by Bogumił Pacak-Gamalski
O mamo, otrzyj oczy
Z uśmiechem do mnie mów,
Ta krew, co z piersi broczy —
Ta krew — to za nasz Lwów!…
Ja biłem się tak samo
Jak starsi — mamo, chwal!…
Tylko mi Ciebie, mamo,
Tylko mi Polski żal!…
/……/
Mamo, czy jesteś ze mną?
Nie słyszę Twoich słów —
W oczach mi trochę ciemno…
Obroniliśmy Lwów!
Zostaniesz biedna sama…
Baczność! Za Lwów! Cel! Pal!
Tylko mi Ciebie, mamo,
Tylko mi Polski żal!…
(fragmenty wiersza “Orlątko” z 1918, A. Oppmana)
Nie, nie dla sentymentalnej łezki, nie dla odkurzenia starych tomików zapomnianych dziś poetów Młodej Polski i Dwudziestolecia. Z przypomnienia zwykłych faktów, legend i mitów, historii i literatury. Tego wszystkiego, co stwarza, zlepia i cementuje te tysiące fragmentów prawdziwych i baśniowych konceptu nazwanego: naród, narodowość. W polskim koncepcie narodowym – poza Piastami, Jagiellonami, Grunwaldem – są jeszcze miasta szczególne: Poznań, Gniezno, Kraków, Warszawa i piąte: Lwów. Co tworzyło legendę odzyskania Niepodległości? Naturalnie wymarsz Kadrówki z Krakowa, gdzieś jakieś bitwy (kto potrafi dziś palcem na mapie wskazać, w przybliżeniu choćby, Kostiuchnówkę?), potem legendarny powrót Piłsudskiego z Magdeburga do Warszawy – i niepodległość. A przecież jedna z najkrwawszych, najtrudniejszych (do pewnego stopnia i najtragiczniejszych) była trwająca do 1919 roku wielka kampania w Małopolsce Wschodniej, na Wołyniu, Podolu, na Pokuciu. I znowu – kto tak naprawdę wie, gdzie to Pokucie leży? Mimo, że należało do Polski od 1349, za panowania ostatniego Piasta na tronie krakowskim. Nie jestem nawet pewny ilu absolwentów uniwersyteckich potrafi na mapie współczesnej choćby w przybliżeniu pokazać, gdzie zaczynał się Wołyń a gdzie kończyło Podole. W tych walkach miedzy 1918 a 1919, najważniejszymi były walki o Lwów. Ten klejnot Korony Polskiej. Miasto, które być może bardziej jeszcze niż Kraków było centrum kultury, nauki i polityki polskiej w dobie zaborów a zwłaszcza przed wybuchem I wojny. Na pewno nie była nim Warszawa, ani nawet Poznań i (mimo moich słabości do miasta Gedymina) zdecydowanie nie Wilno.
Otóż przez cały w zasadzie okres rozbiorów olbrzymia połać wschodnio-południowa Rzeczypospolitej tworzyła Królestwo Galicji i Lodomerii pod berłem Habsburgów (dość długa i skomplikowana dynastycznie droga związana z Koroną węgierską). Ten twór administracyjny obejmował Małopolskę, całe Podole i Pokuć, część Wołynia. Dwa miasta czołowe to był Kraków i Lwów. We Lwowie istniał swoisty narodowy parlament z szerokim zakresem niezależności krajowej, decydowania o wielu sprawach administracyjnych, edukacyjnych, handlowych. Ów lwowski parlament spoczywał głównie w rękach Polaków (byli w nim też Rusini, wówczas już zdecydowanie używający nazewnictwa ‘Ukraińcy’). Pozwalało to na rozwój życia gospodarczego i naukowego, ale też politycznego. Tu powstawały zręby organizacji, które walnie przyczyniły się do powstania później Legionów: Sokolnictwo, Strzelcy, Drużyny Bartoszowe i inne. Tu też zrodziła się silna postawa narodowa i niepodległościowa Ukraińców, którzy – zwłaszcza na ziemiach za dawną Rusią Czerwoną (Lwowszczyzna), w kierunku tegoż nieszczęsnego Pokucia – stanowili większość mieszkańców i marzyła im się własna, niezależna od starej Rzeczypospolitej ojczyzna. Stąd trwały tam najkrwawsze i najdłuższe walki o te ziemie. Walki, z których zwycięsko wyszła jednak Rzeczypospolita. A słynna obrona Lwowa i opiewane w piosenkach ‘orlęta lwowskie’ były dla etosu odrodzonego państwa tak ważne, jak powstańcza młodzież warszawska była dla etosu II wojny. Z tą różnicą oczywiście, że Orlęta ten Lwów dla Polski obroniły. Aż do 1945, kiedy świat oddał w zbrodnicze łapy sowieckie ten szlachetny gród i cała tą krainę.
