciństwa i wczesnej młodości pana Karola i jego pełnej przygód późniejszej podróży po Północnej Afryce. Przygód i doznań, które dzielił z towarzyszem tej podróży Stefanem Spiessem, niewątpliwie jego ówczesnym kochankiem i mecenasem finansowym.

Ach, a czemu Miciński? Ponoć (nie ma pewności) pod wpływem tegoż wiersza Szymanowski ten brylancik muzyczny stworzył. Czemuż by i nie? Wieczory długie w starym dworze, może księżyc przez okno zaglądał, a w bibliotece dworskiej wykształconego przyjaciela pewnie bez problemu tomik Micińskiego ciągle jeszcze młody Szymanowski mógł znaleźć i czytać. Może i słyszał świerszcze za oknem otwartym i myślał, że to Pan na fujarce-multance gra … . Czy myślał o tym swoim wczesnym koncercie siedząc pod fontanna w Taorminie i podziwiając ciała młodych Sycylijczyków figlujących nieprzystojnie w tejże fontannie? Jak wspomina w swojej biografii Artur Rubinstein, ta wizja pięknych młodzieńców wprawiała Szymanowskiego w zachwyt.
Warto to pamiętać słuchając tegoż koncertu skrzypcowego. Kontekst i odrobina wiedzy nie szkodzą, a przeciwnie – pomagają dzieło lepiej odebrać, rozumieć. Bo sztuka prawdziwa nie jest wysiłkiem jedynie intelektu i techniki. Tenże na nic bez wielkiej emocji i bez wielkiej miłości. I tej osobistej do człowieka i tej filozoficznej do Człowieka. Pasja jest wszystkim, co czyni sztukę autentyczną. A nie znać lub ukrywać pod kluczem archiwalnym homoseksualizmu twórcy (zwłaszcza twórcy z lat dawno przeszłych) jest po prostu gwałtem i zbrodnią na tej twórczości. Ona nie powstała z niczego, nie powstała w próżni. Te dzieła tworzyli ludzie żyjący. Kochający, tęskniący, cierpiący i zwycięscy. A to wszystko miało wpływ na ich twórczość. Ot, i arabeska druga. Arabeska – płochy, nietrwały rysunek, krótki utwór literacki lub muzyczny. I nazwa arabskiej prostytutki. Hmm… . Jakby Tuwim zakończył filozoficznie: człowiek się jednak na niej rodzi i na niej umiera.