Bogumił Pacak-Gamalski
A koła się kręcą. Koła czasu naturalnie i koła dziejów. Świata – nie tych niezliczonych a zagubionych w niekończących się galaktykach, a tego tu – gdzieś w maleńkim rogu małego układu słonecznego z jedną niebieską planetą – Ziemią.
W głowie od tego bezustannego kręcenia kręci się też. Jak dzieciakowi rozpędzonemu po raz pierwszy na jakiejś karuzeli w objazdowym Wesołym Miasteczku.
Więc takie bardziej mi znane i bliskie wioski tej niebieskiej planety: Kanada, Polska, Unia Europejska i nie znany mi bezpośrednio, fizycznie, ale odkąd pamiętam zajmujący mnie róg na krzyżujących się szlakach Europy, Azji i Afryki – Bliski Wschód. Czemu jest ‘bliski’ i dla kogo nie mam pojęcia. Ale, jak znany filozof sprzed wielu tysięcy lat powiedział: kak zwał tak zwał i wsio. No i jeszcze Hamerykę muszę tu wymienić. Nie wiem czy bliską mi (ma kilka małych kawałków urbanistycznych, które bardzo mile wspominam), ale potężną sąsiadkę przez miedzę od ponad czterdziestu lat.
Nie wiem skąd i kiedy tak wydoroślała i taka ważna się stała, no ale się stała. Teraz mieszkam od ponad sześciu laty w Halifaksie w Nowej Szkocji. A żadnych panie tam ‘ stanów zjednoczonych’ by nie było, gdyby nie ten Halifaks, te centrum polityczne i militarne Imperium Brytyjskiego. Nie gdzieś tam w Waszyngtonach czy Losandżelesach ani nawet w Njujorkach. Tu, w twierdzy Halifaksu i cieniu jego potężnych dział kształtował się świat tego całego kontynentu. I w dyskusjach między trzema potęgami całego Nowego Świata – Anglią, Francją i Hiszpanią – dokonano podziału sfer wpływów i wstępnych granic. Tu, a potem jeszcze w Nootce, po drugiej stronie tego Nowego Świata – u wybrzeży Kolumbii Brytyjskiej, gdzie Hiszpanie machnęli ręką na te olbrzymie, najbardziej na zachód wysunięte tereny i oddali je Anglikom. Koło Nootki też mieszkałem, wiele lat dłużej niż w Halifaksie. Czy palce maczałem w tych wielkich przemianach? Jak wielu dziś polityków i włodarzy PiSu w Polsce zasłonię się prawem odmówienia składania zeznań, które może by mnie inkryminowały. Jak wspominany już filozof powiedział : na wszelakij słuczaj lub inny równie ważny dziejopis, który przez kilka tysięcy lat pisał w broszurce zwanej Stary Testament: strzeżonego pan bóg szczerze. Zawsze miałem ochotę spytać się Jakuba ile było tych szczebli w tej drabinie, czy była składana czy mechaniczna (jak te na specjalnych wozach strażackich) – bo przecież do nieba strasznie daleko więc musiałaby być dłuuuuga. Jak ten chłopak ją targał na plecach – nie mam pojęcia. Inni mędrcy –dziejopisi podają, że drabina się Jakubowi śniła i wszystko w tym śnie się zdarzyło. Pewnie po antałku jakiegoś wina. Gdyby tak inni o moich snach mogli przez tysiąclecia pisać to ho, ho, bo co mi to się nie śniło przez te lata. Fantazji mi nie brakuje, o tym zapewniam.
Na drabinie nie siedzę, wina (jeszcze) nie piłem więc do rzeczywistości. Tu i teraz.
