Bogumił Pacak-Gamalski
Dziesięć dni temu zachciało mi się setki kilometrów jechać w pogoni za słońcem. A słońce to wiecie – dumne i zarozumiałe, jak paw. Puszy się i oślepia swoim blaskiem. Nie dziwota, że pewien Ludwik francuski po zbudowaniu Wersalu i sali lustrzanej ozwany został Ludwikiem Słońce. Chodził po tej Sali Luster i oślepiał swym majestatem poddanych mrucząc: Francja to ja! Tak i moja podróż z tłumami innych w miejscach gdzie pełne zaćmienie miało nastąpić tym się skończyła – oślepieniem. A zdjęcia mogłem robić tylko wtedy właśnie, gdy ten mały kawałek skał kosmicznych, szarak taki zwany Księżycem, zasłonik Boga-Słońce i tylko jego królewską grzywę promieniującą wokół Księżyca można było oglądać. Księżyc-szarak zresztą niezbyt często za dnia się na nieboskłonie pojawia. Z wieczora tylko chyłkiem się przechadza lekko zawstydzony swą szarościa właśnie.

About ten days ago I drove hundreds of kilometers after the Sun. Sun – as you know – is very vane and proud, like a peacock. Blinds you with its glory. It comes as no surprise that a certain French king, after the construction of Versailles and its Hall of Mirrors was named Louise the Sun. He regularly walked that famed Hall blinding with his majesty the poor subjects taking to himself: I am France! Of course, my journey with throngs of other people running to places where the total solstice was taking place – ended up being blinded by the god of the heavens. And the only pictures I took were of that small, black rock that covered the blinding god. Naturally, a glowing aureola of the god was still flaming in full glory. The poor, grey Moon seldom shows up during the daytime in the skies. It feels too timid, too embarrassed by its own greyness, and lack of splendor.
Więc dziś nocą, zawstydzony żem o mym skromnym przyjacielu zapomniał – wyszedłem z kamerą i serię portretów mu zrobiłem. Jakiem robił onegdaj. I mówiłem mu: jesteś piękny i uroczy w swej skromności. Dziekuję żeś przyszedł i przejrzał się wodzie, zapalił migotliwa gazową latarnię w mrocznym zaułku.
Hence tonight, at 2 o’clock, feeling a bit ashamed that I forgot my faithful friend – I took my camera and made a series of his portraits. As I used to do. I told him: you are beautiful and charming in your shyness. Thank you for lighting the old gas lantern in this dark mews.




