by Bogumił Pacak-Gamalski
W poprzednim tekście usiłowałem zarysować co to jest tzw. społeczność LGBTQ2+ . I co się de facto pod tymi literkami ukrywa. Z licznych komentarzy, jakie dostałem z Kanady i Polski wynika, że w dużym stopniu tekst był przyjęty dobrze (choć zastrzegałem, że to szkic bardzo skrótowy i w wielu odcieniach historii i współczesności LGBTQ2+ wręcz pobieżny). Za dobre słowa dziękuję. Tutaj chce podjąć temat kampanii nienawiści wobec LGBTQ2+, która rozpętano w Polsce. Gdy mówimy o ‘nienawiści’ naturalnie rośnie atmosfera polemiki, oskarżeń i ważkość argumentów. Ale nie o to mi chodzi. Tak, argumentuję, że autorzy i konstruktorzy tej kampanii-nagonki zasługują na pełne i całkowite potępienie, że są osobami niegodnymi. Wszak mowy nie może być o tego typu kampanii bez użycia aparatu propagandy. Propaganda to ma do siebie, że ludzi temat mało znających ogłupia, stwarza wrażenie zagrożenia i konieczność obrony. Jest bardzo możliwe, że wiele z tych osób bez tejże propagandy uniknęłoby wydawania sądów fałszywych lub szkodliwych. Bo to zawsze opiera się na końcu o wydawania właśnie własnego osądu tematu, poszukiwaniu tego, co – zdaniem naszym – jest sprawiedliwe lub dobre.
A to już zagadnienia etyczne i moralne. Więc – z pewnym lękiem, że tekst i tak już długi, wydłużę bardziej jeszcze – dam wyjaśnienia tych pojęć od Nauczycieli najpoważniejszych prawdy, fałszu, dobra i zła. Zacznę od Sokratesa, potem jego ucznia Platona, dalej ucznia Platona – Arystotelesa (tenże potem był nauczycielem jednego z najsłynniejszych gejów ludzkości, Aleksandra Wielkiego). Nie bez znaczenia jest fakt, że Platon był źródłem rozmyślań i pism uważającego się za jego ucznia św. Tomasza z Akwinu. Ojca Kościoła Katolickiego i twórcy ram teologii i filozofii chrześcijańskiej. To ułatwia zrozumienie, jak wszystko w historii się łączy a kolejne warstwy wiedzy i mądrości korzystają z doświadczeń i wiedzy przeszłej.
W „Fajdrosie” Platona, Sokrates prowadzi z tymże Fajdrosem dyskusję o mowie i piśmie sugerując, że aby dobre być mogły ich autor winien znać temat i prawdę o tym temacie. Na wątpliwości Fajdrosa czy to najistotniejsze odpowiada mu przypowiastką: gdyby on ani Sokrates nigdy w życiu nie widzieli konia, a zaszłaby potrzeba zakupienia takowegoż na potrzeby wyprawy wojennej Fajdrosa, Sokrates z własnych wyobrażeń, jakie dobry koń przymioty mieć winien poradziłby, by zakupił … osła. Fajdros sam o koniu więcej nie wiedząc posłuchałby rad Sokratesa, jako mówcy znanego i dobrego i osła by kupił, będąc przekonany, że to koń. Tak i mówca dobry potrafi mową zręcznie sformułowaną przekonać słuchaczy do rzeczy fałszywych i złych jeśli słuchacze wiedzy o temacie rozmowy nie mają.
Uczeń Platona zaś, Arystoteles, w traktacie „Polityka”, w rozdziale o sprawiedliwości w społeczeństwach, tak wnioskuje: „Wszyscy opowiadają się za jakąś sprawiedliwością, ale nie przekraczają pewnego punktu, nie mówią o pełnej sprawiedliwości w jej znaczeniu suwerennym. W związku z tym myślicie, że sprawiedliwość jest równością; i jest nią zaiste – ale nie dla wszystkich osób, tylko dla tych, którzy są sobie równi. Nierówność jest postrzegana, jako sprawiedliwa; i jest nią zaiste – ale nie dla wszystkich, tylko dla tych, którzy nie są równi. Popełniamy duży błąd, jeżeli omijamy pytanie ‘dla kogo’, kiedy decydujemy, co jest sprawiedliwe. Powodem tego jest fakt, że wydajemy własny sąd a ludzie są generalnie złymi sędziami, kiedy ich własny interes jest z osądem związany” (tł. własne BPG z :Aristotle „The Politics”, Penguin Classics, 1981, s.195)
I stąd, w moim osądzie, większość heteroseksualna często nie potrafi zrozumieć, że nierówność wobec mniejszości homoseksualnej i inno-płciowej jest niesprawiedliwa. A, jak pisał św. Tomasz: co niesprawiedliwe jest złe.