Politycy to takie dziwne osoby. Albo (a) szlachetni do nienormalności, którzy politykę uznają jako służbę, a siebie jako służących obywateli, albo odwrotnie – (b) dranie i złodzieje, którzy patrzą za lekkim chlebem i synekurkami za pieniądze podatników. Są jeszcze (c) tzw. ideolodzy, najgorsi z najgorszych. I najwredniejsi. Jak ten Jakub uważają, że mają misję. I koniec, kropka. Bo jak taki facet czy facetka z misją, to mowy nie ma o jakiejkolwiek dyskusji. O tzw. consensusie, dogadaniu się. Nawet gdy z chwilowych interesów i potrzeby jakiś kompromis podpisze – to przy pierwszej okazji go wyrzuci do kosza na śmieci i zrobi, co planował wcześniej. Są jeszcze (d) tacy, którzy szczerze coś dobrego chcą dla wszystkich zrobić. Nie z jakiejś misji ani powołania. Niektórzy myślą, że mają np. pewien dług wdzięczności, moralny może wobec kraju. I tradycje polityczne środowiska i rodziny. W zasadzie tych raczej lubię najbardziej. I wierzę im. Tych szlachetnych trudno oskarżać i podejrzewać. No bo, jak szlachetni to skąd mieliby być źli?! Trochę się ich jednak boję. Bo w tej szlachetności mogą zapomnieć o normalności i robić i mnie świętym. A ja świętym nie chce być. Są też jeszcze po prostu (e) politycy-profesjonaliści. Tacy, którzy nie są ani świniami ani świętymi. Po prostu wybrali to jako zawód a nie jakieś powołanie. Chcą tym zarabiać na życie, jak ktoś zarabia pisaniem, liczeniem, malowaniem domów lub obrazów. Po prawdzie to ciężki chleb i im nie zazdroszczę. Płatny dobrze zdecydowanie, ale bardzo niewygodny. Stale pod lupą, stale w lęku, że jakieś tam ośmieszające zdjęcie, wspomnienie kogoś, lub jakieś nagranie się znajdzie. Nie z morderstwa, czy gwałtu, nawet nie ze złodziejstwa – nie, zwyczajnie z jakiegoś pijaństwa, z jakiegoś biegania na golasa po jakiejś plaży, z jakiejś afery miłosnej lub po prostu czysto seksualnej (nie daj boże z afery z innej niż publicznie oświadczona orientacja seksualna!). Już ja tam wolę to bieganie na golasa niż te zarobki profesjonalnego polityka, LOL. Nie muszę nikomu się z tego tłumaczyć. Moja sprawa i koniec.
I powiedziawszy prawdę, to właśnie ci ‘politycy zawodowi’ stanowią olbrzymią większość wszystkich polityków. Nie ci ‘świeci’, nie te zdecydowane ‘świnie’. Większość z tych właśnie ‘zawodowych’nawet tego pewnie nie planowała. Ale się wciągnęli. Adrenalina? Pewnie tak. I łechtana ambicja: wybrali mnie znowu, robię coś dobrze i ludzie mnie lubią, wierzą mi, poznałem dzięki polityce tylu Wielkich Polityków, nawet niektórych monarchów, przywódców religijnych, gwiazdy kina i estrady, znanych artystów, twórców! To musi w końcu imponować. A potem to już trudno wrócić (dla większości) do ‘normalnego życia’. Ostatecznie większość posłów i senatorów nie miała jakiejś ciekawej kariery zawodowej, jakiejś pasji do której mogą wrócić. A pisanie obszernych wspomnień i autobiografii, wykłady i katedry w znanych uniwersytetach dostępne jest dla prezydentów i premierów, bardzo rzadko nielicznych znanych ministrów. Dla przeciętnego posła – nie. Ten przeciętny najczęściej nie ma do czego wracać. Gdyby do polityki nie wszedł pewnie by się w jakiejś firmie dorobił może i lepszej funkcji, pensji. A tak co? Wrócić jako gryzipiórek, sprzedawca w sklepie, księgowy? To już lepiej w tym parlamencie, radzie miejskiej czy powiatowej siedzieć do emerytury. Ludzkie.
