In the late XVIII century, following the French Jean-Jacques Rousseau’s turn to feelings and emotions – the Germans introduced us to Sturm und Drang. Of course, only the Germans and German language can come up with such a militaristic-sounding term for literature and paintings reflecting deep emotions, love, romance, and tragedy, LOL. That is exactly how I felt on the North Atlantic shore for the past few days – a non-ending storm with heavy snow and a constantly overcast sky. Not even a wink from the Sun. Nada, zilch.

Skutkiem francuskiej – naturalnie – perwersji uczuciowości Rousseau, Niemcy obdarzyły nas czasami Burzy i Naporu (Sturm und Drang) Romantyzmu. Tylko język niemiecki i niemiecka mentalność tak potrafi nazwać okres rodzenia się sztuki poświęconej miłości, romansowi, legendzie i tragedii, LOL. Napór i sztorm brzmi bardziej jak rozkaz niż, jak wyznanie. Jakże biedny Werter nie mógł nie cierpieć, jeśli takimi rozkazami wyznawał swą miłość dla Lotty?!

Tak się właśnie czułem ostatnie kilka dni na brzegach Północnego Atlantyku w czasie niekończących się wichur i śnieżnych nawałnic. Ni źbła choćby słoneczka na moment. Zero.

Więc gdy dzień pięknym, różowym wschodem dziś się ukazał, a karminem zachodził z wieczora – z kamerą poleciałem go gonić po Moich Kamieniach. Naturalnie, że przesadzam. Nie goniłem a potykałem się w zaspach powyżej kolan, wspomagając się swoim kosturkiem. A ten śnieg bieluśki, ta woda i stalowa, i srebrna, i różowa do zdjęć, jakby pozowały.

Leave a comment