Skończyłem właśnie oglądać relacje ‘na żywo’ Sejmowej Komisji Regulaminowej, która wysłuchała oskarżenia Prokuratury Krajowej wobec Zbigniewa Ziobro. Aby Prokuratura mogła rozpocząć sprawę i skierować ją na drogę sądową były Minister Sprawiedliwości (sic!) musi być pozbawiony immunitetu parlamentowego, który mu z racji bycia posłem przysługuje.
Nie było zadaniem (i nie miała ku temu jakiekolwiek uprawnień ani sobie takich nie imputowała) Komisji stwierdzenie winy Ziobro. Chodziło o to, czy Komisja zarekomenduje dla Sejmu odebranie tegoż immunitetu parlamentarnego.
Nie będę opisywał dyskusji na sali, gdzie Komisja debatowała ani charakteru debaty. Była burzliwa, głównie ze względu na dwu posłów, obecnie czołowych harcowników PiS i ich okrzyki, protesty, chamskie odzywki do prokuratora. To była piaskownica rozpieszczonych bękartów PiS, którzy nagle przestali być hersztami piaskownicy. Ale zachowali stare przyzwyczajenie bycia w większości i straszenia, przepychania, wrzeszczenia i turbowania innych dzieciaków. Na ogół bezkarnie. Wszak krawiec kraje, jak mu materiału staje. Ich buta i zwykłe chamstwo były nie do zniesienia. Mimo to przewodniczący Komisji dawał sobie dość dobrze radę i jako-taki porządek udało mu się zaprowadzić.
Jeden z bardzo młodych posłów Koalicji Obywatelskiej w swoim wystąpieniu świetnie ich zripostował i podsumował. Młody prawnik z wykształcenia. Nie pamiętam nazwiska, a nie chce mi się sprawdzać, ale to świetny zadatek na wieloletniego polityka, bo sztukę oratorską ma opanowaną, niczym stary senator rzymski. Jego riposty były ostre, chwilami pięknie sarkastyczne – nigdy ordynarne lub brutalne. Miał starą, dobrą kindersztubę. Kindersztubę z salonów. Jego przeciwnicy też mieli kindersztubę, tyle, że z knajp i rynsztoka.
Koniec końców i większość parlamentarna naturalnie przeważyła – Zbigniew Ziobro immunitetem już się zasłaniać długo nie będzie, bo ta sama większość w Sejmie przegłosuje to, co zaleci ta Komisja Regulaminowa: tymczasowy areszt i sprawa sądowa wobec byłego ministra Sprawiedliwości I Prokuratora Generalnego RP. Jeden z zarzutów dotyczy (tu nazwa oficjalna takiej działalności) ‘zorganizowanej grupy przestępczej’ w strukturach … Ministerstwa Sprawiedliwości i Prokuratury Generalnej.
Ad absurdum, przejęzyczenie, zbyt wielka swada i swoboda w operowaniu językiem? Wszak mówimy o oficjalnym gabinecie ministra i gabinetach podległych mu zastępców i urzędników – Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego Rzeczypospolitej Polski!
A swadą, przesadą oskarżenie nie jest. Jest opisem pracy, stylem pracy, manipulacjami, kłamstwami, oszustwami, milionowymi malwersacjami i łamaniem najbardziej podstawowych zasad funkcjonowania urzędu. Najwyższego Urzędu prawa w państwie.
Wczoraj cały Sejm przegłosował i i przyjął wszystkie (bodaj 14 lub 15) punkty oskarżenia, łącznie z końcowymi zapowiadającymi zastosowanie natychmiastowego aresztu prewencyjnego i doprowadzenie oskarżonego prosto do aresztu.
Takiej hucpy, takiego olbrzymiego skandalu polityczno-kryminalnego Polska post-komunistyczna nie znała. Nawet w PRL, gdzie minister każdy (i premier) mogli być na zbity pysk wywaleni decyzją Biura Politycznego PZPR – nigdy od czasów Bieruta aż do Gierka i Kani to się nie zdarzyło. W Moskwie Stalina – tak.
Nigdy w całej historii powojennej Europy takiego skandalu wobec ministra sprawiedliwości nie było. Proszę pomyśleć – najgroźniejszym przestępcą kryminalnym (wedle oskarżenia prokuratora) okazuje się być … minister sprawiedliwości. Włosy stają dębem na głowie. I wstyd mnie, jako Polaka, ogarnia.
To jednak zmusza do dalszej, konsekwentnej refleksji. Dużo większej niż pan Ziobro i miliony malwersowane przez niego – tym detalem, karą i zadośćuczynieniem zajmą się teraz sądy polskie. Ale kto, jakie sądy zdejmą tą cuchnącą chustę wstydu z naszej, Polek i Polaków, twarzy? Twarzy zbiorowej. Nie tylko zwolenników PiSu. Bo ktos jednak tym ludziom dał władzę; ktoś na nich głosował, wybrał ich do parlamentu, z którego zrobili chlew i bazar uliczny.
Jednocześnie przychodzi inna refleksja: ledwie za kilka dni będzie 11 listopada – święto Niepodległości, odzyskania tej niepodległości po 123 latach niewoli i rozbicia państwa na trzy obce administracje państwowe, trzy różne bardzo od siebie systemy polityczno-cywilizacyjne. Symbolem tamtej pracy (nie jedynym i wyłącznym, ale z nim to hasło ’11 Listopada 1918’ się niejako automatycznie wiąże) był Józef Piłsudski, często też nazywany Komendantem, albo Marszałkiem. Co by zrobił z takim Ziobrem Pan Marszałek? Przypomnijcie sobie, co zrobił Naczelnik Piłsudski ze skłóconymi posłami na Sali Obrad. Szablą nie posiekał, ale kopniaków i kuksańców nie żałował. Zwłaszcza, że było to dość krótko po strasznym mordzie politycznym na pierwszym Prezydencie Rzeczypospolitej w Zachęcie warszawskiej. Nie, zamachowcem nie był szalony malarz – mordercami była skrajna polska prawica, która tą atmosferę w kraju stworzyła. To ona włożyła w dłonie tego szaleńca naładowany rewolwer.
Tak, jak teraz ‘Zbigniew Ziobro’ nie jest jednym osobnikiem, nie jest tym ‘szalonym’ lub ‘kryminalnym’ wypaczeniem. To system. To atmosfera. System, który narodził się w 2015 roku.
Dmowski stał za plecami Niewiadomskiego w dniu zamordowania Narutowicza. Za plecami Ziobry stoi Kaczyński. Nie pamiętacie Prezydenta Gdańska, którego ten system skrajnie-prawicowej nagonki zamordował? Nie pamiętacie tragicznego listu Szarego Obywatela z Krakowa, który na Placu Defilad dokonał aktu samospalenia? Nie, nie był umysłowo chory. Jeżeli cierpiał na cokolwiek, to była to wyższa od przeciętnej wrażliwość obywatelska, przywiązanie do praworządności, uczciwość ludzka.
Kiedy organizowaliśmy protesty anty-pisowskie w Vancouverze, w Toronto, w Calgary, w Montrealu, gdy współprzewodniczyłem tej honorowej akcji demokratycznej Polonii kanadyjskiej – nie przyszło mi do głowy, by iść dalej. Prowadzić akcje tak długo, aż ten boa-dusiciel demokracji nie zostanie zaduszony politycznie. Zaduszony politycznie znaczy kompletnie zdelegalizowany. PiS to organizacja wroga Polsce i zagraża witalnym interesom państwa polskiego. Jest wrzodem, czyrakiem na ciele kraju. Myśleliśmy: odsunąć ich od władzy, pokonać w wyborach. Nie, to był błąd – w wyborach pokonuje się przeciwników politycznych, ale przeciwników, którzy podobnie jak my, wyznają zasadę świętości podstaw demokratycznych, a filarem demokracji jest praworządność i wyraźny rozdział trzech filarów władzy: ustawodawczej, wykonawczej, sądowej. Natomiast PiS od samego początku to zamordował lub sprawnie i skutecznie ten system obezwładnił. Metodami parlamentarnymi – wszak nie konstytucyjnymi – uczynił z Polski republikę bananową i państwo dyktatorskie. Wzory szły bezpośrednio z Rosji i carskiej, i breżniewowskiej, a na końcu już bezpośrednio putinowskiej. Rosji azjatyckiej, tatarskiej. Nie europejskiej.
Logika wskazuje, że taką partię należy zdelegalizować. Śmieliśmy się, że to obśliniony i niechlujny stary dziad, homoseksualny homofob (nie mogę określić go, jako geja, gdyż to określenie zakłada akceptację siebie i jest samookreśleniem pozytywnym) – a to szczwany lis, bity na cztery kopyta lucyfer, który dążył do zniszczenia polskiej europejskiej demokracji, gotowy podpisać każdy cyrograf z każdym diabłem i każdym szarlatanem w komży czy mundurze wojskowym. Cel uświęca środki. Do tego msze męczeńskie i spacery z krzyżami po tragicznej śmierci brata w wypadku, schody do nikąd na placu Zwycięstwa. Tak, po trupie brata do władzy absolutnej. To jest Jarosław Kaczyński. To i chrapka na przywłaszczanie sobie olbrzymich majątków. Bo to nie jest autokrata-asceta. To autokrata- krezus. Belweder wyglądający, jak Kreml Putina?
Trzeba wrócić do sedna tezy: czy państwo demokratyczne można rozwalić od wewnątrz bez krwawej rewolucji? Można. Ale właśnie wtedy niezbędne jest zbudowanie partii politycznej, która zdoła wejść dość licznie (slogany i przekupywanie strategicznie wybranego elektoratu) do parlamentu i w tym parlamencie zacząć (używając parlamentarnego ergo demokratycznego systemu większości) ten system parlamentarny likwidować. Ważnym elementem jest newralgiczne, chirurgiczne wręcz upolitycznienie i wykastrowanie tzw. trzeciej władzy – sądów. Vide: Trybunał Konstytucyjny a następnie obsadzenie swoimi Sądu Najwyższego.
W Rzymie Neron podpalił Rzym, by oskarżyć o pożar chrześcijan i następnie zrobić z nich szeregi płonących pochodni, zaś gasząc pożar zyskać uznanie plebejuszy i pospólstwa a samemu być uznanym, jako zbawiciel i heros. Te pospólstwo kupił tanimi atrakcjami i odpustami, które zapewniły mu uznanie nawet, gdy robił widowiska z zawieraniem dwóch małżeństw z dwoma kolejnymi chłopcami-dziećmi po uprzednim wykastrowaniu ich. Cóż, przekupiona gawiedź na takie drobiazgi uwagi nie zwracała, zwłaszcza, gdy publiczne śluby z tymi dziećmi były okazją dla darmowych publicznych popijaw i rozdawaniu grosików dla biedoty. Tak i panu z Nowogrodzkiej w Warszawie darowano Misiewicza (fakt – Misiewicz był pełnoletni i katastrowany nie był: pan Jarosław inaczej niż Neron zaspakajał swoje hucie). Na wszelki wypadek zamiast żywych pochodni i widowisk w Koloseum – zorganizowano msze smoleńskie, pochody z krzyżem, ostentacyjne całowanie po rękach handlarza używanych samochodów w komży zakonnej, pogrzeby szczątek brata w grobach królewskich – a na końcu monumentalne Schody Do Nikąd z czarnego marmuru w najbardziej reprezentacyjnej części Warszawy. Czy ktoś zwrócił uwagę, że od tych ‘schodów do nikąd’ jest nie więcej niż 7-8 minut spacerem do Zachęty? Tak, tej gdzie padły strzały do pierwszego Prezydenta Rzeczypospolitej …
Teraz jest pan były minister Ziobro. Czy Kaczyński podrzucił go sprytnie w charakterze całopalnej ofiary? Żywej pochodni, jak Neron chrześcijan? Macie durnie, mścijcie się na nim! Ja będę go nawet publicznie bronił ze wzgórza Kapitolińskiego na Wiejskiej, tak by widowisko było ciekawsze, okrzyki głośniejsze. W ten sposób wzmocnię własne szeregi pretoriańskie i odczekam w gotowości dwa lata, by szturm końcowy, wieńczący me dzieło, przeprowadzić!
Fantazja mnie poniosła? Bynajmniej. Zapewne tu i tam przerysowałem, dodałem kolorów ostrych. Jak się opisuje widowiska rzymskie nad Wisłą a nie Tybrem, to trochę swady i przesady ominąć nie sposób. Ale hydrze się nie grozi palcem, nie chowa się jej do tekturowego pudełka. Hydrze łeb trzeba uciąć, bo ukąsi i wleje swój jad do rany ofiary.
Teraz, w rocznicę odzyskania niepodległości sto siedem lat temu i suwerenności trzydzieści siedem lat temu jest czas na prezent godny naszego kraju – zdelegalizować ruch, który jest przykładem demolowania kraju dla prywaty, być może w konszachtach z naszym odwiecznym wrogiem – Rosją. Teraz, gdy kataklizm wojenny jest u naszych bram należy być zdecydowanym i bezpardonowym. Panie ministrze sprawiedliwości – czas silniej i mocniej dzierżyć czapkę prokuratorską. Oskarżenie będzie trudniejsze niż oskarżenie wobec tego zniesławionego Ziobry. Ale stawka jest wyższa też. Stawką jest Polska. Pan Jarosław Kaczyński zorganizował w Parlamencie Polski siatkę przestępczą. Bezpieczeństwo państwa wymaga by ją rozwiązać i zdelegalizować.
Jeśli porównanie z Neronem wydać się może subtelniejszemu czytelnikowi zbyt ostre, to służę mniej okrutnej wyobraźni: pan Kaczyński i Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością do odpowiedzialności doprowadzona być powinna. Nie szukajmy wzorów szalonego Imperatora Rzymu. Przywołajmy wizję Augiasza i jego stajni. Kaczyński vel Augiasz uczynił z Sejmu stajnię cuchnącego smrodu. Niezbędny jest współczesny Herkules, który tą stajnię oczyści.
Herkules w swej pracy użył strumienia dwóch rzek. Ja sugeruję Odrę i Wisłę zostawić w spokoju, a do zmycia Sali obrad sejmowych wykorzystać sikawki wozów ochotniczych straży pożarnych, zakupionych za nielegalne pieniądze przez niejakiego szeryfa Ziobro. Niech się w końcu do celów zbożnych przydadzą.