Kim są znani nam politycy, w której kategorii ich umieścić? Politycy z kręgu tych obszarów i państw które z praktycznych lub emocjonalnych względów są mi znani i mają wpływ na moje codzienne życie.
Koszula ciału bliższa, więc kilka nazwisk z Kanady – mojego domu przez większość mojego życia.
- Justin Trudeau i w jakiej kategorii? Myślę, że najbardziej pasuje do kategorii ‘d’ (nie, nie dla tego, że do d… – gdyby tak było nie byłby premierem przez trzecią już kadencję). Jego pierwszą kadencję, a zwłaszcza zwycięską kampanię wyborczą można poetycko, ale szczerze i chyba prawdziwie określić okresem nadziei, uśmiechu, dobrej obietnicy. Trudeau mówiący światu: we are back, Canada is back among the just and caring societies. I starał się szczerze. Poza osiągnięciem jego ojca, Pierre’a Trudeau, który przyniósł Kanadzie pełna konstytucyjną niezależność od jakichkolwiek formalnych związków z brytyjskim Parlamentem – nikt w historii Kanady nie podjął tak olbrzymich wysiłków w tylu olbrzymich obszarach polityki, ekonomii, a przede wszystkim historii: wielkie porozumienia z narodami autochtonicznymi, wyzwanie zmian klimatycznych i szereg innych tak w kraju, jak i na arenie międzynarodowej. Widziałem w tym dużą szczerość jego intencji. Rok był 2015, dziś jest 2024. Dziewięć lat w polityce, u steru władzy to jak wiek. Świat się zmienił w tym czasie. Trudeau też. I całe społeczeństwo. Tak Trudeau jak i społeczeństwo zmienili się na gorsze. Wszystko zaczęło się od pandemii. Otworzyła wrota dla zalewu obrzydliwego populizmu i egoizmu społecznego. Nie tylko w Kanadzie – ale w Kanadzie było to wyjątkowo zauważalne. Pewnie dlatego, że ja w Kanadzie mieszkam tak mi się pewnie wydaje, bo obrzydliwy populizm, który jest tylko milimetry od faszyzmu zalał wielkie obszary wielu państw i kontynentów. Do tego oczywiście doszedł jeszcze ‘trumpizm’ – czyli goebelsowska metoda powtarzania każdego wygodnego kłamstwa tak długo, póki tłumy w nie uwierzą. Ostatnią refleksją po dziewięciu latach Trudeau jest … zmęczenie. Zmęczenie samego Trudeau, w którym rzadko już można zobaczyć jego szczery entuzjazm. A co gorsze dla niego – zmęczenie całego społeczeństwa Justinem. Dziewięć lat to naprawdę długo. Wyrosło pokolenie, które pojęcia nie ma (jaki normalny chłopak czy dziewczynka w wieku dziesięciu lat zwraca uwagę na nazwiska premierów czy ministrów?!), kto to był Harper, Dion czy Chrétien. Alternatywa w Kanadzie wobec Trudeau to Singh z NDP (New Democratic Party) – odmiana europejskiej socjaldemokracji lub Poilievre od Konserwatystów. Najlepszym wyjściem dla Liberałów Trudeau byłaby formalna koalicja z Singhiem socjaldemokratów. Dla Kanady chyba też. Ale populizm robi swoje i jeśli takiej koalicji nie będzie (w Kanadzie tradycje rządów koalicyjnych są bliskie zera) to wygra chyba Pierre Poilievre.
- Jagmeet Singh, lider NDP. Mam problemy z zaliczeniem go do kategorii jakiejkolwiek. Prawdziwej wizji nie pokazał (tak, jak pokazał jego poprzednik, niezapomniany Jack Layton, który należał chyba zdecydowanie do kategorii ‘a’). Myślę, że najbezpieczniej jest go zaliczyć do kategorii ‘e’.