Byliśmy i jesteśmy z tymi ziemiami i ich mieszkańcami związani od zarania dziejów, a przez wspólne państwo (Królestwo Polskie) od czasów piastowskich, zaś od Unii Lubelskiej z posiadłościami Wielkiego Księstwa Litewskiego, którego większość terytoriów też obejmowała ziemie byłych księstw ruskich. O Rosji nikt wówczas nawet poważnie nie mówił. Nie zapominajmy, że te wczesne księstwa i ludy ruskie sięgały hen, w obecne granice Polski, aż po Lubelszczyznę, Rzeszowszczyznę, Zamojszczyznę. Więc ta granice, jakie dziś mamy z Białorusia i Ukrainą są siłą rzeczy też niczym innym, jak sztucznym tworem politycznych i militarnych negocjacji, dyktatów, umów. Nie ma jakiejś ścisłej granicy naturalnej, jak np. obce języki (litewski, żmudziński, niemiecki). Stąd Lwów ukraiński mi nie przeszkadza, tak jak Wilno litewskie. Dogadamy się, ostatecznie to rodzina. Skłócona, do oczu sobie czasem dość nieźle skakała – ale rodzina. Wszak była to jednak Rzeczypospolita, czyli wszystkich. Ich też. Rozwód był bolesny i krwawy ale był. Trzeba się pogodzić. Ale Ukraina pod batem carskim, sowieckim lub rosyjskim? Tu dostaję czkawki i ręka mimochodem głowicy karabeli szuka…

Lwów dziś
Naturalnie nie piszę tego, jako ciekawostek historycznych i ani o dokładność historyczną dat, miejsc nie dbam zbyt, ani o szczegóły tysięczne a ważne też nie dbam. Polecam jednak uwadze czytelnika polskiego sięgnąć do jakichkolwiek opracowań historycznych. Jeśli ktoś się za Polaka uznaje to winien wiedzieć skąd ta Polska się wzięła i jaka była przez większość swego istnienia. Przecie nie tak prosto od myszy pod wieżą kruszwicką.
Piszę z jednego powodu – świat drży (zwłaszcza świat europejski) obecnie przed możliwością kolejnego najazdu rosyjskiego na Ukrainę. Za Dzikimi Polami, nad Donem, Rosjanie zgromadzili olbrzymie siły zbrojne, na terenach ziem księstw Halickiego i Łuckiego (obecna Białoruś) armia rosyjska i wojska białoruskie są niemal na rzut kamieniem od Kijowa. To nie tylko śmiertelne zagrożenie dla Polski w jej obecnym kształcie politycznym, ekonomicznym, kulturowym. Jeśli Ukraina podzieli losy Białorusi (quasi-suwerenność pod panowaniem bezwzględnego autokraty) – staniemy wobec sytuacji, że blisko 1000 km. naszej granicy będzie stałym polem minowym. Naturalnie, że mamy pewne silne gwarancje wynikające z członkostwa w NATO. Jak skuteczne? Chyba wystarczająco tylko … w polityce wszystkie gwarancje są tak niezachwiane, jak niezachwiane są postawy sojuszników. Dalej tych rozważań rozwijać nie będę. Zakładam, że są trwałe i silne.
Ale Ukraina, tenże Lwów ukochany – to inna historia. Jakie są (czy są?!) plany polskie na wypadek katastrofy wojennej na Ukrainie, na wypadek masowego exodusu obywateli ukraińskich (w tym jej obywateli o polskim pochodzeniu z terenów Zachodniej Ukrainy)? Czy np. rozważano możliwość automatycznego przyznania przynajmniej prawa pobytu na stałe w Polsce tym, którzy są w drugim lub trzecim pokoleniu potomkami obywateli II Rzeczypospolitej ( o I Rzplitej nie wspomnę, bo to zbyt daleko idące i nie realne a i skomplikowane terytorialnie i legalnie)? Nigdzie nic na ten temat w prasie ani krajowej ani polonijnej nic nie słyszę ani widzę. Czyż naprawdę dzieci repatriantów polskich z Ziem Wschodnich (jak ja), których jest miliony w Polsce i ze względu na wiek zajmują wiele czołowych pozycji w polityce, kulturze, nauce i przemyśle nie myślą i nie rozmawiają o tym? Z prawa, z lewa i ze środka politycznego? W tym i w PiS i w PO. Wystawia się pomniki tzw. Żołnierzom Wyklętym z resztek rozwiązanych Dywizji AK na Wileńszczyźnie a nie ma planów co robić na wypadek katastrofy na Wołyniu i Podolu? Coś tu nie tak z tym przywiązaniem do tradycji i historii… . Nawet na popularnych forach społecznościowych nie znajduję ożywionej na ten temat dyskusji. Mowa gorąca (i słusznie, bo to hańba, zwłaszcza dla nas, narodu emigrantów i uchodźców) o tragicznej sytuacji uchodźców azjatycko-syryjskich na granicy z Białorusią. A co będzie z uchodźcami z Kresów, naszych Kresów, dziećmi, wnukami i prawnukami obywateli polskich? Też będziemy ich psami szczuć i wyrzucać za Bug?

Mam nadzieję, że do sytuacji takiej nie dojdzie, że Rosja zrozumie, że jej apetyt może ją przyprawić o bardzo poważne niestrawności, może nawet śmiertelne. Ale tylko na nadziei opierać się nie wolno.
Polska i Polacy o Lwowie i jego mieszkańcach (bez względu na ich etniczne pochodzenie) zapomnieć nie może. Chciałbym byśmy o tym pomyśleli. Naród, który myśli tylko o chwili współczesnej nie jest narodem a zlepkiem różnych grup i różnych interesów, jest społeczeństwem tymczasowym.
(zdjęcie dzisiejszego Lwowa z Wikimedia Commons, By Mitte27)