Co różni działalność obywatelską od działalności politycznej? Czy to wymienne pojęcia?
Różni wszystko. To dwa kompletnie odrębne od siebie światy, inne konstelacje i galaktyki. Problemem jest dla wielu niezaprzeczalny fakt, że oba istnieją, funkcjonują w tej samej politycznej przestrzeni. Ale w tej samej przestrzeni tego samego układu planetarnego funkcjonuje Ziemia z księżycem i tych kilka innych zlepków kamienno-gazowych. Decydującym o ich zasadniczym ruchu, kształcie, masie i atmosferze jest jednak zdecydowanie tylko nasza jedna gwiazda – Słońce. A Ziemia ani wielki Jowisz gwiazdami nie są. Identycznie jest z różnicą między ruchem, grupą, organizacją obywatelską a partią polityczna: te pierwsze są działalnością obywatelską nie stricte sensu polityczną. Owszem, funkcjonują w tej wielkiej przestrzeni politycznej (tak, jak planety są częścią Układu Słonecznego) ale ich działalność to nacisk społeczny, społeczna kontrola czynników politycznych, protesty lub poparcie dla takich czy innych idei polityczno-gospodarczo-społecznie ważnych. Nie stanowią jednak siły sprawczej – od tego są władze polityczne i państwowe (parlament, rząd, Głowa Państwa, Sądy Powszechne). Mają jedynie wpływ przez wywieranie presji na te czynniki polityczne – nie mają narzędzi ani możliwości (poza rewolucją, zamachem stanu, przewrotem politycznym – ostatnim w Polsce zamachem było przejęcie władzy przez PPR i PKWN w 1944/45), by same funkcję sprawczą posiąść i użyć.
To jest zwykłe vademecum funkcjonowania władzy państwowej w zasadzie na całym świecie. Nawet tam, gdzie demokracja jako taka nie istnieje. Jeśli istnieje państwo to istnieje władza polityczna tego państwa, która nim zawłada. Społeczeństwo, grupy społeczne i organizacje obywatelskie podlegają władzy politycznej decyzjom i zarządzeniom.
Koniec, kropka. Inaczej nie było, nie jest, wątpliwe by kiedykolwiek być mogło. Nawet w Watykanie.
Czemu o tym piszę? Piszę, bo spotkałem się ostatnio – na szczeblu konsularnym – z niepełnym lub bardzo niejasnym stanowiskiem konsula. Niejasność wynikała z niezrozumienia kardynalnej różnicy między działalnością obywatelską a działalnością polityczną. Jeszcze bardziej konkretnie: chodziło o Komitet Obrony Demokracji i jego Oddziały, jakie istniały w 2015 roku w Vancouverze i innych wielkich ośrodkach polonijnych w Kanadzie (podobnie, jak w większości demokratycznych państw kultury europejskiej).
Jako, że byłem (nie przez cały okres czasu, ale przez zdecydowaną większość istnienia KOD w Kanadzie) przewodniczącym KOD i lokalnie w Vancouverze i jednym z Koordynatorów na całą Kanadę (obok Anny Bocheńskiej i Marka Tucholskiego i niezależnego KODu w Ottawie) – znam tą sytuację być może lepiej niż ktokolwiek inny. Zdecydowanie lepiej niż Konsul RP w Vancouverze czy gdziekolwiek indziej. Bodaj nikogo z obecnych reprezentantów konsularnych i dyplomatycznych Polski w Kanadzie w tamtym czasie tu nie było. Choć ze wszystkimi Konsulami w Vancouverze kontakty nawet po przeprowadzce do Halifaksu utrzymywałem.
Ze względu na fakt, że po blisko dziesięciu latach wróciłem na stałe do Vancouveru – kontakty z naszą placówką chciałem jak najszybciej nawiązać. Konsul na szczeblu lokalnym (czyli tam, gdzie lokalnie jest placówka) to coś więcej niż tylko załatwianie dokumentów: paszporty, spadki, emerytury – cokolwiek. Konsul i Konsulat to taki nasz kawałek Polski, gdzie możemy zajść wysiadając z autobusu lub tramwaju. Bez konieczności przelecenia połowy kuli ziemskiej samolotem. Wartość niewymierna – a bardzo ważna. Być może nie uczą tego w przygotowaniach do pracy konsularnej w MSZecie. Ale tak jest. I to bardzo dobrze. Ileż wspaniałych wystaw, odczytów, koncertów odbyło się w Konsulacie, ile razy zapraszany był na lokalne polonijne uroczystości, wydarzenia kulturalne i historyczne, spotkania grupowe, gdzie mógł/a wziąć bezpośredni udział w życiu polonijnym. Raz jeszcze – niewymierna wartość, a nadzwyczajnie wartościowa i dla nas lokalnie i dla Polski bardzo.
Wracajmy do KOD-u kanadyjskiego – podkreślam ‘kanadyjskiego’, bo KOD jako taki w Polsce dalej funkcjonuje i jest ważną instytucją kontroli społecznej. I jest instytucją obywatelską, nie polityczną. Nie ma orientacji ideologicznej: to nie jest ruch chadecki (PO dla przykładu), to nie jest ruch ludowców (PSL), socjalistów (Partia ‘Razem i socjaldemokraci), zdecydowanie to nie faszyści polscy (Konfederacja). Bardzo możliwe, że indywidualni członkowie KOD polskiego mają różne ukształtowane poglądy polityczne, może nawet indywidualnie ktoś z nich formalnie do jakiejś partii należy (na pewno nie do Konfederacji lub PiSu).
My nigdy nie pytaliśmy kogokolwiek w KODzie kanadyjskim, kto ma i jakie poglądy polityczne i czy do jakiejkolwiek partii politycznej polskiej czy kanadyjskiej należy. Jako grupa takiego (poglądu politycznego) nie mieliśmy. Nie piszę, że tak przypuszczam – stwierdzam, bo wiem. Ostatecznie zakładałem tą grupę i ją prowadziłem. Więc to jest oświadczenie, a nie przypuszczenie. Bezwzględnie wiarygodniejsze niż konsula RP, ambasadora czy nawet Prezydenta lub Prymasa Polski, LOL. A nawet samego Wielkiego i Nieomylnego Wóca Donalda Trumpa.
Więc to jest sprawa zamknięta. O niej dyskutować dalej jest bez sensu. Ani stwarzać otoczki jakiejś możliwości, braku pełnej wiarygodności czy innych gdybań.
KOD w Kanadzie nie był nigdy organizacją polityczną. Był organizacją obywatelską. Amen. Tu żadnych dywagacji nie ma.
Powstał tylko w jednym celu – poparcia ruchu obywatelskiego w Polsce, który stanął w obronie porządku konstytucyjnego Polski. Stanął w obronie demokracji wobec obrzydliwego, bandyckiego zamachu na polską Konstytucję wczesną wiosną 2015 roku. Od zamachu na polski Trybunał Konstytucyjny. Autorzy tego zamachu, (PiS, czyli partia polityczna Prawo i Sprawiedliwość) w następnej kolejności dopuścili się olbrzymich kradzieży i korupcji majątku państwowego i narodowego. Niektórzy za to już dziś siedzą w więzieniach, inni siedzieć będą. Niektórzy uciekli za granicę z milionami. A nie zrobiono jednego, zasadniczego i podstawowego kroku prawnego: zabrakło zjednoczenia i woli by tą zbrodniczą organizację zdelegalizować. PiS był szajką złodziei i politycznych malwersantów, zdrajców Polski. To chyba zbyt ielka arogancja by dać stanowisko jakiemuś Misiewiczowi w Armii (sic!), bo się jakiemuś choremu człowieczkowi roiło w głowie od erotycznych snów. Nie wiem, być może te same rojenia chodzą teraz po głowie temu staremu oszustowi i kłamcy, gdy patrzy na wykidajłę z Nowogrodzkiej. No bo takich od otwierania drzwi drzewiej nazywano wykidajłami w lokalach nierządu.
Tych podglądów pani poseł podzielać nie musi, a w dodatku z racji urzędu nie powinna, bo niestety Polska tej zbrodniczej organizacji politycznej nie rozwiązała i jest ona oficjalną partia polityczną. Więc pani Konsul nie może publicznie (prywatnie mogłoby to być niebezpieczne dla niej też) takiej opinii podzielić. Rozumiem to i doceniam. Ja konsulem nie jestem i mogę mówić prawdę.
Ale Państwo Polskie (a placówka konsularna jest, jak już wyjaśniałem, eksterytorialnym obszarem polskim w ramach Konwencji Sztokholmskiej) ma nie tylko obowiązek, ma wręcz potrzebę uszanowania ludzi i grupy, które w obronie polskiej Konstytucji i państwowości dużo w Kanadzie i na świecie robiły. Nie przeceniam. KOD nie był olbrzymia organizacją mającą otwarte drzwi do wielkich salonów politycznych Kanady i świata. Ale zrobiliśmy bardo dużo, zwłaszcza wśród nas samych właśnie – wśród Polaków i polskiej diaspory. Wychowanie obywatelskie w duchu demokratycznym to bardzo żmudna i trudna praca. Doskonale wiemy i pamiętamy, jak zachowywały się tradycyjne ośrodki i grupy polonijne – były za Pisem, za tą mitomanią Wielkiej Polski, tymi durnymi upiorami tej mitomanii. Wsłuchiwali się w tą papkę propagandową ultra-katolickiej Wielkiej Polski i przyklaskiwali tej papce głośno mlaskając i się śliniąc obficie.
W tym ciepłym błotku organizacji kongresowych rozsądny głos nie był mile widziany. Uwagi na to nie zwracaliśmy. Robiliśmy swoje … bo trzeba było. Bo był taki czas znowu wymagający powiedzenia na głos : non pasaran. Pewnych granic przekraczać nie wolno.
I tym ludziom, tej grupie myślących i zatroskanych Polaków chciałbym wszystkim złożyć wielki ukłon. Na symbolicznym terytorium Polski. Pani Konsul nie musi tego robić słowami, oświadczeniem. Ja to zrobię. Ale powinno to być spotkanie w Konsulacie. Nie, nie spotkanie wyborcze w związku ze zbliżającymi się wyborami w Polsce. O wyborach mówić nie zamierzam. W czasach dzisiejszych każdy ma 24 godziny na dobę dostęp do wszelkich informacji z Polski na te tematy. Ja wiem dokładnie jaką mam na ten temat własną opinię. Ale to moja opinia. Inni mogą mieć inne. Demokracja na tym też polega – na wolności wyboru. Będę na ten temat pisał – ale to już moja prywatna publicystyka. Z historią KODu nie mająca nic wspólnego. Przyszedł jednak już najwyższy czas, by tym ludziom z tamtych trudnych bardzo lat podziękować za ich obywatelską pracę. Nie ma cienia wątpliwości, że każdemu indywidualnie takie podziękowanie złożę zanim sam do Kraju na stałe nie wrócę. Ale Polska ma wobec nich też dług wdzięczności. Stąd chciałbym bardzo bym mógł to zrobić grupowo właśnie i specjalnie w Sali Konsulatu. Jestem pewny, że pan Krzysztof Kasprzyk, pierwszy Konsul Generalny Polski w Vancouverze byłby bardzo z tego zadowolony. Rozmawiałem z nim bardzo często, już kiedy dawno w Kanadzie nie był. Poznałem go na tyle dobrze – że mam głębokie przekonanie, że by się ze mną zgodził. Wierze, że pani Konsul też to zrobi.
Mała galeria osób i miejsc z historii KOD-Vancouver
Cóż ma piernik do wiatraka? Oryginalną cechą wiatraka były wielkie koła (napędzane skrzydłami) mielące ziarno, efektem czego była mąka. Piernik robi się z mąki. Proste.
9 thermidor to data w kalendarzu Rewolucji Francuskiej, która była związana z terrorem ‘praworządności’ i zgilotynowaniem Robespierre’a. Wiadomo – rewolucja pożera swoje dzieci.
No ale co Rewolucja Francuska i jej terror ma wspólnego z Polską? Oj niedobrze, niedobrze, nic nie rozumiecie drodzy moi. Terror to terror, bez znaczenie czy to terror praworządności w Polsce czy we Francji. Raz poczęty z prawa czy z lewa, kończy się tym samym: nierządem. A nierząd (użyję tym razem słowa łatwo rozpoznawalnego i znanego wszystkim) to burdel. Może być na kółkach.
Powiedzmy sobie, że w 2015 rozpoczęto w Polsce rewolucję. Obalano (jak we Francji) ancien regime i zaczęto nowe rządy i system jakobiński. Mamy większość i pokażemy. Przeciwnych ‘gilotynowano’ politycznie, wprowadzano nowe Urzędy i Instytucje, stare wykastrowano najpierw, a potem wprowadzono do nich nową kastę kapłanów (najlepszym tego przykładem był Trybunał Konstytucyjny, ale powoli uległy temu też Sądy Powszechne na czele z Sądem Najwyższym). Kiedy już pewne rewolucyjne zmiany wprowadzono i skutecznej obrony przeciwnicy zrobić nie mogli, to ziobryści (najbardziej radykalny odłam jakobinów) zadbali o to, by ten nowy reżym prawnie ustawić. I ustawili, gdzie tylko się dało prawomocnymi ustawami. Nie, nie zwykłymi uchwałami – ustawami Parlamentu, podpisanymi przez prezydenta. Kiedy doszło do kolejnej rewolucji lub kontrrewolucji w październiku 2023 to marszałek Hołownia stanął wobec wielkich problemów. A wobec jeszcze większych – Premier Tusk. No bo z jakobinów i ziobrystów ostał się jeszcze Wielki Wóc. I zrozumiał, że chcieć to móc. Ten ustaw sejmowych podpisywać nie chciał. Na zagrożenie, że większość sejmowo-senacka potwierdzi je ponownie (po odrzuceniu poprawek prezydenckich) i wtedy prezydent podpisać je musi (nakaz konstytucyjny) – Wóc pomyślał, popytał się doradców nadwornych i zdecydował: dobrze, podpiszę. Ale automatycznie skieruję do Trybunału Konstytucyjnego z zapytaniem o zgodność konstytucyjną. A Trybunał, no to wiecie, takie dwa wielkie kwiecie: Przyłębska i ta druga, taka głośna a’la Hanka Bielicka. Tyle, że Bielicka się śmiała i miała humor. Cechy zdecydowanie obce tej sędzinie. Do tego jeszcze dodać można Sąd Najwyższy i jego Prezeskę, panią Manowską. Obie lubią spotkania towarzyskie i obiady u przyjaciół. Pani Prezes Przyłębska u Prezydenta, a pani Prezes Manowska nie chce do pałacu jeździć, więc zaprasza Prezydenta do siebie. Możliwe, że gotuje lepiej niż Przyłębska, więc się nie krępuje.
autor z założycielem KODu i jego Żoną przed budynkiem SN w Warszawie
Co tam jeszcze o sądach nie dopisałem? A, w tym Najwyższym są dwie Izby (pewnie więcej, bo gmaszysko baaardzo duże, wiem bo chodziłem tam na manifestacje poparcia dla poprzedniej pani I Prezes). Ale te dwie Izby to takie ważne. Widać, że jedna chce być ważniejsza od drugiej. Bo w tej samej sprawie (chodziło o spór – bagatelka – między Prokuraturą Krajową i Prokuraturą Generalną) każda z Izb wydała dwie sprzeczne z sobą opinie/wyroki. Zastanawiam się, co by się stało, gdyby poszły na wokandę do innej izby (wszak pokoi w tym gmaszysku nie brakuje)? Inny wyrok? Inne prawo, inny zapis konstytucyjny, inna ustawa? Burdelik niezły, przyznać trzeba. Coś robić umiemy w końcu. A wstydzić się może nie ma powodu – ostatecznie kurwa to najstarszy zawód świata. A Polacy tradycję i historię szanują.