„Sprawa Polska’ to pojęcie związane z losami naszego kraju głośne od czasów rozbiorowych. Czy chodziło o Napoleona, czy o Kongres Wiedeński, losy Królestwa Polskiego pod berłem carskim, w końcu stanowiska państw zaborczych w I wojnie światowej, a na końcu Traktat Wersalski z 1919 stale się tym zajmowały. Jak i sami Polacy – od Insurekcji Kościuszkowskiej poczynając, na Legionach Piłsudskiego kończąc. Te hasło-zagadnienia raz jeszcze odżyło w czasie konferencji jałtańskiej, teherańskiej i poczdamskiej w latach 1944-1945.
Otóż ,sprawa polska’ odżyła ponownie – w większym jeszcze, bo egzystencjalnym charakterze – w związku z aktywnością polskiej społeczności LGBTQ z jednej strony a stanowiskami naczelnych władz Polski i głównych hierarchów polskiego Kościoła Katolickiego z drugiej. Dzięki podżeganemu przez diecezje białostocką, z jej biskupami na czele, obrzydliwemu atakowi na Marsz Równości w Białymstoku, ten proces rozlał się na masową skalę. Tak w kraju, jak i poza jego granicami. Głos zabrali najwyżsi dostojnicy państwa i Kościoła: poseł Jarosław Kaczyński, prezes PiS i arcybiskup-metropolita krakowski Jędraszewski. Mówiąc w olbrzymim skrócie ich wystąpienia można zreasumować konkluzją, że wedle tych dostojników chodzi wręcz nie o samo istnienie niezależnej Polski ale o jej ‘ducha’, jej charakter narodowy. Słowem o to, co nazywamy potocznie ‘polskością’. Tejże, najdroższej wszystkim Polakom, polskości zagraża … LGBT i jego ideologia! Podobnych słów w innym okresie i sąsiedzkim państwie w latach 30tych używał Hitler i jego najbliżsi współpracownicy. Też w okresie konsolidacji pełnej i nieograniczonej władzy i przed wprowadzeniem jawnej dyktatury NSDAP pod osobowością Fὕrera. W momencie wczesnego kształtowania się dyktatury prawie zawsze niezbędny jest wróg tak zewnętrzny, jak przede wszystkim wewnętrzny. To umożliwia sterowanie i kontrolę nad nastrojami społecznymi, jak i postawienie wyraźnej cezury ‘my-wy’. Gdzie ‘wy’ jest zagrożeniem jedności, zagrożeniem narodowego charakteru, wynaturzeniem. Nie wolno zapominać, że niemieccy homoseksualiści byli jednymi z pierwszych ofiar zbrodniczego hitleryzmu, w dodatku ofiarami bezbronnymi, bo niezorganizowanymi i bez poparcia społecznego, bez jakichkolwiek praw. Fakt, że socjalnie wesołe lata Republiki Weimarskiej, głównie w Berlinie i wielkich metropoliach, wzbudziły fałszywie rozumianą szeroką akceptację ‘inności’, spowodował upublicznienie się wielu homoseksualistów – później następujące represje i aresztowanie ułatwił i przyspieszył. Pomogło to też Hitlerowi na likwidację zagrożenia ze strony SA – jego brunatnych sojuszników. Ktoś powie, że to absurdalne porównanie – arcybiskup metropolita krakowski i Hitler? Kaczyński i Goebels? Nie wiem czemu miałoby ono być absurdalne. Dla mnie jest bardzo logiczne. Fakty i historia oparta na nich nie kłamią. Przytoczę słowa dostojnika: „Niektórzy homoseksualiści uważają, że to co oni robią jest ich prywatnym życiem. Lecz życie seksualne nie jest już prywatną sprawą, ponieważ dotyczy przeżycia narodu. /../ Naród z dużą ilością dzieci może zawładnąć światem. Naród czysty rasowo z niewielką ilością dzieci stoi już jedną nogą w grobie, za pięćdziesiąt lub sto lat nie będzie już istniał. Dlatego też wszyscy musimy zrozumieć, że nie możemy tej chorobie pozwolić rozwijać się … i musimy ją zwalczać…”. Który dostojnik to powiedział? Czy w 2019 w Krakowie czy wcześniej? Wcześniej. W 1937. Heinrich Himmler.
Jakiś cymbał w Łodzi, profesor Zbigniew Rau kandydujący na wojewodę z ramienia PiS, napisał na swojej stronie wyborczej komentarz ze znamiennym tytułem: „Stop Ideologii LGBT! Stop cywilizacji śmierci!”. Tak, profesor. Nie, nie wiem czy to wynik uwiądu starczego (facet nie najmłodszy, choć nie starzec jeszcze), zwykła chciwość na pieniądze i władzę na funduszami (to dotyka wszystkich w Polsce – i nie tylko – niestety), czy po prostu zawsze był cymbałem ale wykuł się w swojej dziedzinie w latach studenckich, a potem całował pupy władz uczelnianych by tam mógł pracować i powoli a skutecznie tytułu się doskrobał. Nie ważne – byli, są i będą i tacy ‘akademicy pożal się boże’. Fakt jest faktem, że pod tym się podpisał (więc podaje się za autora) ergo jest cymbałem.
