Tak – o politykach (niestety) znowu …

Dawno w publicystykę polityczną tu się nie bawiłem. Jakoś ot, takie rzeczy zwykłe, człowiecze, bardziej czas i myśli zaplątały. Uczucia, strata, miłość, ba – nawet taka cichutka, skromna czułość. Tematy, do których opisania język publicystyczny słabo się nadaje.

Ale świat, zbiorowość toczy się dalej. Ponad indywidualną troską i radością. Człowiek pomnożony przez tysiące staje się społeczeństwem. I grupowo inne często stosuje miary niż wedle drogowskazu jednostkowego.

Dwie sprawy, dwa zasadnicze zagadnienia są absolutnie priorytetowe we wszystkim innym: wojna i pokój. Zdecydowanie nie w Tołstojowskim wydaniu. Raczej w takim uproszczonym na współczesność: kula w łeb, śmierć lub życie.

Wojny toczą się wszędzie i bez przerwy. O tych małych, lokalnych prawie nie wiemy nic, zwłaszcza gdy oddalone o tysiące kilometrów, na innych kontynentach. Aby o nich coś powiedzieć należy zgłębić kontekst historyczny miejsca, przyczyny, racje stron. Bywają wojny czysto obronne, przed obcym najazdem – te są usprawiedliwione, są broniącym się narzucone. Pomijając wszak wszystkie te racje, to mimo to kosztują życia indywidualnych ludzi. Ich marzeń, pragnień.

Znam natomiast dość dobrze podłoża dwóch obecnie wielkich wojen. Jedna zagraża wręcz pokojowi światowemu, druga poważnemu konfliktowi regionalnemu. Naturalnie mówię o najeździe rosyjskim na Ukrainę i izraelskiej masakrze Palestyńczyków w Strefie Gazy.

Trzeba jasno powiedzieć, bez bycia zbędnie delikatnym, bo przy mordercach w delikatność bawić się nie uchodzi: tacy mordercy jak Netanjahu i Putin winni być możliwie błyskawicznie wysłani do piekła, ich pobyt w tym wymiarze rzeczywistości ziemskiej jest kontynuowaniem zbrodni. Więc niech tam się znajdą tak szybko, jak możliwe. Trump może ich tam odwiedzać i mogą w przerwach między sauną w gorącej smole robić sobie rundki golfa, jak w Mar-a-Lago.

A do dobrego dziadka z Białego Domu mam szczery apel: Joe, you have done enough. I mówię to szczerze i z wdzięcznością, na którą zasłużyłeś. Odejdź w nimbie mędrca, augura, a nie błazna i upartego starca. Wierz mi, że oficjalna kawalkada limuzynowa w honorowej asyście Marine Corp jest o wiele lepsza niż taczka. A jak się będziesz upierał, toś cep stary i to wszystko. A taczka czekać na ciebie będzie na Konwencji Demokratów. Nie uchodzi byś tak z tej Konwencji wyjeżdżał.  

To zdumiewające, jak politycy państw demokratycznych ubzdurali sobie, że są panującymi, a nie rządzącymi z dobrej woli społecznej. Nagle zaczęły się im śnić korony i kadencje od pierwszego wyboru do … grobowej deski. Wszędzie. Jak ta władza cholera kusi. Mądrzy też temu ulegają i się psują kompletnie. Zapomnieli, że te panowanie ‘z Bożej Łaski’ nie zawsze takie szczęśliwe. A to szafoty po drodze, a to gilotyny i rewolucje, a potem strzały z nagana … .  Nawet prześwietny Szach nad Szachami 2.5-tysiącletniej Persji, Mohammad Reza Pahlawi ledwie z życiem uciekł w czasach już bardzo współczesnych. A powinno być zdecydowanie dwie kadencje i nie więcej – i dla prezydentów i dla premierów, bez pardonu. Nie trzeba nam zbawców ojczyzny, dosyć się na niej przejechaliśmy równo w dół nie raz.

Co to za partia polityczna, której lider uważa, że nie ma w niej w każdym momencie kilku zdolnych i uczciwych, którzy go na funkcji mogą zastąpić? Chcecie rządzić w państwie demokratycznym, a we własnej partii uprawiacie zamordyzm i autokratyzm. Dziwne zaiste.  Jedynym odstępstwem od takiej żelaznej reguły może być jedynie stan wojny. Okres wojny do ilości i długości kadencji winien się nie liczyć.

Dla zbyt wielu polityków (w skali lokalnej też) – polityk stał się zawodem. Tak de facto widział to Arystoteles w swoim dziele „Polityka”[i]. Chcesz należeć do klasy obywatela, to musisz mieć środki i czas na zajmowanie funkcji publicznych. Tylko w starożytnych greckich Polis nie płacono politykom za pełnienie funkcji publicznych, musieli sami mieć na to środki. Słowem szlachetność kosztowała. A dziś ‘szlachetność’ daje szansę na nabicie własnej kiesy.

Naturalnie, że trochę to refleksje naiwne. Wszak tyle razy nam wmawiano, że aby najzdolniejszych pozyskać, musimy im godziwie płacić – inaczej najlepsi pójdą do biznesu lub będą w rządzie kraść. Lub rządzić będą niedorajdy. Dwa na to świetne są antidota: tych, co kradną, bez względu za zasługi inne, karać bezlitośnie i osadzać w więzieniach. I sądzić nie w jakiś beznadziejnych Trybunałach Stanu (jak w Polsce choćby) ale w normalnych Sądach karnych. Czy tylko słabi bez ambicji będą się więc do polityki pchać?  No cóż, jeśli będzie to kraj, gdzie tzw. godny i mądry obywatel będzie stronił od służenia dobru tego państwa i narodu – to takie państwo zasłużyło na niedorajdów, którzy będą nimi rządzili. I koniec. Lub może inni, z zewnątrz, winni takim państwem zarządzać. Jakiś balans w naturze być musi.

I to by było chyba na tyle, uraziłem pewnie wystarczająco wielu. Na dziś w każdym raziemnie


            Aliści, aliści dobrodziejko i dobrodzieju-czytelniku, rzecz wczoraj jedna uderzyła mnie nieco przeglądając różne strony wszechmocnego Fejsbuka:  

Pewien bardzo uznany badacz-historyk Uniwersytetu w Ottawie, ale i członek szanownych instytucji naukowych w Polsce specjalizujący się w gehennie tragicznych losów Żydów w Polsce (nie tylko w Polsce, ale tam głównie) w latach Holocaustu zamieścił na swoim profilu zdjęcie jakiegoś tam oświadczenia niejakiego Matuszka (Morawieckiego zresztą), w którym tenże Mateuszek brał w obronę dzielny Naród Polski wobec oskarżeń o masowe szmalcownictwo i brak aktywności Polaków etnicznych w ratowaniu większej ilości naszych współobywateli wyznania Mojżeszowego. Mateuszek podpisał się w tym Oświadczeniu jako ‘historyk’. A nawet dodał (czort wie po co) w tymże piśmie, że historykiem jest też Donald Tusk[ii]. Kompletnie mnie nie interesuje bohaterska obrona Polaków przez tegoż Matuszka-Kłamczuszka. Ci, którzy ratowali Żydów – nie robili tego, by oczekiwać od niego takiej ‘obrony’. I on to oświadczenie wydał tylko w jednym celu – podlizaniu się swojemu twardemu elektoratowi twardogłowych, a nie z szacunku dla tych, którzy ryzykowali życie swoje i swoich najbliższych za pomoc Żydom polskim. Ale pod tym postem tegoż pana profesora wywiązała się dziwna dyskusja. Chwilami bardzo dziwna. Ktoś np. napisał, że statystycznie łatwiej było przeżyć obóz koncentracyjny niż żyć wśród Polaków … Czyli logicznie konkludując Niemcy budowali Auschwitz by ratować Żydów przed krwawymi represjami zdziczałych Polaków. Hitlerowcy ratowali Żydów przed Polakami. Nie wiem w ogóle w jakiej kategorii tego typu ‘refleksję’ zaliczyć: szaleństwa czy odrażającego kłamstwa? Inny uczestnik dyskusji napisał: „Pan premier Morawiecki zapomina, że dziesiątki tysięcy Żydów nie przeżyły wojny dzięki Polakom i niestety więcej dzięki Polakom ich nie przeżyło niż przeżyło. „ Oj, słów by wiele użyć można. Nie użyję, bo temat zbyt bolesny, tragiczny by głupie dyskusje prowadzić. Ale jedno tym dyskutantom szczerze mogę zaproponować: jeśli wy wiecie, co wówczas należało robić, jakiego heroizmu sięgać to proszę kupić bilet do Strefy Gazy i pojechać tam (nie w czołgu a z plecakiem pełnym opatrunków sanitarnych) by udzielać pomocy umierającym od bomb, pocisków i ze zwykłego głodu dzieciom palestyńskim. Giną codziennie w setkach (jeśli dzień dobry to tylko w dziesiątkach). Sam wówczas posadzę wam drzewko oliwkowe Sprawiedliwego i uznam wasze moralne prawo do wymagania od innych bezprzykładnego heroizmu i poświęcenia.

Tym razem kończę. A wcale nie tak kończyć ten tekst chciałem.


[i] Aristotle; ‘The Politics’;  wyd Penguin Classics, s.506; 1981 (tł. T.A. Sinclair)

[ii] (7) Polish former PM Mateusz Morawiecki has… – Jan Zbigniew Grabowski | Facebook

Niebezpieczne czasy

Prawda, że dziwna wyliczanka? Dwóch nazwisk mogłoby tu nie być, bo Trudeau i Poillievre wpływu większego ni znaczenia w temacie zasadniczym nie mają i mieć nie będą (choć byliby aktorami i uczestnikami politycznymi, tylko że w trzecim, powiedzmy, rzędzie). Ale koszula ciału bliższa … .

O jakim wydarzeniach więc mówię? O wojnie w Europie, która jak każda wojna ogólno-europejska od czasów wielkiej wojny francusko-hiszpańsko-angielskiej o sukcesję – zawsze decydowały o wojnie lub pokoju całego Nowego Świata, czyli kontynentu dzisiejszych USA, Kanady i Meksyku. Czyli całego Zachodniego Świata. Czyli wielkie konflikty całej cywilizacji okcydentalnej, a od czasów 2 wojny – też cywilizacji orientalnej. Słowem – Europa nauczyła się podpalać cały świat.

No ale dość tej zabawy w terminologię antropologiczno-historyczną i czasy wojen wielkich dynastii. Z tych dynastii ostała się dziś tylko jedna – właśnie ta, o losy której zaczął tą wojnę o Sukcesję Ludwik Słońce: dynastia Burbonów, która (po krótkiej przerwie dyktatury Franco) do dziś panuje w Hiszpanii. Gdyby Ludwik francuski przebudził się, to by z zadowoleniem potwierdził, że jego słońce nigdy nie zgasło. Nie ma dynastii angielskiej z tamtych czasów, nie ma ani jednego panującego Habsburga, choć są ciągle panujący w Niderlandach (Holandia) kontynuatorzy linii Orańskiej-Nassau.

          Temat zasadniczy więc to, pytanie czy będzie wojna na skalę europejską? Nie musi być. Ale jest to realne w kilku wariantach. Przede wszystkim wojny rosyjsko-ukraińskiej nie może wygrać Rosja. Czytelnik wzrusza tu ramionami – ależ autor tego tekstu nowość nam powiedział. Wszyscy o tym wiemy, to rozumiemy i dlatego wszyscy Ukrainy nie pozostawimy samej i tak jak wspieraliśmy, tak dalej wspierać wszyscy będziemy. Wspieramy, prawda. Do jakiego czasu? Aż jej faktycznie zabraknie żołnierzy? Tak, tego okrutnie, ale adekwatnie używanego terminu: mięsa armatniego. Bo zasoby ludzkie Ukrainy są ograniczone, dużo bardziej niż te zasoby po stronie rosyjskiej. Ani jej nie uzbrajamy na tego typu wojnę (która dałaby jej szansę na wypchnięcie Rosji, poza oryginalne granice ukraińskie sprzed najazdu rosyjskiego) ani dużo bardziej możemy bez zbytniego osłabienia wojsk własnych i ich zasobów. Wszystkim zaczyna brakować takiej głupiej i prostej rzeczy, jak … naboi i prochu do tych naboi. Bez względu czy to naboje do ręcznego karabinu maszynowego czy ‘naboje’ pocisków rakietowych, artylerii, czołgów i innych pojazdów opancerzonych. Brakuje też naboi dla samolotów. Z czasem, mogą się też – mimo wszystko – zmienić postawy samych Ukraińców (zwłaszcza, że spora ich część ma jeśli nie pełne to częściowe pochodzenie rosyjskie). Straty w ludności cywilnej – zwłaszcza w porównaniu do niewyobrażalnego ludobójstwa ludności palestyńskiej w Strefie Gazy – nie są olbrzymie, są jednak wystarczająco uciążliwe i dotkliwe. Gospodarka rosyjska już się przestawiła na gospodarkę stanu wojennego. Europejska jeszcze jest od tego daleko. I nie tylko, że nie chce, ale w demokracjach przestawić państwo na gospodarkę wojenną w czasie, gdy to państwo nie jest bezpośrednio w stanie wojny z jakimkolwiek najeźdźcą tak po prostu nie można. Ani konstytucyjnie, ani przez porozumienia polityczne. W całej Europie tylko Koalicja rządowa Donalda Tuska podjęła ten wysiłek. Tylko … podjąć wysiłek budżetowy i ustawowy (mimo wielu przeszkód) jest o wiele łatwiej niż wybudować czołg, wyprodukować samoloty i zapełnić magazyny tymi ‘nabojami’.  Nie ma w zasadzie krajów eksportujących uzbrojenie, gdzie można ot tak, przyjechać z walizką pieniędzy i wrócić z wielkim kontenerowcem pełnym czołgów i samolotów.

Ale plany w Warszawie już są formułowane. Jest plan umocnienia i przygotowanie bardzo starego traktu, którym na Polskę wszystkie agresje ze wschodu szły: tzw. Brama Brzeska.  Przygotowania obronnego, tj. budowa fortyfikacji, skierowanie na stałe odpowiedniej formacji wojskowej tam operującej, budowa tam spiętrzających wody rzek, które można otworzyć i zalać duże tereny czyniąc je bardzo trudnymi do przebycia przez ciężkie wozy bojowe (czołgi) i inne odpowiednie fortyfikacje. Droga inwazyjna przez historyczną Bramę Przemyską jest dużo trudniejsza i uciążliwsza dla wielkich jednostek wojskowych i daje dużo większe możliwości obrony i kontrataku wojsk polskich. I daje to, co zawsze było dla nas ważne – czas. Czas na odsiecz i wsparcie od naszych sojuszników w NATO i Europie.