Więc ukłuł się publicystycznie i politycznie nawet termin – Terror Praworządności. Że niby by odzyskać czystość i jasność prawa – nie ma innej drogi jak … po trupach. Ostro i bez pardonu. Taka dziejowa sprawiedliwość i zemsta ludu (wyborców z października 2023, którym rozliczenie starej ekipy obiecano wprost). Jak jakiś przepis lub jakieś prawo w tym przeszkadza – to znaczy, że to prawo i przepis zły. Niegodnie wprowadzony, więc nieważny. Zaczynają się coraz głośniejsze nawoływania, że może czas by tą Konstytucję poprawić, uzupełnić. Jest faktem, że czasy gdy była uchwalana, po okresie przejściowym rządów premiera Mazowieckiego, były zupełnie nieporównywalne do czasów obecnych. To dwie różne Polski, dwa różne światy i społeczeństwa.
Ale póki ta Konstytucja, jaka jest – jest, to musi być szanowana i stosowana. Proponowany i częściowo stosowany już tenże Terror Praworządności jest absolutnie prawnie gorszący i niedopuszczalny. Kompletnie się z opinią bardzo szanowanych przeze mnie Prokuratora Generalnego, premiera Tuska i Marszałka Hołowni nie zgadzam. Konstytucja i prawo z konstytucją zgodne i na jej zapisie musi być bezwzględnie stosowane i respektowane. Sądy winny być – zgodnie z tą Konstytucją i wynikającymi z niej ustawami sejmowymi – zreformowane, przekształcone ale ich wyroki muszą być szanowane i wykonywane. Nawet jeśli się nowej władze niektóre nie podobają. Więcej – szczególnie wtedy, gdy się politykom, zwłaszcza rządzącym nie podobają. Inaczej otwieramy prostą drogę dla każdej kolejnej ekipy rządowej – jak wam prawo i sądy stoją w drodze do waszych rządów, to te prawo i te sądy po prostu olewajcie. Wygraliście wybory czyli możecie robić, co chcecie. Nawet jeśli możecie – to nie powinniście.
Moja bezpardonowa działalność i moja publicystyka na tematy krajowe od pierwszego zamachu na polską Konstytucję i polski Trybunał Konstytucyjny w styczniu 2015 na tym się właśnie opierała. Na obronie niezależności sądowniczej i Konstytucji RP. To sine qua non każdego państwa demokratycznego. I nic się w moim stanowisku i w moim punkcie widzenia na te tematy nie zmieniło. Nie możemy uznawać tylko tych sędziów, których uważamy za uczciwych (tacy, którzy przetrwali nagonkę i terror pisowski) a tzw. neo-sędziów nie uznawać ani ferowanych przez nich wyroków. Bo nie może być dwóch kategorii sądów i dwóch kategorii sędziów. Na wymianę jest inna, legalna i dużo dłuższa droga – ale to jedyna słuszna droga. Na przełaj nie można, tak jak nie można na czerwonych światłach przechodzić przez ulicę. Czerwone światło znaczy: stop. Nie wolniej, nie ‘ a może się uda’ – STOP i koniec. Poczekaj na zielone.
W tych czasach już wspomnianych początków Trzeciej Rzeczypospolitej ukazała się mała, głośna książeczka-broszurka, która wywołała skandaliki i była przez to popularna, „Pamiętnik Anastazji P.”. Skandalizujący zapis erotycznych ekscesów tej pani z każdym bodaj politykiem tej nowopowstającej wolnej Polski. Niektórzy z nich do dziś żyją, choć już w bardzo podeszłym wieku. Anastazja Domaros vel Potocka mieszka teraz ponoć gdzieś pod Gdańskiem. Ile było prawdy w jej opowieściach – trudno powiedzieć. Przez resztę życia czynnego była głównie oszustką, wydała potem jakąś nie najgorsza płytę z własnymi piosenkami. Ale ten Sejm, ci posłowie i senatorowie (skrajna prawica i skrajna lewica w tej prawie pornograficznej spowiedzi wiedli prym) nowej Rzeczypospolitej wyglądali, jak tania knajpa lub remiza strażacka, gdzie wszyscy ze wszystkimi się … no tak, to właśnie robili. Jeden burdel. Może to skaziło bardzo poważnie przyszłe losy tej nowej Polski? Może ludziom się wydało, że tak właśnie politycy w wolnych krajach wszędzie się zachowują i nie należy się temu zbytnio dziwić? Ja mam inne widzenie na ten temat. Większość długiego już życia spędziłem w tych ‘innych’ krajach starych demokracji. Tak, skandale erotyczne zdarzają się i tu. Ale zdarzają, a nie są cechą typową dla polityków. Parlamenty to nie są burdele, nie są tak traktowane i tak oceniane. I politycy to w zasadzie dość porządni ludzie. Czasami ich nie znosimy za ich poglądy sprzeczne z naszymi. Ale nie za seksualną rozwiązłość.
Więc dość już z tymi odnośnikami do domów wesołej proweniencji. Szanujmy się w Polsce nawzajem. I szanujmy prawo i konstytucję. Bez terrorów, bez zemsty. Tak, powoli ale skutecznie rozliczać, wystawiać rachunki, wymieniać kadry. Wszystko w zgodzie z prawem. I pamiętajmy: fundamentem państwa jest sztywny rozdział na trzy władze: rządową, sądową i ustawodawczą. Ten rozdział i całkowita niezależność musi być przestrzegana bez zająknięcia.
Rok za niecałe 24 godziny się kończy. Brzemienny bardziej niż wiele przed nim. Inny w wymiarze indywidualnym, osobistym i inny w wymiarze obywatelskim.
Inny dla mnie – Kanadyjczyka i inny dla mnie – Polaka. Jeszcze inny dla mnie – osoby. Nie Kanadyjczyka i nie Polaka – mnie, indywidualnej jednostki wobec której jakiekolwiek rządy, narody czy instytucje publiczne, polityczne i religijne praw żadnych nie mają.
In less than 24 hours the year will end. Heavy with effect more than many before. Different in individual, private frame than in citizen’s feelings.
Different for me as a Canadian and different for me as a Pole. Different altogether for me as an individual, a sovereign person, a person beyond the sphere and powers of any government, any nation or institution public, private, or religious.
It might be easier to understand my opinions and reminisce about the last 12 months in two different languages: Polish and English. Emotions are complicated to translate, especially for an author. I, a Canadian – have different opinions on Polish affairs from those of ‘I’ as a Pole. And vice versa.
Perhaps it wouldn’t be an issue for a translator, who doesn’t have to carry that bag of that individual history, its’ weight of guilt, defeat, and victory alike. Baggage that makes me, who I am. And I must admit the strange duality: I do not always feel the same in Polish as in ‘Canadian’.
Over forty years ago a young guy, on the cusp of adulthood, landed in a snow-covered Montreal airport. He carried a heavy bag on his shoulders, much heavier than the material possessions he owned. Spends the first night in a hotel arranged for him by the Canadian government and in the morning changes flights and goes to Calgary. Somehow he is much older than most of his new compatriots of the same biological age. He is in fact an old man carrying a very cognisant weight of native, European history and culture. But in some other way, he is an adolescent further from adulthood than most of his Canadian peers.
He lands there in the evening in a very cold, very snowy city. A typical, normal day in Calgary – at that time of the year, Calgary was always cold and snowy (unless there was a chinook – but even chinook does not erase winter from Calgary in February). It was the beginning of 1980’ in Alberta. Nobody knew anything about climate change – including the climate. Winter was winter and summer was summer. Year after year. Until …
That was then, though. Now are the last hours of 2023. In Poland, it is already early morning of 2024. The young man, boy almost, who arrived in Calgary at the onset of 1982 is long gone. Nowhere to be seen or heard of. Nor his dreams, his hopes. Vanished with time. Who is he now? Let me think – if he could be wine, he would be either spoiled, gone bad, or the opposite: very expensive, LOL. Yet, at times, maybe, just maybe – you could notice in the corners of his eyes the same spark or the same sadness the young one had. Maybe, who knows? But first is first. I was first Polish, so of Poland than at the closing of 2023. In Polish.
English part of my ‘musings’ of things important and perhaps less important but worth mentioning will have to be published separately – the sheer volume of the text of my Polish part would make it difficult to read. The English (Canadian) part will come in a day or two.
Od PiSu(uaru) do demokracji
Polska wyszła w końcówce 2023 z okresu ustawicznej, blisko dziesięcioletniej dewastacji demokratycznego państwa prawa. Wcale nie jestem pewny czy faktycznie wszyscy, którzy głosowali za szeroką Koalicją Demokratyczną zdawali sobie sprawę jak dramatyczna i jak zmieniająca kraj i społeczeństwo ta dewastacja rzeczywiście była. Ludziom często łatwiej jest zobaczyć klikę złodziei i malwersantów, którzy przez wtyczki w PiS i z PiSem współpracujących ugrupowań dorobili się majątków niż dużo niebezpieczniejsze zapaści strukturalne państwa, murszenie jego podstaw tożsamościowych, fałszowanie jego historycznych korzeni i kulturowego dziedzictwa. Ci, co głosowali w dalszym ciągu za PiSem – już zostali oczadzeni. Czy kompletnie – czas pokaże. Mam nadzieję, że wielu obudzi się z tej śpiączki i odrętwienia hipnotycznego. Inaczej ta przyszłość kraju wygląda trudno. To tak, jak w tym starym czasie PRL-u mówił przerabiany wielokrotnie dowcip, kiedy ‘wiecznie żywy’ Lenin przebudził się faktycznie, rozejrzał wokół i rzekł ze zgrozą: trzeba zaczynać od nowa. Dowcip był głupi, bo sugerował, że Lenin ‘chciał dobrze’, a jego następcy to wypaczyli. Ale intencja dowcipu była pozytywna. Zresztą społeczeństwo PRLowskie w swej dużej proporcji do rzesz wykształconych rzetelnie i znających historię autentyczną nie należało. Ale to już też historia. A mówimy o roku 2023.
Droga nie jest prosta przed Koalicją rządową. Jak zreperować i uzdrowić najbardziej zrujnowany aparat państwa, jego trzecią konstytucyjną ‘nogę’ – wymiar sprawiedliwości: Prokuraturę i Sądownictwo? A bez sprawnie (tj. kompletnej niezawisłości i niezależności Sadów i Trybunałów wszystkich instancji) działającego wymiaru sprawiedliwości nie można mówić o sprawnej i funkcjonującej demokracji. Polska taka już nie jest. Wybory parlamentarne, a w konsekwencji tego nowy rząd jakimś magicznym zaklęciem tego zrobić nie mogą. To wymagałoby absolutnej, konstytucyjnej większości obu izb Parlamentu i współpracy Prezydenta. A Andrzej Duda (bezapelacyjnie najgorszy i najmniej się do tej funkcji nadający chyba od czasów sięgających 1918 roku) prezydentem będzie jeszcze półtora roku. To dużo. Naprawiać metodami PiS bym odradzał. Bo jak władza raz, nawet z najbardziej szlachetnych pobudek, na tą drogę wejdzie, to bardzo łatwo nawet ta szlachetna intencja ulega zepsuciu. Gangsteryzm w polityce nie popłaca. Chyba, że to wybór świadomy, jak w przypadku Kaczyńskiego, Ziobry – tyle że rezultaty tego znamy i dla kraju i na końcu dla nich samych.
