Bogumił Pacak-Gamalski

Pamiętacie poprzednią próbę wycieczki śladami potężnego wiertła oceanu, które boruje sobie kanały wzdłuż Nowej Szkocji? Tak po prostu. Włazi sobie w ląd, wyrywa pewnie miliony metrów sześciennych ziemi, boruje kanały i wlewa się swoim żółto-brunatnym mułem. Pamięta skubany, że kiedyś mógł tu skutecznie łączyć się z cieśninami North Cumberland i św. Wawrzyńca i nie był żadną ‘zatoką’ a też cieśniną, nie był zamulony a czysty, jak świeża woda. Nagle wody opadły i Nowa Szkocja z wyspy stała się półwyspem zamykając swobodną wędrówkę wody oceanicznej. No to ta Fundy Bay, która ‘bay’ nie chciała być, pcha się w ten ląd swoją starą drogą. Boruje. Zaczyna to się w okolicach miejscowości Maintland i drąży ziemię. Raczej wiadomo, że wydrąży. Woda , panie dobrodzieju, zawsze była silniejsza od najtwardszych skał. Uparta, ot co. Skała to taka trochę zarozumiała jest. No bo silna, twarda, niewzruszona. Więc siedzi tak sobie nieruchomo pewna swej mocy. A woda to żywa, jak rtęć. Smyk, smyk i już miejsce znajdzie. I zacznie drążyć aż tak wydrąży na około twardej skały, że skała sama się zawali w proszek.
Tamta wycieczka częściowo się tylko udała, bo zachciało mi się ‘bocznych wycieczek’, gdzie w jakiś ostępach leśnych mało nie zniszczyłem swego traka.Wiec dziś pojechałem z surowym sobie danym nakazem: od A do B i wtedy do C. Żadnych bocznych atrakcji. Co prawda, tak zupełnie posłuszny i skoncentrowany na jeździe utartymi szlakami nie byłem i właziłem tam, gdzie były napisy: Halt! Verbotten! No, ale co to płotek niby metalowy, ale nie wyższy niż do klatki piersiowej? Bo niby zima wszystko nieczynne. A co ja niedźwiedź jaki, że zimą mam spać w norze?! Albo dróżka boczna przez las i wzgórza, niby żwirowa a nie asfaltowa ale porządna. No tak, był duży napis, że roboty i stała wielka kobieta w walonkach i żółtym skafandrze z dużym znakiem ‘stop’. Podchodzi do mnie i mówi: reperują most dalej, tylko dla ruchu lokalnego, wracaj do szosy i szosa do głównej trasy. A przecież ja też miałem walonki na sobie, jadę trakiem, jak farmer, więc mówię: ale ja lokalny. No to ona: a, to OK, jedź. Tylko powoli i uważaj na ciężarówy ze żwirem. I pojechałem. Za mostkiem już robót nie było i droga była dobra.
I cała drogę tej wielkiej rzeki-mułu przejechałem, zaglądałem do niej, podziwiałem potęgę natury. Spotkałem orły, choć zdjęć zrobić nie zdążyłem. Zanim kamerę ustawiłem, odleciały za drzewa. Ale wiecie, jak orły wyglądają. Klucze dzikich gęsi za to po niebie szybujące dały się, niby pięciolinie, w obiektywie złapać.
(scroll down to the English part of the article)



















On the last day of November as you remember, I went to view the immense power of the tidal bore that starts from Minas Basin around Maitland. At that time my unfortunate side trips took so much time, that when I eventually arrived to view the brown mud-river – it was too late to properly explore it. A few days later, still not fully recovered from my bad flu, I went again. This time I took a shorter route and no ‘side trips’. Winter offers totally different views. And lack of tourists. Zero. None. Yes, some spots were gated and closed. But the gates were not really that tall and maybe I didn’t see the sign ‘closed for the season’? Who knows. I was there and the river was there and we had to meet somehow. So we did. The rest is history. The Tidal Bore is an absolute must to see. Such immense power of the ocean tides and the constant struggle of the land against it. A struggle the land will eventually lose. But observing it is something to admire. Nature has so much majesty. I took this time Highway 102 to Shubenacadie and #215 to Maintland. Came back by scenic Riverside Road that follows the flow of the Channel (called also Subenacadie River).





