Ta droga przez Bramę Brzeską daje nam ok. 7 dni na dotarcie mas rosyjskich pod Warszawę.  O ile wojska rosyjskie będą skuteczne. No i niestety – będzie musiało dojść do walnej bitwy. Znowu pod Warszawą. Tak jak w czasach średniowiecznych, te zasady się nic tu nie zmieniły. O pełnej wygranej decyduje na końcu walna bitwa – wszystko albo nic. Tędy szedł Tuchaczewski. Tędy przypuszczalnie będzie chciał iść Putin, o ile kiedykolwiek to wielkie ryzyko podejmie.

          W ten sposób wracamy do nazwisk polityków z tytułu tego tekstu. Ta opcja wojenna dla Putina jest możliwa tylko, gdy padnie Ukraina i nie będzie musiał prowadzić wielkiej wojny wielofrontowej. Opcja druga to wywołanie zamieszania w krajach bałtyckich i atak na Litwę i Estonię. Do tego będzie mógł wykorzystać Okręg Królewca, gdzie ma potężną bazę wojskową. Nie mówię nawet o jego Flocie Bałtyckiej, która może być pozbawiona możliwości manewru – zwłaszcza po wejściu do NATO i Szwecji i Finlandii. Ale baza w Królewcu to przecież nie tylko okręty – to wojska rakietowe, piechota morska. Nie mówiąc o tym, że współczesny okręt nie musi wychodzić z portu by użyć salw swoich pocisków rakietowych. Nie sądzę by do tego doszło bez bardzo silnej akcji dywersyjnej Rosjan mieszkających w dużych ilościach w Estonii. Tylko, że zdesperowany Putin może podjąć decyzję szaleńczą. Jego marzenia wielkorosyjskie stały się obłędem. Nie chce pogodzić się z faktem, że Rosja przestała być drugim graczem na arenie międzynarodowej. Kolos na glinianych nogach.

To jest niewiadoma pod nazwą ‘Putin’, któremu ciągle marzą się czasy bicia, jak Chruszczow, butem w mównicę na forum ONZ. Bez salwy śmiechu ze strony słuchaczy.

Teraz bardziej realne i oparte na polityce i rzeczywistości politycznej opcje.

Wspominałem o Tusku i jego Koalicji, który w przygotowaniach wojennych raczej na pewno liczyć może na silne poparcie (choćby z przygryzioną do krwi wargą) opozycji tak PiSowskiej, jak i Konfederacji.

Naturalnie naszą tarcza największą jest NATO i państwa członkowskie NATO. Czyli de facto cała Europa Turcja, poza obszarem na wschód od Bugu. Ale państwa członkowskie mogą skorzystać z jednej, bardzo jednak skutecznej, opcji obejścia reguły ‘atak na jednego członka Sojuszu jest atakiem na wszystkich członków Sojuszu‘. Ta opcja to … wystąpienie z Sojuszu. Nikt nie może nikomu zabronić złożenia deklaracji przedstawionej nawet w formie błyskawicznej i niezapowiedzianej: przykro nam ale od dnia dzisiejszego rezygnujemy z członkostwa w tej grupie, bye bye. A kandydat (i to bardzo prawdopodobny, niestety) na kolejnego prezydenta USA dość wyraźnie zaznaczył, że każda opcja jest przez niego rozpatrywana. To jest coś absolutnie niewyobrażalnego – ale jest. Nic nie jest niewyobrażalne w głowie tego osobnika. O ile taka zaiste nuklearna opcja jest mało prawdopodobna ze względu na Kongres, który ma wielką władzę, jak i służby wywiadowcze (słynne CIA i FBI) – o tyle Trump może zrobić wiele złego dla Ukrainy w jego prerogatywach egzekucyjnych. Może powstrzymać lub zatrzymać poważnie dostawy broni i amunicji dla Ukrainy i wpłynąć tym zasadniczo na możliwości wojenne wojsk ukraińskich. Bardzo zasadniczo. I co najbardziej prawdopodobne, to robota krecio pro-Putinowska. Może zmusić Ukrainę tym szantażem do konferencji pokojowej (którą sam może zwołać i zainicjować, co jakże by jego megalomanię połaskotało i już widzę, jak ustawia się w jednym szeregu do portretu z uczestnikami konferencji teherańskiej, jałtańskiej i poczdamskiej, które ustanowiły nowy porządek świata u schyłku 2 wojny światowej. Ot, taki portrecik trzech wielkich prezydentów: Roosvelta, Trumana i Trumpa wiszący na biurkiem w Oval Office w Białym Domu …).

Wstępne rysy tego nowego ‘traktatu pokojowego’ między Rosją a Ukrainą przesuwałyby granice obecne na zachód o paręset kilometrów. Naturalnie Lugańsk i Donieck, oczywiście cały Krym, pewnie i Cherson. Czy Odessa by była uratowana dla Ukrainy? Nie wiem. Zależy czy Putin by się zgodził. Bo wtedy byłby to już dyktat i Żeleński zbyt wiele by do powiedzenia nie miał.

Gdyby we Francji stała się tragedia i faszyści by doszli do władzy skomplikuje to sprawy jeszcze bardziej. A wielki zwolennik Putina, pan Orban, pomarzy znowu o Zakarpaciu. Pokonana i bardzo okrojona Ukraina mogłaby być zmuszona do obudzenia starych majaków historycznych. Brzmi to jak z powieści fantastycznej ale nie jest kompletnie poza realnością polityczną. Np. Ukraina w granicach piłsudsko-petlurowkich? Naturalnie bez Podola, Zaleszczyk i Pokucia dla Polski. Ale korytarz lwowski? Nie by jakikolwiek realny apetyt w Polsce na to istniał. Ale nie jest nierealne, że to lwowiacy ukraińscy i te resztki etnicznych Polaków zwróciliby się do Polski z taką prośbą. Bo tego typu Ukraina musiałaby być siłą rzeczy po wielkiej przegranej w wojnie z Putinem, zdewastowana ekonomicznie, socjalnie, finansowo, być może i kulturowo. No i taka Ukraina musiałaby się zgodzić na wycofanie z planów członkostwa w NATO i Unii Europejskiej.  To by zmieniało wszystko.  Pomijając już zupełnie prawdziwe historyczne związki państwa polskiego z całymi tzw. Grodami Czerwieńskimi. Lwów był częścią tego państwa prawie od zarania. Jeżeli nie ma znaczenia to żadnego dzisiaj, to dlaczego zachowaliśmy ziemie rzeszowskie?  Lwowszyzna nie ma też nic wspólnego z Rzeczpospolitą Obojga Narodów (jak Litwa, Wileńszczyzna, Polesie). Tu mówimy o czasach piastowskich i Królestwie Polskim. O wczesnych wiekach naszej państwowości.

Polska nie może i pewny jestem, że nie chce tego typu rozwiązań nawet sugerować. Natomiast nie jest niczym niewłaściwym w niektórych kręgach (raczej oddalonych od jakiejkolwiek władzy politycznej w Polsce) akademicko-socjalnych zastanawiać się nad takimi teoretycznymi rozwiązaniami i czy byłyby dla Polski i dla ludności ukraińskiej korzystne w reakcji na najgorsze rozwiązanie obecnego konfliktu w Ukrainie. Tzw. porządek jałtański nie może być kulą u nogi bezpieczeństwa europejskiego, być może światowego. De facto został i tak pogrzebany rozkładem Jugosławii i powstaniem na olbrzymich przestrzeniach bałkańskich państw, jakie w porządku jałtańskim nie istniały. O casusie Kosowa nawet nie wspomnę. Zresztą cały ten porządek legł z gruzami Muru Berlińskiego.

Ta wtyczka o ‘korytarzu lwowskim’ to zresztą tylko wtrącenie pobocznej uwagi, bo bardzo by mi było żal, jako Polakowi i potomkowi kresowiaków, upadku tej bardzo starej dzielnicy wyjątkowo w kulturze i nauce polskiej zasłużonej.

Wracając na moment do samej Hameryki : szczerze uważam, że Biden jest za stary i z widocznym osłabieniem fizycznym i intelektualnym, by kandydować w następnych wyborach. Winien ustąpić sam z kandydowania i zrobić to bardzo szybko by dać szansę Demokratom na znalezienie najlepszego kandydata- kandydatki do stanięcia w nieuniknione szranki z Trumpem. Republikanie jako stara, dumna partia nie istnieją.  Ci co są w Kongresie, to po prostu posługacze Trumpa. Łącznie z tymi, którzy w tym Kongresie byli na lata zanim ktokolwiek o Trumpie, jako polityku usłyszał. Jest dla mnie niezrozumiałe jak mogli tak nisko upaść – ale upadli i już się nie podniosą przed tymi wyborami.

Niektórzy znani komentatorzy amerykańscy i kanadyjscy wysuwali tezę, że oglądalność tej debaty nie była aż tak wysoka, że Biden tylko ten jeden raz zrobił tą ‘gafę’ , Żałosne aby poważny komentator coś takiego mówił. Tym mówieniem na ten temat ad nausea – spowodowali, że wszyscy przez kilka dni na wszystkich kanałach oglądali właśnie ten tylko jeden fatalny fragment wystąpienia Bidena. I teraz wszyscy ten tylko właśnie fragment widzieli w USA.

Uwaga jeszcze jedna – USA mają tradycyjne bloki stanów, które są albo bardzo pro-demokratyczne, albo bardzo pro-republikańskie. W sytuacjach wyrównanych szans obu kandydatów(tek) decydują nie te bloki, a mała grupa tzw. swing States – stanów, które nie są ani zdecydowanie demokratyczne ani zdecydowanie republikańskie. Taki języczek u wagi. I to w tych stanach właśnie Biden stracił po tej debacie najwięcej.

I powiedziawszy prawdę, gdyby miało dojść do bezpośredniej wojny Polski, a więc i Europy, z Rosją – wolałbym, aby Naczelnym Wodzem wojsk amerykańskich nie był Biden. On już się na to nie nadaje. I nie ma w tym wstydu. To wieloletni i bardzo mądry polityk amerykański. Ale już nie Wódz Naczelny. Naturalnie, że w chwili obecnej jego alternatywa jest jeszcze gorsza: podejmowanie decyzji bardzo szybko, ale bez zaplecza wiedzy i mądrości polityki wojskowej i dyplomatycznej. I to sam Biden winien docenić i dać szansę wygrania wyborów przez innego znanego i cenionego polityka. Błędem było też oświadczenie Prezydenta, że spotka się z rodziną, a zwłaszcza swoją żoną i spyta ich o radę, jak winien postąpić. Pierwsza Dama, pani Biden, to urocza i bardzo mądra osoba. Ale tytuł Pierwszej Damy nie jest tytułem konstytucyjnym a zwrotem grzecznościowym. Wolałbym, aby Pierwsza Dama nie była w sytuacji, w której tego typu radę winna udzielać (choć były i wielka Eleanora Roosvelt i mniej wielka ale bardzo skuteczna – niestety – pani Reagan). Po radę Prezydent winien się udać do swojego Gabinetu, może nawet Służb amerykańskich, do grupy zaufanych i szanowanych polityków partii Demokratycznej. 

Wybory amerykańskie będą już w listopadzie tego roku. Czasu jest bardzo mało. Prezydent Biden winien jasno określić swoje stanowisko bardzo szybko. Gdyby zdecydował stanąć w kolejne szranki wyborcze, czy ma szansę wygrać? Oczywiście, że ma. W polityce nie istnieje pojęcie niemożliwości. Jak realna jest ta szansa? Mało.

Jeśli Trump wygra należy się spodziewać ostrej krytyki kanadyjskiego Justina Trudeau i wyraźnego poparcia dla szefa konserwatystów kanadyjskich, Pierra Poillievre. Trumpisty i populisty extraordinaire. Wybory kanadyjskie dopiero za dwa lata. Ale obecne sondaże wykazują na dziś wielką przewagę Poillievre. Czy Trudeau zmobilizuje siły na poparcie dla siebie? Mam nadzieję, bo czekałyby nas w Kanadzie trudne czasy. Odstąpienie od wszystkich prawie istotnych programów progresywnych, nowoczesnych, socjalnych. Być może jest szansa na kolejne rządy mniejszościowe.

W Polsce zwycięstwo Trumpa wzmocniłoby pozycję PiS. Nie w jakiś spektakularny sposób – ale by wzmocniło. Zważywszy, że to partia mająca i tak najwięcej posłów w Sejmie, a rząd Tuska to bardzo szeroka koalicja wielu partii o bardzo szerokim (a więc i oddalonym od siebie ideologicznie) wachlarzu poglądów – nie jest to koalicją wyjątkowo silna i trwałą. Najsłabszym jej ogniwem wydaje się być PSL, ludowcy. Najsłabszym, bo najbardziej konserwatywnym. Nawet chyba bardziej niż PiS. Spektakularny jest upadek w Polsce partii socjalistycznych, całej lewicy. A przecież polski socjalizm to kolebka polskiego ruchu wyzwoleńczego w latach przed i w trakcie I wojny światowej. To nikt inny tylko Piłsudski, jako towarzysz Wiktor składał czcionki „Robotnika” w tajnej drukarni, to on prowadził akcje napadów na ośrodki rosyjskie w ramach Organizacji Bojowej PPS. Nie potrafię tego zrozumieć. Jedyne autentyczne resztki tego ruchu obecnie to partia ‘Razem’ Zandberga. Głośne założenie ‘Wiosny’ Biedronia okazało się niewypałem. Nowa Lewica, której twarzą są ciepłe kluski zabawnego ‘wujcia” Włodzimierza Czarzastego w roli v-ce Marszałka Sejmu – to smutny żart polityczny.

Kończą kilka uwag bardzo ważnych, mimo, że z tematem zasadniczym prawie nie związanym. O prawach człowieka. Tak jak żartem politycznym i de facto obrażaniem milionów kobiet i milionów osób LGBTQ+ jest debata na temat aborcji i na temat związków partnerskich i praw rodzicielskich w tych związkach. Ja, jako osoba LGBTQ+ (ale już poza wiekiem w którym rodzicielstwo i nowy związek formalny by mnie interesowały) powiedziałbym czcigodnym politykom i panu Tuskowi, słynnym zwrotem Aliny Janowskiej w popularnym skeczu z lekarką: pocałujcie się w d… . I tam mam i wasze związki i wasze obrzydliwe dyskusje na temat praw rodzicielskich małżeństw jednopłciowych. A tym osobom LBTQ+ mówię – olejcie to i wyjeżdżajcie do innego kraju w Europie by zawierać normalne małżeństwa i być rodzicami normalnymi. To wszystko, co rząd Tuska obiecuje dla tych raczej na pewno kilku milionów a nie kilkuset tysięcy Polek i Polaków to o epokę za późno i za mało. To po prostu żałosne. Praw człowieka się nie dawkuje w kroplówce. Wszystkie zwierzęta są równe – Orwell nie pisał „Folwarku zwierzęcego’, jako żartu, ale jako przestrogę.       

