Bogumil Pacak-Gamalski

My Rocks, as my regular Readers would know, is a stretch of rocky shore alongside the Bedford Basin. The Basin and the Channel leading to it separate Dartmouth and Halifax. As I live almost on that shore – it is a place of my many walks, writings, picture-taking. But most of it – it is my Garden Of Sanity, where I seek peace, solace. In the world but outside of the world at the same time. You would occasionally meet one or two other people wandering there, but most of the time it is just me.
Uciekłem na Moje Kamienie. Miejsce szukania wyciszenia, spokoju. Często początku zapisywanych w kajecie wierszy, felietonów, esejów. Nade wszystko jednak ucieczki przed światem. Lub ściślej – światem ludzi. Niewyobrażalna, na mityczną skalę tragedia palestyńska w Gazie – efekt morderczego i niewyobrażalnego mordu terrorystycznej grupy Hamas na mieszkańcach kibucu graniczącego z palestyńską Gazą – obudziła w wielu niezrozumiałe dla mnie uczucia i emocje, których zrozumieć nie mogę.
Po tym morderczym napadzie, Izrael wydał totalną wojne Palestyńczykom w Gazie. W tej totalnej wojnie (de facto to nie wojna a masowe oblężenie i pełny nieustanny ostrzał artyleryjski, powietrzny i rakietowy, pełne odcięcie od wody, od lekarstw, od żywności) Izraelczycy odrzucili wszelkie międzynarodowe konwencje wojenne. Straty ludności cywilnej są wielokrotnie wyższe niż w tym ohydnym mordzie i rosną z dnia na dzień. Nie o tym będę jednak pisał. Co mnie zdumiewa (i powód ucieczki z domu i czytania prasy, oglądania telewizji) to niezrozumiała w jakikowiek sposób postawa wielu osób, które znam i cenię nawet: odmawianie pełnego człowieczeństwa ginącym Palestyńczykom. Był moment, gdy sam w momencie kompletnej utraty racjonalnego myślenia, zadałem w jednej z rozmów pytanie: w takim razie prosze mi powiedzieć ile dzieci palestyńskich winno być zabitych za jedno zamordowane dziecko żydowskie? Nie potrafiłem znaleźć jakichś wspólnych filarów tej samej etyki i tej samej moralności, która wydawało mi się jeszcze do wczoraj istniała. Więc musiałem zadać takie brutalne pytanie sądząc, że szok tego pytania ludzi obudzi z jakiegos koszmaru biblijnych zemst, odwetów, religijnych mordów. Pomyślałem, że może faktycznie cała Palestyna (więc i państwo izraelskie) to jakaś Przeklęta Ziemia szaleńczych dzieci Abrahama, którzy w imię tego samego Boga, zgodnie z moderczymi zapisami w tych starych księgach Tory, Koranu i Biblii muszą się wzajem mordować aż do ostatniego człowieka. Że Morze Czerwone ma właśnie tym być – czerwonym od krwi. Może i Homer by tej tragedii człowieczeństwa nie potrafił opisać? Może zrobili to lepiej właśnie Prorocy żydowscy i muzułmańscy i Ojcowie Kościoła Chrześcijaństwa? Dostawałem słowem obłędu. Uciekłem od tego wszystkiego do świata natury, nad mój kanał morski, na moje kamienie, pod moje zachodzące słońce w którego zamierających promieniach ukazał się nocny Księżyc. I miasto ludzi obok ale daleko, więc milczące od tych okrzyków zemst i pogromów. I w tej naturze, gdzie wszystko bezkrwawo codziennie umiera nocą – jest pewność, że dnia następnego odrodzi się znowu cudownym wschodem. Bo ta noc to nie smierć przecież, to tylko sen. Sen, w którym nawet koszmary odchodzą z nadejściem świtu. Ach, niechże ten świt nadejdzie już! A jak pieknie ta reinkarnacja świata wyglada – w zdjęciach poniżej.




