Ta hasło ‘ideologii LGBT” pojawia się nad wyraz często, w zasadzie nagminnie teraz w gadzinówkach reżymowych i na ambonach kościelnych. Jest takim zawołaniem do boju, wiciami rozsyłanymi do gminu i gromkim do kupy mośćpanowie, na koń i szable w dłoń! Można by się z tego śmiać w kułak, satyrycy mieli by temat wspaniały i niewyczerpany do swoich skeczy, psychiatrzy roboty po uszy … .
Człowiek o tyle o ile zorientowany w terminologiach, słownictwie polskim wie, że takie zwierzę, jak „ideologia LGBT’ po prostu nie istnieje. To pojęcie mieści się może w kategoriach faunów i skrzatów leśnych, syren morskich i lewiatanów, smoków wawelskich (może stąd te wystąpienia metropolity krakowskiego – może to od wyziewów smoczych spode Skarpy Wiślanej pod Katedrą wawelską coś mu faktycznie zaszkodziło, bo wierzyć się nie chce, by arcybiskup, wzorem profesora łódzkiego, mógł też być po prostu cymbałem!?). Liczni księża i zakonnicy byli wystąpieniem arcybiskupa oburzeni, apelowali wręcz by sam podał się do dymisji lub by Episkopat zwiesił go w czynnościach. Na próżno. Sami dostali ‘po łapkach’ od Episkopatu.
Znajoma działaczka polonijna, mogę szczerze powiedzieć, że od wielu lat moja bardzo bliska znajoma, z którą więcej niż często różniliśmy się poglądami ale mieliśmy wobec siebie szacunek i wspólny cel służenia polskiej kulturze w Polonii – wpadła w te tryby propagandy anty-LGBTQ2 nie rozumiejąc, że nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością ani nawet nie jest faktycznym obrazem jakiegokolwiek poczucia zagrożenia środowisk arcy-prawicowych i środowisk kościelno-katolickich. Nie. To zwykły wulgarny i bardzo prosty chwyt propagandy politycznej. Służyć ma przede wszystkim zapewnieniu zwycięstwa w wyborach poprzez skinięcie głową w kierunku twardego elektoratu PiS, który, jest najmniej wykształcony, najbardziej pazerny na prezenty od władzy i ziejący nienawiścią wręcz kipiącą wobec wszystkich, którzy są nieco od nich inni. Dla Kościoła (mam na myśli oczywiście instytucję prawną a nie Kościół, jako ośrodek wiary i zgromadzenie wiernych), który otrzymuje od państwa niespotykane od czasów bodaj średniowiecznych darowizny i przywileje, jest to nie tylko udzielenie politycznego wsparcia dla PiS w akcji wyborczej – to jednocześnie odwrócenie uwagi społeczeństwa i wiernych od groźnego problemu pedofilii i przestępstw seksualnych w Kościele polskim. Zawołaniem: Łapaj złodzieja! nie jeden złodziej z potrzasku się wykaraskał.
Moja znajoma, Krystyna P. napisała więc w swoich regularnych wiadomościach polonijnych wysyłanych do wielu osób, krótki tekst w związku ze zbliżającymi się wyborami do Parlamentu w Warszawie. Nie szczędziła w nim ostrych słów partii rządzącej (PiS) za ich afery i zaniedbania. Co jest cenne, bo oznacza, że osoba o poglądach konserwatywnych potrafi dostrzec błędy i wady nawet w środowisku o poglądach zbliżonych. Zresztą niezależność wobec wszystkich kolejnych władz polskich K.P. wykazywała zawsze, co pamiętam świetnie z szeregu wspólnych wizyt w Konsulacie Generalnym RP. I znowu – nie we wszystkim się zgadzaliśmy ale to w niej ceniłem. Krystyna sugeruje, że jest zwolennikiem (w wyborach) Konfederacji, tj. ugrupowania na prawo od prawej strony polskiej sceny politycznej. Jednym z czołowych reprezentantów tego ugrupowania jest Janusz Korwin-Mikke – postać wręcz groteskowo legendarna w polskiej polityce. Legendarna nie z tych cech, które dla polityka winny być chwalebne. Dla mnie osobiście Janusz Korwin-Mikke to pani poseł Pawłowicz – tyle, że błyskotliwsza w mowie, szczupła i ubrana w nienaganny smoking. Ale są tam naturalnie też inne ugrupowania ultraprawicowe, których nazw nie w pełni pamiętam czy uważam, że sens jest starać się spamiętać. To autentyczny i daleki nawias sceny politycznej. Zwolennicy państwa i społeczeństwa obywatelskiego na nich nigdy nie zagłosują, a elektorat PiSu nie pozwoli sobie na ryzyko przegranej PiSu i poprze tylko koalicję parti z PiSem związanych bezpośrednio. Nie chodzi mi jednak o polemikę polityczną. K.P. ma absolutne prawo i przywilej popierać takie partie, jakie uważa za właściwe. I to winno być prawo niewzruszone.