Brunatny nie jest biały ani czerwony ani niebieski.

Populizm ostatniej dekady to zdaniem moim nic innego niż puder i makijaż nałożony na straszna gębę faszyzmu. Na całym świecie. Jako, że faszyzm kojarzy się ciągle jeszcze z hitleryzmem, z obozami śmierci i obozami koncentracyjnymi, z Oświęcimiem, Majdankiem i Dachau – to lepiej nazwać tą wykrzywioną nienawiścią gębę ‘populizmem’. Mało sympatyczne słowo, ale nie gorszące aż tak. Zwłaszcza, gdy postawimy je jako antidotum wobec elitaryzmu, czyli tych światowych bankierów i gabinetowych polityków pociągających sznureczki kukiełek w starej grze wędrującej grupy sztukmistrzów i błaznów wyśmiewających naiwną gawiedź oglądającą te przedstawienie. Czyli jak rządzić by rządzący myśleli, że to dla ich dobra i że to oni są kukmistrzami, a nie kukiełkami.

Otóż współczesny ‘populista’ to nowa twarz i faszysty, i dyktatora, i polityka ohydnego pod każdym względem. Bardzo niebezpiecznego.

Wczoraj rozmawiałem z młodym człowiekiem niedawno osiadłym w Kanadzie. Emigrantem z Indii, Hindusem etnicznym. W rozmowie brała udział też znajoma Kanadyjka pochodzenia chińskiego, mieszkająca tu już od dwóch lub trzech dziesięcioleci.

Chińska Kanadyjka była oburzona, jak jej znajomy Hindus narzekał na Kanadę, jej strasznie wysokie ceny kupna lub wynajmu mieszkania w kontraście do zarobków nowych emigrantów. Narzekając na kanadyjskiego premiera Justina Trudeau, który był w jego opinii elitarnym i zadufanym w sobie politykiem nie rozumiejącym przeciętnego człowieka – wychwalał premiera Indii, niejakiego pana Modi. Spytała się jego ostro: skoro tam jest tak dobrze, a tu tak źle, to po co tu przyjechałeś i czemu nie wracasz? Ja też przyjechałam z Azji, z Chin. I zostałam na stałe, bo to o niebo lepszy kraj. Tam za narzekanie na prezydenta Chin znalazłabym się w więzieniu lub była pobita przez policję. Tu za narzekanie na premiera Kanady nic mi nie grozi. Narzekanie na rząd w wolnych krajach to raczej rodzaj sportu, spędzania wolnego czasu.

Byłem z niej dumny. Sam jako uchodźca przybyłem tu wiele dekad temu. Kraj przyjazny, zdecydowanie wolny. Żyłem i mieszkałem pod każdym prowincjonalnym i federalnym rządem: lewicowym, prawicowym i po środku. Wszystkie były demokratyczne i praworządne. Niektóre lubiłem, inne mniej. Zawsze, co kilka lat ja i moi współobywatele mogliśmy je zmienić. Lub nie, bo byliśmy akurat w mniejszości. Nikt nas za to nie pobił, nie zamknął w więzieniu, nikt nie szykanował.

Tak, dekady temu czasy były lepsze. Ceny nieporównywalne, zwłaszcza ceny mieszkań i na kupno i na wynajem. Ale czasy były lepsze w całym tzw. wolnym świecie. Bez porównywalnie. Lata pandemii covidowskiej zmieniły z dnia na dzień wszystko. Klasa korporacyjna przejęła w dużym stopniu komercyjną kontrolę nad społeczeństwem. Chciwość stała się poniekąd orderem dumy ekonomicznych możnowładców.

Spytałem więc tego znajomego Hindusa: a co myślisz o premierze Modi w Indiach? Odpowiedział, że jest wspaniały, że bardzo dba o Hindusów i Indie.

Kontynuowałem pytania: ty jesteś etnicznym Hindusem, prawda i wyznania hinduskiego? Ponownie – odpowiedź twierdząca.  Borowałem więc głębiej: znasz Indie bez porównywalnie lepiej niż ja, więc wiesz, że w tym olbrzymim kraju jest wiele grup etnicznych, wiele religii – czy wszyscy mają równe prawa z największą grupą hinduską?  Moment (ale bardzo krótki) jeden zastanowienia i odpowiedź: ci którzy pamiętają, że żyją w hinduskich Indiach i szanują premiera, którego wybraliśmy – tak.

Otóż i idealny, prawie bukoliczny obraz ‘demokracji ‘z łaski większości’. Jeśli dziedzicowi się pokłonisz, dziesięcinę odrobisz, to kijów na plecy nie dostaniesz.

A był to jednocześnie moment, kiedy służby kanadyjskie wydały jednoznaczną opinię, że rząd indyjski dokonał dwóch śmiertelnych zamachów w Kanadzie na kanadyjskich Hindusach islamskiego wyznania postulujących niepodległość lub autonomię Kaszmiru – od lat kości niezgody między Pakistanem i Indiami.

Zbędnym jest chyba przypomnienie tragicznych lat, gdy po ogłoszeniu niepodległości Indii kraj objęła pożoga bratobójczej wojny kierowanej właśnie przez wyznawców hinduizmu przeciw Hindusom wyznania mahometańskiego. Sąsiad mordował sąsiada, kuzyn wypędzał kuzyna. Tak powstał Pakistan i Bangladesz i współczesne Indie: w morzu bratobójczej krwi.

Dziś ten sentyment podgrzewa na nowo premier Modi – zbudzony z odmętów przeszłości populista, hinduski faszysta.

Bo czymże zaprawdę jest ten ‘populizm’? Brzmi niewinnie, prawda? Podobne do od ‘popularność’. A cóż złego być popularnym? Oczywiście właściwe pochodzenie lingwistyczne jest z łaciny i oznacza generalnie: ogólne, wszystkich, ludu.

Ale czyż nie był populistą ostatecznie sam Hitler?  Polityczny kombinator wyrosły na fali rewanżyzmu za poniżenie wersalskie?  Salazar był populistą, kimże innym niż popularnym trybunem ludowym był niejaki Il Duce – Benito Mussolini? Czyż ultrakatolicka Hiszpania nie kochała popularnego obrońcy wiary, Generalissimusa Franco? 

Po zwycięstwie faszystowskich ugrupowań we Francji w ostatnich wyborach europejskich, Prezydent Republiki Emmanuel Macron podjął wyzwanie rzucone mu przez francuską faszystkę Le Pen i jej sprzymierzeńca Jordana Bardella i zarządził nowe wybory parlamentarne w czerwcu. Nie musiał. Ale Macron jest demokratą. Nie będzie trzymał się władzy tylko dlatego, że może. To nie Andrzej Duda – to człowiek honoru i dumy. Jeśli Macron i jego koalicja wybory przegra, czy Francja, podobnie jak w 1941, przeniesie swój rząd do Vichy? Mam nadzieję, że jeśli wygra Le Pen i Bardellla nie zhańbią Paryża i przeniosą.

Fala europejskiego faszyzmu wraca do wielu krajów, w których kwitła w latach 30.  Francuscy populiści krzyczeli: nie będziemy umierać za Gdańsk! Dziś krzyczą: nie będziemy umierać za Ukrainę! Czym różni się premier Słowacji Fico dzisiaj, of premiera Słowacji księdza Tiso w latach 40. ubiegłego wieku? Różnice pewnie podobne do tych, jakie są między premierem Węgier Orbanem w 2024 a regentem Węgier w 1939 admirałem Horthy. Horthy ogłosił się regentem króla Karola … ale biednego Karola nigdy po koronacji do Budapesztu nie wpuścił, samemu zostawiając sobie nieograniczoną władzę królewską, a króla zmuszając na banicję i wczesną śmierć na Maderze.

Przypominane w dłuższym wstępie nazwiska i postacie współczesne i historyczne różnią się między sobą metodami rządów (a nawet i celami dalekosiężnymi) i środkami, samym charakterem, osobowością tych przywódców. Ale łączy je kilka cech bardzo zasadniczych: 1) głód nieograniczonej władzy, 2) generalna niechęć do klasycznej demokracji opartej na wolnym wyborze; 3) niechęć do wszelkich mniejszości: etnicznych, socjalnych, religijnych, które są zawsze podejrzewane o hołdowanie obcej tradycji, a przez to ponętne na sprzyjanie opcji przeciwnej populistom (wewnętrznie i zewnętrznie). 4) Nie zawsze wyraźnym i praktycznym jest też marzenie o powiększaniu własnej ‘przestrzeni życiowej’, tegoż wyraźnie określonego przez Hitlera lebensraum. Ale zawsze podkreślanym jest element bronienia ‘za każdą cenę’ lebensraum istniejącego – ten element jest sprytnie połączony jako nierozłączna część patriotyzmu (‘nie oddamy piędzi ziemi naszej’). Więc bardzo dobrze jest tworzyć nawet wyimaginowanego wroga-najeźdźcę.

W tym znaczeniu faszystowskiego populizmu, populistą był batiuszka Stalin. Rewolucja społeczna i komunizm/radykalny socjalizm były tylko wygodnym narzędziem, pojazdem do osiągnięcia marzeń terytorialnych. Nikt przy zdrowych zmysłach nie może przypuszczać, że Stalin pozwoliłby lokalnym komunistom niemieckim czy francuskim na samodzielne i niezależne rządzenie Francją czy Niemcami. Zresztą okres 1945-1990 wykazał w praktyce, jak ta niezależność i samodzielność wyglądała w państwach RWPG i Układu Warszawskiego.

Aby nie było cienia wątpliwości dwie zasadnicze końcowe refleksje:

  1. Polska – celebrowano fakt, że wyborach europejskich Polska wyraźnie stanęła w poprzek populistycznych zwycięstw tradycyjnych bastionów demokracji w Europie. Ale patrzono na to jedynie z perspektywy zwycięstwa PO i KO nad PiSem. Politycznie wygodne kłamstwo. Czemu kłamstwo? Dlatego, że poza PiSem i jego przybudówkami politycznymi (ziobryści, itd.) była jeszcze naturalnie jedna, bardzo poważna siła polityczna. Siła, która nie była koalicjantem PiS. Ale nie była bastionem tradycji zachodniej tradycji demokratycznej. Mówię o Konfederacji. Konfederacja zyskała w Polsce dużo więcej głosów niż i cała Lewica, ludowcy i Trzecia Droga. Z mojego punktu widzenia i rozważań na temat czym jest populizm – Konfederacja w tym zakamuflowanym faszystowskim populizmie mieści się idealnie. Gdy połączę więc procentowe wyniki wyborów w Polsce, to jasno się okazuje, że połączone na tej zasadzie wyniki wyborcze PiS i Konfederacji masowo pokonały cały blok demokratyczny. I to jest zatrważające. I odrażające.
  2. Jednego państwa nie wymieniłem. A pominąć milczeniem nie można. Izrael. Nie interesują mnie jakiekolwiek wyjaśniania i tłumaczenia na płaszczyźnie religijnej. Kto, skąd i dlaczego jest Żydem, kto jest tylko (lub aż) żydem? Kompletnie mnie te legendy religijne nie interesują. Interesuje mnie Żyd etniczny, który jest większością etniczną w tym państwie i który od samego początku tego państwa nim rządzi. Więc te państwo jest (wyjątkowo ostro i jaskrawo w ostatnich miesiącach ludobójczej wojny przeciw Palestyńczykom) na wskroś państwem populistycznym. Pod obecnymi rządami Netanjahu na wskroś faszystowskim.   

Świadectwa i oceny polskich polityków. cz.2

Więc przyszedł ten rok 2015. Rok, który rozpoczął chyba najgorszą w Polsce epokę od czasów powstania republiki w 1918. Włączając w to czasy bozów partyjnych lat PRL-u i polityków sanacyjnych po 1935[i] w II RP.

Rok 2015 to autentyczny czas powrotu do ‘świetnej’ przeszłości Najjaśniejszej Rzplitej – czasów rozdawnictwa, przekupstwa przywilejów, tytułów dworskich i publicznych, szastania stale kurczącymi się dobrami tzw. królewszczyzny (tj. dóbr, ziem i lasów należących do Korony, czyli do państwa). Tego wszystkiego, co do upadku tej wielkiej Rzeczypospolitej się przyczyniło najbardziej:  okradanie Skarbu państwa, kupowania i sprzedawania Urzędów koronnych, wojewódzkich, powiatowych. W czasach obecnych te tzw. dobra koronne zamieniły się w zakłady przemysłowe, spółki handlowe, spółki holdingowe i akcyjne w których Skarb państwa miał swoje udziały.

Nie można będzie pominąć w tym wszystkim Kościoła polskiego, jego latyfundiów i silnych związków polityczno-materialnych z władzą rządową.  Hierarchia kościelna stała się siłą polityczną na skale nieporównywalną. Nawet w stosunku do bardzo silnej pozycji hierarchów w okresie sanacyjnym (kardynałowie Aleksander Kakowski, który zachował tytuł Prymasa … Królestwa (sic!) Polskiego, mimo, że ani Królestwa carskiego już nie było ani takiej funkcji; I August Hlond, właściwy Prymas Polski; oraz arcybiskup Krakowa kardynał Adam Sapieha ) – wpływy Hierarchii katolickiej a nawet zwykłych proboszczów parafialnych po 2015 były nieporównywalnie większe. Każda sikawka strażacka  w każdym Zadupiu z pięcioma stodołami i dwoma pijanymi strażakami-ochotnikami miała własnego kapelana. Którego naturalnie utrzymywał na pensji lokalny Urząd Gminny lub bezpośrednio (pijany oczywiście) sołtys. Im wyżej i w im większych miastach – tym apanaże wyższe. Szczytem chyba tej góry lodowej było dwóch profesjonalnych dojarzy Skarbu państwa: biskup polowy, ks. generał Głódź i kaznodzieja (do dupy, jako kaznodzieja, bo był zwykłym ordynarnym partyjnym naganiaczem z ambony) toruński ojciec Tadeusz Rydzyk.  Tych dwóch wydoiło chyba więcej niż cały Episkopat polski. To nie był barok – to było rozszalałe rokoko. Ale nie będę tu Kościoła rozliczał. Kościół i księża nocą nie wkradali się do Banku Narodowego i nie włamywali się do sejfów.  Nie – te pieniądze im dawało Państwo rękoma pisowskich magnatów. Nie rozumieli idioci z PiS i z Kościoła, że wyrządzali sobie niedźwiedzia przysługę. Nigdy Kościół Polski (chyba od czasów trwających blisko 200 lat wojen chrześcijańsko-pogańskich w latach pierwszych Piastów) tak nie opustoszał w ławach kościelnych i faktycznym uczestnictwie w kościelnych obrządkach, jak w tym czasie po 2015. Gdyby nie fakt, że tzw. formalne odejście z Kościoła jest tak strasznie skomplikowane – to Kościół katolicki być może zmalałby do rozmiarów niewiele większych od kościołów protestanckich w Polsce (które nota bene w tym samym okresie nie utraciły takich rzesz wyznawców, bo w tej  procedurze grabienia mienia państwowego udziału nie brały).  