- Pierre Poilievre, lider Konserwatystów. Tu nie mam najmniejszej wątpliwości. A jeśli ufać sondażom, to jestem w zdecydowanej mniejszości. Moja absolutnie pewna kwalifikacja Poilievre to kategoria ‘c’ – najniebezpieczniejsza: wredny ideolog, oszust polityczny i kłamca.
Na szczęście nie znalazłem w Kanadzie ani jednego znaczącego polityka federalnego z kategorii ‘b’ – oszustów i złodziei. Politykami prowincjonalnymi zajmować się tu dziś nie będę.
Natomiast znalazłem takiego w tej wielkiej i potężnej Hameryce czyli Stanach Zjednoczonych – Donalda Trumpa. To nie ideolog, nie demagog. Po prostu złodziej i oszust. To wszystko, wyjaśniać nie będę.
Temat USA więc:
- Joe Biden, Prezydent. Kategoria? Zdecydowanie i bez namysłu (jak większość polityków amerykańskich) ‘e’ – polityk profesjonalny. Pierwszy raz w Senacie znalazł się w 1972, pięćdziesiąt lat temu. Zresztą Senat USA ( w mniejszej wersji i Kongres) to dożywocie lub kara śmierci. Przeciętna wieku tam to ile? 90, 110 czy 150 lat? A pogrzeby urzędujących senatorów wydają się po prostu czymś notorycznym. Czy ma jakaś wizję? Może miał ale zapomniał, a jakby ktoś mu z notatek dawnych spisał – to by nie odczytał, bo za mały druk, a wzrok nie taki. Z wielkim żalem moja pozytywna opinia o nim (ostatecznie pokonał Trumpa i wszyscy odetchnęliśmy na jakiś czas) wyparowała w związku z postawą wobec wojny izraelskiej. Biden jest współodpowiedzialny zbrodni ludobójstwa na Palestyńczykach. Jest jedynym, który mógłby dać Netanjahu wręcz ultimatum. Jedynym, który może mieć decydujący wpływ na politykę izraelską. I świadomie tego nie robi. Nie wiem czy z bardzo silnego lobby izraelskiego w Waszyngtonie, czy z przyzwyczajenia do starej doktryny amerykańskiej, która czyniła z Izraela fort zabezpieczający Bliski Wschód przed zalewem komunizmu ZSRR? Może trzeba by mu ktoś przypomniał, że rok jest 2024, a nie 1994. Nie ma Nasera, nie ma Husajna (są za to zgliszcza Iraku po tej idiotycznej i kompletnie zakłamanej agresji amerykańsko-brytyjskiej). Ani Egipt ani monarchie arabskie zdecydowanie o komunizmie nawet nie śnią (chyba, że w formie koszmarów). No i Syria leży w gruzach. I długo się z nich nie wygrzebie. Iran? Iran nie ma zamiaru prowadzić otwartej wojny z Izraelem. Iran to stara Persja, po Chinach i Japonii chyba ostatnie starożytne imperium, które chce zachować swoje dziedzictwo. Ale to nie imperium XXI wieku i takich ambicji nie ma. Chce być ważnym graczem i ważnym państwem w swoim regionie, bez globalnych ambicji. Atak odwetowy na Izrael (zapowiedziany z dokładnością godziny aby i Izrael i flota USA w tej okolicy mogli się dokładnie do tego przygotować) był jedynie publiczną manifestacją siły i oczekiwaną odpowiedzią na wcześniejszy zamach izraelski na irańską ambasadę w Damaszku. W wyniku tego zamachu izraelskiego zginął jeden z głównych dowódców i budowniczy całych sił zbrojnych Iranu wraz z dwoma innymi irańskimi generałami oraz inni wojskowi i dyplomaci irańscy. Było nie do pomyślenia, że Iran nie będzie wręcz zmuszony do militarnej odpowiedzi. Ale wbrew mojej opinii, że Biden jest współwinny ludobójstwa w Palestynie – jego kategoryzacji nie zmienię. To polityk zawodowy dodatkowo kompletnie uwikłany w matnię imperialnej polityki amerykańskiej. Co jest kolejnym paradoksem, bo Ameryka jest mocarstwem gwarantującym światowy, globalny pokój. I jest zdecydowanie państwem demokratycznym.
