Bogumił Pacak-Gamalski

Oglądam posiedzenia Sejmu, a już zwłaszcza (ostatnio) posiedzenia Sejmowej Komisji Śledczej, która okazuje się lepsza od wielu tanich kryminałów.
Ale nad to wszystko najbardziej lubiłem zamieszanie wobec dwóch średniego wieku kryminalistów. Światek przestępczy z ‘wyższej półki’. Czasem lepszy nawet niż ten ze starego Bródna na warszawskiej Pradze. Otóż tych dwóch kryminalistów, mimo legalnego wyroku sądowego za czasów poprzedniej ekipy nie siedziało w ogóle. Nawet w areszcie. Pan Prezydent bardzo ich sobie polubił. Co trochę jest niesmaczne, bo i pan Prezydent jest żonaty i żonaci są ci rzezimieszkowi urzędnicy służb wywiadowczych. Trochę taka nadwiślańska wersja Agenta 07. Tyle, że agenciarze nadwiślańscy nie bronili państwa a je trochę tak jakby rozwalali od środka. Po zakończeniu pracy w tych agencjach wewnętrznego wywiadu (współczesna forma UB z lat znanych starszym) agencików wybrano staraniem opiekuńczej partii sprawiedliwości i ziobrystów do Sejmu. Tu ich nikt nie ruszy. A gdy ruszyć się starano poprzez Sądy – to pan Prezydent natychmiast ułaskawił. Okazało się bezprawnie, bo aktu łaski nie można stosować wobec wyroku, który jeszcze nie zakończył swej drogi i nie uzyskał stempelka prawomocności. Przeoczenie. Mógł pan Prezydent naprawić i łaski udzielić ponownie, gdy wyrok był już prawomocny. Ale się uwziął – jestem Prezydentem Polski i nie będę dwa razy tego samego robił, prawomocny-smoczny, guzik mnie to obchodzi: jak ułaskawiam to ułaskawiam i dupy mi więcej tym nie zawracajcie! Mocny chłop, z jajami (co dla wielu było zaskoczeniem). Ale czasy się trochę zmieniły. Nowa władza do tej władzy doszła i chciała jednak agencików do ciupy wsadzić.
Więc prezydent, facio sprytny zawołał Wąsika i Kamińskiego do Pałacu Prezydenckiego. Tu wam kochanieńcy nic nie grozi. Do własnej piersi przytulę i od kul uchronię. A tak ich ściskał, tak obejmował, że aż łzy się zbierały ale i nieco jednak niewygodne zażenowanie mną wstrząsnęło. Ja wiem, słyszałem te legendy o pewnej erotycznej stronie cel więziennych – ale żeby tak publicznie, w Sali pałacu prezydenckiego, przed kamerami?!
I tu mi ten zapomniany a wspaniały, dawno temu zmarły Ludwik Sempoliński się przypomniał. Nienagannie zawsze we fraczku, ze swoimi szmoncesami. Jakże to on pięknie ujął, tą przyjaźń, to oczarowanie, pewien wręcz erotyzm uścisku i opiekuńczości mężczyzny wobec mężczyzny:
„… ten wąsik, ach ten wąsik, ten gest, ten ruch, ten pląsik! Titina, ach Titina – to cała piosnka ma! tralalala la, tralalal la …”
Już słyszę, jak z płyty starej Pan Prezydent puszczał ten szlagier w Pałacu, emocjonując się sytuacją. I trochę jednak mi żal biednej Pani Prezydentowej … Bo ona wąsika wszak nie ma …