Ci, którym sztandary nie kłaniały się …

Każda wojna, każda rewolucja, każde powstanie jest brzemienne w mity, legendy chwały i bohaterstwa. Cmentarze ze szczerniałymi od starości krzyżami, z białymi brzozowymi krzyżami, małe kapliczki i tabliczki po lasach, na rogach ulic, tynkach kamienic. I wielkie pominiki z marmuru, granitu, stali. I nazwiska-symbole dowódców, żołnierzy. Ma też bardów. Zwłaszcza tych, którzy polegli w walce, jak Baczyński lub Gajcy. Każda wojna, walka na śmierć i życie ma też setki nieznanych lub bardzo mało znanych młodych poetów, twórców sztuki, którzy tej wojny, tej walki nie przetrwali, a przedwczesna śmierć uniemożliwiła im rozwój talentu, publikacje. Twórcze zaistnienie w historii swojego kraju. Więc, gdy rocznica już siedemdziesiata ósma Powstania Warszawszkeigo nadeszła – nic nie pisałem na jakichkolwiek forach i w jakimkolwiek formacie. Dajmy im już usnąć, bo ten ciągle powracający szmer i walka słów o sens tej hekatomby już zbyteczny. Historia. Teraz zwłaszcza, gdy nikt prawie z tch, co o tym opinie wydają w tamtym czasie nie istniał. Nawet w zamysle rodziców. Nawet Powstania Styczniowego i jego przywódców tak nie szarpano, jak tych z tego 1944.

Teraz, blisko dziesięć dni od tej daty wybuchu Powstania, od jego obchodów chcę jednak przypomnieć, poniekąd symbolicznie tych, o których w tych obchodach nie wspominano. Tych nie znanych lub prawie nieznanych, bardzo młodych żołnierzach-poetach Armii Krajowej. Skłoniła mnie do tego wymiana zdań z dyrektorem Książnicy Pruszkowkiej, który w tych obchodach w Pruszkowie pod Warszawą brał udział. Bo przypomniało mi to postać Stanisława Kowalczyka, wyjątkowo uzdolnionego poety, o którym bez wątpienia, gdyby tą wojne i ten rok 1944 przeżył, byśmy usłyszeli dużo więcej, a literatura polska miałaby nowy, piękny rozdział. 23 sierpnia 1944 ta nadzieja, ta szansa na nowe publikacje, nowe wiersze – zgasła.

Poniżej publikuję zdjęcie ze stron rocznika “Strumień” (wydanie z 2007) z moim esejem na temat jego twórczości.

Sam, w latach gdy w Pruszkowie mieszkałem (sypiałem raczej, bo mieszkałem de facto w Warszawie, gdzie żył cały mój świat) lubiłem tą drogę do Pęcic. I od tegoż, 2007 roku, na zawsze już mi się z Kowalczykiem będzie ona kojarzyć. Więc: non omnis moriar – dla mnie, Polaka całe życie z literaturą związanego, Stanisław Kowalczyk na zawsze tej literatury ważnym fragmentem pozostał.

Leave a comment