Zaczęło się od spektakularnej hucpy PiSu w budynkach TVP na Woronicza,a potem na placu Powstańców Warszawy. Oglądana na gorąco relacja z tego wydarzenia w pierwszym momencie wydała mi się jakimś przezabawnym cyrkiem idiotów PiS – od tej grupki staruchów-kibiców na zewnątrz, po niewyobrażalny kabaret Kaczyńskiego, Kempy, Glińskiego i całej wierchuszki pisowskiej. Pierwszy mój odruch był: świetnie! Niech to robią jak najdłużej, bo robią z siebie niespotykane pośmiewisko. Niech Polacy, w tym miękki elektorat PiSu, zobaczy co za zgraja półgłówków nimi przez dekadę rządziła. Sytuacja jednak wcale nie była aż taka kabaretowa. Kaczor i Kurski doskonale zdawali sobie sprawę nie tylko z wagi tej Szczujni Narodowej, która była w rękach ich ludzi ale i z konstytucjonalnej niezależności Krajowej Rady Radiofonii i TV. Sytuacja zmieniała się z godziny na godzinę. Czyżby minister Sienkiewicz faktycznie przekroczył (i to poważnie) swoje uprawnienia rozwiązując gremia, których dotykać, jako minister nie miał prawa, bo decydowała o tym ta Rada – ciało konstytucyjne, a więc poza zasięgiem łapek rządu? To był argument poważny. To są sprawy dość skomplikowane ale i proste jednocześnie. Tak, minister kultury jest ‘właścicielem’ TVP, bo on ją utrzymuje finansowo. Ale jednocześnie jest ‘właścicielem’ na zasadzie Głównego Księgowego, który płaci pracownikom (w tym dyrektorowi firmy) pensje. Nie oznacza to jednak, że księgowy może zwalniać dyrektora lub zamykać firmę. Trochę byłem zaskoczony, że Tusk nie przebadał tej sprawy dokładnie. Bo bez wątpliwości o TVP musiał bardzo długo i bardzo dużo myśleć i się konsultować. To zbyt ważna i newralgiczna instytucja, by jej statusu nie rozumieć lub nie znać. W sukurs przyszedł olbrzymi błąd i przeoczenie PiSu wówczas, gdy formowali tą Radę dziesięć lat temu na ‘obraz i podobieństwo swoje’. Byli wtedy w trakcie zamachu na Trybunał Konstytucyjny, w planach już był zamach na Sąd Najwyższy, Ziobro od zaraz zaczął rozwałkę Prokuratury Krajowej (on był dużo bardziej bezwzględny i nieugięty w zdecydowanym i pozbawionym hamulców niszczenia wszelkiej niezależności sędziowskiej, prokuratorskiej i policyjnej, nie unikał w tej kwestii nawet konfliktów ani z Kaczyńskim ani z prezydentem Dudą, gdy ci chcieli – zmuszeni sytuacją wewnętrzna a przede wszystkim zewnętrzną zwolnić te tempo lub nawet czasem cofnąć zbyt radykalne zmiany) – wiązało się to z dużym zamieszaniem w orzecznictwie sądowym i trybunalskim. Prawa ręka nie wiedziała dokładnie, co robi lewa. Przyłębskie, sędziowie-dublerzy, wybitne Krysie Pawłowicz – to tylko szczyt góry lodowej galimatiasu sądowniczego ówczesnej Polski (wiec i obecnej, bo wybory powszechne nie wybierają nowych sędziów). W tym galimatiasie zapomniano, nie dopatrzono pewnej drobnostki – Ustawa o Krajowej Radzie Radiofonii i TVP … nie została formalnie i legalnie do końca przeprocesowana. I pomimo, że zakładano, że była, więc ma moc gwarancji konstytucyjnej … nie ma. Uff. Najjaśniej jak mogłem wyjaśniłem. Jeśli ktoś nie rozumie, to skąd może żądać, by rozumieli np. Kaczyński czy Duda? Ale Sienkiewicz jednak zrozumiał. I użył prostych i mało skomplikowanych narzędzi zwykłej ustawy o Spółkach Akcyjnych. Z której wynika, że ten, co posiada większość akcji danej firmy może prezesa zarządu takiej firmy wyrzucić na z… pysk i sam Radę rozwiązać i powołać nowego prezesa Zarządu. Proste. Środek tymczasowy i brzydki. I można go zaskarżyć do Sądu Powszechnego. Ale tymczasowo skuteczny. A czasami ‘tymczasowo’ wystarczy. Pisałem tyle o tej hucpie z TVP i Wiadomościami TVP, bo to było i spektakularne i pokazało, jakie wielkie przeszkody na drodze reperacji szkód w Polsce trzeba będzie pokonywać. Ale, że można będzie, choć niektóre będą dużo dłużej trwały.
Kaczyński, ze względu na swój wiek i na fakt, że jednak przegrał wybory i mimo wszystko fala brudów jego rządów nie będzie nawet tajemnicą Poliszynela – będzie publicznie i równie spektakularnie ujawniana – jest już politycznym trupem. Można swobodnie o nim mówić już w czasie przeszłym. O tym jestem przekonany. Jeszcze macha krótkimi łapkami i nóżkami, jak pajac na sznurku. Ale to już kurz historii a nie wiatr przyszłości.
Swoją drogą ciekaw jestem, co stanie się z wyznawcami religii smoleńskiej? Czy msze dalej obywać się będą przy Schodkach do Nikąd na placu Piłsudskiego, czy wrócą na stare miejsce przed Pałacem Namiestnikowskim (który też do czasu wyboru nowego prezydenta będzie u mnie tą starą, zaborczo-rosyjską nazwę nosił)? Może pan Duda nawet zgodzi się by robiono to za bramą, wewnątrz dziedzińca, by zapewnić większe bezpieczeństwo Kurdupla z Żoliborza? Ciekawe, jak ich stosunki się teraz ułożą? Mimo wszystko Kaczyński nazbyt przyjemny dla swojego prezydenta nie był, a ten nagle jest jedynym, który ma ciągle władzę w ręku. Nominalnie dość potężną władzę.
Tusk w przemówieniu noworocznym nie mówił już tym samym, tryumfalnym językiem zwycięstwa, jakiego użył w wystąpieniu w Sejmie w pierwszym expose ledwie kilka dni wcześniej.
I tamten, tryumfalny ton był potrzebny Polakom, bo był to tryumf Polaków ratowaniu ojczyzny przed czarną nocą. Najważniejszym dniu wyborów od sławnego roku 1991 pierwszych wolnych wyborów parlamentarnych po 1939.
Ale te noworoczne było już trzeźwiejsze politycznie, mniej tromtadrackie, bardziej pragmatyczne. Przy podkreśleniu nowej nadziei i zadowoleniu ze zwycięstwa o jakim tyle lat marzył, o powrocie na fotel premierowski – nie mogło w tym nie być nuty smutku. Nie tylko z zerkającej zza każdego politycznego rogu chciwości, malwersacji finansowych, moralnej miazgi politycznych klas, które zawładały Polską od jesieni 2014. Nie, z dużo poważniejszego problemu. Z problemu głębokiego podziału w kraju na ‘naszych’ i ‘tamtych’. Podziału, jakiego żadną ustawą ani żadnym rozporządzeniem czy rozdawnictwem pieniędzy państwowych zniwelować się nie da.
„Pojednanie będzie najtrudniejsze’ . Te słowa Donalda Tuska zapamiętałem najbardziej. I o tym zadaniu, wyzwaniu myślałem i pisałem tutaj najczęściej w czasie ostatnich dziesięciu lat. Wcześniej niż wybory w 2014 – od czasu katastrofy smoleńskiej, która mogła Polaków zjednoczyć. A podzieliła. To była pierwsza zbrodnia popełniona na Polsce przez Jarosława Kaczyńskiego. Której mu nigdy wybaczyć nie powinniśmy. Z latami te wszystkie teatralne, operowe niemalże ‘spektakle smoleńskie’ stały się faktycznie jakimś teatrem absurdu najpierw, a potem spektaklem kabaretowym. Ale wtedy – nastąpił wielki podział społeczny, narodowy. Który trwa do dziś, choć już nie wszyscy pamiętają, co leżało u jego źródeł. To podzieliło, jak nigdy nic przedtem, nie tylko Polaków w kraju – podzieliło równie ostro i skłóciło Polaków i polskiego organizacje, środowiska poza granicami kraju. Wyjątkowo ostro w Ameryce Północnej, w Kanadzie. Zniszczono budowaną od dziesięcioleci spójność organizacyjną Polonii. Ten podział był tym silniejszy, że wielką rolę odegrały w nim polonijne kościoły katolickie, które murem stanęły po stronie coraz bardziej fałszowanej, coraz bardziej kato-faszystowskiej polityce PiS. To też naturalne pokłosie sojuszu Kościoła Katolickiego w Polsce z PiSem i jego ultra-patriotycznym, czasem w wyraźnie szowinistycznym kolorze. Mimo podobieństw stylu rządzenia i ideologicznych zboczeń Kaczyńskiego, Szydło i Macierewicza z izraelskim Benjaminem Netanjahu – nie przeszkadzało im to wyciągnąć z lamusa historii starego, śmierdzącego naftaliną trupa antysemityzmu (nie przeszkadzało to zresztą tak silnie i Netanjahu). Pamiętacie akcje ‘obrony dobrego imienia Polski’? Napaść IPN-u sterowaną przez rząd na wszelkie niezależne badania naukowe i grzmienie o usiłowaniach rozgrabienia Polski na rzecz Żydów w USA i Izraelu? Bardzo sumienny i znany historyk polsko–amerykański, Jan Tomasz Gross stał się nagle ‘sztandarem polakożerstwa’. Żyd usiłujący rozgrabić Polskę a Polaków uczynić gorszymi od hitlerowców antysemitami. Zabawne (jeśli można takie określenie w tym ohydnym oskarżeniu użyć), że Gross z czysto talmudycznego tłumaczenia w zasadzie nie jest polskim Żydem, a jest Polakiem wyznania żydowskiego ( i nawet tego pewny nie jestem, bo nie mam informacji czy Gross jest osobą wierzącą a jeśli, to jakiego wyznania). Matka Grossa, Hanna Szumańska była polską herbową szlachcianką, wyszła za mąż za zasymilowanego Żyda polskiego Zygmunta Grossa, polskiego kompozytora i adwokata (w dobie stalinizmu był obrońcą Władysława Bartoszewskiego). Ale w propagandzie krypto-faszystowskiej nawet siedzenie w szkole w tej samej ławce z kolegą-Żydem czynić cię może … przynajmniej pół-Żydem. To tylko taki przykład atmosfery zaczadzenia, jaka nad Polską i Polonią zapanowała pod władzami PiS. Tematu ‘Jan Tomasz Gross” nie mam zamiaru tu rozwijać.
Powstanie tej przybudówki ‘Polakożerczej nagonki światowego żydostwa’ szalenie utrudniło w Ameryce Północnej polityczną akcję uświadamiania Polonii o prawdziwej twarzy PiSu. Jak powiedziałem już wyżej – tradycyjne ugrupowania i związki polonijne związane bardzo z parafiami polskimi były w najlepszym wypadku obojętne, a najczęściej wrogie wobec działalności pro-demokratycznej demaskującej prawdziwe oblicze PiSu Kaczyńskich, Terleckich, Ziobrów, Macierewiczów i Kurskich.
W takiej atmosferze działały w Kanadzie formalne grupy KOD-u (Komitet Obrony Demokracji) na mocy oficjalnej reprezentacji ZG KOD w Polsce, prowadzone przeze mnie, Annę Bocheńską i Marka Tucholskiego reprezentujące całą Kanadę (KOD-Canada). Obok KOD-Canada, niezależnie i na mocy osobnego porozumienia między ZG KOD w Warszawie i KOD-Canada istniał KOD-Ottawa. Działo się to na początku roku 2015. Nikt wówczas jeszcze nawet nie przypuszczał ogromu zniszczeń jakich dokona PiS w Polsce. KOD-Canada nigdy nie był w stanie (choć nasze grupy działały w większości dużych ośrodków miejskich w Kanadzie, a do najbardziej prężnych należały: Montreal, Toronto, Ottawa, obszar Greater Vancouver i częściowo Calgary) pobudzić masowego ruchu w Kanadzie. Mimo to był bardzo widoczny, odegrał bardzo pozytywna rolę w informowaniu o zagrożeniach demokracji w Polsce. Był jedynym w tamtym okresie znaczącym ośrodkiem informacji i protestu społecznego. W 2023 roku sytuacja świadomości społecznej (jak i olbrzymia wymiana ‘pokoleniowa’ osób zawiadujących życiem zorganizowanym Polonii) uległa diametralnej zmianie na lepsze. Miejsce KOD z dekady wcześniej zajęły grupy inne. Palma pierwszeństwa i najlepszej organizacji należy się DPACC (Democracy Poland Action Committe – Canada). Niestety, jeszcze w poprzednich wyborach w 2019 mimo tego wysiłku prawie wszystkie Komitety Wyborcze w Kanadzie (Montreal, Ottawa, Toronto, Saskatoon, Calgary, Edmonton i Vancouver) głosowały w dużej proporcji na PiS. Lista Koalicji Demokratycznej uzyskała drugie miejsce. Prawie wszystkie, poza jednym wyjątkiem: Vancouver. Tylko tam większość głosów oddano na Koalicję Demokratyczną, nie na PiS. Wiązało się to chyba jednak (bo Polacy w Vancouverze też przyjechali tu z tej samej Polski, nie z Księżyca) z uporczywą pracą wśród całej Polonii środowisk pro-demokratycznych. Z szeregu akcji jakie udało mi się tam przeprowadzić z udziałem może nie olbrzymiej grupy ludzi – ale ludzi znaczących w środowisku i szalenie oddanych. Na początku było to z ramienia KOD, potem już sami lokalnie to robiliśmy w naszym, lokalnym imieniu. Nie bez znaczenia były dobrze zorganizowane środowiska akademickie, artystyczne. Utrzymywałem dobre kontakty z Konsulatem i przy każdej okazji spotkań prywatnych podkreślałem, że placówki dyplomatyczne, a zwłaszcza już konsularne nie reprezentują de facto rządu i partii politycznej a Państwo i przestrzegałem przed agitacją polityczną, która i Konsulatowi i Rządowi tylko zaszkodzi. W zasadzie wszystkie i gazety polskie (było ich początkowo kilka w Vancouverze) i polonijne stacje radiowe były pro-demokratyczne, a jeśli jedna czasem starała się być (powiedzmy tak) ‘obiektywna’ była to pozycja bardzo umiarkowana. Nie unikałem udziału w silnych sporach, gdy zaszła potrzeba. Przede wszystkim widoczni byliśmy w newralgicznych i ‘nie polonijnych’ miejscach miasta: w popularnym parku miejskim, przy zniczu olimpijskim, raz przed Konsulatem i tylko krótko. Naturalnie, na samym końcu efekty z całej Kanady razem zebrane dały to, co dały. Przestrzegał zresztą o tym podczas jednej z konferencji video sam Donald Tusk (konferencja środowisk pro-demokratycznych z całego świata), aby nie wojować za silnie nad np. wyborami korespondencyjnymi i większą liczbą okręgów wyborczych w Kanadzie, bo … zalejemy PiSem kanadyjskim wszystkie miejsca sejmowe. Rozsądny i świadomy rzeczywistości polityk.
Nie ulega najmniejszej jednak wątpliwości, że ziarno wolności, że tłumaczenie zagrożenia jakie niesie PiS to praca żmudna. Najtrudniejsze było to, by odrzucić groźny hurra-patriotyzm PiSu i IPNu w tandemie z polonijnymi parafiami katolickimi. Patriotyzm, w którym wszystko było szyte grubymi, tradycyjnymi nićmi nacjonalizmu, szowinizmu, ‘obrony dobrego imienia Polski’ przed napadami lewactwa, syjonizmu i LGBTQ. A tradycyjna, starsza Polonia była bardzo podatna na te ‘sztandary ojczyźniane’. Teraz gwałtownie następuje wymiana generacyjna Polonii. Tysiące nowych kanadyjskich Polaków te głupie straszaki ‘trupów PRL i komuchów’ zbywa śmiechem i wzruszeniem ramion.
Za niezłomność, upór i konsekwencje w rzetelnym informowaniu Polonii w Kanadzie w ostatnich latach, za umiejętność stworzenia silnej platformy prasowo-podcastowo-radiowej w sieciach nowych social-mediów i organizowaniu w ostatnich latach Democracy Poland Action Committe – Canada olbrzymie słowa uznania należą się Małgorzacie Bonikowskiej z Toronto, redaktor naczelnej popularnej „Gazety – Dziennika Polonii” i autorce popularnego “Polcastu”. Aktywnymi do dziś w rozpowszechnianiu tego dzieła demokratyczno-informacyjnego pozostali moi serdeczni przyjaciele Anna Bocheńska z Toronto i Marek Tucholski z Montrealu. Pojawiły się nazwiska nowe, Polek i Polaków, którzy tu się osiedlili w ostatnich latach. Innej, nowoczesnej generacji. Bardziej kosmopolitycznych niż zaściankowi mojej i poprzedniej generacji. Nie obarczeni nie tylko bagażem PRL, ale nawet bagażem „Solidarności”, która dla mnie jest tym, czym AK była dla mojego ojca: mitem młodości, działalności, niezłomności, idealizmu. I bardzo mnie to cieszy. Bo mity potrafią być bardzo groźne. Mity powinno się zostawić na gruzach Herkulanum i Ateneum. Im dalej od współczesności – tym zdrowiej.
Co więc zostawiliśmy, z polskiego punktu widzenia, za sobą w 2023?
Dewastację i rozpadanie się polskiej demokracji. Najgroźniejsze w obszarze sądownictwa i wymiaru sprawiedliwości, podporządkowania służb policyjnych i szeregu agencji służb bezpieczeństwa partyjnym interesom rządzących (PiS) – a to prosta droga do dyktatury. Niszczenie przynależności Polski do Unii Europejskiej, faszyzację polityki międzynarodowej poprzez silną współpracę z faszyzującymi Węgrami i innymi rządami i ruchami ultra-prawicowymi, co jest zresztą nie tylko polskim fenomenem. Jest szokujące dla mnie, że taką siłę polityczną (a wiec poparcie w społeczeństwie) zyskały grupy faszystów Konfederacji. Jest to zresztą fenomen pierwszej ćwierci nowego wieku w całej Europie i nie tylko (faszyzacja np. Izraela pod rządami Netanjahu wydaje się być szokiem nad szokami). Pewnie jest to tym razem negatywny objaw odejścia z życia publicznego generacji, która tą gehennę przeżyła. A jednocześnie odzwierciedleniem niepewności i lęku ludzkości generalnie wobec wielkich zmian i zagrożeń wynikających z bardzo już widocznych i przyspieszających swój marsz zmian klimatycznych Ziemi. Przyspieszanych karygodną polityką całego świata.
Główne osoby bardzo ważne w Polsce, które otwierają nowy, 2024 rok wedle mojej oceny to:
Donald Tusk bezwzględnie. Niezbyt przeze mnie lubiany polityk. Ale polityk na te czasy chyba najwłaściwszy.
Niespodziewanie – nowy Marszałek Sejmu, Szymon Hołownia. Też niechętnie mu się przyglądałem. I byłem kompletnie zakochany w nim, gdy prowadził, jako Marszałek obrady Sejmu w tych gorących dniach upadku PiSu. To był taniec baletmistrza i filipiki godne Demostenesa. Symbolem jego marszałkowania pozostanie na zawsze natychmiastowe usunięcie barier ulicznych przed Parlamentem RP na Wiejskiej – Polski Parlament wrócił w ręce Polaków, pracodawców posłów i senatorów.
Rafał Trzaskowski – Prezydent Warszawy, który nigdy stolicy na pastwę PiSu nie oddał. Jedyny, który w poprzednich wyborach prezydenckich w Polsce minimalną tylko ilością głosów nie wygrał ich. To zapaliło pierwsza lampkę w ciemnościach tamtej Polski i pokazało, że niemożliwe jest możliwe. Ryzykowałbym stwierdzenie, że bez tamtej walki prezydenckiej i bez jego prezydentury w Stolicy kraju być może nie doszłoby do wygranej Koalicji Demokratycznej w październiku 2023. Nie mam pojęcia, czy Tusk formując Koalicje nie uczynił pewnych obietnic wobec Hołowni w sprawie kolejnych wyborów prezydenckich i nie obiecał, że Trzaskowski nie stanie w szranki. Wątpię, by Tusk i Hołownia tego typu niehonorowy pakt zawarli. Ale lękam się. Trzaskowski jest człowiekiem nowej Polski, świeckiej, pro-europejskiej, światowej. Pokładam w nim wielkie nadzieje. I liczę bardzo, że za półtora roku stanie w szranki i wygra wybory prezydenckie w Polsce.
A teraz szok dla czytelnika – Andrzej Duda. Nie, nie pokładam w nim jakichkolwiek nadziei. Jako Głowa państwa jest i był i zawsze będzie beznadziejny. Kompletnie się do tej funkcji nie nadaje. Pierwszy w historii Polski od czasów republikańskich Prezydent-niedorajda. Pod każdym względem. Nawet wliczając w to początki PRL-u, bo i Bierut (okrutna postać i okrutnie zapisana w tej historii) nie był niedorajdą. Ale Andrzej Duda JEST prezydentem RP. I może jeszcze wiele szkody Polsce wyrządzić. Jedyną szansą jest, że jego własny lęk przed konsekwencjami obstrukcjonizmu może okazać się dla niego za wysoki. Oczywiście jest też możliwe niestety, że ulegnie typowym dla takich charakterów ciągotom – zawierzy swej mocy i swym umiejętnościom. Których nie posiada, ale w zdaniu poprzednim wyjaśniłem, że może być tego nieświadom. A polska Konstytucja daje prezydentowi sporo uprawnień i władzy.
Ze świata kultury: Agnieszka Holland, która przyniosła tyle światowego rozgłosu dla polskiej kinematografii; Olga Tokarczuk za użycie swego nimbu literackiego Nobla nie tylko jako rozgłosu polskiej literatury, ale generalnie za stawanie w obronie wolności kultury i twórczości polskiej, wolności twórcy w dobrze tematów i ich realizacji. Teatr Och_Teatr (w dawnym kinie ‘Ochota’) i jego dyrektorka Krystyna Janda za niezłomność programową i kreacje teatralne w najlepszych tradycjach polskiej sztuki teatralnej. Generalnie przytłaczającej ilości polskich twórców kultury w obronie wolności słowa, wolności artystycznej i zaangażowania politycznego po stronie ruchów demokratycznych. Więcej nazwisk wymieniać nie będę, bo by zajęło bardzo dużo miejsca.
Największe zagrożenia dla Polski:
Kryzys klimatyczno-ekologiczny. To najniebezpieczniejsze zagrożenie całego świata, globalny kryzys egzystencjalny ludzkości. Dla samej Polski szczególnie niebezpieczny, ponieważ jest nie tylko zapóźniona w skutecznej działalności na tym polu ale i w wyjątkowo rabunkowej gospodarce zarządzania środowiskiem naturalnym. Dogonienie czołówki państw europejskich będzie się wiązało z bardzo wysokimi kosztami finansowymi dla Skarbu państwa, a więc też dla ludności Polski. I do tej pory nikt tego obywatelom tego kraju jasno i bez politycznych kłamstw nie powiedział. Dotacje Unii Europejskiej nie mogą zastąpić nakładów Polski, czyli jej obywateli.
Wojna rosyjsko-ukraińska. Tu rozwodzić się nie trzeba. Chyba wszyscy te zagrożenie rozumiemy. Kolosalne na wielu płaszczyznach z racji obecnych granic Polski, ze względów historycznych połączeń sięgających prawie zarania polskiej państwowości, z ryzyka wojny nuklearnej lub katastrofy nuklearnej, z obciążeń związanych ze wspieraniem państwa ukraińskiego, z masowej emigracji. Z konieczności wielkich wydatków na własne uzbrojenie i wielkość wojska. Liczenie tylko na ‘Hamerykę’ jest olbrzymim błędem. A zaciągnięte bankowe kredyty wojskowe ktoś kiedyś będzie musiał zwracać. Za mało się o tym mówi Polakom. Nawet Donald Tusk nie pojedzie (tak jak pojechał do Brukseli po zamrożone fundusze europejskie) na Biegun Północny prosić Mikołaja o specjalny lot saniami wypełnionymi po brzegi dolarami … .
Nie wszystko wyczerpałem. Ale starałem się najważniejsze zarysować. Z tymi zagrożeniami opisanymi w ostatnim paragrafie wiąże się jednak jeszcze jedno. Być może niewiadoma największa. Olbrzymim udziałem w wyborach Polacy pokazali światu piękny przykład masowego zaangażowania obywateli w odpowiedzialność obywateli w obronie demokracji. Pytanie ciągle bez odpowiedzi, to czy ta piękna akcja była kolejną polską piękną szarżą husarską czy przebudzeniem narodu do świadomej, mądrej obywatelskości na co dzień? Na samym końcu żaden rząd nie rządzi całkowicie (poza rządami autokratyczno-dyktatorskimi) w próżni. Rząd musi być ‘rządzony’ przez obywateli. Na co dzień. Tylko wtedy i nasze własne oczekiwania będą bliższe rzeczywistości i możliwości skarbowych państwa na ich zaspokojenie. Bo kupowanie przez rząd poparcia wyborcy – jak się gorzko przekonaliśmy – bywa często na lichwiarskich warunkach. 6+6=12. Nie 13 ani 14, jak ilość rocznych emerytur w Polsce.
Przebudzenie czy Przedwiośnie? Realizm czy żeromoszczyzna? Szklane domy czy po prostu domy, mieszkania dla ludzi – zwyczajne? Szkoły dla dzieci i młodzieży czy plebanki opłacane z funduszu rządowego? Kobieta-człowiek i obywatel czy tylko kobieta-matka i kobieta-żona? Pytan dużo, oczekiwań jeszcze więcej a możliwości mało.
Jutro, 13 grudnia kończy się farsa ‘rządu’ PiSowskiego. Farsa bardzo droga, bardzo szkodliwa. Ale opłacalna dla wielu. Bardzo wielu. Polska, Europa i świat 2023 to nie to samo, co Polska, Europa i świat 2015. Osiem lat tylko – a cała epoka jakby.
Herkules spotyka Augiasza
Oto kształt tego rządu:
Premier Donald Tusk – Oczywista oczywistość. Na czele nowego rządu stanie przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk. To będzie jego szósta kadencja w Sejmie (był posłem I., IV., V., VI., i VII kadencji). Współzałożyciel i długoletni przewodniczący Platformy Obywatelskiej (2003–2014). Dwukrotny prezes Rady Ministrów (2007–2014). W latach 2014-2019 przewodniczący Rady Europejskiej. Od 2019 roku przewodnicący Europejskiej Partii Ludowej.
Wicepremier, minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz – Od 2011 do 2015 minister pracy i polityki społecznej, od 2015 prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego i poseł na Sejm VIII i IX kadencji. W 2020 roku kandydował na urząd Prezydenta RP (uzyskał 2,36 proc. głosów).
Wicepremier, minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski – Poseł na Sejm IX i X kadencji, od 2021 roku wiceprzewodniczący Nowej Lewicy.
Minister Sprawiedliwości Adam Bodnar – Wiceprezes zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka (2010–2015), członek rady dyrektorów Funduszu ONZ na rzecz Ofiar Tortur (2013–2014). Od 2015 do 2021 roku Rzecznik Praw Obywatelskich. Obecnie senator.
Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski – Senator PiS VI kadencji, Minister Obrony Narodowej w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego (2005–2007), potem poseł PO. Minister Spraw Zagranicznych (2007–2014) w rządach Donalda Tuska. Obecnie europoseł.
Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji Marcin Kierwiński – Poseł od VII kadencji. W 2015 roku został sekretarzem stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i szefem gabinetu politycznego premier Ewy Kopacz, od 2020 sekretarz generalny Platformy Obywatelskiej.
Minister koordynator ds. służb specjalnych Tomasz Siemoniak – Wiceminister Spraw Wewnętrznych i Administracji w rządzie Donalda Tuska (2007–2011). Minister Obrony Narodowej w rządach Donalda Tuska oraz Ewy Kopacz (2011–2015). Od lutego 2016 wiceprzewodniczący PO.
Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bartłomiej Sienkiewicz – W latach 2013–2014 minister spraw wewnętrznych i koordynator służb specjalnych, poseł na Sejm IX i X kadencji.
Minister Finansów Andrzej Domański – Jest absolwentem ekonomii na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie, przez wiele lat pracował w instytucjach finansowych, między innymi jako analityk i dyrektor inwestycyjny. Wykładał na Uczelni Łazarskiego i Uniwersytecie SWPS.
Minister Aktywów Państwowych Borys Budka – Poseł PO na Sejm VII i VIII kadencji. Minister sprawiedliwości w rządzie Ewy Kopacz (2015). Od 2020 do 2021 i powrotu Donalda Tuska szef PO.
Minister Sportu i Turystyki Sławomir Nitras – Poseł na Sejm V, VI, VIII i IX kadencji. W latach 2009–2014 był posłem do Parlamentu Europejskiego. Od 2014 do 2015 roku doradzał premier Ewie Kopacz.
Minister Edukacji Barbara Nowacka – Posłanka na Sejm IX kadencji (od 2019 roku). W latach 2015–2017 była współprzewodniczącą partii Twój Ruch (wcześniej kierował nią Janusz Palikot). W 2016 roku założyła stowarzyszenie Inicjatywa Polska, które w 2019 roku przekształciło się w partię polityczną (obecnie część Koalicji Obywatelskiej).
Minister Zdrowia Izabela Leszczyna – Posłanka na Sejm VI, VII, VIII i IX kadencji. Od 2013 do 2015 roku sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów.
Minister Infrastruktury Dariusz Klimczak – Wiceprezes Polskiego Stronnictwa Ludowego, poseł na Sejm IX i X kadencji.
Minister Rozwoju i Technologii Krzysztof Hetman – Wiceprezes PSL. Poseł na Sejm X kadencji. W latach 2014-2023 eurodeputowany.
Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi Czesław Siekierski – Polityk PSL. Poseł na Sejm III, IV, IX i X kadencji, oraz deputowany do Parlamentu Europejskiego czterech kadencji.
Minister Klimatu i Środowiska Paulina Hennig-Kloska – Posłanka, w Sejmie od VIII kadencji. Najpierw w Nowoczesnej, a od 2021 r. w Polsce 2050.
Minister Funduszy i Polityki Regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz – Była ambasador RP w Rosji. Szefowa think tanku Strategie 2050.
Minister Rodziny i Polityki Społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk – Od 2015 do 2019 roku w partii Razem. Od 2021 roku w Nowej Lewicy. Posłanka IX i X kadencji.
Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego Dariusz Wieczorek – Wiceprzewodniczący Nowej Lewicy, poseł od 2019 roku.
Minister Przemysłu Marzena Czarnecka – Prawniczka, wykładowczyni Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach. Kieruje Katedrą Transformacji Energetycznej.
Marzena Okła-Drewnowicz – minister do spraw polityki senioralnej;
Oprócz szefów resortów w skład rządu Tuska wejdzie też pięcioro tzw. ministrów bez teki, którzy zajmą się konkretnymi zadaniami zleconymi im przez premiera. Marzena Okła-Drewnowicz – minister do spraw polityki senioralnej; Katarzyna Kotula – minister do spraw równości; Agnieszka Buczyńska – minister do spraw społeczeństwa obywatelskiego; Adam Szłapka – minister do spraw Unii Europejskiej; Jan Grabiec – szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów; Szefem Centrum Legislacyjnego Rządu zostanie Maciej Berek.
Niektóre nazwiska nic mi nie mówią (co zrozumiałe po czterdziestu ponad latach nieobecności …), inne mowią dużo. Sam problem manewrowania politycznego kogo-kim zrobić w rzadzie obejmujacym tyle partii, stronnictw i ruchów politycznych, to praca istnie heraklitańska. Co dziwić nie może też – wszak czeka ich sprzątanie stajni Augiasza.
Tusk, jak premier to raczej bez tłumaczenia – politycznie inaczej niemozliwe. Bodnar świetny na ministra sprawiedliwości (będzie miał najpierw problem z używaniem tego tytułu, który po porzedniu stał się symbolem niesprawiedliwości i beprawia); Nowacka, jako minister Edukacji – strzał w dziesiątkę. Sikorski do MSZ (choć szczerze go nie znoszę i uważam za polityka, który dla władzy sprzeda duszę) wyjściem dyplomatycznie najlepszym – zna wszystkie ścieżki dyplomacji światowej a europejskiej zwłaszcza. Cieszy mnie bardzo uczestnictwo Nowej Lewicy, która Polsce jest potrzebna, jako pewna osłona przed neoliberalizmem. Ministerstwa Rodziny i Szkolnictwa Wyższego właśnie politykom Lewicy przypadły. To dobrze.
Polska to dziwny kraj, zaiste. Piękny geograficznie i sentymentalnie. Ta piękność geograficzna naturalnie ma się nijak do oszałamiającego piękna Kanady, mojego obecnego kraju – ale Kanada ma niewiele więcej niż 2.5 miliona mieszkańców od Polski, a powierzchnia Kanady jest większa o … 9671000 km kwadratowych. Bagatelka. Tylko 30 razy większa. Więc na jedno ładne jezioro – w Kanadzie jest 100 takich ładnych. Na jeden szczyt – w Kanadzie jest pięćset takich, na kawałek brzegu małego morza – w Kanadzie są tysiące kilometrów wybrzeża trzech … oceanów (gdy ma się trzy oceany, kto sobie będzie głowę zawracał morzami? LOL).
Ale sentyment właśnie nie patrzy na ilość i wielkość: rzeczkę znajomą w Polsce mogę tylko do jednej rzeczki w Kanadzie porównać, Orlą Perć tylko do tych szczytów i grzbietów, którymi w Kordylierach kanadyjskich ponad czterdzieści lat temu łaziłem (głównie w ich paśmie Gór Skalistych). Prawda mimo to trochę to bogactwo (jak w banku wspomnień) pod uwagę brać musi. Wiec tego piękna geograficznego jest w Polsce sporo mniej niż w Kanadzie.
Piękno sentymentalne? Poza pięknem dzieciństwa i kilkoma laty ledwie wczesnej młodości, które są niepowtarzalne jakiekolwiek by nie były (a były) trudne – i tu Kanada pierwszeństwo bierze. Cóż, kochani – całe życie dorosłe, dość już długie, w Kanadzie przeżyłem. Większość przyjaźni wspaniałych, miłość mego życia i małżeństwo wieloletnie, szczęśliwe z tym mężczyzną. Ano właśnie – z mężczyzną. Gdybym był pozostał w Polsce i gdybym wygrał loterię życia po raz drugi i znalazł w niej miłość mojego życia – o jakim małżeństwie moglibyśmy mówić? O żadnym. Nie istnieje coś takiego w Polsce. Więc tak czy inaczej z tej Polski musiałbym schrzaniać do jakiejś Francji, czy Hiszpanii, do jakiegokolwiek normalnego kraju. Bojownikiem o Sprawę trudno być całe życie. Bo obok jest życie normalne właśnie, które biegnie dość szybko, mija. Namaszerowałem się i pobiłem o co trzeba w końcówce lat 70 i pierwszych kilku tych znamiennych osiemdziesiątych. W 1990 okazało się, że większość rodaków, która ze mną maszerowała – biła się o inną Polskę. Moją mieli w dupie.
A jednak. Mimo wszystko. Tak, przyznaję – mam do tego małego kraju nadwiślańskiego serdeczne uczucia. Gdyby tylko tak trochę wymieszać, trochę tamtych gdzieś przenieść, trochę tych tam zawieźć … . Ech, leży chłopak na łące w leniwe popołudnie, w gębie żuje jakiś kwiat mleczu lub chabru i gapi się w obłoki i marzy. Wypisz-wymaluj, jak u Chełmońskiego. I tyle z tego.
Może jednak wrócę, tak na pół tu – pół tam. Może. I znowu trzeba będzie tumanom w jakimś Urzędzie tłumaczyć, że nie, nie mam ‘stanu wolnego’, że jestem wdowcem. Nie, nie po żonie a po mężu. I tak w koło Macieju. Ale raz już im kilka lat temu w Urzędzie Wojewódzkim tłumaczyłem, wykład zrobiłem. To mnie nawet trochę bawi, gdy trzeba oczywistą rzeczywistość biedakom tłumaczyć: nie, Słońce nie kręci się wokół Ziemi, proszę pana. Trzeba tylko pomyśleć, niech pan spróbuje, to tylko na początku wydaje się straszne.
Więc jaka jest lub niedługo jaka będzie ta Polska, do której mógłbym się ewentualnie częściowo przenieść? Ano popatrzmy, zbadajmy.
Pamiętacie ledwie wczoraj ten wspaniały Marsz w Warszawie zwołany na prośbę Donalda Tuska, te falujące tłumy uśmiechniętych twarzy od Ogrodu Botanicznego aż do Placu Zamkowego? Naturalnie, że pamiętacie. A przecież za kilka miesięcy, tuż-tuż, będą wybory parlamentarne. Notowania PO i Tuska wzrosły, notowania ‘ciemniaków, spadły. Niewiele, ale spadły w końcu. Polska 2050 (tak, tej grupy nazwanej przez warszawiaków – od nazwiska założyciela *ujownią …) w zasadzie poza poprzeczką wyborczą, tzn. raczej bez jednego nawet mandatu. Nawet PSL podobnie – partia chłopska w Polsce, kraju chłopów! Witos się chyba w grobie przewraca. Cóż – lokalny klecha wiejski ważniejszy niż polityczny zmysł dumy włościanina-chłopa. Okazało się, ze ten chłop nie taki dumny. Za to chytry i przekupny. Oj, pozmieniał ludzi ten PRL. A te ‘chłopstwo’ dzisiejsze to nikt inny, jak dzieci chłopów PRL.
Lewica swoja działkę (poniżej 10 mandatów) dostanie. Więc wedle badan ostatnich PiS ma autentycznie szansę … przegrać! O włos ledwie lub na równi z PO. Ale wtedy Lewica bez wątpienia poprze PO i zrobią rząd koalicyjny. Demokracja to demokracja. Pan Duda (oby tylko nie robił żartów po angielsku …) będzie musiał zaprzysiąc. Wola parlamentu. Prawda? Guzik.
Tusk (choć nie z winy Tuska, LOL) rządu nie powoła, premierem nie będzie. Jak? Skąd? Dlaczego?! Popatrzcie na sondaże. Jednej partii dotąd nie wymieniłem. A ta partia ma wyraźna szansę na ponad 20 mandatów. Której? Naprawdę nie wiecie, czy rżniecie durnia? Faszystów. Tak, Konfederację Wolność i Niepodległość. Ta od Falangi, od Młodzieży Wszechpolskiej, od Korwin-Mikkiego, od Bosaka (ten, jak był młodszy zawsze przypominał mi czysto aryjskiego chłopca, gdzieś w Bawarii w mundurku harcerskim Hitlerjugend …). Otóż ta partia, w Polsce (sic!) ma poważne szanse zebrać dobrze ponad 20 mandatów, może i trzydzieści kilka. Jak sądzicie – będą niezależni w Sejmie czy wejdą w koalicję z PiSem? Albo inaczej – pozwolą Lewicy (sic?) współrządzić z PO czy też natychmiast wejdą w układ koalicyjny z Kurduplem? Tajemnica niezbadana … nie. Równanie bardzo proste. Cuda są może na koncie bankowym księdza Rydzyka – w polityce cudów nie ma. Nawet w polityce partii bardzo katolickich. W polityce są układy i długie noże (szczerzonego pan bóg szczerze).
Le Pen nie udało się we Francji, Konfederacji udać się może w Polsce. I w Polsce może być gorzej, bo demokracja francuska jest dość stara i zakorzeniona. I nawet wygrana pani Le Pen, by tego nie potrafiła zmienić. A na ile Kaczyński w takiej ewentualnej koalicji pozwoli liderom Konfederacji? Na bardzo dużo. Bo Kaczyński szczerze, od serca, serdecznie nienawidzi Tuska. Polaków chyba też (ale nie aż tak silnie), bo nigdy mu serca i miłości na jaką zasłużył nie okazali. A przecież on mógłby był tyle dla Polski zrobić! A nie zrobił, bo mu niewdzięczni rodacy nie zaufali. Wiec niech teraz maja Korwina i Bosaka, zasłużyli na to.
To tyle mili moi na dziś. Powodzenia życzę. Tak tylko, mimochodem jedynie podszepnę: to przewidywania. Bardzo realne, ale przewidywania. Sondaże to ciągle nie wybory. Na kartce sondażowej (lub przez telefon) można różne dawać odpowiedzi. To nic nie kosztuje. Dopóki karta wyborcza nie wpadnie do skrzynki wyborczej. O ile wszyscy będziecie głosować (w tym najmniej elektoralnie czynne a największe środowisko ludzi w wieku 18-30 lat) to nawet jest szansa zniwelować ilość głosów na Konfederacje i jednak rząd PO i Lewicy wprowadzić. Ale musielibyście rzeczywiście stanąć na wysokości zadania. Wszyscy. Czy potraficie? Nie wiem, historia współczesna udowadnia, że nie potraficie, że macie to wszystko w dupie. Miejcie, OK. Ale wierzcie mi, że jest zasada od jakiej do tej pory nikomu się uciec nie udało – jeśli masz w dupie polityków i na nikogo głosować nie będziesz, to ci politycy rządząc będą ciebie mieli w dupie też. A ten, który rządzi ma dużo większe możliwości spieprzyć ci życie, niż ty jemu.
Czy to wszystko i czy ci wszyscy się mylili? Po co to było, jeśli tego nie obronimy, nie odbudujemy?
Znacie Skawińskich i dlaczego takie niby ważne, jak oni w głosowali? Otóż Skawińscy to taki szczep słowiański, który z borów nad Notecią, mokradeł wokół Narwi powędrował z różnych przyczyn (na ogół nie radosnych) w daleki świat. Opisał to niegdyś stary dziejopis Henio Sienkiewicz w świetle latarni morskiej, w czasie podróży po USA.
Jak świat światem wiemy, że to szczep nader patriotyczny, sentymentalny i wierny, jak pies spod rodzimej chałupy. Więc i fama w skłóconej starej ojczyźnie poszła, że Skawińscy murem za wiarą przodków, za patriotyzmem kamiennym, za rycerzami wyklętymi – a więc za prawem i sprawiedliwością (w domyśle: naturalnie bożą). Może dlatego, że Sienkiewicz w świetle latarni i w Ameryce Północnej ich był opisał, więc daleko i szeroko spojrzeć nie umiał. Tak powstał mit polskich czikagów od Północy ku Południu i od Wschodu do Zachodu. A tu nagle rzecz się dziwna stała – latarnie powygasały w większości, technika je zastąpiła urządzeniami widzącymi dalej i głębiej bez względu na porę dnia. Poszerzyły się o te, no jakże im tam – no, o te horyzonty. I Skawińscy – mimo że ród prastary – stali się nowocześni, dzisiejsi.
