Bogumił Pacak-Gamalski
Pan poeta, pan poeta … we wsi podkrakowskiej westchnęła kiedyś jakaś wioskowa białogłowa. A tu trzeba było nic tylko wyrżnąć w gębę zalanego wierszokletę i go do gleby sprowadzić z obłoków.
Ludzie są mądrzy i myślą, że wszystkie rozumy zjedli. A swojego własnego przetrawić nie potrafią. Więc Miś Puchatek zgodził się z przestrogą statecznej dziewanny skierowaną do nieroztropnych rumianków i floksów. Bo cóż by to było, gdyby tak każdy z każdym, jak i kiedy tylko mają ochotę? Sodoma-Gomorra panie kochanku, ot i co. A miś wie, co mówi.

Wieczór letni
Floksy i dzikie róże,
Rumianki, jak panienki,
Dziewanny, jak matrony,
Obsiadły małe wzgórze.
Na tej górce pod lasem,
W leniwe popołudnie
Plotły ploteczki wiejskie –
Tak bywało tu czasem.
Przechadzał się kawaler
Słomkę żujący w ustach.
Floksy oblał rumieniec,
Dziewanny podniosły szpaler,
Syknęły do rumianków:
Panienkom z dobrej gleby
Nie uchodzi rumienić
Lic łudząc tak kochanków!
Jaki morał z tego, pytasz?
Stateczna dziewanna wie, że
Dla rumianków trzmiel, nie chłopiec,
Jest tą bajką, którą czytasz.
I tyle na dziś –
mruknął śpiący miś.
A dlaczego mi się to wzięło i napisało? Gdybym ja to wiedział, to byłbym, jak ten Żyd z musicalu ‘Skrzypek na dachu’, który śpiewa:
Taki koncert – ojojoj! – jak ze snu,
Tu indyk, tam znów gęś, coś z kaczek i coś z kur
I już każdy w krąg połapie się,
Że właśnie ja, milioner, mieszkam tu.
Może z tego, że najdłuższy dzień w roku i upał jak cholera nieznośny. A o 10 w nocy nad wodą, na moich Kamieniach nic nie lepiej, tylko Łysy wylazł na niebo olbrzymi i śmieje się ze mnie. To się wzięło i napisało. I Miś był zadowolony, bo już dawno chciało mu się iść spać, a nie słuchać piosenek wiecznie narzekającego Żyda. A jak wyglądał Łysy? Ano tak:
