Ukraina – refleksje trudne

by Bogumil Pacak-Gamalski

Najazd rosyjski i wynikła z tego wojna rosyjsko-ukraińska ma dwa różne wymiary. Dwa zasadnicze, bo w tym starciu dwóch odmiennych światów naturalnie tych wymiarów i płaszczyzn jest bardzo wiele.

  1. Wymiar niesprowokowanej i wyjątkowo brutalnej agresji Rosji Putina na niepodległe państwo;
  2. wymiar geopolityczny ze względu na stabilność Europy , jako spuścizny tzw. porządku jałtańskiego, który od lat 1945-47 utrwalił obecny kształt państw europejskich.

Wymiar pierwszy zasadniczo określa reakcje większości świata demokracji, a szczególnie tzw. demokracji zachodnich. Jest napaścią na ukształtowany system europejski, który stanowi o trwałości granic i powstrzymywania się od wszelkich ingerencji militarnych w obszarze atlantyckim Europy i Ameryki Północnej. Zwłaszcza ze strony mocarstw nuklearnych (USA, Wielka Brytania, Francja i Rosja). Obszar Azji i Pacyfiku to konkurencja innych mocarstw (Chiny, USA głównie). Afryka to też odrębny obszar innych sił, konkurencji i zagrożeń, kompetycji militarno-polityczno-ideologiczno-surowcowych zarówno Azji, jak i USA i Europy. 

Wymiar drugi jest wyzwaniem rzuconym porządkowi jałtańsko-poczdamskiemu po II wojnie światowej w Europie. Można ryzykować tezę, że porządek ten został odrzucony na przełomie lat 88. i 90. ubiegłego wieku. Ale to teza fałszywa, gdyż te kolosalne zmiany miały charakter pokojowy, bez jakiejkolwiek ingerencji militarnej mocarstw (USA lub Związek Radziecki/Rosja) i państw nuklearnych. Poza dwoma państwami niemieckimi, które się zjednoczyły (każde ze swoimi post-jałtańskimi granicami) drogą naturalną i pokojową. Powstałe niepodległe byłe republiki sowieckie (Estonia, Łotwa, Litwa, Białoruś, Ukraina) zyskały niepodległość też w granicach swoich, wyznaczonych zresztą jeszcze przez Związek Radziecki w latach 1945-47. Nie spowodowało to jakichkolwiek zmian terytorialnych w innych państwach ościennych ani nie wywołało jakiegokolwiek konfliktu zbrojnego. Obecny najazd rosyjski na Ukrainę podwala cały ten porządek granic narodowych ustalonych w latach 1945-47. Podwala w związku z tym legalność i prawne międzynarodowe podstawy legalne tego porządku, vide tych granic.

Wymiar (1) nie wymaga de facto tłumaczenia. Od początku inwazji putinowskiej przywództwo polityczne i militarne strony rosyjskiej wykazuje się wzrastającym wręcz z tygodnia na tydzień wyjątkowym okrucieństwem wobec ludności cywilnej; nie przestrzeganiem zasadniczych ustaleń i konwencji prowadzenia działań wojennych (bombardowanie miast, osad i wiosek bez odróżniania celów militarnych od ludności i zabudowań cywilnych; celowe i świadome terroryzowanie ludności cywilnej, bombardowanie szpitali i obiektów medycznych, przesiedlanie ludności miejscowej na tereny Rosji właściwej; ostrzeliwanie konwojów cywilnych uchodźców z terenów bezpośrednich operacji wojskowych). Ta lista jest wyjątkowo długa i nie ma sensu jej kontynuować. Jest też rejestr tych zbrodni prowadzony przez  niezależne komisje, przedstawicieli organizacji międzynarodowych i z krajów ościennych, relacje niezależnych reporterów i dziennikarzy nie rosyjskich i nie ukraińskich. Mnożą się śledztwa i dochodzenia konkretnych zbrodni wojennych żołnierzy rosyjskich na ludności cywilnej. Wszystko to na terenach europejskich, u granic Unii Europejskiej. Bledną wobec tego nawet zbrodnie dokonywane w czasach wielkiego konfliktu bałkańskiego po upadku Jugosławii.  Zwłaszcza wobec realnego niebezpieczeństwa przelania się tego konfliktu na resztę Europy i naturalny lęk nie tylko o wojnę nuklearna ale i możliwość doświadczenia podobnego terroru w państwach bezpośrednio graniczących z Ukrainą lub Rosją (Polska, Kraje Bałtyckie, Litwa, Rumunia, Mołdawia, być może nawet Węgry wbrew ugodowej wobec Putina postawie Orbana).  Efektem tego jest kompletnie niewyobrażalne kilka miesięcy temu złożenie oficjalnej deklaracji Szwecji i Finlandii o wstąpienie do NATO. Wszystko to powoduje polityczne, militarne i popularne wśród społeczeństw europejskich sympatie i wspieranie Ukrainy w tym konflikcie. Masowość, rozmiar tego wsparcia i konkretne (zwłaszcza militarne) akcje Europy, USA i Kanady są pierwszą niekwestionowaną klęska Putina i Rosji. Klęską, której rezultaty Rosja będzie odczuwać długo po zakończeniu tej wojny ( jakimkolwiek jej zakończeniu).