Jak więc kwalifikować te rządy wóca Jarosława Kaczyńskiego i jego premierów, ministrów, bankierów?  Tych Szydeł, Morawieckich, Ziobrów, Radziwiłłów, Gowinów (nie, nie wybaczam mu, bo brał w tym udział bardzo świadomy i bez najmniejszej wątpliwości godnym mecenasem kultury i sztuki polskiej i jej twórców absolutnie nie był, a przy okazji udało mu się dla dalekich kuzynów załatwić głośny przekręt z wawelską ‘Damą z Łasiczką’, za którą państwowa Kasa wydała 108 milionów euro[ii]); Macierewiczów od fruwających brzóz i reszty tych oszołomów, którzy, jak się okazało, byli kuci na cztery kopyta szatańskie.

Więc ta moja kategoryzacja od ‘a’ aż do ‘e’ – aż pięć stopni do wyboru na świadectwo.

Wszystkim – bez wyjątku, bo nikt na taki nie zasłużył – dwa te same stopnie:

  • B – dranie i złodzieje, którzy patrzą za lekkim chlebem i synekurkami za pieniądze podatników;
  • C – ideolodzy, najgorsi z najgorszych. I najwredniejsi, bo jak taki facet czy facetka z misją, to mowy nie ma o jakiejkolwiek dyskusji. O tzw. consensusie, dogadaniu się.

Nie może być mowy o taryfie ulgowej. Nie ma usprawiedliwienia, że idiota nieświadom, co czyni. Wiem, że dla poprawienia własnego samopoczucia moglibyśmy upierać się przy popularnych opisach: Kaczyński to ‘stary, schorowany dziad, który nie potrafi własnych spodni zapiąć, w poplamionej marynarce, niechluj zaczadzony niewiedzą i nieznajomością świata’; że Macierewicz to po prostu ‘wariat i koniec, powinien nosić kaftan bezpieczeństwa, dostał zupełnego pomieszania zmysłów i z praktycznego punktu widzenia nadawał się jedynie do podrzucania Wodzowi od czasu do czasu jakiś młodych Misiewiczów… .

Ale to opisy fałszywe i mijające się z prawdą. Taka uproszczona propaganda strony demokratycznej (bo demokracja też korzysta z propagandy). Byliśmy – jako społeczeństwo – trochę wówczas podobni do starego, głuchego spowiednika w konfesjonale, który nie słyszał co mówi spowiadający się i dawał wszystkim te same rozgrzeszenia: zmów synu/córko trzy Zdrowaśki i dwa Pater Noster a będzie ci darowane. I dla chłopaka, który ukradł dwa cukierki w sklepie i dla bandziora, który pobił własną babcię, bo mu nie chciała dać całej swojej renty. Tak było nam łatwiej – bo wstyd się było cholera przyznać, że jako naród tych ludzi my wybraliśmy. Bo wybraliśmy. Wygrali wybory – bez sowieckiego nagana i hitlerowskiego lugera.

Ale

Ale. Zawsze jakieś ‘ale’ się gdzieś, kiedyś znajdzie. Ot, taki drobny człowieczek. Niepozorny i niegłośny. Sędzia. I to nawet nie sędzia ‘dobrej zmiany’ PiSu w ich walce z Krajową Radą Sądowniczą. Jeszcze z czasów przedpisowskich, normalnych. Nie jakiś wybitny. Raczej dość przeciętny, może nawet mniej niż przeciętny, bo kariery jako sędzia wieloletni zrobić nie mógł. I nagle, bez hałasu i bez jakiejś nagonki czy kampanii publicznej, sędzia postanowił wyjechać … do Mińska. Nie, nie Mińska Mazowieckiego – do Mińska białoruskiego.  I nie w jakiejś delegacji sędziowskiej, by sprawdzić warunki prześladowanych tam Polaków. Nie. No, może nie wyjechał. Uciekł, przez ‘zieloną granicę’. Jako uchodźca polityczny. Mimo, że nikt jeszcze go nie ścigał. Niejaki pan Tomasz. Tomasz Szmydt. Nie Smith, nie Schmitt. Po prostu Szmydt[iii].


I ten pan właśnie uciekając do Białorusi wszystko zmienił w ciągu kilku ledwie dni. Nagle ze zwykłych złodziejaszków (owszem, na okazałe bardzo sumy, często więcej od sześciu zer na końcu), oszustów i malwersantów – zostaliście wszyscy – zdrajcami. Tak, najgorszym z najgorszych.  Gorszymi od padalców. Zostaliście współczesnymi folksdojczami. Najbardziej i najzwyczajniej donosiliście Rosji za judaszowe pieniądze. Wszyscy, cała ta zgraja pisowska. Ci z tymi rodowodami solidarnościowymi, ci z przeszłością PZPR,  z KORem i ROPCiO za plecami. Boście w tych ruchach nie pracowali dla wolniejszej Polski. Pracowaliście w nich by je od wewnątrz rozpracować. Zwykli, ordynarni zdrajcy wobec najpotężniejszego wroga własnego kraju. Całe to wasze PiS to jedna wielka wylęgarnia szpiegów rosyjskich i wrogów polskiego państwa. Dzięki sprawnie jednak dalej pracującymi służbami wywiadowczymi, agencjami bezpieczeństwa wewnętrznego, ujawniono wasze zbrodnie. I bardzo wdzięczny jestem, że premier Donald Tusk podjął decyzję przekazaniu tej wiedzy dla społeczeństwa. Że nie zamknięto tych ściśle tajnych raportów w sejfie. Że je uwolniono od klauzuli milczenia. Przy takim rozmiarze zbrodni i przy wojnie u granic Polski ta wiedza musiała zostać społeczeństwu przekazana.

Tak to w łeb wzięła moja skala ocen. Tych pięć stopni od ‘A’ do ‘E’. Tych zwłaszcza dwóch najgorszych: dla złodziei i malwersantów i dla ideologów groźnych.  Sądziłem, że najgorszych. A byłem w błędzie.  Zabrakło w tej skali jednej jeszcze oceny, poniżej oceny niedostatecznej.  Oceny ‘Z’. ‘Z’ dla zdrajcy kraju. Oceny na jaką ciężko (ale i suto) zapracowaliście. Wy – główni politycy i twórcy całego PiSu. Nie, nie szeregowi członkowie, których też oszukaliście, bo do głowy im nie przyszło, że coś takiego jest możliwe. Okazało się, że jest. Że jesteście zdrajcami.  Mam nadzieję, że teraz służby nie tajne a jawne wymiaru sprawiedliwości podejmą niezbędne działania, których efektem będzie wokanda sądowa, procesy i wyroki. Wycięcie tego raka jest jedyną możliwą terapią.

Informacje z ostatniej chwili: wbrew wcześniejszym oświadczeniom i rządu i prasy były sędzia Szmydt (były, gdyż Najwyższy Sąd Administracyjny cofnął mu uprawnienia sędziowskie) nie uciekł przez ‘zieloną granicę’ jako uchodźca, a oficjalnie przeszedł konrolę graniczną w Terespolu – jedyne otwarte i czynne przejście graniczne dla ruchu turystycznego (sic!). Był sprawdzony przez Służbę Graniczną i bez problemu przez tą służbę przepuszczony. Nie była to zresztą jego pierwsza wizyta w Białorusi.

W ubiegłym roku tą granicę w ten sam sposób przeszło 3 miliony ludzi, głównie Białorusinów. W tym roku (dopiero maj) już ponad 700 tysięcy ‘turystów’[IV]. Jakby żadnej wojny na Ukrainie nie było. Jakby Białoruś nie była częścią tej wojny, choćby w formie hybrydowej. Dla przypomnienia – Białoruś jest po stronie rosyjskiej w tej wojnie, co dodaję na wszelki wypadek, bo normalny człowiek po tych informacjach mógłby pomyśleć, że jest po stronie ukraińskiej. Coś nie tak albo z wiedzą albo ze zdrowym rozsądkiem władz polskich i kompletny jednak błamaż jesli chodzi o polskie służby wywiadowcze. Rozumiem, że było tak za czasów PiS, ale teraz?!

Nie zmienia to w niczym kwalifikacji moralnej i obywatelskiej pana Szmydta – pozostaje zdrajcą i szpiegiem na rzecz Rosji. Ale bardzo zmienia opinię o sprawczości i prężności państwa polskiego i jego władz. Donald Tusk zmalał w moich oczach o kilka dobrych centymetrów. Bo jednak on jest szefem rządu – nie Dud.-ek, nie jakikolwiek minister ale ten, który ich dobiera i udziela ministerialnych plenipotencji.


[i]  w 1935 roku zmarł Marszałek Józef Piłsudski i rozpoczął się okres tzw. ‘rządów pułkowników’, nazywany też okresem sanacji. Mało chwalebny okres w bardzo trudnym dla państwa czasie.

[ii] https://www.newsweek.pl/polska/polityka/dama-z-gronostajem-ile-polski-rzad-zaplacil-fundacji-czartoryskich/rbgdcd6

[iii] https://www.rmf24.pl/regiony/warszawa/news-tomasz-szmydt-ktory-uciekl-na-bialorus-nie-jest-juz-sedzia,nId,7500597#crp_state=1

[IV] https://www.rp.pl/przestepczosc/art40333621-sedzia-poza-kontrola-sluzb-jak-tomasz-szmydt-wyjechal-z-polskihttps://www.rp.pl/przestepczosc/art40333621-sedzia-poza-kontrola-sluzb-jak-tomasz-szmydt-wyjechal-z-polski

Kategoryzacja lub oceny na Świadectwach Niedojrzałości polityków – cz. 1

A koła się kręcą. Koła czasu naturalnie i koła dziejów. Świata – nie tych niezliczonych a zagubionych w niekończących się galaktykach, a tego tu – gdzieś w maleńkim rogu małego układu słonecznego z jedną niebieską planetą – Ziemią.

W głowie od tego bezustannego kręcenia kręci się też. Jak dzieciakowi rozpędzonemu po raz pierwszy na jakiejś karuzeli w objazdowym Wesołym Miasteczku.

Więc takie bardziej mi znane i bliskie wioski tej niebieskiej planety: Kanada, Polska, Unia Europejska i nie znany mi bezpośrednio, fizycznie, ale odkąd pamiętam zajmujący mnie róg na krzyżujących się szlakach Europy, Azji i Afryki – Bliski Wschód. Czemu jest ‘bliski’ i dla kogo nie mam pojęcia.  Ale, jak znany filozof sprzed wielu tysięcy lat powiedział: kak zwał tak zwał i wsio. No i jeszcze Hamerykę muszę tu wymienić. Nie wiem czy bliską mi (ma kilka małych kawałków urbanistycznych, które bardzo mile wspominam), ale potężną sąsiadkę przez miedzę od ponad czterdziestu lat.

Nie wiem skąd i kiedy tak wydoroślała i taka ważna się stała, no ale się stała. Teraz mieszkam od ponad sześciu laty w Halifaksie w Nowej Szkocji. A żadnych panie tam ‘ stanów zjednoczonych’ by nie było, gdyby nie ten Halifaks, te centrum polityczne i militarne Imperium Brytyjskiego.  Nie gdzieś tam w Waszyngtonach czy Losandżelesach ani nawet w Njujorkach. Tu, w twierdzy Halifaksu i cieniu jego potężnych dział kształtował się świat tego całego kontynentu. I w dyskusjach między trzema potęgami całego Nowego Świata – Anglią, Francją i Hiszpanią – dokonano podziału sfer wpływów i wstępnych granic. Tu, a potem jeszcze w Nootce, po drugiej stronie tego Nowego Świata – u wybrzeży Kolumbii Brytyjskiej, gdzie Hiszpanie machnęli ręką na te olbrzymie, najbardziej na zachód wysunięte tereny i oddali je Anglikom. Koło Nootki też mieszkałem, wiele lat dłużej niż w Halifaksie. Czy palce maczałem w tych wielkich przemianach? Jak wielu dziś polityków i włodarzy PiSu w Polsce zasłonię się prawem odmówienia składania zeznań, które może by mnie inkryminowały. Jak wspominany już filozof powiedział : na wszelakij słuczaj lub inny równie ważny dziejopis, który przez kilka tysięcy lat pisał w broszurce zwanej Stary Testament: strzeżonego pan bóg szczerze. Zawsze miałem ochotę spytać się Jakuba ile było tych szczebli w tej drabinie, czy była składana czy mechaniczna (jak te na specjalnych wozach strażackich) – bo przecież do nieba strasznie daleko więc musiałaby być dłuuuuga. Jak ten chłopak ją targał na plecach – nie mam pojęcia.  Inni mędrcy –dziejopisi podają, że drabina się Jakubowi śniła i wszystko w tym śnie się zdarzyło. Pewnie po antałku jakiegoś wina. Gdyby tak inni o moich snach mogli przez tysiąclecia pisać to ho, ho, bo co mi to się nie śniło przez te lata. Fantazji mi nie brakuje, o tym zapewniam. 

Na drabinie nie siedzę, wina (jeszcze) nie piłem więc do rzeczywistości. Tu i teraz.

