Sześć miesięcy wojny na Ukrainie. I jednocześnie święto Niepodległości Ukrainy. Wielka ofensywa rosyjska w zasadzie na całej linii frontu na południu (na inne fronty Armii rosyjskiej już nie stać) weszła w fazę wojny pozycyjnej o wgórze, o wioskę, o przejście na rzece. Putin stracił sporo zębów. Tak, ma jednak ciągle olbrzymią armię.
Ale w wojnie, w której olbrzymie znaczenie ma nowoczesna i skomplikowana broń niezbędny jest twardy i dobrze wyszkolony żołnierz zawodowy a nie ‘urrra! za rodinu, za Stalinu, za mateczku Rasiju!’. I nie czasy wielkich, decydujacych bitew. Ukraina takiej bitwy nie przyjmie. Nie wyglądają na samobójców, kozackich kamikadze. Nie będzie Kurska ani Stalingradu.
Wołodymyr Zelensky mówi, że Ukraina nie oczekuje pokoju, że oczekuje zwycięstwa. Sugeruje w ten sposób nie pertraktracje pokojowe a przyjęcie aktu kapitulacji. Życzyłbym im tego. Ale to raczej mało realne.
Rosja nie tylko Putina ale i w mentalności bardzo wielu Rosjan jest imperium. I chce być, jako imperium uznana. Nie oczekuje sympatii i polubienia. Domaga się uznania jej imperialnej roli. Nie jestem nawet pewny czy zbrojne (zamach stanu, morderstwo itp) usunięcie Putina by to zmieniło. Tak, Putin to autokrata – wszak całkowitym autokratą był każdy car rosyjski – mieli to nawet w oficjalnym tytule: Samodzierżawca. I tak władcę widzi przeciętny Rosjanin.
Zamach w Moskwie na popularną rosyjską dziennikarkę, która gloryfikowała Rosję i była tubą ultranacjonalistycznej, szowinistycznej i wielkorosyjskiej ideologii, Darię Duginową był bardzo wyraźnym przykładem, jakie znaczenie ma ta ideologia. Pewne jest zresztą, że głównym celem zamachu był jej ojciec, Aleksander Dugin – popularny od lat faszysta rosyjski znany nie tylko w prasie ale w życiu akademickim. Ceniony niemiecki znawca Wschodniej Europy, Andreas Umland w wywiadzie dla szwajcarskiego wydawnictwa medialnego SRF pisze wprost o Duginie: “To jest rosyjska wersja faszyzmu. Dugin zapożycza z Zachodnich myślicieli faszystowskich we Włoszech i Niemczech i buduje swoją własną wersję neo-faszystowskiej ideologii, nazywając ją czasami Czwartą Teorią, czasami neo-euroazjanizmem lub po prostu tradycjonalizmem. Jest autentycznym rosyjskim faszystą.” Jest szanowanym w Rosji i jej kręgach akademickich. I bardzo popularnym w szerokich kręgach społecznych. Stąd jego wpływ na Kreml i Putina – jest to jednak wpływ pośredni, wpływ jego teorii wielkorosyjskich i popularności w społeczeństwie. Sam do polityki bezpośrednio się nie pcha i w pewnym stopniu politykami pogardza, jako jedynie narzędziami a nie twórcami. Niektórzy porównują go do roli i postaci Rasputina w Rosji carskiej.
Czemu piszę o ojcu i córce Duginach? Bo to jest najwieksze niebezpieczeństwo dla Europy, a nie były, niezbyt wysokiego stopnia, oficer KGB – Putin. Putina można wieloma sposobami usunąć ze sceny. Duszy rosyjskiej – nie sposób. Nie zapominajmy, że wielki, pisarz i myśliciel, noblista Aleksander Szołżenicyn, kategorycznie nie uznawał niepodległej i suwerennej Ukrainy i Białorusi. Uważał te dwa kraje i narody, jako integralną część wielkiej Rosji. I to jest ‘dusza rosyjska’ dużo silniejsza niż jakikolwiek przywódca polityczny.
Ten sposób myślenia, taka wizja kulturowa państwa-imperium w węzłach faszystowsko-etniczno-religijnych jest największym zagrożeniem europejskiego modelu, który oparty jest na pewnej stałej płynności ideii, metodologii i społeczeństwa. Płynności, w której centrum od kilku już stuleci jawił się Człowiek indywidualny i Człowiek-obywatel, jako potężny wariant niezależności wobec wschechwładzy państwa- wodza. Państwa-wodza, które urzyczywistnia właśnie Samodzierżawca. Nie był to proces ani łatwy ani krótki. Jest to też proces trwający in perpetuum mobile, to zaś zakłada też pewien chaos, niestałość i niepewność. Ale własnie ten chaos, ta niestałość struktur i mechanizmów umożliwia korekty, zmiany, dostosowywanie się.