Trochę to szyki pomieszało możnowładcom ze starego kraju. Bo niby jeszcze kilka lat wcześniej dbali bardzo o frekwencję polonijną w wyborach będąc pewnymi, że prawomyślność (koniecznie ‘prawo’ a nie ‘lewo’ nie daj panie boże) i sprawiedliwość (bożą, naturalnie) Skawińskich zaowocuje ich poparciem. Co też wówczas się stało i nie bez zbiegu szczęśliwego odkopania w archeologicznych badaniach postumentu Anusi – córki bohatera narodowego Andersa. Z niemieckiego co prawda pochodzenia, ale związanego przed wojną wrześniową z obozem narodowym. O tych przodkach niemieckich nie mówiono nic. Po co? Wystarczy, jak się o nich mówiło (bez przerwy na oddech) wobec niejakiego Tuska. Zresztą w wypadku Anusi chodziło tylko o ojca. Matka nie była pochodzenia niemieckiego. Z krwi i kości Ukrainka. I jak na Ukrainkę (dawniej mówiło się: Rusinkę) była i krasawa i zapiewała pięknie. Wiem, co mówię, bo sam słuchałem nie raz i lubiłem – zwłaszcza, gdy śpiewała dumki kresowe memu sercu bliskie – i o wzgórzach wileńskich, i o tramwajach lwowskich. Anusi jednak – pannie wiekowej ale ciągle żwawej – nieco fornalski charakter kolegów i koleżanek z ław senatorskich nie bardzo do gustu przypadł. A już szczególnie bolesne były właśnie dąsy wielu z tych Skawińskich, których miała reprezentować. Generalska córka wolała już grać rolę szanownej i uwielbianej Damy na akademiach polonijnych niż polityka, gdzie jej szarży senatorskiej nie szanowano. Teraz ma iść ponoć w ambasadory. To będzie milsze. Zwłaszcza, że – też ponoć – w Italii słonecznej. Blisko dworu watykańskiego i blisko na grób Taty skąd widok piękny na starożytny klasztor benedyktyński. Mimo to tuzem w rękach polityków była, gdy o głosy polonijne chodziło. Tym razem takiego nie znaleźli. No, niby ten bezpartyjny, czyli z uczuć szczerych a nie kombinacji posadkowych, pan profesor Marek Rudnicki miał być nie do pokonania. Owszem, w USA, gdzie mieszka, wygrał. Ale USA to nie cały (?!) świat. I generalnie – przegrał.
Mniej humorystycznie teraz, praktyczniej. Druga Izba Parlamentu polskiego wypadła z rąk PiSu. Bardzo możliwe, że własnie tym jednym głosem. Głosem Polaków z Zagranicy. Polonii. Tego latarnika Skawińskiego ze słynnej noweli Henryka Sienkiewicza. I to różnicą procentową bardzo wysoką. Wynik PiS był poniżej 25 %. Tak, to prawda, że pisowskie twierdze w Ameryce Północnej udało się utrzymać. I chyba tylko tutaj. Ale nawet na tym kontynencie ten wynik był dużo słabszy niż wynik uzyskany w 2015 roku. W niektórych, zwłaszcza nowych, Okręgach Wyborczych – opozycja demokratyczna nawet w Stanach odniosła sukces. Podobnie, jak zwiększył się procentowo poważnie głos oddany na demokratów przez Polonię kanadyjską.
Senatorem ‘z Zagranicy’ został Kazimierz Ujazdowski z bardzo silną przewagą głosów nad kandydatem PiS. Ujazdowski reprezentuje PO. Jeden z ‘przebudzonych’, jak określam nielicznych byłych pisowców, którzy być może po rozum do głowy poszli. Nie bardzo lubię nagradzać byłych poddanych Najmiłościwiej Panującego Wielkiego Kurdupla – ale, jeśli po ten rozum poszedł i jeśli go znalazł, niechże mu tam bozia da zdrowie. Choć po cichu podejrzewam, że bardziej strawny dla demokratów kandydat Koalicji zdobyłby jeszcze więcej głosów. Trzecim, niezależnym kandydatem, był nie kto inny, jak Cezary Paweł Kasprzak – niesprzedajny i wszędzie widoczny aktywista starego, autentycznego KOD-u. Znienawidzony przez pana Ziobrę ale i też nielubiany w nowym, pro-POwskim KODzie. W wyborach z całego świata polonijnego uzyskał całkiem niezła liczbe ponad 15 procent.
Sparwdzając Protokoły komisji wyborczych z całego świata, skupiłem sie tylko na tych, gdzie przewaga Koalicji demokratycznej lub PiSu była minimum 40%. Tam, gdzie ilość głosów oddanych na jednego z kandydatów była poniżej tej liczby – nie brałem pod uwagę.
Na Komitet Koalicji Obywatelskiej minimum 40% głosów oddali Polacy zamieszkujący w 62 krajach świata. W tym w 26 krajach tych głosów padło powyżej 50% granicy.
Na popieranego przez PiS kandydata Marka Rudnickiego liczba krajów, gdzie padło minimum 40% głosów – aż 6 (sześć). Tak, z całego świata. Liczba krajów, gdzie otrzymał minimum 50% głosów – 5 (pięć). Dokładnie: USA, Kanada, Irak, Kosowo (to ciągle tylko quazi-państwo nie w pełni jeszcze uznane) i Angola.
Ogółem na nowego senatora K. Ujazdowskiego padło łącznie 38.95% głosów; na pana Rudnickiego 24.86%. W 2015 na panią Anders (popieraną przez PiS) padło aż 46.85% głosów. Na panią Borys-Damięcką z PO w 2015 padło 34.35% głosów. Czy zauważacie zmianę? Głosy na PiS spadły wśród Polonii światowej aż o 22%. Na centrowy, zdominowany przez PO, Komitet Koalicji procent wzrósł o 4.5 punktów. Stąd moje wcześniejsze uwagi o przeszłości politycznej senatora Ujazdowskiego – bardzo możliwe, że ten procent po stronie demokratycznej byłby dużo większy, gdyby kandydatem była inna osoba. Polacy z Zagranicy staja się nowocześniejsi, współcześniejsi od rodaków w Kraju. Już tylko sentymentalna łezka, akademia raz lub dwa razy do roku w jakimś Polish Hall nie wystarcza. Ani stare żale na wszystko i wszystkich wokół. Za wszystko. Za przegrane wojny, nieudane powstania, za złe mieszkania i zacofany przemysł, za przegrane własne życie. I za to, że teraz o wszystkim trzeba samodzielnie myśleć i ponosić koszta tego wysiłku mentalnego. A dawniej myśleli inni. Władza i Kościół: Król i Biskup; Car i Biskup; Prezydent (lub Naczelnik Państwa) i Biskup; Pierwszy Sekretarz i Biskup; a teraz jeden niewysoki Szary Poseł i Biskup. Jak widać z tej wyliczanki – jeden element był stale stały. Niezmienny. A w XXI wieku ten element już stracił swoje polityczne znaczenie w większości cywilizowanego świata. Więc podróże jednak kształcą. A cześć Północnej Ameryki (część, bo Polacy meksykańscy jednak wysokim procentem – 56 – poparli Koalicję demokratyczną) też dojrzewa. Dorośleje. Jak to w tej piosence szło? Jeszcze rok, jeszcze dwa, przekonacie się o tym sami, jak to jest, jak to jest z … Polakami? Przeboju legendy polskiej estrady długich lat PRL i wielu jeszcze lat po roku 1990, Jerzego Połomskiego. Bożyszcza kobiet i Amanta Nr 1 Polskiej Estrady – który przez całą zasłużoną i ciekawą, bardzo długa karierę nigdy na tej scenie nie mógł być sobą. Mity, legendy. Tak to z nimi jest – pomagają marzyć, wzdychać i ronić łezkę – nie powinny jednak nigdy przesłaniać rzeczywistości.
Coraz częściej
słychać dziwne tony w narodowej dyskusji po zamachu na prezydenta Gdańska.
Nieco to przypomina pewne, bardzo podobne, odcienie tonów w rozmowach po
tragicznym samospaleniu Piotra Szczęsnego ale tym razem wydaje mi się, że te
tony są wyraźniejsze, bardziej głośne. I to podobne po obu stronach ‘polskiej
barykady’ ideologiczno-filozoficznej. Bo ‘polska barykada’ w swej istocie nie
jest polityczna a dużo głębsza: ideologicznie-filozoficzna. Nie chodzi tu ani o PiS ani o PO. Chodzi o dwie, bardzo od siebie różne Polski.
A tego zwykłe wybory parlamentarne rozstrzygnąć nie potrafią. Ale nie o tym
dylemacie moralnym będę tu pisać. Tematem, mimo dywagacji pobocznych, jest
jednak ten dzisiejszy, specyficznie dziwny ton rozmowy narodowej. Zanim
wyjaśnię o jakim ‘tonie’ mówię, pewne wprowadzenie zrobić jednak muszę.
Tak wówczas
(samospalenie Piotra S.), jak w obecnym czasie, głównym tematem/tonem była chęć
ostrzeżenia społeczeństwa i władz przed wzrastającą niechęcią powoli
przepoczwarzającą się w nienawiść między tymi, którzy popierali rządy PiSu i
Kukizu, a pozostałą częścią społeczeństwa. Tak wówczas, jak i dziś ważne jest
zaznaczenie, że te skrajne emocje dotyczyły w zasadzie tylko aktywnej
politycznie części społeczeństwa (skupionej wówczas głównie wokół Komitetu
Obrony Demokracji a dziś w bardzo licznych innych grupach, organizacjach i
fundacjach związanych z szeroko rozumianą ochroną swobód demokratycznych) z
jednej strony, a władzy politycznej
(rządu i Prezydenta RP oraz głównego decydenta politycznego – Jarosława
Kaczyńskiego) i jej niebyt licznego ale
‘żelaznego’ elektoratu z drugiej.
Szerokie masy aktywnie nie włączały się w spór polityczno-narodowy.
Owszem, sympatie nie były ukrywane ale nie przelewały się na obszar publiczny.
Ponieważ władza
ma jednak zawsze po swej stronie zwykłą brutalną przewagę (‘brutalna’ w tym wypadku nie oznacza
przemocy fizycznej – ani wojsko ani policja jawnych akcji
pacyfikacyjno-bojowych nie przeprowadzały wobec tzw. obozu demokratycznego) w
postaci stanowionych praw, przepisów i obowiązków – ta przewaga stwarzała i dla
władzy i dla szerokich mas pewien miraż wyższości i bezkarności.
W dodatku po
niebezpiecznie dla władzy wykazanej sile i popularności masowego wówczas KOD –
zwłaszcza w obronie konstytucyjnego filaru trójpodziału władzy, Trybunału
Konstytucyjnego – te centrum demokratycznego oporu pękło, a przez to pękł drugi
miraż polityczny: miraż potęgi ruchu demokratycznego. Oba miraże stwarzały
wrażenie pewnego balansu. Na zasadzie: władzy nikt zagrozić śmiertelnie (tj.
utratą władzy) nie może ale i władza zawsze była gotowa cofnąć się przed pełną
konfrontacją brutalno-fizyczną (np. włamaniem się do budynku Trybunału i
aresztowaniem sędziów a zwłaszcza niezłomnego prezesa Trybunału). Skutkiem
błędów strategicznych czy personalnych KOD lub wyjątkowo perfidnie ale i
skutecznie przeprowadzonej akcji wywiadowczej ‘od wewnątrz’ – KOD będąc u
szczytu swej siły uległ wewnętrznemu rozłamowi. To wyraźne osłabienie centrum
społecznego oporu PiS zrozumiał błędnie, jako zachętę do totalnej przebudowy
systemu prawnego państwa ale i też mniej skodyfikowanego formalnie systemu norm
postepowania i umów społecznych w ramach których społeczeństwo-naród
funkcjonuje.
Załamanie się
KOD, jako potężnej organizacji masowej, było też tylko chwilowym, a może nawet
pyrrusowym zwycięstwem władzy. Ostatecznie pojedyncze organizacje można łatwiej
pacyfikować i inwigilować. Tak Sanacja
zrobiła z polskimi komunistami i z ultrakatolickimi faszystami Falangi
narodowców w latach 30. ubiegłego wieku, a po 1945 tak zrobili z PSL i
socjalistami z PPS nowi właściciele Polski. Dla łatwiejszego kontrolowania
środowisk chadecko-kościelnych dali glejt falangiście Piaseckiemu do założenia
PAXu.
Gdzie był błąd
mirażu PiSowskiego? Nie przewidzieli, że w krótkim czasie, opuszczony przez
rozbicie KODu, plac walki politycznej zajmą dziesiątki nowych grup i
organizacji pro-demokratycznych. Formalnych i luźnych. Klasyczny przykład z
Sienkiewicza: złapał Kozak Tatarzyna a Tatarzyn za łeb trzyma.
Tak powstała
istniejąca do dziś mapa stałego, otwartego i bez szansy na zwycięstwo
kogokolwiek, konfliktu, który trwa w Polsce nieprzerwanie od pozornej klęski
KOD. Który zresztą też częściowo się odbudował i odnalazł swoje mniejsze ale
istotne miejsce. Co gorsza – pozostał mit koderowski. Coś na kształt legendy
Legionów, AK czy Solidarności. Nie mówię o dokonaniach czy osiągnięciach, a o
micie, legendzie. Ma PiS i KUKIZ ‘żołnierzy wyklętych’, ma współczesna opozycja
społeczna mit KODu. Jeden i drugi przetrwają obecnych polityków u szczytu
władzy i polityków opozycji politycznej
PO, Nowoczesnej i PSL.
Dwa moralne,
etyczne wydarzenia w tym gorącym okresie walki ideologiczno-politycznej miały
miejsce. Nie były ani zaplanowane ani przeprowadzone przez władze ani przez jej
przeciwników. Były jednostkowe i tragiczne. Zginęły dwie osoby: jedna znana i
głośna (Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska, znany polityk PO) i druga, nikomu
nieznany, prywatny człowiek (Piotr Szczęsny, Szary Obywatel).