Politycy to takie dziwne osoby. Albo (a) szlachetni do nienormalności, którzy politykę uznają jako służbę, a siebie jako służących obywateli, albo odwrotnie – (b) dranie i złodzieje, którzy patrzą za lekkim chlebem i synekurkami za pieniądze podatników.  Są jeszcze (c) tzw. ideolodzy, najgorsi z najgorszych. I najwredniejsi. Jak ten Jakub uważają, że mają misję. I koniec, kropka. Bo jak taki facet czy facetka z misją, to mowy nie ma o jakiejkolwiek dyskusji. O tzw. consensusie, dogadaniu się.  Nawet gdy z chwilowych interesów i potrzeby  jakiś kompromis podpisze – to przy pierwszej okazji go wyrzuci do kosza na śmieci i zrobi, co planował wcześniej. Są jeszcze (d) tacy, którzy szczerze coś dobrego chcą dla wszystkich zrobić. Nie z jakiejś misji ani powołania. Niektórzy myślą, że mają np. pewien dług wdzięczności, moralny może wobec kraju.  I tradycje polityczne środowiska i rodziny. W zasadzie tych raczej lubię najbardziej.  I wierzę im. Tych szlachetnych trudno oskarżać i podejrzewać. No bo, jak szlachetni to skąd mieliby być źli?! Trochę się ich jednak boję. Bo w tej szlachetności mogą zapomnieć o normalności i robić i mnie świętym. A ja świętym nie chce być. Są też jeszcze po prostu (e) politycy-profesjonaliści.  Tacy, którzy nie są ani świniami ani świętymi.  Po prostu wybrali to jako zawód a nie jakieś powołanie. Chcą tym zarabiać na życie, jak ktoś zarabia pisaniem, liczeniem, malowaniem domów lub obrazów. Po prawdzie to ciężki chleb i im nie zazdroszczę.  Płatny dobrze zdecydowanie, ale bardzo niewygodny. Stale pod lupą, stale w lęku, że jakieś tam ośmieszające zdjęcie, wspomnienie kogoś, lub jakieś nagranie się znajdzie. Nie z morderstwa, czy gwałtu, nawet nie ze złodziejstwa – nie, zwyczajnie z jakiegoś pijaństwa, z jakiegoś biegania na golasa po jakiejś plaży, z jakiejś afery miłosnej lub po prostu czysto seksualnej (nie daj boże z afery z innej niż publicznie oświadczona orientacja seksualna!).  Już ja tam wolę to bieganie na golasa niż te zarobki profesjonalnego polityka, LOL.  Nie muszę nikomu się z tego tłumaczyć. Moja sprawa i koniec.

I powiedziawszy prawdę, to właśnie ci ‘politycy zawodowi’ stanowią olbrzymią większość wszystkich polityków. Nie ci ‘świeci’, nie te zdecydowane ‘świnie’. Większość z tych właśnie ‘zawodowych’nawet tego pewnie nie planowała. Ale się wciągnęli.  Adrenalina? Pewnie tak. I łechtana ambicja: wybrali mnie znowu, robię coś dobrze i ludzie mnie lubią, wierzą mi, poznałem dzięki polityce tylu Wielkich Polityków, nawet niektórych monarchów, przywódców religijnych, gwiazdy kina i estrady, znanych artystów, twórców!  To musi w końcu imponować. A potem to już trudno wrócić (dla większości) do ‘normalnego życia’. Ostatecznie większość posłów i senatorów nie miała jakiejś ciekawej kariery zawodowej, jakiejś pasji do której mogą wrócić. A pisanie obszernych wspomnień i autobiografii, wykłady i katedry w znanych uniwersytetach dostępne jest dla prezydentów i premierów, bardzo rzadko nielicznych znanych ministrów.  Dla przeciętnego posła – nie. Ten przeciętny najczęściej nie ma do czego wracać. Gdyby do polityki nie wszedł pewnie by się w jakiejś firmie dorobił może i lepszej funkcji, pensji. A tak co? Wrócić jako gryzipiórek, sprzedawca w sklepie, księgowy? To już lepiej w tym parlamencie, radzie miejskiej czy powiatowej siedzieć do emerytury. Ludzkie.

Kim są znani nam politycy, w której kategorii ich umieścić? Politycy z kręgu tych obszarów i państw które z praktycznych lub emocjonalnych względów są mi znani i mają wpływ na moje codzienne życie.

Koszula ciału bliższa, więc kilka nazwisk z Kanady – mojego domu przez większość mojego życia.

  1. Justin Trudeau i w jakiej kategorii? Myślę, że najbardziej pasuje do kategorii ‘d’ (nie, nie dla tego, że do d… – gdyby tak było nie byłby premierem przez trzecią już kadencję). Jego pierwszą kadencję, a zwłaszcza zwycięską kampanię wyborczą można poetycko, ale szczerze  i chyba prawdziwie określić okresem nadziei, uśmiechu, dobrej obietnicy. Trudeau mówiący światu: we are back, Canada is back among the just and caring societies.  I starał się szczerze. Poza osiągnięciem jego ojca, Pierre’a Trudeau, który przyniósł Kanadzie pełna konstytucyjną niezależność od jakichkolwiek formalnych związków z brytyjskim Parlamentem – nikt w historii Kanady nie podjął tak olbrzymich wysiłków w tylu olbrzymich obszarach polityki, ekonomii, a przede wszystkim historii: wielkie porozumienia z narodami autochtonicznymi, wyzwanie zmian klimatycznych i szereg innych tak w kraju, jak i na arenie międzynarodowej. Widziałem w tym dużą szczerość jego intencji.  Rok był 2015, dziś jest 2024. Dziewięć lat w polityce, u steru władzy to jak wiek. Świat się zmienił w tym czasie. Trudeau też. I całe społeczeństwo. Tak Trudeau jak i społeczeństwo zmienili się na gorsze.  Wszystko zaczęło się od pandemii. Otworzyła wrota dla zalewu obrzydliwego populizmu i egoizmu społecznego. Nie tylko w Kanadzie – ale w Kanadzie było to wyjątkowo zauważalne. Pewnie dlatego, że ja w Kanadzie mieszkam tak mi się pewnie wydaje, bo obrzydliwy populizm, który jest tylko milimetry od faszyzmu zalał wielkie obszary wielu państw i kontynentów. Do tego oczywiście doszedł jeszcze ‘trumpizm’ – czyli goebelsowska metoda powtarzania każdego wygodnego kłamstwa tak długo, póki tłumy w nie uwierzą. Ostatnią refleksją po dziewięciu latach Trudeau jest … zmęczenie.  Zmęczenie samego Trudeau, w którym rzadko już można zobaczyć jego szczery entuzjazm. A co gorsze dla niego – zmęczenie całego społeczeństwa Justinem.  Dziewięć lat to naprawdę długo. Wyrosło pokolenie, które pojęcia nie ma (jaki normalny chłopak czy dziewczynka w wieku dziesięciu lat zwraca uwagę na nazwiska premierów czy ministrów?!), kto to był Harper, Dion czy Chrétien. Alternatywa w Kanadzie wobec Trudeau to Singh z NDP (New Democratic Party) – odmiana europejskiej socjaldemokracji lub Poilievre od Konserwatystów. Najlepszym wyjściem dla Liberałów Trudeau byłaby formalna koalicja z Singhiem socjaldemokratów. Dla Kanady chyba też. Ale populizm robi swoje i jeśli takiej koalicji nie będzie (w Kanadzie tradycje rządów koalicyjnych są bliskie zera) to wygra chyba Pierre Poilievre.
  2. Jagmeet Singh, lider NDP. Mam problemy z zaliczeniem go do kategorii jakiejkolwiek. Prawdziwej wizji nie pokazał (tak, jak pokazał jego poprzednik, niezapomniany Jack Layton, który należał chyba zdecydowanie do kategorii ‘a’). Myślę, że najbezpieczniej jest go zaliczyć do kategorii ‘e’.
  3. Pierre Poilievre, lider Konserwatystów. Tu nie mam najmniejszej wątpliwości. A jeśli ufać sondażom, to jestem w zdecydowanej mniejszości. Moja absolutnie pewna kwalifikacja Poilievre to kategoria ‘c’ – najniebezpieczniejsza: wredny ideolog, oszust polityczny i kłamca.

Na szczęście nie znalazłem w Kanadzie ani jednego znaczącego polityka federalnego z kategorii ‘b’ – oszustów i złodziei. Politykami prowincjonalnymi zajmować się tu dziś nie będę.

Natomiast znalazłem takiego w tej wielkiej i potężnej Hameryce czyli Stanach Zjednoczonych – Donalda Trumpa. To nie ideolog, nie demagog. Po prostu złodziej i oszust. To wszystko, wyjaśniać nie będę.

Temat USA więc:

  1. Joe Biden, Prezydent. Kategoria? Zdecydowanie i bez namysłu (jak większość polityków amerykańskich) ‘e’ – polityk profesjonalny. Pierwszy raz w Senacie znalazł się w 1972, pięćdziesiąt lat temu. Zresztą Senat USA ( w mniejszej wersji i Kongres) to dożywocie lub kara śmierci. Przeciętna wieku tam to ile? 90, 110 czy 150 lat? A pogrzeby urzędujących senatorów wydają się po prostu czymś notorycznym. Czy ma jakaś wizję? Może miał ale zapomniał, a jakby ktoś mu z notatek dawnych spisał – to by nie odczytał, bo za mały druk, a wzrok nie taki. Z wielkim żalem moja pozytywna opinia o nim (ostatecznie pokonał Trumpa i wszyscy odetchnęliśmy na jakiś czas) wyparowała w związku z postawą wobec wojny izraelskiej. Biden jest współodpowiedzialny zbrodni ludobójstwa na Palestyńczykach. Jest jedynym, który mógłby dać Netanjahu wręcz ultimatum. Jedynym, który może mieć decydujący wpływ na politykę izraelską. I świadomie tego nie robi. Nie wiem czy z bardzo silnego lobby izraelskiego w Waszyngtonie, czy z przyzwyczajenia do starej doktryny amerykańskiej, która czyniła z Izraela fort zabezpieczający Bliski Wschód przed zalewem komunizmu ZSRR?  Może trzeba by mu ktoś przypomniał, że rok jest 2024, a nie 1994. Nie ma Nasera, nie ma Husajna (są za to zgliszcza Iraku po tej idiotycznej i kompletnie zakłamanej agresji amerykańsko-brytyjskiej). Ani Egipt ani monarchie arabskie zdecydowanie o komunizmie nawet nie śnią (chyba, że w formie koszmarów). No i Syria leży w gruzach. I długo się z nich nie wygrzebie. Iran?  Iran nie ma zamiaru prowadzić otwartej wojny z Izraelem. Iran to stara Persja, po Chinach i Japonii chyba ostatnie starożytne imperium, które chce zachować swoje dziedzictwo. Ale to nie imperium XXI wieku i takich ambicji nie ma. Chce być ważnym graczem i ważnym państwem w swoim regionie, bez globalnych ambicji.  Atak odwetowy na Izrael (zapowiedziany z dokładnością godziny aby i Izrael i flota USA w tej okolicy mogli się dokładnie do tego przygotować) był jedynie publiczną manifestacją siły i oczekiwaną odpowiedzią na wcześniejszy zamach izraelski na irańską ambasadę w Damaszku.  W wyniku tego zamachu izraelskiego zginął jeden z głównych dowódców i budowniczy całych sił zbrojnych Iranu  wraz z dwoma innymi irańskimi generałami oraz inni wojskowi i dyplomaci irańscy. Było nie do pomyślenia, że Iran nie będzie wręcz zmuszony do militarnej odpowiedzi.  Ale wbrew mojej opinii, że Biden jest współwinny ludobójstwa w Palestynie – jego kategoryzacji nie zmienię. To polityk zawodowy dodatkowo kompletnie uwikłany w matnię imperialnej polityki amerykańskiej. Co jest kolejnym paradoksem, bo Ameryka jest mocarstwem gwarantującym światowy, globalny pokój. I jest zdecydowanie państwem demokratycznym.
  2. Nancy Pelosi – była Liderka Kongresu USA i pierwsza kobieta na tej funkcji (lider Kongresu jest trzecią osobą w państwie w sukcesji do objęcia Prezydentury w sytuacji niemożliwości wypełnienia tej funkcji przez v-ce prezydenta). Moja kategoryzacja jej jako polityczki to obszar międy  literami ‘d’ i … ‘a’. Tak, wiem, że pierwszy raz daję tu ‘a’. To za jej olbrzymi wysiłek i wiarę w przewagę dobra nad złem, uczciwości nad malwersacją w dwóch nadzwyczajnych momentach historii USA – rozpoczęcia procesu impeachment przeciw Donaldowi Trump, gdy był prezydentem i u szczytu władzy oraz silny i zdecydowany protest dekadę wcześniej przeciw wojnie amerykańskiej w Iraku. To za to, gdy tłum rozwścieczonych zwolenników Trumpa zaatakował budynek Kongresu, niektórzy z nich planowali zamordowanie Pelosi. Wykazała wówczas więcej odwagi cywilnej i wiary w demokrację niż większość mężczyzn Kongresu i Senatu USA. Również obecnie, mimo że już autentycznie bardzo sędziwa, wyraźnie i publicznie potępiła reżym Netanjahu i stanęła po stronie niewinnej ludności palestyńskiej. Niezbyt często spotykany przykład praktycznej idealistki.
  3. Chuck Schumer, obecny lider większości  (Demokraci)w Senacie USA.  Zdecydowanie kategoria dobra – ‘d’. To on był tym, który wspomagał Pelosi w przeprowadzeniu procesu impeachment Trumpa. Będąc amerykańskim Żydem zachował się bardzo godnie publicznie apelując do Izraelitów o usuniecie Netanjahu z premierostwa i postawienie go przed Sądem Najwyższym Izraela. Tacy politycy jak Schumer są bardzo nielicznym plemieniem ludzi, którzy ogólnoludzką godność i bezpieczeństwo stawiają powyżej własnej plemiennej przynależności.
  4. Ostatni z USA to obecny lider mniejszości (Republikanie) w Senacie – Mitch McConnell. To on, udając niezależnego świętoszka (często istotnie w sposób molierowski) bronił zaparcie Trumpa przed prowadoznym przez Pelosi procesie impeachment. I to on obecnie, kiedy już nie musi, nie pozwala na krytykowanie obecnego kandydata Trumpa.  A nie musi. Senatorem jest już czterdzieści lat. Sam ma osiemdziesiąt. Dokładnie tyle samo, co Biden. Czas już zacząć pisać pamiętniki. Póki nie zapomni, co robił 30 lat temu (prócz tego, że był senatorem, LOL). Zastanawiam się czy jestem może gerontofobem, kimś kto prześladuje ludzi starych.  Nie, raczej nie. Wiekowo już mi bliżej do nich niż do młodych. Poza tym mają olbrzymi zapas mądrości życia. Ale przywódcami państw już być nie powinni. To wymaga już nie tylko mądrości (bo o dobrą radę zawsze starszych spytać można) – to wymaga olbrzymiej staminy fizycznej, zwłaszcza w okresie kryzysu. A jesteśmy chyba w dekadzie kryzysu na całym świecie. Może nawet wieku kryzysu.
  5. Sporo to powiązań politycznych z Izraelem. Więc jedno nazwisko wymienię. Wieloletniego i obecnego premiera Izraela, Benjamina ‘Bibi’ Netanjahu. Tak, tego który ponosi największą odpowiedzialność za tragedię, która dzieje się cywilnej ludności palestyńskiej. Dzieciom, kobietom. Tragedii, która wyraźnie nosi cechy ludobójstwa, etnicznej czystki.  To on też, zdaniem moim, ponosi olbrzymią odpowiedzialność za ten okrutny napad terrorystyczny Hamasu na nadgraniczny szetel Be’eri i miasto Sederot (ten dystrykt Izraela znajduje się na terenach palestyńskich okupowanych zbrojnie przez Izrael). Hamas napadł i wymordował setki ludzi a winny jest izraelski premier? Jak to możliwe? Oczywiście bezpośrednio odpowiedzialni za ten krwawy atak to palestyńskie ugrupowanie polityczno-militarne Hamas. Tu nie może być jakiejkolwiek wątpliwości. Ale nie ma też wątpliwości, że pewną moralną,  a zwłaszcza polityczną odpowiedzialność ponosi rząd Izraela. Jak to jest możliwe, że uzbrojone po zęby państwo izraelskie z jedną z najlepszych i najbardziej bezwzględnych służb wywiadowczych do tak zmasowanego ataku dopuścił? Netanjahu był pod presją kolejnego już kryzysu gabinetowego. Widmo utracenia fotela i miejsca na ławie oskarżonych własnego Sądu Najwyższego unosiło się nad jego głową, jak czarna chmura. A co gdyby jakaś awantura większa niż  nużące ale w sumie prawie nieskuteczne domowej roboty ‘katiusze’ Hamasu, się wydarzyła?  Bezwzględnie uwaga wyborców izraelskich skupiła by się na tym zagrożeniu i ‘wielki obrońca’ Netanjahu mógłby w zdecydowanej akcji odwetowej wypaść na bohatera?  W Tel Awiwie i w Jerozolimie witano by go, jako wybawcę a nie malwersanta. Czy zbyt daleko dymam? Może. Nie wiem. Ale wiem, że w polityce wszystko się zdarzyć może.  Odstawmy gdybanie. Wróćmy do kategorii politycznych.