Wymiar (2) nie jest ani taki prosty ani tak jasny, jak się w pierwszym momencie wydaje. Zacznijmy od początku, czyli od tzw. porządku jałtańsko-poczdamskiego tryumwiratu Roosevelt/Truman (USA) – Churchill (Wlk. Brytania) – Stalin (Związek Radziecki).

Miedzy 4 a 11 lutego 1945 w Jałcie spotkali się przedstawiciele tzw. Wielkiej Trójki (Stalin, Roosevelt i  Churchill) by uściślić rozmowy Konferencji w Teheranie w 1943. De facto było to uśmiercenie II Rzeczpospolitej Polskiej, które de iure nastąpiło w 1947. Utrata olbrzymich terytoriów polskich na wschodzie zmieniła diametralnie charakter państwa i społeczeństwa polskiego, a utracenie tak ważnych centrów historyczno-kulturowych, jak Lwów i Wilno, wręcz zachwiało historyczną ciągłość tworu zwanego Rzeczypospolita Polska. Zwłaszcza utrata Ziemi Lwowskiej będącej częścią Krony Polskiej od czasów prastarych, to przerwanie ciągłości historycznej państwa najbardziej charakteryzowała. Ta Konferencja wywracała porządek historyczny i polityczny całej Europy na linii od Bałtyku, wzdłuż Karpat, aż do Morza Czarnego. Najbardziej diametralna zmiana granic i utraty historycznych terytoriów dotknęła dwa państwa, gdzie II wojna światowa się rozpoczęła: w równym stopniu agresora, jak i ofiarę agresji: Niemcy i Polskę. Zlikwidowano tym samym niepodległe przed 2 wojną państwa bałtyckie (Łotwa i Estonia) i Litwę. Świadomie nie piszę tu o Ukrainie, gdyż nie można postawic znaku równości między republikami radzieckimi a państwami byłego Układu Warszawskiego, które quasi suwerenność i niepodległość posiadały. Granice wewnętrzne i zewnętrzne Ukrainy radzieckiej były de facto i de iure granicami Związku Radzieckiego.