Chodzi mi o aspekt etyczny i moralny tekstu K.P, w tym momencie, gdzie porusza sprawy LGBTQ2. I nie chodzi o to czy lubi czy nie lubi LGBTQ2. Ostatecznie w jakimś sensie mieszczę się w tym skrótowcu a mimo to mogę śmiało powiedzieć, że się lubimy. I lubi się z moim mężem. Być może mimo wszystko nie łączy mnie ze społecznością LGBTQ. A jestem jej częścią nieodłączną. Zawsze byłem. To, kulturowo rzecz ujmując – moja ‘etniczność’. Czy jestem zagrożeniem dla ‘wolności polskiego narodu’? Być może – ale tylko wówczas, gdy mówimy o jakiejś innej ‘wolności’, jakiegoś innego ‘narodu’. Kiedy zakładałem „Solidarność’ w przedsiębiorstwie, gdzie pracowałem w Warszawie, byłem jej pierwszym Przewodniczącym tamże, roznosiłem ulotki, w czasie Pogotowia Strajkowego chodziłem ulicami Mokotowa z biało-czerwoną opaską (i wówczas też zdarzało mi się usłyszeć syk w tramwaju od jakiejś pani : ‘przestańcie już znowu prowokować, zdejmij tą opaskę, o co wam znowu chodzi’ itd. – jestem przekonany, że te panie należą dziś do twardego elektoratu PiS) – to wiem doskonale o jaką ‘wolność’ zabiegałem. Też o moją własną. Osoby LGBTQ. Mimo, że taka nazwa wówczas jeszcze nie istniała powszechnie i sam bym pewnie nie wiedział, co oznacza. I o wolność wszystkich Polek i Polaków LGBTQ2. Na równi z wszystkimi obywatelami. Bez wolności osób LGBTQ2 nie ma mowy o wolnej Polsce. Będzie tylko atrapą i udawaniem wolności.
Tekst o którym mówię brzmi:
Rozpowszechniły się marsze tęczowych, którzy twierdzą, że walczą o wolność. Zaczynają oni natarczywie wkraczać do polskich miast, pod szczelną ochroną policji i wojska, wywołując natychmiast stan wojenny i prowokując do nienawiści jednych przeciw drugim. Polacy wiedzą co to jest wolność, zbyt długo o nią walczyli i nie mogą pogodzić się z mieszaniem słowa „wolność” z błotem. Nie zgadzają się również z wprowadzanym na siłę i bez zgody społeczeństwa programem LGBT do szkół polskich, który grozi wykrzywieniem seksualnym, moralnym i psychicznym naszych dzieci i młodzieży. Śpij sobie z kim chcesz i jak chcesz, ale jeżeli wychodzisz na ulicę ze swoją odmiennością seksualną i starasz się zmienić wychowanie młodych, w tak niemoralny sposób, to jesteś zwykłym draniem i śmieciem, i nie ma to nic wspólnego z wolnością.
Jak do tej pory rząd PIS-u nie powstrzymał tej zgubnej propagandy LGBT. (tylko we fragmencie związanym z tematem LGBTQ – przyp. moje, BPG)
(teraz przytoczę fragmenty nadesłanej mi odpowiedzi do K.P. innych szanowanych osób z tego środowiska polonijnego, które tak zareagowały na ten tekst powyżej.)
/…/ Do informacji dotarł do nas poniższy materiał, a konkretnie “wiadomości z kraju” i Pani opinie na temat LGBT. Pani nomenklatura i prymitywne skwitowanie tematu zwalają z nóg. Przez lata tworzyła sobie Pani wizerunek osoby kulturalnej. Uzurpowanie sobie tutejszej roli “ambasadora kulturalnego” wiąże się jednak z pewna doza odpowiedzialności. Pani toksyczne słowa są kompletnie przeciwieństwem roli jaką Pani sobie obrała. Są okrutne, ohydne, zamierzone do wywoływania nienawiści, i kompletnie pozbawione sensu. /…/
Można nie zgadzać się politycznie lub światopoglądowo z pewnymi ideami. Pani jednak wybiera i powiela opinie z ciemnogrodu, który nie dopuszcza do rozwoju intelektualnego ani uczuciowego. Czasy się zmieniają, ludzie się zmieniają, opinie się zmieniają, w oparciu o rozwój nauk humanistycznych, społecznych, przyrodniczych, I przede wszystkim, zmiany związane z wolnością i otwartością słowa i myśli. Nawet idee cytowanego przez Panią św. Jana Bosko (“Wychowanie jest sprawa serca”, cytat, który obrała sobie Pani jako motto tego biuletynu), wyewoluowały w praktyce Salezjanów, którzy kontynuują jego założenia, ale zaadaptowali je pod katem czasów i miejsca, gdzie szkoły salezjańskie funkcjonują.
Pani prawa (człowieka, kobiety, emigranta etc) zostały przez ostatni wieki wywalczone przez ludzi, którzy mieli wizje i przekonanie, że wszyscy jesteśmy równi. Teraz pora na edukacje, na otwartość i tolerancję dotyczące sfery ludzi LGBT+. Edukacja w szkołach i otwarta dyskusja są niezbędne!