Każde duże państwo europejskie u swych zaranii kształtowało się przez setki lat. Nie polega to tylko na podboju silniejszego szczepu, ale na długotrwałej budowie nowego organizmu wielo lub panetnicznego, nadrzędnej wspólnej rzeczy (rzeczy pospolitej, res publica).
W samych Niemczech ten proces trwał prawie do lat 20. ubiegłego wieku! Od czasów Świętago Cearstwa Rzymskiego Nartodu Niemieckiego. Polska nie jest dziś (jak za wczesnych Piastów) państwem Polan. Nie możemy powiedzieć (i nie mówimy), że Pomorze, Warmia, Podlasie lub Rzeszowszczyzna są polskie, bo to tereny Polan. Bo nie były. To ziemie szczepów słowiańskich, ale żaden z tych szczepów nie był Polanami. Mieli swoją odbrębna świadomość. Spokrewnioną – ale odrębną. Rosjanie zaś tego nie rozumieją. Dla nich te wszystkie wczesne i osobne, często wojujące ze sobą szczepy i grupy Słowian Wschodnich to nagle jacyś jedyni i niepodzielni Rusowie. Całe szczęście (w perspektywie historii), że plemiona białoruskie, a na południe od nich plemiona rusińskie przez setki lat (różne tereny w różnych okresach i przedziałach czasu) były pod silnymi wpływami i panowaniem Królestwa Polskiego z jednej strony, a Wielkiego Ksiestwa Litewskiego z drugiej. Od późnego średniowiecza były to już wspólne tereny jednej wielkiej Rzyczypospolitej Obojga Narodów. Szczcie nie dlatego, że ten ‘pan’ polski lub litewski był aż tak dobry i sprawiedliwy. Nie – dlatego, że w silny sposób zakorzeniły w tej I Rzeczypospolitej mimo wszystko zachodnio-europejskie idee i sposoby myślenia kulturowego i politycznego. I że król Polski (na dobre i na złe) nie był i być nie mógł Samodzierżawcą.
Nie sądziłem jeszcze dziesięć lat temu, że te ziarno tak silnie na Białorusi i Ukrainie zakiełkuje. Wśród nich samych. Białoruś jest rosyjskim klientem tylko na zasadzie pełnych więzień politycznych i terroru Łukaszenki. Dyktatora na glinianych nogach. Z ciekawych i zaskaujących względów i z diametralnie przeciwnych powodów do fali anty-rosyjskości nikt tak się współcześnie nie zasłużył na Ukrainie i w Białorusi, jak jej dwaj prezydenci.
Dlatego tak niezbędnym jest kontunuowanie pomocy dla Ukrainy aż do czasu uzyskania najbardziej korzystnego z możliwych rozwiazań. To jest wyzwanie naszych czasów wobec Historii. To jest wojna europejska o europejskie wartości. Jako, że Ameryka Północna i Autralia z Nową Zelandią (to bardzo ogólnikowa i tylko przykładowa lista cywilizacji europejskich) są dziećmi tej cywilizacji (ze wszystkimi pro i contra) – sa w tą wojnę zaangażowane. Bo jest to walka o ich wartości. Leży w naszym, świata zachodniego, interesie istnienie dużej, suwerennej Ukrainy byśmy z Putinem czy innym Putinowiczem rosyjskim graniczyć nie musieli. Tak długo, jak nie ulegnie zmianie, uleczeniu ‘rosyjska dusza’. A to proces bardzo długi i skomplikowany.
I pamietajmy, że to nie wojna ważna lub istotna dla całej wielkiej reszty świata. Afryka, a zwłaszcza Azja tego tak nie widzą. To ich politcznie-kulturowo nie dotyczy. Gotowi są na układy z każdą ze stron. Ktokolwiek wyjdzie z tego zwycięsko. Układy zresztą dalej z Rosją mają i zakładaja ciągle nowe.
Więc cieżar tego wysiłku wsparcia Ukrainy spada (i słusznie) głównie na nas: państwa NATO (z pominieciem Turcji, która w NATO jest z własnych, osobnych interesów i ambicji). A cena tego wsparcia może być tej zimy wyjatkowo trudna ekonomicznie. Brak wsparcia lub osłabnięcie naszej woli – może być katastrofalny. Z biegiem miesięcy spada emocjonalne zaangazowanie wielu indywidualnych osób. Najbardziej oddanym społecznikom i ratownikom Ukraińców zaczynaja tez opadać ręce i skrzydła. Są tym ciężarem uchodźców przygniecieni i nie wszystkie państwa ten ciężar równomiernie dźwigają i równomiernie wspomagają. Sankcje ekonomiczne, kontrakcje rosyjskie spowodowały wielki kryzys energetyczny i olbrzymi wzrost kosztów energii. Naciskajmy jednak na nasze rządy, gdy możemy wspierajmy sami akcje i zbiórki pro-ukraińskie. Rosja tą wojnę musi przegrać. Nie musi być upokorzona jakąś wielką kapitulacją. Ale nie może z niej wyjść zwycięska.