Bogumil Pacak-Gamalski











Samotna Miłość
Jeżdżę i szukam Cię po dzikich plażach. Nasłuchuję okrzyków fal, poszumu wiatru.
Początkowo jeździłem na plaże i do miejsc, gdzie jeździliśmy razem. Rozmawiałem z Tobą, spacerowaliśmy trzymając się za ręce. W domu piłem ranną kawę z Tobą. Jeszcze byłeś, choć co raz bardziej milczący, co raz mniej wyraźny. Aż stałeś się cieniem, który jest blisko ale niemożliwy do dotknięcia, przytulenia.
Zacząłem więc jeździć w miejsca dzikie, nieznane. Z dala od ludzi.
Na dzikiej plaży, oddalonej od świata, mozolnie zbierałem kolorowe kamienie. Pisałem nimi list do Ciebie, mój krzyk. Ułożyłem z nich słowo ‘Miłość’. Czy spłynąłeś poświatą księżyca przed świtem by go znaleźć, odczytać, przycisnąć do piersi?
Wróciłem znowu tu, na to miejsce
po dwu dniach. Kamienie znalazłem,
poznałem kształty i kolor – przypływ
zebrał je w gromadę. Został tylko
wykrzyknik, głos zawieszony wysoko
nad piaskiem, nad wodą, niebytem.
Czy jesteś jeszcze ze mną,
czy jesteś tylko krzykiem
bólu, pustki, rozpaczy?
Podszeptują: trzeba żyć. Trudno. Koleje jego tak właśnie ustawione.; tak było na początku i tak będzie na końcu.
A nikt nie pyta: ale czy można żyć? Więc bez pytania nie może być odpowiedzi. A życie to droga ku czemuś, do celu, ku jakiejś przyszłości. Ja jej nie mam. Nie chcę mieć. Jest mi zbyteczna. Ani na plażach wypełnionych śmiechem i krzykiem plażowiczów, ani na dzikich ostojach bezludnych. Została tylko ona – Miłość. Samotna, bez dotyku, bez drżenia, bez pocałunku.