Ze wszystkich bodaj granic tzw. porządku jałtańsko-poczdamskiego, to właśnie granice Ukrainy są najbardziej skomplikowane. Niepodległa, dzisiejsza Ukraina, ogłaszając swą niepodległość w grudniu 1991 r. powstała na terenach Ukraińskiej Republiki Radzieckiej. Nie była ciągłością ani Hetmanatu Ukraińskiego, ani Ukraińskiej Republiki Ludowej ani Ukraińskiej Ludowej Republiki Rad. Wszystkie te twory istniały w różnych okresach od 1917 do wybuchu 2 wojny i napaści Związku Radzieckiego (a więc i Ukraińskiej Republiki Radzieckiej w ramach tego imperium sowieckiego) – w sojuszu z hitlerowskimi Niemcami – na  Polskę. Każdy z tych tworów państwowych posiadał umowy i traktaty graniczne z Rzeczpospolitą uznające istniejące granice Rzeczypospolitej Polskiej. Ukraińska Republika Radziecka, obok federalnych władz Związku Radzieckiego oficjalnie sygnowała i potwierdzała ustalone w Traktacie Ryskim ostateczne granice polsko-ukraińskie. Granice obecne Ukrainy są więc  efektem gwałtu zbrojnego (lub szantażu zbrojnego) na międzynarodowo uznanych granicach szeregu państw: głównie Polski ale też Węgier, Czechosłowacji, Rumunii. Najpóźniejsze tego przykłady miały miejsce (wbrew wcześniejszych obietnic i zapewnień Stalina) po zakończeniu 2 wojny.  Było to szczególnie widoczne na terenie Zakarpacia, znanego też jako Ruś Zakarpacka. Przez blisko 1000 lat Ruś Zakarpacka była w granicach Królestwa Węgier ( również w latach Cesarstwa Austro-Węgierskiego zaliczana była do Korony węgierskiej). Po rozpadzie Austro-Węgier, międzynarodowym traktatem przyłączona do Czechosłowacji, jako trzeci region federacyjny (po Słowacji). To jedyna kraina, gdzie ludność miejscowa określała się, jako Rusini, nie Ukraińcy. Do dziś duża grupa Rusinów nie uznaje narzucanej z Kijowa nomenklatury (i etniczności) ukraińskiej. W południowej części Ruś Zakarpacka zamieszkiwana jest przez ludność węgierskojęzyczną i Węgrzy przez cały okres wolnej Ukrainy (po 1991) domagali się od Kijowa większego wpływu na ich losy, autonomii. Być może jest to jeden z powodów rusofilstwa premiera Węgier Orbana, który (gdyby Rosja przeważyła w obecnym konflikcie zbrojnym) możliwe, że liczy na odzyskanie kilku graniczących z Węgrami regionów Zakarpacia?

nota uściślająca: podkreślam w temacie Zakarpacia kwestie językowo-etniczne inne od ukraińskiej dla podkreślenia złożoności wielu terytoriów, ich historycznej przeszłości. Nie jest moim celem stwierdzenie braku jakiejkolwiek łączności lub poczucia ukraińskości całej ludności Rusi Zakarpackiej. Obecnie, ponad 70 lat po przyłączeniu Zakarpacia przez Rosje sowiecką do Ukrainy i tyleż lat trwającej ukrainizacji, większość ludności uznaje się za ukraińską. Ale ciągle silne są tradycje i poczucie odrębności, osobności, poczucia bycia Rusinem. W ostatnich latach caratu, silna była na Zakarpaciu opcja moskalofilska dążąca do wspólnoty etniczno-państwowej z Rosją i Rosjanami, nie z Ukrainą. Być może właśnie Zakarpacie jest najbardziej klasycznym przykładem historycznie skomplikowanych i wielorodnych etnicznie i kulturowo terenów, które dziś leżą w granicach Ukrainy. Wyjątkowym też tego przykładem jest Półwysep Krymski, opisany poniżej.

Najpóźniejsza zmiana terytorialna Ukrainy, w ramach republiki związkowej Rosji Sowieckiej, nastąpiła w 1954.  Otóż w rocznicę Umowy Perejasławskiej, w której Kozacy pod wodzą Chmielnickiego oddali Rosji w ‘wieczyste władanie’ południowo-wschodnią Ukrainę, Nikita Chruszczow, ówczesny Sekretarz Generalny KC KPZR (czyli faktyczny dyktator Związku Radzieckiego) przekazał Krym w prezencie dla Radzieckiej Republiki Ukrainy.  Oczywiście, Chruszczowowi w 1954 nawet do głowy przyjść nie mogło, że blisko 40 lat później nie będzie …  Związku Radzieckiego. Więc ten szczodry prezent był dla Rosji bez znaczenia. O niepodległym, tatarskim Krymie już nikt z Tatarów myśleć nie mógł.  Postarał się o to sam Stalin dokonując masowych zsyłek ludności tatarskiej na Zakaukazie. Takich samych, jakich dokonał w Zachodniej Galicji i na Wołyniu wobec ludności polskiej (potem kontynuowanych przez ludobójstwo dokonywane na pozostałych Polakach na Wołyniu przez ukraińskie oddziały Bandery).