Wiec Netanjahu – kategoria bezwzględnie ‘b’ i zdaje się ‘c’. Obie na samym dnie ocen moralnych i politycznych.

Jeśli nawet pominę niewyobrażalna tragedię palestyńską, Netanjahu i tak staje w jednym szeregu z węgierskim Orbanem i jemu podobnych. Faszyzujący populista i bezwzględnie malwersant finansowy. Trochę przypominający ekipę Ziobrów, Objatków i Kurskich herszta Kaczyńskiego.

  • Polityczno-militarni przywódcy Hamasu (nie wymieniam nazwisk bo te i tak mało są znane w popularnym przekazie medialnym i nic przeciętnemu widzowi-czytelnikowi nie mówiące). Nie, nie uznaje ich za ‘bojowników o wolność ‘Palestyny i Palestyńczyków. Uznaje ich za terrorystyczną organizację religijną. Organizację, która terroryzuje nie tylko Żydów ale i Palestyńczyków. Nawet może głównie Palestyńczyków, bo Żydów przynajmniej bronią silne i sprawne policja, służby bezpieczeństwa i armia. Palestyńczyków w Gazie nikt przed terrorem Hamasu nie broni. Hamas to zdecydowanie kategoria ‘c’.  Bezwzględni i nieustępliwie ideolodzy.  Dla idei wszystko można poświęcić i każdą zbrodnie sobie wytłumaczyć. Nie posiadają moralnych hamulców. A ideologia religijna to jeszcze bardziej uwypukla , umacnia w ortodoksji.

Na terenie Bliskiego Wschodu moją kategoryzację zamknę, bo obszernością tekstu przekracza ramy blogu autorskiego. W następnej części zajmiemy sie obrzeżem Europy, które ma olbrzymie znaczenie dla świata, a przez wieki graniczyło z Rzecząpospolitą I , II, okresem PRL i III, czyli Rosją. Po Rosji wrócę do Polski. I jej obecnych polityków.

Zbrodnia i kara – w wersji izraelskiej

Naturalnie, że nie będę tu pisał ani o literaturze rosyjskiej ani o zjawisku ‘dostojewszczyzny’.  Ale będę tu pisał o pewnych zachowaniach, które żywcem prawie z duszy rosyjskiej przeciekły w duszę izraelską. Celowo i z rozmysłem nie piszę ‘w duszę żydowską’.  Izrael dzisiejszy, Izrael od wielu już lat kształtowany przez Netanjahu nie jest tym państwem, jakim był wcześniej. Izrael –państwo wymaga od wszystkich Żydów na świecie moralnego, pełnego i niekwestionowanego wsparcia i poparcia. I kategorycznie zabrania Żydom, obywatelom i mieszkańcom innych krajów, krytykowania poczynań izraelskich. Żyd, który krytykuje Izrael jest w oczach współczesnego Izraela zdrajcą. A zdrajca, to wiadomo: gorszy niż wróg.

Nawet Kaczyński w trumwiracie z Ziobrą i Szydło-Morawieckim nie ośmielił się tak oficjalnie mówić do mnie i setek tysięcy innych Polaków zamieszkałych poza granicami Polski, kiedy głośno i zdecydowanie wobec ich rządów mówilismy: No pasarán!

To w Rosji jest to umiłowanie ‘mateczki Rasiji’ bez względu na to, jaką jest ‘mateczką’. Rosja była zawsze (w rozumieniu rosyjskim) tą, która była niezrozumiała przez obcych, była poszkodowana, szkalowana, napadana. Otoczona zewsząd wrogami, którzy chcieli ja osłabiać, napadać, zagrażać jej istnieniu. Scenariusz wypisz-wymaluj oddający postawę Izraela wobec  nie tylko żydów ale i Żydów (przypomnę, że ‘żyd’ pisany z małej litery oznacza osobę wyznania mojżeszowego, niekoniecznie oznacza pochodzenie etniczne lub narodowe; podobnie jak ‘katolik’, ‘protestant’ czy ‘buddysta’ – pisane jest to z małej litery).

Jest bezwzględną prawdą, że Izrael  dwadzieścia, trzydzieści i czterdzieści  lat temu nie był państwem, jakim jest dzisiaj. Przeciwnie – był wyspą i oazą demokracji, praw człowieka i obywatela, tolerancji, otoczony morzem państw dalekich od tych ideałów. Świat arabski ( i nie tylko) Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki był ciągle w mrokach. Nigdy nie był państwem idealnym. Od początku hołdował zasadzie apartheidu wobec mniejszości palestyńskiej w granicach Izraela. I od dziesięcioleci odmawiał Palestyńczykom ich niezbywalnego prawa do własnego, niezależnego i w pełni suwerennego państwa. Państwa, które te prawo miało potwierdzone od zarania istnienia ONZ – od tego samego czasu, gdy to samo prawo przyznano w ONZ dla Żydów. Ale był państwem, które ciągle miało szerokie uznanie i szacunek innych państw demokratycznych.

Pisałem o tym w szeregu tekstów z tym tematem związanych, więc dalej tego wstępu rozwijać nie będę.  Podobnie jak w długiej serii moich artykułów rozpatrywałem kwestie polskiego antysemityzmu – w świetle antysemityzmu innych państw cywilizacji chrześcijańskich.

Ale teraz o tym, co stało się ledwie dwa dni temu, 3 kwietnia.  A 3 kwietnia Izrael dokonał zbrodni niewytłumaczalnej, niewybaczalnej, zbrodni wojennej  wedle Konwencji Genewskiej. Nie, nie piszę o masowym mordowaniu dzieci, kobiet  i generalnie palestyńskiej ludności cywilnej. O tym też już pisałem i nic się w tej materii nie zmieniło (poza zwiększającą się stale liczbą ofiar cywilnych  terroru izraelskiego) – piszę o ataku na wyraźnie oznaczone, zapowiedziane wobec wojsk izraelskich samochody międzynarodowej organizacji pomocowej ofiar wojny – World Central Kitchen.

Dzięki temu właśnie, że były bardzo wyraźnie oznaczone, dzięki temu, że wojska izraelskie miały dokładnie podane namiary i śledziły ruch tych transportów żywności dla umierających z głodu dzieci i kobiet palestyńskich – wojska izraelskie ostrzelały je ogniem artyleryjskim i zamordowały cywilną obsługę tych samochodów. Nie pierwszy raz celem ataków lotniczych, rakietowych i artyleryjskich  byłe pojazdy międzynarodowych organizacji pomocowych – wiemy co stało się samochodami i ich załogą ONZ-owskiej organizacji niosącej pomoc Palestyńczykom. Hałas był też olbrzymi  – nie taki jednak silny i konsekwentny, jak obecnie.  Głównie dlatego, że transporty ONZ-owskie były obsługiwane przez załogi palestyńskie.  A życie Palestyńczyka, jak się wielokrotnie przekonaliśmy, jest bardzo tanie.

Tym razem hałas i żądania odpowiedzialności, przeprosin i dochodzenia, jak do tej zbrodni doszło były silne. Bardzo silne. I gniew wielu potężnych państw nie ukrywany. W Wielkiej Brytanii tysiące naukowców, polityków a nawet byłych sędziów Sądu Najwyższego opublikowały list publiczny domagający się natychmiastowego zaprzestania jakiejkolwiek pomocy w przekazywaniu środków militarnych dla Izraela. Zwolennicy Partii Demokratycznej w USA – mimo, że jest to rok decydujący o tym, kto stanie w przeciw Trumpowi w najbliższych wyborach prezydenckich – zagrozili Bidenowi odmową poparcia. A to byłby najprawdopodobniej koniec jego marzeń o kolejnej kadencji. Premier Kanady nie ukrywał swojego oburzenia i ostrego potępienia tej zbrodni w swoim publicznym wystąpieniu. Polska (co wyjątkowe w obecnym układzie sił politycznych w Polsce) w tandemie Premiera i Prezydenta wystosowała równie silne żądania wobec Izraela i powołanie niezależnej, międzynarodowej Komisji do zbadania tej zbrodni. Dlaczego teraz?

Oczywiście powodem jest też rosnące zniecierpliwienie świata tą trwającą już od wielu miesięcy totalną wojną Izraela wobec Palestyńczyków. Ale zasadniczą przyczyną był fakt, że ofiarami tej zbrodni padli woluntariusze innych niż palestyńska narodowości. W tym obywatel Kanady, USA i Polski.

W tle tego wszystkiego pojawia się nagle postać ambasadora Izraela w Warszawie, Yacova Livne.  Pan ambasador na oficjalnej stronie Ambasady na Twiterze wyraża swoje niezadowolenie i wyraźną wściekłość wobec Polski o nagłaśnianie tej sprawy, o jakieś żądania przeprosin, sankcji może nawet wobec Izraela. Oskarża ‘skrajną prawicę i lewicę w Polsce’ o antysemityzm. W tym oświadczeniu de facto przestawia fakty tak, by ci, którzy w Polsce są tym zamachem izraelskim oburzeni postawienie byli w świetle tej zmory i ohydnej ideologii antysemityzmu. Jest bez znaczenia, że np. Krzysztof Bosak z Konfederacji ma przypuszczalnie pewne tendencje (mówiąc bardzo ‘delikatynie’) antysemickie – ogólnie rzecz biorąc jest po prostu rasistą i ksenofobem.  Ale w świetle zamachu dokonanego na Polaku w tym ataku na transport  World Central Kitchen używanie przez ambasadora Izraela określeń : “antysemici zawsze pozostaną antysemitami, a Izrael pozostanie demokratycznym Państwem Żydowskim, które walczy o swoje prawo do istnienia. Również dla dobra całego świata zachodniego” jest po prostu ohydne. Zwłaszcza przy rażącym braku jednego: przepraszam.

Tu przytoczę in corpore oświadczenie Jakova Livne:

 „Amb. Yacov Livne 🇮🇱

@YacovLivne

Skrajna prawica i lewica w Polsce oskarżają Izrael o umyślne morderstwo we wczorajszym ataku, w skutek którego śmierć ponieśli członkowie organizacji humanitarnej, w tym obywatel Polski. Wicemarszałek Sejmu i lider Konfederacji Krzysztof Bosak twierdzi, że Izrael popełnia „zbrodnie wojenne” i terroryzuje organizacje humanitarne, aby zagłodzić Palestyńczyków. To ten sam Bosak, który do dziś nie zgodził się potępić masakry dokonanej przez Hamas 7 października i którego partyjny kolega, prawicowy ekstremista, zgasił gaśnicą chanukową menorę, którą zapaliliśmy w parlamencie w Warszawie. Wniosek: antysemici zawsze pozostaną antysemitami, a Izrael pozostanie demokratycznym Państwem Żydowskim, które walczy o swoje prawo do istnienia. Również dla dobra całego świata zachodniego.”

Po tym oświadczeniu pan ambasador został poproszony na rozmowę do gabinetu v-ce Ministra Spraw Zagranicznych i efektem tej rozmowy było jego ‘odwołanie’ tego oryginalnego twittu Ambasady Izraela i przeprosiny. Co w niczym nie zmieniło smrodu, jaki pan ambasador zostawił. Nie dostał też od Radka Sikorskiego listu persona non grata, który nakazywałby mu zbieranie manatek i wyjazd z Polski. A powinien. W zasadzie taka rozmowa, nawet bez owego określenia ‘persona non grata’ jest wskazówką, że winien sam wrócić do Tel Avivu. Czy tak się stanie – nie wiem. Polska chce utrzymać dobre stosunki z Izraelem. Choćby dla czasów przyszłych, gdy Izrael wróci (?) do rodziny narodów praworządnych i demokratycznych.

Teraz dwa słowa wyjaśnienia czemu we wstępie te odniesienia do ‘charakteru rosyjskiego’, do rusofilii zamieściłem.  Otóż pan Yakov Livne urodził się w Moskwie, gdzie mieszkał prawie do ósmego roku życia. I nigdy nie ukrywał serdecznych związków z Rosja i kulturą rosyjską.  Przeciwnie – cenił je sobie. Nie ukrywał też sympatii jaką darzy prezydenta Rosji, niejakiego Vladimira Putina. Co owocowało jego ambasadorowaniem w Rosji właśnie.  Tej słodko-romantycznej, mistycznej Rosji jego dzieciństwa…

Ach, łza się w oku , psiakrew, kręci …

Natomiast ja mam pytanie do byłego ministra Spraw Zagranicznych (z okresu tych ultra-patriotycznych rządów PiSu, z czasów tych ‘antysyjonistycznych’ kampanii IPN-u (niesławny Instytut Pamięci Narodowej, gdzie celowo mieszano szlachetne z podłym, by tym światłem szlachetnego pokryć bród tego podłego z naszej historii najnowszej): jak to się stało, że rząd PiSu udzielił akredytacji dla pana Livne? Czyżby romans i zachwyt wobec tego szmatławca Netanjahu, którym im imponował tą samą demagogią, tą samą niechęcią do niezależnego i silnego sądownictwa był silniejszy niż dobro i honor własnego kraju?

Nie, nie udzielę odpowiedzi na to pytanie. Naturalnie, że jest czysto retoryczne.