„Apelujemy jednocześnie do obu stron konfliktu
ściśle politycznego: do partii rządzącej z koalicjantami i partii opozycyjnych
w polskim Parlamencie; do polskich grup społecznych w Kraju i poza jego
granicami:
domagamy się rozpoczęcia bezzwłocznie
autentycznego dialogu społecznego i politycznego nad stanem Kraju. Polska to
nie kawałek sukna wyrywany przez wszystkich dla siebie. Polska nie należy tylko
do jednej, obojętnie jak licznej lub jak zamożnej czy silnej, grupy. Należy do
wszystkich Polek i Polaków. Jest faktem niemożliwym do ukrycia, że jesteśmy
skłóceni i podzieleni, jak nigdy dotąd w naszej ponad 25-letniej historii III
Republiki. I że przekroczyło to już dawno ramy zwykłej i naturalnej różnicy
opcji politycznych. Polska nie jest i być nie może zakładnikiem czyichkolwiek
ambicji, politycznego rewanżu. Nie jest nagrodą w zawodach politycznych
określanych powszechnymi wyborami. Nie stać nas, jako państwo i jako
społeczeństwo, na zwycięzców i na przegranych. Rozpocznijcie te rozmowy
natychmiast i bez wstępnych warunków .Aby nigdy już w wolnej Polsce jakikolwiek Obywatel
czy Obywatelka (dobro najwyższe każdego państwa) nie czuł się tak poniżony, tak
odosobniony, tak bez cienia nadziei, by wybrał tak tragiczny akt protestu, jako
jedyną możliwość apelu do naszych sumień. Tego wymaga dobro Kraju od każdego z
nas.” Powyższy cytat był zredagowanym wówczas przeze
mnie i podpisanym przez większość organizacji i działaczy demokratycznych
emigracji polskiej w Ameryce Północnej, Europie i Australii apelem. który
ogłosiliśmy w swoich krajach ale przede wszystkim w Polsce. Apel od nas –
Polaków spoza Kraju do rodaków w Kraju. Odzew był bardzo pozytywny i liczony w
tysiącach. Wszystkich ten akt niby bezsilnej a jednocześnie heroicznej ofiary
poruszył do głębi. Pierwszy raz społeczeństwo zrozumiało, że to nie są tylko
przepychanki polityczne, wyrównywanie starych rachunków między byłymi
koalicjantami (ostatecznie korzenie tak PiS, jak i PO są bardzo zbliżone, by
nie powiedzieć identyczne: z
narodowo-centroprawicowej koalicji AWS) ani nawet jakieś chorobliwe
objawy Jarosława Kaczyńskiego, które łączono z jego domniemanym załamaniem
psychicznym po wypadku lotniczym pod Katyniem i tworzeniem jakiejś makabrycznej
‘religii smoleńskiej’ (popularne w Polsce określenie wywodzące się z
organizowanych w Warszawie tzw. miesięcznic smoleńskich). Podczas gdy jest
najbardziej prawdopodobne, że budowa tej ‘religii’ była po prostu jego cyniczną
ale skuteczną grą polityczną wobec tzw. twardego elektoratu
dewocyjno-szowinistycznego.
Pośrednio też,
ten Apel był skierowany do aktywistów KOD, którzy po wewnętrznym kryzysie
ulegli poważnemu podzieleniu, a zwolennicy dwóch przeciwnych obozów prowadzili wobec
siebie równie bezpardonową walkę, jak ta miedzy obozem PiS a siłami
prodemokratycznymi. Domagania się wyciszenia i ucywilizowania sporu, skutkiem
refleksji po samospaleniu w Warszawie Piotra S, załagodziły ostrość tego sporu
i dały szansę na tworzenie się nowych struktur nie zwalczających się wzajem a
wręcz wspomagających w pracach demokratycznych.
Niestety,
podobnego efektu nie udało się uzyskać ze strony władzy politycznej Polski.
Śmierć Piotra Szczęsnego była szansą i dla tej władzy, by włączyć się w nurt
łagodzenia języka i działań politycznych.
Szansą niezauważoną lub świadomie odrzuconą.
Jest oczywiście
możliwe, że kolejne, bezpardonowe i udowodnione sądownie, świadome łamanie
zapisów konstytucyjnych, było częścią jakiegoś międzynarodowego spisku,
konspiracji (Putinowska Rosja) przeprowadzonej
przez szarą eminencje PiS, Antoniego Macierewicza. Czy to możliwe? Wątpię by do
tego stopnia. Nawet jeśli Macierewicz był (jest?) faktycznie jednym z czołowych
agentów Moskwy w grze o Polskę. Wbrew
popularnym mniemaniom nie sądzę by międzynarodowe konspiracje miały aż tak
wielki wpływ na faktyczne losy państw. Chyba, że szybko doprowadzają do
konfliktu zbrojnego. A na to się raczej nie zanosi – ani w formie agresji
zewnętrznej ani w formie wojny domowej. Polska
nie jest na Zadnieprzu (nie w czasach współczesnych, w każdym razie) ani na
Krymie. Jest sporym państwem Europy, wieloletnim członkiem NATO i UE. To
gwarancje i sposoby myślenia o wiele skuteczniejsze niż ewentualne spiski
agenturalne.
Wracajmy jednak do ‘dziwnych tonów’ w narodowej dyskusji po zamachu na Adamowicza. Ten ton, to natychmiastowe (a spowodowane bez wątpienia szokiem w reakcji na te publiczne morderstwo) zrozumienie, że na naszych oczach zobaczyliśmy i doświadczyliśmy efektów ‘mowy nienawiści’ tak perfidnie zadomowionej w Polsce od kilku lat. Więc i szybko, przerażeni możliwością dalszych efektów tego szatańskiego i zręcznie sterowanego przez władze państwowe fenomenu, apel o usunięcie mowy nienawiści rozszerzyliśmy na wszystko i wszystkich. Również wobec siebie. Wydawała się ten apel podjąć także władza, np. w wystąpieniu publicznym prezydenta Dudy. Niektórzy, w tym i w szeregach demokratycznych obywateli, wręcz starali się unikać krytykowania bezpośredniego władzy i szukania bezpośrednich lub nawet tylko pośrednich przyczyn takiego zamachu. Wskazywanie zbyt jasno palcem krajowych władz politycznych widziano, jako też przykład ‘nienawiści’ wobec PiSu. Tak, jakby autentycznie i kompletnie naiwnie uwierzono, że PiS i jego władza nagle się zmieni, potępi a nawet zacznie aktywnie ścigać akty przemocy słownej i czynnej środowisk skrajnie szowinistycznych. Oczywiście nic takiego nie nastąpiło. Pewien szok (chyba szczery i autentyczny) władz rządowych, że do takiej zbrodni dojść mogło – nie zaowocował zmianą polityki osiągania celów za każdą cenę. Nie mógł. PiS zdaje sobie doskonale sprawę, że wycofać się już nie może. To by zagrażało celowi zmiany struktur systemowych państwa, które miały, w założeniu oryginalnym PiS, uniemożliwić powrót demokracji liberalno-demokratycznej do ponownego powrotu do władzy. Zagrażałoby też zabezpieczeniu się obecnej władzy przed bardzo realną i wyraźnie głoszoną zapowiedzią, że tym razem PiS za przestępstwa polityczne ale też indywidualnie za przestępstwa kryminalne (oszustwa o charakterze finansowym) będzie po ewentualnych wyborach odpowiadać. A zabezpieczeniu przed takim obrotem sprawy ma właśnie służyć cała rewolucja systemu sądownictwa w Polsce. Obok umożliwienia zablokowania autentycznej kontroli wyborów.
Należy wystrzegać
się więc ze wszech miar stawiania znaku równania miedzy ‘mową nienawiści’ a
ostrą krytyką rządu i władz. Ja na przykład PiSu nie nienawidzę. Natomiast
jestem gorącym orędownikiem odsunięcia go od władzy i pociągnięcia do pełnej
odpowiedzialności karnej i politycznej o ile będą ku temu podstawy prawne i
wiarygodnie przeprowadzone procesy. Przez niezależne od rządu i prokuratury
sądy powszechne. Uważam, że polityka PiS szkodzi Polsce i Polakom niewspółmiernie
do jakichkolwiek ewentualnych korzyści, jakie ona może przynosić.
Oczywiście, na
portalach społecznościowych (jak Facebook i temu podobne) można było spotkać
ludzi piszących, że to co spotkało Prezydenta Gdańska winno spotkać takiego czy
innego członka władz PiS. I to jest nie tylko naganne. To jest niedopuszczalna
mowa nienawiści. Tej samej, która bardzo możliwe włożyła pośrednio nóż do ręki
zamachowca w Gdańsku. Takie wypowiedzi należy tępić i nie dopuszczać do
politycznego dyskursu. Podejrzewam, że w wielu wypadkach były to zresztą
wypowiedzi trollów spoza autentycznych środowisk pro-demokratycznych. Nawet
jednak jeśli mówił tak ktoś, kogo znamy – należy to potępić. Ale np. kogoś opinia, że za mord gdański i
wzrastającą wrogość różnych środowisk wobec siebie pośrednią winę ponosi
propaganda środowisk rządowych – nie jest w żadnej mierze mową nienawiści. To
opinia i ocena. Może mylna, może prawdziwa.
Ale do opinii mamy prawo. Tak, jak do obywatelskiej krytyki władzy. Do
tego ostatniego mamy wręcz obowiązek obywatelski.
Niemiecki filozof
poprzedniego stulecia Max Scheler określił wydarzenie tragiczne i następującą
po nim ‘winę tragiczną’, jako niemożliwą do określenia, a przez to do wydania
wyroku. Ale nie oznacza to, że wina taka nie istnieje. Po głębszym wywodzie i
rozpatrzeniu tego zagadnienia dochodzi wszak do wniosku, że prawdziwie
tragiczna jest sytuacja jednostki, której ostry zmysł etyki i moralności nie
pozwala na przemilczenie i niezauważenie odpowiedzialności etycznej za ‘winę
tragiczną’. Takie jednostki są niezbędne dla społeczeństwa. Nie zatykajmy im
ust dla własnej wygody moralnej i środowiskowej. Czasami trzeba i należy głośno
powiedzieć to, co normalnie może nie wypadałoby.
Bo sytuacje
tragiczne, wydarzenia tragiczne nie są sytuacjami normalnymi.
Zdarzało mi się wielokroć
usłyszeć od skądinąd zacnych działaczy tradycyjnych organizacji polonijnych
tłumaczenie, że nie powinniśmy jednak rządu tak ostro krytykować ani o pewnych
rzeczach (wzrastające znaczenie i bezkarność grup faszystowskich i
rasistowskich w Polsce) poza granicami Polski. Że to wpływa na zły obraz
naszego kraju. Nawet przy założeniu (i
tak zakładałem i zakładam) dobrej woli i zbożnej chęci – pogodzić się takim
stanowiskiem absolutnie nie można. To dosłowne przestawienie konia i furmana na
tył wozu. Kompletnie nie logiczne i w konsekwencji szkodliwe dla Polski i dla
samej Polonii. Szkodzą Polsce władze, gdy uprawiają politykę pełzającej
dyktatury i kiedy umożliwiają grupom szowinistycznym i faszystowskim na
publiczne manifestowanie swojej złowrogiej ideologii. Ci którzy protestują i o
tym głośno mówią – Polsce i Jej imieniu służą. Milczenie jest prawie zawsze
postrzegane, jako wyraz zgody. A to by było tragiczne.
Dlatego zgadzając
się z generalnym apelem o wyraźne NIE wobec języka nienawiści, o tępienie jego
w jakichkolwiek publicznych i prywatnych rozmowach, o nieużywanie tego języka w
argumentacji politycznej wobec jakiejkolwiek strony konfliktu polskiego –
apeluję jednocześnie o nie milczenie w krytykowaniu szkodliwej działalności władz,
o bezpardonową obronę wartości demokratycznych, praworządność, o wolność prasy
i zgromadzeń. Nie bójmy się mieć własnego zdania. Czas jednakowych mundurków
odszedł w przeszłość. Współczesny obywatel
musi być jednostką samodzielnie myślącą i krytyczną. W Kanadzie i w Polsce. Inaczej
to pracować nie może.
Lata temu, gdy
ukazała się głośna książka Vittorio Messori spisująca wywody Jana Pawła II na
zbliżający się koniec tysiąclecia, zatytułowana „Przekroczyć próg nadziei”, z dużym
zainteresowaniem zająłem się lekturą tego ciekawego dzieła myśli pastoralno-etycznej
,naszego papieża’. Ciekawiło mnie jaki
testament chce zostawić światu nie z oficjalnych encyklik pontyfikalnych a z przemyśleń
filozofa-etyka Jana Pawła II, który powstał z Karola Wojtyły.
Dawno już na ten
temat gdzieś coś pisałem. I nie chodzi mi tu rozprawkę na temat tej
książki-wywiadu. Ale przed zakończeniem tego artykułu, sięgnąłem po tą książkę
ponownie do jej ostatnich rozdziałów. Co de facto jest tej książki przekazem
najistotniejszym dla czytelnika? Niekoniecznie katolika czy nawet osoby
religijnej. Dla człowieka. Co, przy pominięciu zagadnień opisujących etykę i
moralność ścisłe z Kościołem związaną, umiejscowioną w Kościele najpierw a
dopiero potem w świecie zewnętrznym, jest dla zbliżającego się Człowieka XXI
wieku przekazem najistotniejszym, uniwersalnym?
Ostatni paragraf jest powtórzeniem słynnego z Biblii i ze Starego Testamentu nakazu/przyzwolenia powtarzanego od Boga przez archanioła Gabriela, Ducha Świętego i Jezusa z Nazaretu. Jest też powtórzeniem przez Jana Pawła tego samego nakazu użytego już w pierwszym, otwierającym książkę wywodzie. W paragrafie otwierającym papież opisuje go z perspektywy pontifexa, przywódcy Kościoła Rzymskiego. Ale, po kilku miesiącach dalszych rozmów, wraca do tego samego biblijnego zwrotu w kontekście dużo szerszym. W kontekście Człowieka uniwersalnego. I przeczytanie tegoż paragrafu ponownie ( a minęło już chyba 20 lat, jak ostatni raz to czytałem z uwagą) jaśniej zrozumiałem sens jego słów. Właśnie do tego, teraz przeze mnie pisanego tekstu. I do tej refleksji zamkniętej w moim zdaniu: ‘nie bójmy się mieć własnego zdania’. Do konieczności bycia jednostką samodzielnie myślącą i krytyczną. Jakiegoż zwrotu biblijnego użył więc Karol Wojtyła-papież, jako temat końcowego paragrafu swego indywidualnego, nie pontyfikalnego, przekazu do człowieka uniwersalnego? Nie lękaj się.