Mieszkając w Kanadzie, jest chyba Pani w stanie spostrzec, że ludzie innych orientacji seksualnych są normalną częścią społeczeństwa, ani gorsza ani lepszą, ani nawet specjalnie różną. Orientacji seksualnej nie wybiera się. Na szczęście w Kanadzie jest to kompletnie zrozumiały oczywisty fakt, przynajmniej w sferach ludzi rozumnych i wrażliwych, czyli po prostu większości. W Polsce, do zrozumienia, pełnej tolerancji i akceptacji jeszcze długa droga…
Pani opinie i szerzenie nietolerancji rezonują w tutejszym środowisku polskim. Jesteśmy przekonani, że prędzej czy później wydostaną się też poza środowisko polskojęzyczne. Mamy nadzieje, ze przemyśli pani swoje przyszłe słowa wysłane w przestrzeń publiczną. Ale bardziej niż to, mamy nadzieje, ze Pani otworzy się choć trochę i uwrażliwi na prawa ludzi innych od siebie.
Lena Ch. i Wiktor Ch.
Prawo kogoś do publicznego bycia sobą nie jest ‘błotem’. Tak, Polacy wiedzą, co to jest wolność. Ja jestem Polakiem, więc wiem. Wiem jaką cenę za nią płacił mój ojciec, żołnierz AK i jeniec w obozie w Rosji, mój dziad – żołnierz Września, wujowie i ciotki z ruchów czynnego oporu i PSZ na Zachodzie, ciotka z Powstania warszawskiego, która 25 lat wcześniej była działaczka POW na Kresach, kiedy Narodowcy Dmowskiego chcieli się układać z carem. Coś z tych nauk wynieść musiałem. Jako Polak i jako Polak-LGBTQ2. Tak, bo LGBTQ2 to nie jest jakakolwiek ‘ideologia’ – to ludzie. Szybciej można by starać się argumentować (zbędnie i niepotrzebnie ale argumenty logiczne znaleźć można), że narodowość lub wyznanie religijne są konstruktem ideologicznym nabytym a nie wrodzonym. Są LGBQ2 komuniści i ultrakatolicy, liberałowie i konserwatyści, są tacy, którzy w nosie mają wszelkie partie i ideologie, są ateiści i głęboko wierzący. Nie łączy nas nic, prócz podobnych doświadczeń ukrywania kim jesteśmy lub odważnego i bardzo ryzykownego stanięcia przeciw potężnemu murowi obcości, wrogości, w najlepszym wypadku oziębłej obojętności. Jak ta od tej pani w tramwaju, która (czując się na pewno i dobrą katoliczką i dobrą Polką) syknęła ‘przestańcie znowu prowokować, zdejmij tą opaskę, o co wam chodzi?’. I to jest właśnie geneza tych marszów i parad. To są ich ‘prowokacje’, to jest ‘o co nam chodzi’ i ‘co chcemy’. Równych praw, jakie się nam, obywatelom należą. Prowokacją (świadomą) jest czasem udział w nich owych ‘przebierańców’, na ogół transwestytów, wobec których cała społeczność LGBTQ2 ma olbrzymi dług wdzięczności. To nikt inny, nie porządni gejowie-urzędnicy lub politycy, gejowie działacze kultury i politycy, gejowie chodzący regularnie na msze do kościołów różnych wyznań – tylko właśnie oni, przebierańcy, artyści kabaretów w tanich spelunkach, chłopcy i dziewczyny, którzy przebierając się za drugą płeć w sposób ostentacyjny dawali sobie pozwolenie na chęć bycia poderwanym, zaproszonym na randkę przez zastraszonego, ukrywającego się geja czy lesbijkę. To był kawałek ich wolności, która sami sobie dali, wbrew społeczeństwu, które im tego odmówiło. A w 1969 roku, na Manhattanie wyszli w tych wysokich obcasach, z karykaturalnymi makijażami, porwanych pończochach na ulicę by dać czadu policji nowojorskiej, która systematycznie na te bary napadała w celu zastraszenia, wyłudzenia okupu. I dali czadu. Dokopali swoim oprawcom i okupantom. Tak, okupantom. Bo jeśli osoba LBTQ2 jest w swoim kraju prześladowana a nie chroniona przed prześladowaniem, to oznacza, że jest to kraj okupacyjny. Nie kraj wolny. Ilu znałem z widzenia, niektórych z imienia, młodych chłopców, podrostków wręcz, którzy po ucieczce z jakiegoś małego miasta w Polsce, gdzie byli maltretowani przez rodziców i otoczenie uciekali do wielkiego miasta Warszawy. Jedyne miejsce jakie im stolica ofiarowywała to były perony i poczekalnie Dworca Centralnego – zwłaszcza w okolicach toalet męskich. Tam spotykali starszych, zastraszonych, ukrywających się gejów, często panów z poważnymi stanowiskami, z żonami czekającymi w domu – ci panowie (jeśli zamożniejsi i kulturalni) brali ich na parę godzin do hotelu lub wolnego mieszkania na szybki seks, możliwość kąpieli lub prysznicu, czasem nawet kolację w restauracji i pewnie parę groszy. Tak, prostytucja męska, często nieletnia. Tak, jak tanie prostytutki dziewczyn z przedmieść lub wiosek okolicznych. Tylko te mogły robić to w mniej upokarzających warunkach. Raz-dwa razy w tygodniu przyjeżdżały na dworzec Nysy milicyjne i chłopaków wyłapywano. Nie, nie do aresztu na komendzie. Do przejażdżki Nysą, gdzie po kolei milicjanci sobie chłopców używali. Ci nie płacili chłopakom za usługę. Czasami musieli trochę pobić, zwłaszcza nowych, nie znających zasad i savoir vivre stołecznego. Udało mi się czasem z niektórymi z nich porozmawiać, wysłuchać opowieści. Niektóre fragmenty zapisywałem potem. By nie zapomnieć. Dziś już tych notesów prawie nie mam, pogubiły miedzy kontynentami, krajami, miastami. I czasami, które się zmieniały. Kiedyś u znajomego dziennikarza poznałem bardzo ładnego chłopaka z Domu Dziecka lub poprawczaka (już tego szczegółu nie pamiętam) z Łodzi. Dziennikarz był tam robić wywiad o chłopcami i pracownikami ośrodka. Chłopak był autentycznie ładny, inteligentny – choć nawet bez szkoły średniej, co nie dziwiło zważywszy, gdzie dzieciństwo/młodość wczesną spędził), a dziennikarz był gejem. Więc chłopaka poderwał. Po wyjściu z tego ośrodka (miał już osiemnaście lat) zamieszkał u tego dziennikarza. Ten jednak okazał się draniem, chłopakiem się pobawił aż się znudził i po prostu wyrzucił na klatkę schodową. Zobaczyłem go na tymże dworcu Centralnym (bywałem tam regularnie co najmniej dwa razy dziennie, bo tu dojeżdżałem WKD z domu do centrum) krążącym wobec tych niesławnych toalet. Podszedłem się przywitać. Powiedział, co się stało i wtedy zauważyłem tą zmianę w nim – kompletny brak szczerego, wesołego uśmiechu, pewną zaciętość pod warstwą sztucznego uśmiechu. Znowu go oszukano. Dostał kolejnego kopniaka. Najpierw od instytucji, która miała mu zapewnić opiekę, potem od mężczyzny, który udawał szczere zaangażowanie uczuciowe. Polski chłopak. I po prawdzie właśnie na takiego typowego polskiego chłopaka wyglądał: szare oczy, płowa gęsta czupryna, ciemne brwi, nieco zalotnej i psotliwej zadziorności. Spotkałem się z nim jeszcze kilka razy, chodziliśmy do barów mlecznych, gdzie mu zamawiałem porządne, gorące obiady. Opowiedział ciekawą historię. Gdy się zorientowano lub powzięto podejrzenie w ośrodku, że może jest ‘pedziem’ bito go nieźle, poniewierano, a wieczorami inni chłopcy go regularnie gwałcili. Nie skarżył się, bo wiedział, że by było jeszcze gorzej. Ale inny usłużny ‘kablowy’ z roku (młodzież dzielono wedle wieku w ośrodku) doniósł wychowawcom. Od tamtego czasu nie wolno mu było iść do wspólnych pryszniców, łaźni. Naturalnie, by go ‘przykrości’ większe nie spotkały. Oddziałowy sam go do łaźni prowadził później. I po prysznicu sam go do usług seksualnych zmuszał. Dobry był chłop… . Przynajmniej sam jeden tylko. Straciłem z tym chłopakiem wszelki kontakt potem. Zniknął. Czasy przed telefonami komórkowymi. Nie widywałem go nawet na Centralnym, mimo, że starałem się szukać i dopytywać. Może wyjechał do innego dużego miasta, może kogoś dobrego spotkał, może popełnił samobójstwo lub ktoś go zamordował? Nie wiem. Zresztą takich „Janków” i „Staszków”, „Johnów’ i „Stevów” było setki na każdym dużym dworcu kolejowym w Polsce i całej Europie. Ale podejrzewam, że jeśli przeżył to na jakimś z tych Marszów Równości na pewno był. I na pewno by nie maszerował w nim z wdzięcznością wobec większości społeczeństwa swego kraju. Bo ta Polska by go znowu oszukała. Jak już tyle razy wcześniej. Może na złość by szedł w dużych, wysokich czarnych szpilkach z olbrzymim pawim piórem w tyłku? Mówiąc tym – oto gdzie mam waszą ohydną, zakłamaną moralność. Wątpię by był piewcą całej ‘pięknej polskiej tradycji’. Zbyt silnie mu ta ‘tradycja’ dokopała i ukradła dzieciństwo i najpiękniejszą, pierwszą młodość.