Putin, traktory i ‘chłopi’

Muzeum Narodowe w Krakowie; http://www.zbiory.mnk.pl ; ‘Żółkiewski pod Cecorą’ W. Piwnickiego

Przyglądam się z coraz większym niepokojem polskim szosą prowadzącym do przejść granicznych z Ukrainą. Tym kilometrowym wystawom sprzętu rolniczego, zwłaszcza ciągników i traktorów. Bardzo zresztą ładnym i nowoczesnym, tutaj furmanek czy zdezelowanych Ursusów nie uwidzisz. Polska wieś zasobna, gospodarna. Mam nadzieję, że gospodarna i że ktoś tym krówkom w stajniach i świnkom w kojcach siana i innej strawy na czas daje. Słowem, że gospodarstwa pilnuje. Wszak od dziesięcioleci słyszeliśmy, że chłop urlopu nie ma, bo w oborze i na zagonie ni zwierzę ni rola urlopu nie biorą – świątek, piątek czy niedziela. Pewnie panie Gospodynie wiejskie i dzieciaki chłopskie chłopa-męża dzielnie w tej pracy znojnej zastępują.

Ach, łza się w oku kręci, gdy taki obraz wsi polskiej maluję. Tyle, że jest to obraz, tak jak od Chełmońskiego, a nie rzeczywistość. Mamy de facto dziś producentów żywności. Chłopa z małego gospodarstwa na tych szosach nie obaczysz przypuszczalnie – na samą benzynę (lub ropę) by go stać nie było. Więc ci polscy przedsiębiorcy żywnościowi idą blokować granicę ukraińską by produkty rolne od obszarników ukraińskich nie zalewały polskiego i europejskiego rynku.

A co polskiemu klientowi w sklepach spożywczych za różnica, czy kupuje drogie jajka od obszarnika ukraińskiego czy od kułaka polskiego? Bo kurze to kompletnie obojętne, kto jej te jajka podbiera. A te ciągniki wysiewające stale zbędne i groźne, trujące otoczenie wyziewy spalinowe to na granicy ukraińskiej stać mogą – tylko pomyliliście na której granicy. Powinny być tam dalej na wschód, na rosyjsko-ukraińskiej.  Jak tabor Żółkiewskiego pod Cecorą. I nie pozwalać dziczy rosyjskiej wchodzić na dawne ziemie Rzeczypospolitej. Ale – tak, jak klęska Żółkiewskiego była w dużej mierze spowodowana zdradami i ucieczkami podwładnych Żółkiewskiego – tak i ci ‘ciągnikowi bohaterzy’ innemu panu dziś służyć się zdają.  Nie sułtanowi tureckiemu, z którym mierzył się Żółkiewski. Nie – carowi rosyjskiemu.

Wstyd i hańba polscy producenci żywności (chłopami was nie chce nazywać więcej,  bo jesteście faktycznie przedsiębiorcami i w dodatku wielu z was pewnie zatrudnia za psie pieniądze właśnie ukraińskich robotników rolnych), że własna chciwość i łasość na mamonę zastąpiła wszelkie poczucie odpowiedzialności za kraj, wszelką obywatelskość zgubiła. Ach , i jeszcze ta po-pisowska nienawiść do Unii Europejskiej, która chce narzucić wam przepisy nowego ‘zielonego ładu’! Krzyczycie, że wy sami najlepiej wiecie, jak środowisko naturalne ratować.

Ot, to wam powiem –  …no wiecie i tyle. Zaśmiecaliście od dziesięcioleci te środowisko, zatruwaliście je bez końca. Za czasów komuny i po 1990. Kiedy tam mieszkałem i później, gdy często odwiedzałem, widziałem to często i gęsto. Nie wszyscy naturalnie. Ale podejrzewam, że większość tych, co tymi ciągnikami blokują te szosy. Są piękne cechy chłopskie. Ale są i obrzydliwe – przysłowiową jest pazerność i upór. Znam i takich tu, w Kanadzie, gdzie mieszkam. Gdy trzeba wyciągać od rządu dotacje i daniny – to naturalnie identyczne hasła: my farmerzy, sól tej ziemi! My żywimy Kanadę i świat od świtu do nocy harując na rodzinnych gospodarstwach! Tyle, że przeciętny mieszczuch ciągle romantycznymi oczami widzi tą wizję domowego gospodarstwa: stara chata-rancho drewniana, kury w obejściu, sad za oknem i paręnaście-parędziesiąt hektarów ziemi ornej. Podczas, gdy w rzeczywistości to latyfundia na miarę tych polskich magnackich na starej Ukrainie. I tysiące letnich robotników rolnych sprowadzanych za grosze z Meksyku i trzymanych na ‘gospodarstwie’ w urągających warunkach po 3-6 osób na izbę.

Gdybym był Donaldem Tuskiem, to bym nie jechał do Brukseli odblokować jakieś fundusze dla was rolnicy-putinowcy na szosach. Wysłałbym siły policyjne i odpowiednie wozy do ściągnięcia tych ciągników z szosy, was ukarał grzywną za blokowanie infrastruktury przygranicznej i obarczył kosztami tej operacji policyjnej. I pożegnał pozdrowieniem, jakim za mojego dzieciństwa na polach się chłopi witali i żegnali – szczęść Boże!

Calendarium of Heroes of Humanity in XX and XXI century

Mahatma Gandhi 1869 – 1948, Father of modern India. Promotor of equal rights for all people of India – regardless of their religious affiliation, Hindu or Muslim.

Martin Luther King 1929 – 1968, leader of the American Black movement for equal rights for all citizens, regardless of colour, race, and origin. Like Mahatma Gandhi represented nonviolent actions to achieve social and political changes. Assassinated.

Desmond Tutu 1931 – 2021, Anglican Archbishop of South Africa. Promotor and active supporter of the end of apartheid and equal rights for all citizens. Laureate of Nobel Peace Prize.

photo by M. Aleshkovskiy

Alexey Navalny 1976 – 2024, political and social activist in Russia. Advocate of democratic principles, free elections, separation of judicial and government branches. Unyielding supporter of human rights in Russia. Opponent of Russia’s invasion of Ukraine. Survived many attempts by the Russian state to assassinate him. Refused an offer of political, safe asylum in the West and returned to his homeland. Arrested shortly after returning. Murdered by Putin in the Russian Far East penal colony on February 16, 2024.

Dwie wojny. Dwa inne światy i wymiary.

Dwa największe i najbardziej obecnie niebezpieczne dla pokoju światowego ogniska wojenne to wojna w Ukrainie i wojna w Gazie-Palestynie. To nie największe zagrożenie i nie najniebezpieczniejsze wojny dla świata. Ta zacznie się w Azji. Ale te dzieją się już teraz: z bombami, czołgami, rakietami i tysiącami zabitych.

Ten Wielki Konflikt, to zdaniem moim nieunikniony prawie konflikt amerykańsko-chiński. Chiny nie rozpoczną go, dopóki nie będą pewne swej autentycznej siły militarnej. Ale mowy być nie może, by mocarstwo (jakim Chiny są) pozwoliły sobie na nieustanną amerykańską dominację w Azji. Nie zamierzają tej dominacji kontestować ani w Europie, bezwzględnie nie w Ameryce Północnej, ani nawet w Ameryce Południowej. Nie ma jednak najmniejszej wątpliwości, że nie pogodzą się z ekspansjonizmem amerykańskim w Azji.  Afryka już jest i pozostanie miejscem rywalizacji obu mocarstw. Rosja jest ciągle wielką niewiadomą. Moim zdaniem to kolos na glinianych nogach. Ale może być dla Chin wygodnym sojusznikiem.

Do wielkiego wojennego zderzenia Chin i USA może być jeszcze długa droga. Jest możliwe nawet, że spór o dominacje w Azji będzie rozwiązany negocjacjami tych dwóch kolosów. O ile przedtem nie dojdzie do dużego zderzenia z innym kolosem azjatyckim – Indiami.

A wojny na Ukrainie i w Palestynie są teraz. I są bardzo groźne. I bardzo inne.  Tak przyczyny, jak i cele oraz gargantualne różnice w uzbrojeniu, możliwościach militarnych stron konfliktu na Bliskim Wschodzie i na Ukrainie – czynią te konflikty kompletnie ze sobą nieporównywalne.

Ukraina

Rosja napadła na drugie, suwerenne i niezależne państwo. Państwo z własna armią i bardzo duże (ponad sześć milionów km2 powierzchni i ok. 40 milionów mieszkańców). Rosja jest wielokrotnie większa i obszarem i ludnością – nie jest to jednak walka olbrzyma z karzełkiem. Zasoby ukraińskie, jak zaznaczyłem, nie są niewiele znaczące. Sam fakt, że Rosji nie udało się do tej pory – po dwóch latach walk – odnieść zdecydowanie olbrzymich i spektakularnych sukcesów świadczy o wytrzymałości i gotowości bojowej Ukrainy w wojnie obronnej. W wielkim stopniu znaczeniu masowej i nie do przecenienia pomocy finansowej i dostaw olbrzymiej ilości sprzętu wojskowego dla Ukrainy przez państwa zachodnie, na czele z USA.

Strefa Gazy

Totalna wojna Izraela na terenach Gazy, a od niedawna też na obszarze całej Strefy, łącznie z pograniczem egipskim między Rafah i Han Yunis. Na wielokrotnie większym obszarze Zachodniego Wybrzeża (wzdłuż rzeki Jordan, która tworzy granice miedzy Palestyną i Jordanią), gdzie znajdują się władze polityczne państwa Palestyńskiego nie ma bezpośredniej inwazji armii izraelskiej. Ma tam jednak miejsce nieustanna działalność grabieżczo-terrorystyczna uzbrojonych osadników izraelskich. Odbywa to się często przy współudziale lub milczącym przyzwoleniu żołnierzy izraelskich na akty napaści na Palestyńczyków tam  mieszkających. Jeszcze przed terrorystycznym napadem oddziałów Hamasu na te osiedla izraelskie po drugiej stronie granicy w Gazie – Palestyńczycy od wielu lat byli poddawani aktom wypędzania ich z rodzinnych farm i zbrojnego zajmowania ich domostw i gospodarstw przez napływających stale nowych osadników żydowskich. W ostatnich dekadach ci osadnicy przybywali głównie z Rosji i bardzo przypuszczalne jest, że charakteryzowali się pewną specyficzną mentalnością rosyjską, która przez pokolenia bez wątpienia odbiła się na ich własnej mentalności. Mentalności bezprawia, lub prawa pięści i brutalnej siły. Tego samego, które charakteryzuje rządy i Mikołaja II, i Stalina, i Putina.

Te szukanie podobieństwa emigracji żydowskiej z Rosji do Izraela i cechami mentalności jest jedynym podobieństwem wojny na Ukrainie i najazdu izraelskiego na Strefę Gazy.

1. Sytuacja na Ukrainie:

24 lutego 2022 Rosja rozpoczęła totalną wojnę przeciw Ukrainie. Główne siły uderzenia poszły z terenu Białorusi w kierunku Kijowa wykorzystując zgromadzone tam wcześniej potężne siły rosyjskie: 35 Armią i 127 Dywizję Zmechanizowaną; jednocześnie z drugiego brzegu Dniepru uderzyła 36 Armia wspomagane silnymi jednostkami wojsk powietrznych. W kolejnych tygodniach do natarcia dołączyły inne wielkie jednostki rosyjskie. W tym samym czasie rozpoczęły się natarcia rosyjskie z zajętych wcześniej separatystycznych prowincji Ługańskiej i Donieckiej oraz z zajętego przez Rosję kilka lat wcześniej Krymu. Z portów na Krymie działały jednostki rosyjskiej Floty Wojennej. Przewaga wojsk rosyjskich w sprzęcie, uzbrojeniu oraz liczebności była duża. Sami Rosjanie byli przekonani, że zajęcie stolicy – Kijowa – to kwestia krótkiego czasu.

Panowało też silne przekonanie, że istnieje duża sympatia pro-rosyjska w szerokich rzeszach obywateli ukraińskich, że sama Ukraina i pojęcie narodowości ukraińskiej jest sztucznym konstruktem. Słowem, że Ukraińcy to po prostu nieco inny odłam jednej wielkorosyjskiej rodziny narodowej. Rosjanie wykazali się w tym zdumiewająco naiwni i pozbawieni najbardziej podstawowej wiedzy historycznej. Wszak do czasów XVII wieku i rozejmu w wojnach polsko-rosyjskich  oraz  Powstania Chmielnickiego w XVII wieku – żadna znacząca terytorialnie część terenów nazywanych obecnie ‘Ukrainą’ do państwa rosyjskiego nigdy nie należała. Zmieniło się to drastycznie w ramach Ugody Perejasławskiej w 1654. Poza terenami od wieków średnich należącymi do Korony Polskiej lub Węgier, które przy Polsce pozostały do końca istnienia Królestwa Polskiego, a duże jej obszary również w okresie  II RP (1918-1945).

Mnie się wydaje, że Ugoda Perejasławska przyniosła więcej szkody Ukraińcom niż Polsce. Car zresztą nigdy nie podpisał tej Ugody wychodząc z założenia, że Samodzierżca nie może składać jakiejkolwiek przysięgi poddanym. Zapoczątkowało to silny proces rusyfikacji, podporządkowanie Cerkwi Kijowskiej Patriarchatowi Moskiewskiemu (do tej pory była w bezpośrednim podporządkowaniu Patriarchy Konstantynopola). Wszystko to opóźniło bardzo rozwój świadomości narodowej Ukraińców, jak i sam rozwój gospodarczo-ekonomiczny tych ziem. A Polskę uratowało od nieustannych problemów zatargów wewnętrznych z Kozaczyzną i powodowanych przez tą Kozaczyznę zatargów z Imperium Osmańskim. Ale wracajmy do XXI wieku.