Ostatnią szansą Krymu na odzyskania tatarskiej niepodległości i odtworzenia własnego, należnego im państwa, stworzył generał carski,  polski Tatar z Wileńszczyzny (urodził się w majątku pod Lidą), Maciej (Sulejman) Sulkiewicz. Stworzona przez niego Krymska Republika Ludowa istniała od czerwca 1917 do kwietnia 1919, kiedy została zajęta przez wojska Armii ‘Białej’ Rosji generała Denikina. Denikin początkowo był przychylny koncepcji niezależnego Krymu, ale jego następca, generał carski Piotr Wrangel uznał Krym, jako część Imperium Rosyjskiego i o niezależnym Krymie słyszeć nie chciał. W kwietniu 1919, ostatni minister Republiki Krymskiej, Dżafar Sejdamet zażądał od Ligii Narodów przekazanie mandatu nad Krymem Polsce. Niestety, losy tej części Europy były już przesądzone. Po wkroczeniu na Krym oddziałów bolszewickich marzenia o tatarskim, niepodległym Krymie zostały pogrzebane a terror sowiecki wymordował tysiące patriotów krymskich.

Jeszcze w czasach Chanatu Krymskiego półwysep zamieszkiwany był przez różne grupy etniczne – Greków, Niemców, Turków. Później, w latach panowania rosyjskiego, osiedliło się tam też sporo Rosjan. Od czasów bolszewickich Krym ‘oczyszczono’ z wielu elementów etnicznych. Pozostali coraz mniej liczni Tatarzy i ciągle rosnąca w sile ludność rosyjska. Przez długi okres czasu nawet Sowieci uznawali, przynajmniej w sposób symboliczny, tatarską historię Krymu i kolejne nazwy administracyjne tego regionu zawierały nadawały mu status osobnej republiki w ramach Związku Radzieckiego. Po przyłączeniu przez Chruszczowa Krymu do Ukraińskiej Republiki Radzieckiej, Krym utracił prawa republiki i określano je jedynie jako ‘obwód krymski.  W momencie rozkładu Związku Radzieckiego miejscowa ludność (Rosjanie tworzyli wówczas już zdecydowana większość na Krymie) powstała Krymska Autonomiczna Republika Radziecka, która dążyła do powrotu Krymu w granice Rosji. W ramach umów z nowym państwem rosyjskim Ukraina rozwiązała ten twór i stworzyła na Krymie Autonomiczną Republikę Krymu. Kolejna zmiana nastąpiła w 2014 po ponownym zajęciu Krymu przez wojska rosyjskie i referendum, które ogłosiło niepodległość Krymu, a następnie włączenie Republiki Krymskiej do Federacji Rosyjskiej. Ten stan faktyczny istnieje do dziś. Ukraina nie uznaje tej aneksji i ma w tym poparcie minimalnej kwalifikacyjnej większości krajów-członków ONZ (100 państw na 197 członkowskich). W momencie aneksji Ukraińcy stanowili 24% mieszkańców Krymu, wobec blisko 58% Rosjan. Rdzenna ludność Tatarów krymskich i Tatarów z innych rejonów (w tym polskich) wynosi już tylko niecałe 13%.

Warto też zwrócić uwagę na Bukowinę i ludność zamieszkującą ten historyczny region. Usilna polityka ukrainizacji prowadzona już od wczesnych lat Ukraińskiej Republiki Radzieckiej, kontynuowana przez niepodległa Ukrainę, komplikuje etniczność wielu ludów. Zwłaszcza tych, którzy uznają się (i są przez wielu badaczy za takie uznawane) za osobna grupę Rusińską, niezależną od Rosjan i Ukraińców. Należy tu głównie wymienić Hucułów, Bojków i Łemków, ale też inne, mniejsze grupy. Mówimy głównie o plemionach Rusińskich z terenów górskich, tzw. Grupa Karpatorusińska.

Wszystkie te odcienie lub wręcz inne kolory mapy etnicznej historycznych terenów nowego, terytorialnie bardzo obszernego tworu politycznego, jakim jest powstała w 1991 roku Ukraina, umyka jednoznacznej i zgodnej z rządowa propagandą opisowości tego, co i kto jest ‘ukraińskie’. Zwłaszcza w czasie i okresie straszliwej wojny, jaka zagraża istnieniu i państwa i narodu ukraińskiego. A to, że i państwo i naród ukraiński (jako osobna i wyraźna grupa etniczna) istnieje wątpliwości być nie może. Więc absurdalne stwierdzenia dyktatora Rosji, że państwo i naród ukraiński to sztuczny twór nie może być nawet dyskutowany. O tym czy naród istnieje … decydują tylko i wyłącznie ludzie z tych terenów. I od kilkuset lat zdecydowali bez wątpliwości. Proces scalania etnicznego, syntezy narodowej, trwa bardzo długo. To zabrało długie setki lat kształtowania się wszystkim państwom Europy od czasów Karolingów. Prawie całe Średniowiecze. A niektóre różnice pozostały do dziś, nawet w granicach jednolitego państwa. Choćby Ślązacy i Kaszubi w Polsce, którzy z uporem (i słusznie, bo tylko oni mogą o tym kim są decydować) podkreślają swoją osobność i  własną świadomość językowo-etniczną. Nie piszę tu ludziach z różnych, odległych kulturowo i etnicznie części świata, którzy osiedlili się, jako emigranci, w danym kraju. To jest zupełnie inne i naturalne zagadnienie, nie mające nic wspólnego z tzw. matecznikiem narodowej etniczności. I tożsamości narodowej.