Więc po tych słynnych zamieszkach w Stonewall w Nowym Jorku obudziła się wśród gejów i lesbijek pewna solidarność polityczna, środowiskowa. Nie tylko w Stanach, na całym świecie. Naturalnie głównie tzw. zachodnim. Poszło to jak błyskawica. W przeciągu ledwie 50 lat zaszły zmiany, jakie przedtem trwałyby wieki całe. Narodziła się autentyczna zbiorowość i społeczność. W tej społeczności znaleźli miejsce (lub sobie sami je wywalczyli) wszyscy, których seksualność była inna od tej typowej, heteroseksualnej. Naturalnie gejowie i lesbijki. Zaraz potem biseksualiści. Ci, co lubili wolne związki i ci, którzy chcieli trwałych. Nagle otworzył się cały, najbardziej skryty i najbardziej cierpiący niezrozumienie i wrogość świat osób transpłciowych. Okazało się, że jest nas miliony. I że nie, nie mamy najmniejszego zamiaru zadawalać się skrawkami z ‘pańskiego stołu’. Ten stół też jest naszym stołem. Myśmy go też wspólnie zbijali i malowali, my płacimy też za każde danie na nim serwowane i żadnym odpadkiem się nie zadowolimy. Chcemy mieć i swoje przy nim krzesło i swoje nakrycie. Ani mniejsze ani większe. Jeżeli wymaga to maszerowania-protestu w Polsce – to nie ma najmniejszej wątpliwości, że dzisiejsze pokolenie LGBTQ2 będzie maszerować i protestować. Do skutku. Choćby się arcybiskupi Jędraszewscy zapluwali z wściekłości na ambonach. I mimo różnicy poglądów politycznych i ideologicznych między nami – będziemy wspierać i głosować na te partie, które nam te prawa należne wszystkim obiecają zwrócić. Bo przy stanowieniu tych praw w czasach dawniejszych społeczeństwo ogólne nam te prawa skradło. I żądamy zwrotu zawłaszczonego mienia politycznego. Ni mniej ni więcej. To jest ta idea, która osoby LGBTQ2 łączy – idea wolności obywatelskiej. Bycia obywatelem a nie obywatelkiem. Nie mamy najmniejszego zamiaru przepraszać kogokolwiek za to, że jesteśmy.
Kiedy szedłem w tym roku po raz pierwszy w tym mieście z Paradą Godności w Halifaksie, przechodząc obok niezliczonych, radosnych tłumów oblegających chodniki tego miasta na trasie parady, uderzyła mnie realizacja, że przecież te tłumy to w większości ludzie heteroseksualni. Rodzice z dziećmi w wózkach, trzymanymi za ręce lub na rękach, spotkałem bacie z wnuczkami, starsze pary emerytów. W paradzie widziałem duchownych i parafian większości wyznań chrześcijańskich. I zrozumiałem, że to nie jest już marsz-protest. To autentycznie parada godności. Wszystkich. Bez względu na orientacje seksualną czy płeć kulturową. To najpiękniejsze święto, majówka prawdziwa, całego społeczeństwa. Równego w prawach, obowiązkach i przywilejach. Że gdzieś się pojawi grupka chłopaków z pół-gołymi pupami i podkoszulkami z czarnej koronki? No to co? Komu to w sumie przeszkadza, że młodość się chce wyszumieć, krzyknąć: świat należy do mnie! Jakaż szkoda, że ten chłopak z Centralnego nie mógł w takiej paradzie być, nawet w skórzanych obcisłych slipach i z pejczem w ręku. Ileż by to było lepsze, weselsze i zdrowsze niż pikiety przy toalecie dworcowej. Nawet jeśli żyje gdzieś, to tego już mu nikt nie zwróci i nie odda. Tego momentu radosnej, nieokiełznanej młodości, gdy świat należy do nas.
A artykuły oburzone ‘nieobyczajowością’ Marszów, straszące jakaś wymyśloną i do głębi fałszywą ‘ideologią LGBT’, przestrzegające przed ‘szkolnymi programami LGBTQ’ są ostatnimi dzwonami konającego świata złej a nie dobrej tradycji. Nie całej tradycji ale jej części. Tej chorobliwej, zastraszonej. Nie zupełnie wolnej. Zawsze zagrożonej ‘innym’, z zewnątrz, obcym, nieznanym. Ten film już się skończył, ta książka była już przeczytana. Wzruszamy się czytając Reja i Kochanowskiego, balladami Mickiewicza, wierszykami popularnych poetów XIX i początków XX wieku, z łezką słuchamy piosenek Fogga, Smosarskiej i Ordonki. Ale gdyby ktoś spróbował tak komponować, aranżować i tą manierą śpiewać dziś, to by nawet na poziomie powiatowym kariery nie zrobił. Ani używać w wierszach poetyki Or Ota. I ten tramwaj odjechał. I całe szczęście. Był użyteczny w czasach tramwajów konnych. Dziś niemożliwy w komunikacji miejskiej. Chyba, że w skansenie. A czy naprawdę chcemy by Polska była skansenem tylko? Wiecznym, niekończącym się jarmarkiem łowickim?