- Nancy Pelosi – była Liderka Kongresu USA i pierwsza kobieta na tej funkcji (lider Kongresu jest trzecią osobą w państwie w sukcesji do objęcia Prezydentury w sytuacji niemożliwości wypełnienia tej funkcji przez v-ce prezydenta). Moja kategoryzacja jej jako polityczki to obszar międy literami ‘d’ i … ‘a’. Tak, wiem, że pierwszy raz daję tu ‘a’. To za jej olbrzymi wysiłek i wiarę w przewagę dobra nad złem, uczciwości nad malwersacją w dwóch nadzwyczajnych momentach historii USA – rozpoczęcia procesu impeachment przeciw Donaldowi Trump, gdy był prezydentem i u szczytu władzy oraz silny i zdecydowany protest dekadę wcześniej przeciw wojnie amerykańskiej w Iraku. To za to, gdy tłum rozwścieczonych zwolenników Trumpa zaatakował budynek Kongresu, niektórzy z nich planowali zamordowanie Pelosi. Wykazała wówczas więcej odwagi cywilnej i wiary w demokrację niż większość mężczyzn Kongresu i Senatu USA. Również obecnie, mimo że już autentycznie bardzo sędziwa, wyraźnie i publicznie potępiła reżym Netanjahu i stanęła po stronie niewinnej ludności palestyńskiej. Niezbyt często spotykany przykład praktycznej idealistki.
- Chuck Schumer, obecny lider większości (Demokraci)w Senacie USA. Zdecydowanie kategoria dobra – ‘d’. To on był tym, który wspomagał Pelosi w przeprowadzeniu procesu impeachment Trumpa. Będąc amerykańskim Żydem zachował się bardzo godnie publicznie apelując do Izraelitów o usuniecie Netanjahu z premierostwa i postawienie go przed Sądem Najwyższym Izraela. Tacy politycy jak Schumer są bardzo nielicznym plemieniem ludzi, którzy ogólnoludzką godność i bezpieczeństwo stawiają powyżej własnej plemiennej przynależności.
- Ostatni z USA to obecny lider mniejszości (Republikanie) w Senacie – Mitch McConnell. To on, udając niezależnego świętoszka (często istotnie w sposób molierowski) bronił zaparcie Trumpa przed prowadoznym przez Pelosi procesie impeachment. I to on obecnie, kiedy już nie musi, nie pozwala na krytykowanie obecnego kandydata Trumpa. A nie musi. Senatorem jest już czterdzieści lat. Sam ma osiemdziesiąt. Dokładnie tyle samo, co Biden. Czas już zacząć pisać pamiętniki. Póki nie zapomni, co robił 30 lat temu (prócz tego, że był senatorem, LOL). Zastanawiam się czy jestem może gerontofobem, kimś kto prześladuje ludzi starych. Nie, raczej nie. Wiekowo już mi bliżej do nich niż do młodych. Poza tym mają olbrzymi zapas mądrości życia. Ale przywódcami państw już być nie powinni. To wymaga już nie tylko mądrości (bo o dobrą radę zawsze starszych spytać można) – to wymaga olbrzymiej staminy fizycznej, zwłaszcza w okresie kryzysu. A jesteśmy chyba w dekadzie kryzysu na całym świecie. Może nawet wieku kryzysu.