Wojna trwająca na Ukrainie i przybierająca z każdym tygodniem (po pierwszym, początkowym militarnym blamażem Putina i jego armii) gorsze wyniki dla Ukrainy, nie jest dobrym czasem na tego typu refleksje. Ale warto nawet w czasie wojny pomyśleć, że kiedy czas pokoju nastanie trzeba te skrywane lub celowo niedostrzegane zagadnienia rozwiązać. Nie jest tak, że gdzieś jakiś mierniczy (sowiecki, niemiecki, wersalski czy rosyjski) linijką na mapie zaznaczył, że tu są Ukraińcy, tu Polacy, a tam Węgrzy czy Rumuni.  Panslawizm jest mrzonką szkodliwą (główna zabawa historiozoficzna Rosjan, bardzo niebezpieczna dla sąsiadów), tak jak był nią pangermanizm i inne wypaczenia. Iść tą drogą to na końcu utknąć, gdzieś by trzeba w Rogu Afryki chyba.  Lub na stepach mongolskich.

Ale grupy etniczne i narodowościowe, nawet w formalnie do dziś istniejących granicach Ukrainy, zawsze mieć będą lepszą przyszłość, szanse na zapewnienie ustawowe większych wolności, być może autonomii, niż miałyby w jakiejkolwiek formie pod butem putinowskiej Rosji. Może nawet prawo do samostanowienia – które ostatecznie winno być ciągle fundamentalnym prawem cywilizacji zachodniej i porządku światowego. To są już inne jednak kwestie. Na jutro, którego kształtu dziś jeszcze nie znamy.

Ukraina, która wyłoni się z tej wojny winna też zmusić się do spojrzenia na własną historię ostatnich stu lat. Trzeźwe, spokojne. Niektóre rzeczy działy się zapewne głównie z rozkazów z Moskwy lub z Berlina (w różnych okresach tych stu lat). Nie wszystkie jednak można tylko na te czerwone lub brunatne barki zrzucić. Im bardziej sumienne będzie te spojrzenie, tym łatwiej będzie się zmierzyć z tą przeszłością. Polacy wkroczyli na ta drogę ponad dwie dekady temu. Była bardzo trudna ale już powoli przynosiła wyniki. Tylko po to, by od 2015 zacząć to niweczyć i upiory ksenofobii i ultra nacjonalizmu na nowo obudzić.

Niemieckie szanowane światowe konsorcjum medialne Deutche Welle powtórzyło za portalem Tagesschau ciekawe spostrzeżenie niemieckiej historyczki, Franziski Davies, która pisząc o stosunkach i przeszłości polsko-ukraińskiej powiedziała znamienne słowa w odniesieniu do bolesnej rocznicy masakry Polaków na Wołyniu, podkreślając, że Polacy określają to, jako ‘Rzeź Wołyńska’, a Ukraińcy, jako ‘Tragedia wołyńska’.  Historyczka reflektuje:  „Ale tragedia dzieje się wtedy, gdy nikt nie jest w stanie niczego zrobić. W rzeczywistości masakry z 1943 i 1944 roku były celową czystką etniczną Wołynia i Galicji Wschodniej z ludności polskiej”. To jeden z najboleśniejszych fragmentów wspólnej, blisko 1000 letniej historii. Są inne. Zawsze pamiętam w takich momentach o zdumiewającym oświadczeniu Prymasa Tysiąclecia, zwracającego się w latach 60. do Niemców: ‘wybaczamy i prosimy o wybaczenie’ (faktycznym autorem tekstu był arcybiskup  wrocławski – co też było symboliczne – Bolesław Kominek).

Warto je pamiętać po obu brzegach Bugu i Sanu.