Mimo wielkiej różnicy w sprzęcie wojskowym, a przede wszystkim potencjale ludzkim (potencjał ludzki Rosji to 144 mln mieszkańców; Ukrainy – 45 mln. ) – dwuletnia już agresja Rosji na Ukrainę jest jednak porażką agresora. Nie udało mu się odnieść wielkiego zwycięstwa w jakimkolwiek z założonych celów. Nie zdobył Kijowa; nie zajął całego terytorium (poza Wschodnią Ukrainą – też nie w całości). Po dwóch latach nieustannych walk  Rosja w zasadzie jest na tych samych pozycjach terytorialnych od ponad roku. Największe straty rosyjskie są na arenie politycznej:  przyspieszyła a nie zlikwidowała możliwości akcesu Ukrainy do NATO, w dużej mierze zjednoczyła naród ukraiński i większość sił politycznych w Ukrainie; otworzyła prostą drogę Ukrainy do partnerstwa, a w konsekwencji do członkostwa w Unii Europejskiej. Putin przeliczył się militarnie i politycznie na skalę olbrzymią.  To był chyba największy błąd polityczny w całej jego karierze. Stosunkowo duża łatwość z jaką udało mu się dwa lata wcześniej zająć Krym, przyłączyć Okręgi/Republiki Ługańską i Doniecką uniemożliwiła mu rozróżnienie tych w dużej mierze rosyjskojęzycznych Okręgów od reszty Ukrainy zasadniczej.  Jeśli kiedyś dojdzie ( a dojść musi) do konferencji pokojowej, do pertraktacji między Ukrainą a Rosją to możliwe, że będzie to gorzka pigułka-cena Ukrainy za pokój. Nie wolno zapomnieć, że powstanie niepodległej i suwerennej Ukrainy w granicach, jakie wyznaczyły jej władze ZSRR nie było koniecznie granicami, jakie historycznie do Ukrainy należały. Odbyło się to kosztem wielu innych państw i terytoriów historycznych wzdłuż całej granicy zachodniej: Polski, Zakarpacia, Węgier i Rumunii. Fakt, że Trójka Jałtańska (Stalin, Roosevelt i Churchill) ołówkami na mapie sobie nowe granice tworzyli nie oznacza, że te granice były historycznie czymkolwiek uwarunkowane. Jakiekolwiek z tych państw (być może Węgry Orbana miały jakąś nadzieję na odzyskanie skrawka Zakarpacia i stąd ich pro-Putinowskie nastawienie?). Ale żadne z tych państw pretensji terytorialnych dziś do Ukrainy nie zgłasza. Tak, jak w Polsce nikt nie domaga się zwrotu całych Grodów Czerwieńskich łącznie ze Lwowem – mimo, że to piastowska kolebka państwowości polskiej w większym stopniu niż wiele innych obszarów obecnej Polski. Dobrosąsiedztwo i pokój w Europie jest ważniejszy niż stare historyczne kształty granic. Zwłaszcza w Europie, gdzie od wielu już lat ludzie traktują granice państwowe, jako administracyjne linie na mapach niż jakiekolwiek utrudniania w przemieszczaniu się ludności europejskiej.

Od roku czasu trwa wojna pozycyjna na wschodzie Ukrainy, przypominająca beznadziejne walki na błotach flandryjskich I wojny światowej. W zasadzie zapowiadana od dawna ‘letnia’  ofensywa ukraińska załamała się i ugrzęzła w miejscu. Jednocześnie nieustanne bombardowania i ostrzeliwania całego terytorium Ukrainy (łącznie ze Lwowem, który wcześniej był świadomie przez Rosjan nie bombardowany) powoduje olbrzymie straty dla całej ekonomii ukraińskiej. Rosja już wie, że tej wojny wygrać nie może – to wcale nie oznacza, że Rosja pogodzi się z przegraniem tej wojny. Przegraniem militarnym (politycznie już ją dawno przegrała). I Rosja może sobie na to pozwolić, gdyż właśnie jej zasoby ludzkie są wielokroć większe niż ukraińskie. Jest co prawda możliwość zastosowania pełnego ‘kordonu sanitarnego’  wobec Putina (mam na myśli nie wybrane sankcje a kompletną izolację ekonomiczną Rosji) – nie sądzę jednak by to się stało i by Zachód miał na to ochotę i czy Zachód na to stać. Raczej nie. Na bardzo długą metę nie stać nas – Polski, NATO i Zachodu – na  taką długą wojnę pozycyjną. Nie stać też Ukrainy.  I tak ma coraz większe trudności z poborem do wojska. I znalezieniem rąk do pracy na stanowiskach, które są nie obsadzone przez tych, którzy musieli założyć mundury. Jest zdumiewające, że nie wprowadzono powszechnej mobilizacji w Ukrainie. A nie wprowadzono, ponieważ Ukraińcy nie chcą tej mobilizacji i Żeleński doskonale o tym wie.   Nawet najnowocześniejsze samoloty z USA, Francji i Anglii, najlepsze czołgi i haubice z Polski i Niemiec same strzelać, latać i jeździć nie będą. Spada też procent poparcia na olbrzymie darowizny i pożyczki wojenne dla Ukrainy, które początkowo były udzielane bez problemu i bez protestów społecznych. Kryzys ekonomiczny, jaki dotknął prawie całą Europę i  Północną Amerykę  te nastroje zmienia. Podobnie masowa emigracja Ukraińców. Sam tutaj, dziwię się widząc tylu młodych mężczyzn Ukraińców w Kanadzie. Rozumiem to z ludzkiego punktu widzenia – każdy woli żyć niż umierać na froncie. Ale nie jeden Kanadyjczyk zadaje sobie te pytanie: dlaczego jam mam bez końca płacić olbrzymie sumy z naszego budżetu, jeżeli ci młodzi ludzie tych karabinów za te pieniądze i tak nosić nie będą, bo oni są tutaj, nie tam?  To przykre słowa i tematy. Ale słyszalne, zauważalne.

W styczniu tego roku ukazał się długi i bardzo krytyczny wobec Ukrainy wywiad w „Kulturze Liberalnej”[i] z gen. Waldemarem Skrzypczakiem – cenionym bardzo przez sojuszników dowódcą polskich i międzynarodowych dużych jednostek w wojnach afganistańskiej i irackiej (otrzymał m.in. Medal Wdzięczności od Gubernatora Generała Kanady za wspomaganie i ochronę żołnierzy kanadyjskich w Afganistanie). Zaskoczony byłem jak silnie krytyczny wobec Ukrainy był ten wywiad.

Mowy być nie może byśmy mogli sobie pozwolić na ‘machnięcie ręką’ i rezygnację z dalszego wspierania Ukrainy. Już pomijając zwykłą solidarność między narodami i państwami, zwykłe poczucie sprawiedliwości. Nie możemy, bo utrata Ukrainy byłaby tragedią dla Polski i Europy. Pomijam oddalone kraje obu Ameryk.  Zaangażowaliśmy się (słusznie) w ten konflikt i nie możemy bez wielkiej szkody dla nas samych się teraz z tego wycofać. Rysuję jedynie pewne możliwe i realne możliwości jego zakończenia. W realnej, bezdusznej wielkiej polityce wszystko ma niestety swoją cenę. Oczywiście zdarzyć się może jakiś ‘przykry’ wypadek Putinowi (wszystko zdarzyć się może) – ale czekać na to w nieskończoność nie można. A Rosja to nie Polska, nie Francja, nie Kanada ani USA. Skala niezadowolenia społeczeństwa i masowe, wielkie protesty rządów rosyjskich nie zmienią … bo takich w Rosji nie będzie. Rosja to znowu Samodzierżawie, jak za ‘dobrych’ starych czasów Cara lub Carycy.     

2. Sytuacja w Strefie Gazy

Zacząć trzeba od jasnego stwierdzenia, że to nie jest wojna dwóch państw czy dwóch narodów. Sytuacja jest odwrotna – to Izrael napadł w totalnym najeździe na tereny palestyńskie Strefy Gazy. Wiemy od czego ta wojna się zaczęła, co było jej bezpośrednią przyczyną: niewyobrażalny w okrucieństwie napad bojowników organizacji wojskowej Hamasu na izraelskie kibuce w pobliżu granicy z Gazą. Zaskoczenie, szok i olbrzymie medialne nagłośnienie tej napaści legło u podstaw masowego oburzenia rządów i wielu społeczeństw państw Zachodu. Podjęta szybko przez Izrael akcja odwetowa była zrozumiała i znalazła poparcie tych państw. Najważniejsze i decydujące w tej kwestii było pełne poparcie i natychmiastowa pomoc tak militarna (obecność floty wojennej USA tak na Morzu Śródziemnym, jak i w pobliżu morza Czerwonego, na Morzu Arabskim), jak finansowa i polityczna Ameryki.  Prezydent Biden jednoznacznie publicznie udzielił pełnego wsparcia i poparcia wojskowej operacji Izraela. Mimo kryzysu politycznego w Kongresie USA – w kwestii natychmiastowego wparcia finansowego dla Izraela pokonał wszelkie kłopoty polityczne. Niestety, bardzo szybko stało się jasne, że celem Izraela nie jest szybka akcja wojskowa jako odwet-cena za napaść Hamasu, ani nawet chirurgiczne błyskawiczne akcje komandosów i Mosadu które mogły odbić porwanych przez Hamas zakładników izraelskich. Celem było kompletne zniszczenie Gazy, totalne, systematyczne – nic z tego miasta zostać nie miało. Nic nie było poza nieustannym bombardowaniem i ogniem artylerii żydowskiej: szkoły, meczety, szpitale. Łamiąc wszelkie prawa wojny ludność cywilna była bezustannym i nieustępliwym celem. Wyłączono elektryczność i dostawy gazu niezbędne nie tylko dla ludności cywilnej, ale niezbędne dla szpitali, które natychmiast zapełniły się umierającymi i rannymi. Tak, na bojowników Hamasu też oczywiście polowano – ale faktycznie głównym celem tych wszystkich akcji i głównymi ofiarami śmierci i ran była palestyńska ludność cywilna. Na nakazy opuszczenia miasta Gazy i przeniesienia się wyznaczoną drogą – tłumy uciekinierów ruszyły tą drogą. I zostały ostrzelane. Ofiary ludności cywilnej rosły setkami, potem tysiącami z dnia na dzień. I trwa to do dziś. Zniszczono prawie cała Strefę Gazy, doprowadzono do nędzy, głodu, braku wody pitnej steki tysięcy ludzi. Pozbawiono ich pomocy i jakiejkolwiek realnej opieki medycznej. Bohaterscy lekarze – w tym niezłomni medycy kanadyjskiego stowarzyszenia ‘Medycy bez granic’ – uciekali się do średniowiecznych metod amputacji bez znieczulenia i generalnie leczenia bez podstawowych środków współczesnej medycyny. Powoli rosło oburzenie i protest wielu społeczeństw. Politycy i przywódcy, którzy początkowo wsparli Izrael w pełni – zaczęli krytykować i odsuwać się od tego, co Izrael robi. Ale Biden bodaj najdłużej nie zmieniał swego stanowiska.  A stanowisko i pozycja USA były ze wszystkich najważniejsze. Decydujące.  Przyznaje, że ten człowiek obrzydł mi kompletnie. Straciłem wobec niego kompletnie wszelki szacunek. Mam nadzieję, że Demokraci amerykańscy przebudzą się i nie dopuszczą by kandydował w kolejnych wyborach. To by było nie tylko oddaniem prezydentury Trumpowi – to by był wielki cios dla samej Ameryki. Ten człowiek reprezentuje Amerykę sprzed wielu, wielu lat, i świat sprzed wielu, wielu lat . Jego ‘best before’ data już dawno minęła.

Netanyahu jest też najgorszym, co mogło spotkać Izrael. Nikt tyle szkody dla Żydów izraelskich i milionów Żydów żyjących w diasporze nie zrobił w czasach współczesnych, co on właśnie. Nikt nie może też zaprzeczyć, że był przez dekady bardzo wpływowym i  często cenionym politykiem, tak w samym Izraelu, jak i wielu innych krajach. Jest politykiem zdecydowanie ultraprawicowym.  A ultraprawicowi politycy maja jedna tendencję: nie widza różnicy między kasą państwowa a własna kasą prywatną. Zresztą sam ten oksymoron ‘polityk ultraprawicowy’ jest tylko mylącą koszulką: postawa ultraprawicowa nie jest odmianą patriotyzmu – to zwykły szowinizm. Szowinizm dziś to też populizm. W tych kręgach znalazł przyjaciół na arenie międzynarodowej i domowej. Z Trumpem tworzyli niezły duet – to znajomość bardzo stara, bo ,Bibi’ w latach młodości pracował razem z Fredem Trumpem, tatusiem Donalda i malwersantem finansowym w Nowym Jorku.  Ma bliskie stosunki z Putinem, którego określił, jako przyjaciela. Z brazylijskim Bolsanaro, z Berlusconim, z indyjskim Modim – same gwiazdy i gwiazdeczki światowego populizmu, malwersacji finansowych i szowinizmu etnicznego.

Czemu tyle miejsca poświęcam jednemu politykowi Izraela, jakby był carem-samodzierżawcą tego państwa odpowiedzialnym jednoosobowo za wszystko? Dlatego, że uważam, iż za konkretną sytuację tej okrutnej kampanii maksymalnego wyniszczenia Palestyńczyków w Strefie Gazy on właśnie jest odpowiedzialny personalnie. Nie ma wśród żyjących polityka izraelskiego, który by przez tyle dziesięcioleci miał taki silny, bezpośredni wpływ na politykę państwową, na kształt rozmów i rokowań izraelsko-palestyńskich. Na to, że de facto – mimo dobrobytu ekonomicznego Izraela, mimo wielu praw społecznościowych czyniących Izrael oazą wolności osobistych – jest to kraj od dziesięcioleci trwający w gotowości i niepewności wojennej, kraj oficjalnego apartheidu. Jest do pewnego stopnia (przez te konflikty) jednym z centrów zarzewia światowego konfliktu zbrojnego. Ten zdumiewający dualizm Izraela, jako państwa nowoczesnego, obywatelskiego zderza się bez przerwy z Izraelem, jako państwem uzbrojonym po zęby i bezwzględnie bezlitosnym wobec faktycznych i domniemanych wrogów. Państwem obywatelskim i państwem religijno-szowinistycznym. Ten trend religijno-szowinistyczny ‘narodu wybranego’ jest najbardziej dla pokoju i bezpieczeństwa w tym newralgicznym punkcie świata, punkcie styku cywilizacji i kontynentów najbardziej niebezpieczny.

W eseju opublikowanym w „Jeruzalem Post” 11 lutego 2024, Yitz Greenberg twierdził (jako odpowiedź na sugestie amerykańskie o konieczności realizacji postulatu dwóch państw: Izraela i Palestyny): Ameryka powinna dodać, jako warunek, że Palestyńczycy musza zdecydowanie przejść na pokojową taktykę nacjonalizmu, inaczej nie zasługują na państwo. Ludzie tracą prawo do samostanowienia jeśli podstawa ich  celu jest zniszczenie drugiego narodu[ii]. To jets pod wieloma względami dość racjonalny tekst. Nie można jednak nie zauważyć, że w tym konkretnym cytacie Greenberg opisuje dokładnie postawę i politykę Izraela wobec Palestyńczyków i Palestyny – wyniszczenie drugiego narodu.     


[i] https://kulturaliberalna.pl/2024/01/16/mielismy-szanse-by-rozbic-rosje-i-ja-zmarnowalismy/

[ii] https://www.jpost.com/opinion/article-786409