Na Facebooku pędzi od kilku dni rozwichrzone stado Pegazów. Grzywy skrzą się niczym perły na firmamencie nieba, skrzydła furkoczą unosząc się ku szczytom  Parnasu.  U wrót świątyni twórców oczekuje ich westalka Apolliona, Olga.

O, szczęście wymarzone! Serce uniesione! Cóż padoły wyklęte niewiernych, cóż dziady nieczyczate spod strzech Adamowych? Oni są princami i princesami ogrodów Samarkandy, kędy się tanecznym krokiem, wśród piękna niedościgłego – zaiste objawionego – przechadzają. Oni! Ci którym Olga sama powiedziała, że pisze przepowiednie dla nich, wniebowziętych rodaków ojczyzny piękna i wdachnownienia, którego doznał ongiś Puszkinowski Eugeniusz.

W. Podkowiński “Szał uniesień”

Piękny ten widok, ten obraz rozwianych, niczym u Podkowińskiego, grzyw Pegazowskich, tych nazwisk osób znajomych i tych, których tylko z tekstów wrażliwych znałem. Ze szczytów Tomaszowej Góry Czarodziejskiej ku dolinom poglądającym, z zasłużoną wyższością. O ludy i narody niecne, wszeteczne, które światła dostąpić nie chcą – biada wam, powiadam. Wam i waszym dziatkom, że w strumieniu, o którym Jan z Czarnolasu w Pieśniach boskich pisał, że spod Parnasu bieży, kapać się dla orzeźwienia nie pozwoli.

Więc takoż w uniesieniu, w pełnej ekstazie, rozwiane grzywy mieszają się z perlistym ślinotokiem, który nie płynie ku dolinom – o! nie – a ku szczytom zmierza. ‘Nam jedna szarża – do nieba wzwyż’ poprowadzi nas subtelny (oczywiście, że subtelny a nie gburski) Krzysztof Kamil.

Leon Bakst “Elisium”

I tak odrodziło się nam, po tysiącleciach westchnień próżnych, Elizyjum.  W sposób tak łatwy i prosty, że aż zdumiewające, że nikt na pomysł wcześniej nie wpadł. Za jednym słowem prostym, znanym, częściej niż trzeba może używanym: idiota.

Warto by chyba przypomnieć sobie powieść pod tym tytułem Fiodora Dostojewskiego. Jest zajmująca. Być może wiele mówiąca. Czy ‘idiotą’ jest tak określony, tak nazwany, czy są nimi tak go określający, nazywający? Kurosawa, sam twórca pierwszej wielkości, tak reflektował przy pracy nad adaptacją dzieła Dostojewskiego: Prawdziwie dobry człowiek bowiem w oczach innych jest uznawany za idiotę. To jest tragedia tej historii. Historii zrujnowanego, czystego człowieka”. Naturalnie, nie sugeruję iż domyślny adresat (PiSowski wyborca, zakładać można), tego słowa użytego przez Olgę Tokarczuk, jest przykładem dobrego, czystego człowieka. Ale, gdy się publicznie pewne oceny wyraża na spotkaniu, które było filmowane i w czasie współczesnym, gdy wiadomo, że takie opinie osoby bardzo znanej – noblistki, wybitnej pisarki – natychmiast ukażą się wszędzie i wobec wszystkich – pewne niuanse (?) rozmydlą się. Gdybym ja tak powiedział do moich czytelników – nikt by uwagi (poza garsteczką tych czytelników, LOL) na to nie zwrócił. Przez to, że osoba autentycznie wybitnej pisarki nie ma tego samego przywileju zacisza własnego pokoiku, który mam ja – konsekwencje są inne. A z reszty wypowiedzi skierowanej owszem, do zebranych przyjaciół i wielbicieli talentu pisarki – wyszło jeszcze większe nieporozumienie i błąd. Po prawdzie ‘idiotami’ zostali wszyscy, którzy większości jej twórczości nie czytali. Lub tylko we fragmentach. A takich jest dziś sporo. Inne czasy, niezbyt przychylne dla literatury słowa pisanego dłuższego od jednego arkusza. Możemy nad tym ubolewać (powinniśmy) ale trudno tego trendu, nie tylko polskiego, nie zauważać. Na nagrywanym spotkaniu z fanami noblistki nastąpiło mrugnięcie porozumiewawcze okiem: wiecie, to między nami, wy rozumiecie wysoką literaturę, wy jesteście inni od ‘nich’. I najgorsze, w zasadzie niewybaczalne: piszę tylko dla was. A to już arogancja. Zbyteczna. Oczywiście w Polsce dzisiejszej, Polsce podzielonej bardzo ostro, gdzie obowiązuje zasada: kto nie z nami ten przeciw nam – obywatel przeciwny kato-faszyzującego obozu władzy jest niejako zmuszony stanąć po stronie pisarki. Nawet jeśli w duszy czuje się dość skrepowany, bo wie, że nie czytał wszystkich wydań Tokarczuk lub nie czytał nawet w ogóle. Czyli wie, że jest … idiotą. Ale wie też, że to nie zupełnie sprawiedliwe, za idiotę się nie uznaje. I mnie też się wydaje, że taki obywatel nie jest idiotą. W tym wypadku wole już być tym Myszkinem Dostojewskiego, niż dołączyć do ślinotoku wyznawców religii skądinąd fantastycznej pisarki. Kultura nie wysoka a kultura celebrycka, ot co.   

Leave a comment