- Sporo to powiązań politycznych z Izraelem. Więc jedno nazwisko wymienię. Wieloletniego i obecnego premiera Izraela, Benjamina ‘Bibi’ Netanjahu. Tak, tego który ponosi największą odpowiedzialność za tragedię, która dzieje się cywilnej ludności palestyńskiej. Dzieciom, kobietom. Tragedii, która wyraźnie nosi cechy ludobójstwa, etnicznej czystki. To on też, zdaniem moim, ponosi olbrzymią odpowiedzialność za ten okrutny napad terrorystyczny Hamasu na nadgraniczny szetel Be’eri i miasto Sederot (ten dystrykt Izraela znajduje się na terenach palestyńskich okupowanych zbrojnie przez Izrael). Hamas napadł i wymordował setki ludzi a winny jest izraelski premier? Jak to możliwe? Oczywiście bezpośrednio odpowiedzialni za ten krwawy atak to palestyńskie ugrupowanie polityczno-militarne Hamas. Tu nie może być jakiejkolwiek wątpliwości. Ale nie ma też wątpliwości, że pewną moralną, a zwłaszcza polityczną odpowiedzialność ponosi rząd Izraela. Jak to jest możliwe, że uzbrojone po zęby państwo izraelskie z jedną z najlepszych i najbardziej bezwzględnych służb wywiadowczych do tak zmasowanego ataku dopuścił? Netanjahu był pod presją kolejnego już kryzysu gabinetowego. Widmo utracenia fotela i miejsca na ławie oskarżonych własnego Sądu Najwyższego unosiło się nad jego głową, jak czarna chmura. A co gdyby jakaś awantura większa niż nużące ale w sumie prawie nieskuteczne domowej roboty ‘katiusze’ Hamasu, się wydarzyła? Bezwzględnie uwaga wyborców izraelskich skupiła by się na tym zagrożeniu i ‘wielki obrońca’ Netanjahu mógłby w zdecydowanej akcji odwetowej wypaść na bohatera? W Tel Awiwie i w Jerozolimie witano by go, jako wybawcę a nie malwersanta. Czy zbyt daleko dymam? Może. Nie wiem. Ale wiem, że w polityce wszystko się zdarzyć może. Odstawmy gdybanie. Wróćmy do kategorii politycznych.
Wiec Netanjahu – kategoria bezwzględnie ‘b’ i zdaje się ‘c’. Obie na samym dnie ocen moralnych i politycznych.
Jeśli nawet pominę niewyobrażalna tragedię palestyńską, Netanjahu i tak staje w jednym szeregu z węgierskim Orbanem i jemu podobnych. Faszyzujący populista i bezwzględnie malwersant finansowy. Trochę przypominający ekipę Ziobrów, Objatków i Kurskich herszta Kaczyńskiego.
- Polityczno-militarni przywódcy Hamasu (nie wymieniam nazwisk bo te i tak mało są znane w popularnym przekazie medialnym i nic przeciętnemu widzowi-czytelnikowi nie mówiące). Nie, nie uznaje ich za ‘bojowników o wolność ‘Palestyny i Palestyńczyków. Uznaje ich za terrorystyczną organizację religijną. Organizację, która terroryzuje nie tylko Żydów ale i Palestyńczyków. Nawet może głównie Palestyńczyków, bo Żydów przynajmniej bronią silne i sprawne policja, służby bezpieczeństwa i armia. Palestyńczyków w Gazie nikt przed terrorem Hamasu nie broni. Hamas to zdecydowanie kategoria ‘c’. Bezwzględni i nieustępliwie ideolodzy. Dla idei wszystko można poświęcić i każdą zbrodnie sobie wytłumaczyć. Nie posiadają moralnych hamulców. A ideologia religijna to jeszcze bardziej uwypukla , umacnia w ortodoksji.
Na terenie Bliskiego Wschodu moją kategoryzację zamknę, bo obszernością tekstu przekracza ramy blogu autorskiego. W następnej części zajmiemy sie obrzeżem Europy, które ma olbrzymie znaczenie dla świata, a przez wieki graniczyło z Rzecząpospolitą I , II, okresem PRL i III, czyli Rosją. Po Rosji wrócę do Polski. I jej obecnych polityków.