Egzystencjalna Mgła i Tęczowy Most

Wszystko się pogubiło, zaplątało. Było słońce – jest mgła. Rozciągnięta, powłóczysta. Płynie od morza, jak zagubiony Latający Holender, gdy osiada na piaszczystym brzegu: na linach opuszczają się po ścianie burty na brzeg cienie obdartusów z pustymi oczodołami wyżartych przez mewy oczu. Patrzą tymi czarnymi otworami, a widzą tylko przeszłość. Widzą rozsłonecznioną plażę, widzą gromadę dzieci ze śmiechem biegnących ku morzu. Rozbitkowie widzą czas wczorajszy, nie dostrzegają gęstej mgły i milczącej ciszą plażę.

               Podobno za skrytą we mgle linią horyzontu jest wielka Czeluść, w którą wpadają wszystkie zagubione statki i łodzie rybaków. Po drugiej stronie tej Czeluści są morza ciepłe i słoneczne, plaże pełne śmiechu i zabaw dzieci, kochankowie igraszkujący w łagodnych pianach fal. Podobno. Są nawet tacy, którzy twierdzą, że Czeluść stworzył Telemach, ojciec Homera, by zatrzymać okręty zalotników jego matki Penelopy, którzy chcieli go zamordować. Jej ściany są wysokie, pionowe i ostre, dotykają chmur.

Raz na pokolenie ukazuje się Wielki Łuk Tęczowego Mostu spinający przeciwległe krańce Czeluści. Na jeden tylko dzień. Szczęśliwi, którzy tego dnia dobijają do linii horyzontu za którą jest Czeluść. Przechodzą wówczas po tym Tęczowym Moście trzymając się za ręce, z zaufaniem w oczach.

Leave a comment