To od strony polemiki tekstu, który staram się zrozumieć, wytłumaczyć jakąś genezą, bazą błędną bez wątpliwości ale nie skażoną ideą zła, namawianiem do zbrodni. Nie łatwo czasem stare przyzwyczajenia, stare tradycje czy nawyki zmienić. To nie jest proces łatwy i go rozumiem. Świat dziś pędzi niesamowicie. Trudno nadążyć. Ale trzeba się starać. Czasami – choć jest to przykre – po prostu się pogodzić z tym nowym czasem. Dla mamy mojej piękniejsza strofa od mickiewiczowskiej istnieć nie mogła ani poetyka czystsza, doskonalsza. Dla jej teściowej, mojej babci, nie istniała muzyka czystsza niż szopenowska. Muzykę dzieliła na niedoskonałą przed Fryderykiem i staczająca się w dół po Fryderyku. Ale babcia urodziła się w wieku , w którym Chopin żył. Więc była dzieckiem tego wieku. Tak, jak ja jestem dzieckiem XX. I olbrzymia większość moich przyjaciół i znajomych. Na szczęście zawsze pasjonowało mnie inne, nieznane, obce, spoza i zza. I poznawanie tego było najwspanialszym uniwersytetem mojego życia. Szczerze takie studia polecam. Nie trzeba egzaminów wstępnych ani czesnego płacić. Największą z nauk tego ‘uniwersytetu’ była realizacja, że jest kompletnym fałszem teza, że darowanie komukolwiek godności musi ograniczyć godność moją; że przyznanie pełnej wolności innemu automatycznie zmniejsza moją, bo zakres wolności jest wszak ograniczony. Nie. Wolność jest pojęciem nieograniczonym. Im więcej jej dla wszystkich, tym większe obszary dla każdego indywidualnie.
Tyle na temat tekstu z informacji polonijnych mojej znajomej z Vancouveru.
Ale jest temat dużo ważniejszy, autentycznie niebezpieczny i bez najmniejszych wątpliwości amoralny, zły do samych głębi zła permanentnego. To nie wymyślona, nie skonstruowana przez jakichś ‘magów LGBTQ’ czy inżynierów dusz ale autentyczna kampania nienawiści sponsorowana przez hierarchię dzisiejszego Kościoła Katolickiego w Polsce i najwyższych władz politycznych kraju. Nienawiści wobec społeczności LGBTQ2.
Można zrozumieć, że z jakichś błędnych i mylnych rozumień teologicznych część duchowieństwa potępia lub nie chce się zgodzić z zaistnieniem w rzeczywistości polskiej społeczności LGBTQ2. Że w swej niewiedzy lub wiedzy błędnie rozumianej uznaje to za dewiację. Że może w związku z tym odmawiać sakramentów dla takich osób, ganić ich zachowanie lub odmawiać udzielania ślubów kościelnych. Uważam to za błąd. I jest wielu myślicieli chrześcijańskich i teologów nawet katolickich, którzy polemizują z takim stanowiskiem Kościoła polskiego. Ale to są wewnętrzne problemy tej Instytucji religijnej i nie mam tu zamiaru wchodzić zbyt głęboko w tego typu dyskusję. To sprawa wewnętrzna i prywatna wyboru i wiary osób LGBTQ2, czy chcą do takiego Kościoła należeć. Ale gdy Kościół, jakakolwiek religia, chce siłowo narzucić swoje prawa dla wszystkich obywateli – to już inna sprawa. Nawet w kraju, gdzie taka religia jest w większości. Wówczas pewne zazębianie się spraw religijnych i politycznych jest czasem nie do uniknięcia. Tyle, że Kościół musi wówczas stosować się do prymatu prawa państwowego jeśli występuje politycznie. I szanować wolności obywateli, którzy nie są poddanymi a wolnymi obywatelami. Jeżeli ktoś wykorzystuje swoją bardzo wysoką funkcję w Kościele i dopuszcza się siania nienawiści – ten stanąć musi pod pręgierzem odpowiedzialności jeśli nie karnej, to bez wątpienia moralnej. Jeżeli ktoś rzuci w kogoś kamieniem i tą osobę zrani lub zabije – to drugą ręką która ten kamień cisnęła będzie ręka tego dostojnika kościelnego. Jeżeli ktoś gdzieś do kogoś na ulicy strzeli z tego powodu – to jest właściwym oskarżenie tego dostojnika o załadowanie naboju do tego pistoletu.
Jeśli w takiej kampanii biorą udział politycy u steru władzy – to jest zbrodnia i zdrada interesu narodowego. To sprzeniewierzenie się przysiędze i obietnicy szczerzenia i obrony obywateli przed samosądem, przed gwałtem.
W Białymstoku ani w Szczecinie, ni w Warszawie nie było jakiejkolwiek zgrai rozwydrzonych gejów, lesbijek i osób trzeciej płci, którzy sterroryzowali i napadli na wystraszone zgromadzenie rozmodlonych parafian obrzucając ich kamieniami, przekleństwami i okładając pięściami i kopniakami. Ani na bogu ducha winnych przechodniów. To bandy szowinistycznych chuliganów, wspomagane jakimiś oszołomami babć z różańcami i zaciśniętymi pięściami napadły na osoby LGBTQ2. To nie propaganda – to fakty z licznych zdjęć, filmów, zeznań uczestników i przypadkowych przechodniów, gapiów. Że takie męty społeczne są nie tylko w Polsce – wiemy. Ale w Polsce dano im przyzwolenie, zachętę wręcz do takich napaści. Mówiąc jasno i prosto: władze polityczne i kościelne poszczuły na osoby LGBTQ2 stada dzikich psów.