Raz jeszcze zreasumuję owe przytoczone we wstępie dwa wymiary agresji Rosji na Ukrainę:

wymiar skutków bezpośrednich niezwykle brutalnej wojny już teraz jest porażający.  Nawet nie w samych stratach ludności i żołnierzy (i rosyjska i ukraińska propaganda są to mało realistyczne), którzy bezpośrednio zginęli w wyniku działań wojennych, które są, wydaje mi się,  zadziwiająco niskie biorąc pod uwagę nieustanne bombardowania rosyjskie. W niewyobrażalnym, konsekwentnym niszczeniu jakiejkolwiek infrastruktury. Każde zajęcie kolejnego miasta poprzedzane jest wielodniowym lub wielotygodniowym barażem artyleryjskim, rakietowym, lotniczym. Pretekst ‘niszczenia obiektów militarnych’ używany przez Rosjan jest kompletnym kłamstwem. Chyba, że każda ulica, każdy dom, szpital, kościół lub cerkiew są ‘obiektem militarnym’.  Rosjanie łamią wszystkie postanowienia konwencji haskiej i innych praw wojny. To jest bez przesady strategia ‘spalonej ziemi’.  Obojętnie kto z konfliktu wyjdzie zwycięską ręką – spustoszenie kraju, tam gdzie linie frontu przebiegają, jest niewyobrażalne. Jeżeli dalej utrzymywana jest przez nas zasada silnego wsparcia dla Ukrainy – wysiłek zbrojny (dostarczanie dużej ilości broni artyleryjskiej, rakietowej, pancernej) musi być natychmiast wzmożony. Musimy skończyć z koniunkturalnym i wygodnym traktowaniem sankcji ekonomiczno-gospodarczych. Te sankcje muszą być żelazne i bez ustępstw – co wiązać się musi z kosztami dla społeczeństw naszych, zachodnich. Niestety, wojny bezpośredniej ani pośredniej (by proxy) bez wysokiej ceny prowadzić nie można. Wojny z wielkim państwem i doskonale uzbrojonym, jakim jest Rosja. Dla Rosji straty w ludziach własnych są mało istotne. Nigdy problem nie były. Ale Ukraina traci prawie z dnia na dzień miliony. Nie w zabitych, ale ludności, która znalazła schronienie w Polsce, Rumunii, Mołdawii – sporo z nich udało się już tymczasowo przesiedlić do dalszych krajów, niektórych aż za ocean. Tymczasowo? Nie, nie wszyscy wrócą. Ale nikt z nich teraz nie może zasilić szeregów sił zbrojnych Ukrainy. Miliony zostały zajęte przez Rosjan, tysiące przesiedlonych w głąb Rosji. Jak zastąpić poległych lub rannych żołnierzy na froncie?

Im dłużej ta wojna trwać będzie – tym trudniej będzie naszym społeczeństwom koszty tej wojny przez nas ponoszone wytłumaczyć. Tylko zdwojenie wysiłku teraz i umożliwienie podjęcia przez Ukrainę kontrofensywy może to zmienić.

Geopolityczne skutki dla tzw. porządku jałtańsko-poczdamskiego? Ten porządek został już kilka razy podważony. Był narzucony zbyt wielu narodom, by zbyt wielką nabożność do niego przykładać (nie zapominajmy Bałkan i casusu Kosowa). Ale nie wolno zgodzić się kategorycznie na zbrojne, przez agresję militarną, jego druzgotanie. To stworzy sytuacje wybuchową dla całej Europy. A więc zagrozi również pokojowi na innych kontynentach. Musimy być otwarci na ewentualne negocjacje – ale nie na czołgi i deszcz rakiet.  Nie wolno teraz zwłaszcza zapomnieć, że ten porządek był też kontynuacją aliansu stalinowskiej Rosji i hitlerowskich Niemiec. Ustępstwo wobec Putina jest pluciem w twarz wszystkich ofiar 2 wojny światowej. Rosja nie była ofiarą Hitlera – była ofiara własnej chciwości terytorialnej. To słabość Europy i USA zmusiła Zachód do przyjęcia Stalina w poczet Aliantów. Ten zaś po pokonaniu Hitlera zniewolił blisko połowę Europy. Czy chcemy powtórzyć ten sam kardynalny błąd strategiczny wobec Putina?

fot. Andrzeja Otrębskiego – w Wikimedia Commons

Leave a comment