Bogumił Pacak-Gamalski
Pytanie o to czym jest wiersz i kto to jest poeta jest i przewrotne trochę i dziwne nieco. Dziwne zwłaszcza gdy zadane przeze mnie – tego, który wielokroć starał się tę sprawę wyjaśnić sugerując, dość arbitralnie, co to jest za zwierz ‘wiersz’ i kim jest ten, który go pisze. A zaiste, bez argumentowania w nieskończoność, odpowiedzi na te pytania jest multum. Tak, jak wiele jest poetyk. Ale pytanie mimo to zadaje, bo adresatem jest poeta, któremu ufam i który bez cienia wątpliwości z mojej strony wie co jest, a co nie jest poezją. Pan Andrzej Busza.
A pytanie jest wpisane w kanwę opisu bardzo specyficznego i wyjątkowego wydania – zeszyt poetycki wydany w bibliofijskiej edycji ledwie 75 numerowanych egzemplarzy – “Niepewność’. Poświęcony był całkowicie serdecznemu przyjacielowi Andrzeja Buszy, jednemu z najpopularniejszych poetów polskich zamieszkałych w Kanadzie w latach po 1945.
Pytanie
Drogi Panie
Andrzeju
Poeto doctus
Czy jest łatwiej pisać
w młodości dociekliwej,
z torbą wypchaną tomami
wiedzy i mądrości wieków
przerastającej wiek własny?
Czy w późnym wieku,
kiedy się wie ile się nie wie?
A może zwyczajnie,
po prostu,
wie się tylko tyle,
ile można unieść w sercu?
Czy pamięć wieków
ważniejsza jest
od pamięci chwili?
(B. Pacak-Gamalski, 2024)
Pisanie wierszy, bycie poetą – co to w zasadzie znaczy? Skąd bierze się ta potrzeba, ta siła, która pcha cię do pióra? Są poeci, którzy piszą dużo, bardzo dużo. Mają zastępy czytelników, którzy na nich czekają, rzędy recenzentów, którzy dzięki nim istnieją, żyją. Ba – tacy, którzy uważają, że dana im była misja opisu losu człowieka, jego fatum, sensus vitae.
I są poeci, którzy nie piszą często, czasem tylko publikują. Wiersz jest dla nich rozmową intymną z jednym czytelnikiem. Tak, jak przyjaciel rozmawia z przyjacielem przy herbacie, koniaku czy kawie.
Takim poetą wydaje mi się jest Andrzej Busza – wybitny mistrz strofy i i błyskotliwy znawca literatury. Ktoś, kto pewnie byłby doskonałym filozofem, bądź historykiem filozofii. Karierę (słowo to brzmi – przyznaję – bardzo niestosownie i brzydko w tym temacie) zaczynał w Londynie w tamecznym kręgu emigracyjnym, w miesięczniku „Kontynenty” i „Merkuriuszu” w latach 1947-1965. Obok swego serdecznego przyjaciela, Bogdana Czaykowskiego, z którym wspólnie po 1965 emigrowali do Kanady i w konsekwencji osiedlili się na stałe w Vancouverze nad Pacyfikiem. Obaj otrzymali posady na Uniwersytecie Kolumbii Brytyjskiej. Busza obronił tam pracę doktorska i był przez długie lata profesorem literatury angielskiej i cenionym znawcą Conrada oraz komparatystą.
Przeglądam i czytam teraz maleńki zeszyt poetycki Buszy wydany w 2013 nakładem Polskiego Funduszu Wydawniczego w Toronto – „Niepewność”[i]. Wiersze w tym zbiorku Busza dedykował zmarłemu w 2007 Bogdanowi Czaykowskiemu.
Poza ‘Zabawą w metafizykę’, który autor napisał po polsku, pozostałe wiersze powstały w jęz. angielskim, a tłumaczyli je Roman Sabo i Beata Tarnowska. Wiąże się to z jego decyzją zaprzestania twórczości w języku polskim. Decyzją, która konsekwentnie oddaje i jego skromność, ale i dążenie do doskonałości. W pewnym momencie doszedł do wniosku, że jego znajomość polszczyzny zubaża się i pozostaje odcięta od żywego języka i jego zmian w Polsce. Nigdy tej jego decyzji nie uznałem za ani konieczną ani właściwą i kiedyś mu przed wielu laty o tym mówiłem. Naturalnie opinia moja nie ma tu znaczenia, chciałbym jedynie podkreślić, iż była bardziej jego dążeniem do doskonałości językowej niż do domniemanych braków. Jak moi czytelnicy wiedzą wyznaję zasadę ‘poetyckiego udomowienia’ języka używanego we własnej twórczości. Naturalnie to wątek poboczny i z tekstem tym mający niewiele wspólnego.
„Niepewność” Busza zaczyna wierszem idealnie nadającym się do zbioru dedykowanego Czaykowskiemu. Któż lepiej niż autor „Okanagańskich Sadów”[ii] by ten wiersz pochwalił a może nawet z przekorą by spytał: Andrzeju – czy przypadkiem nie napisałeś jednego z moich wierszy?
Ten wiersz to wypisz-wymaluj styl poetyki właśnie Bogdana Czaykowskiego – przyjaciela Buszy, któremu ten tomik Busza dedykuje. Mógłby to być wiersz narodzony w szuwarach jezior okanagańskich, mógłby być nawet gdzieś z rozlewającej się szeroko delty rzeki Fraser za New Westminster, pod Vancouverem. A nie jest – jest zapowiedzią podróży erudyty kunsztownie zapowiadającego wejście w światy Kosmosu, ciemności i jasności. Światy, gdzie nieprawdopodobne jest możliwe. Cały ten fragment zapisany jest w stancy przedostatniej:
W załomie skały wbity kawał marmuru – na nim wyrzeźbiony
Znak: mały wąż i dwie linie proste połączone poziomo.
Kiedy zwierz mija popękany kamień, na lśniącą wodę pada czarny cień.
(…)[iii]
Ten wiersz jest a’la rebusem, ale może też być odczytany, jak echo powieści „À rebours”[iv] – westchnienie estety do świata idei, sztuki, Złotego Wieku piękna. Skąd, dlaczego?
Ano, już drugi wiersz pt. ‘Ósmy dzień’ tłumaczy tu wszystko. Bo prawda, że pierwszy był miły, prosty, łatwo (?) czytelny. Z pozoru. Bo tu nagle i palimpsest, i Paradox Olbersa.
A współczesny czytelnik nie musi rozumieć dlaczego Oscar (w domyśle: Wilde) jest porównywalny do palimpsestu kulturowego (zakładając, pewnie zbyt naiwnie, że wie iż ‘palimpsest’ to zapisywanie nowego tekstu na już istniejących oryginałach/kopiach). Może się mylę.
Ale Paradox Olbersa? Mimo, że o tym astrofizycznym wyjątku pisał i tłumaczył go sam Edgar Alan Poe w prozie poetyckiej „Eureki”. No, bo faktycznie niby czemu jest ciemno nocą, przy milionach gwiazd potężniejszych od naszego słońca, które emitują światło non-stop?
Więc czy Busza jest trudnym poetą w tym zbiorze wierszy? Może chwilami jest. Ale te chwile warte są głębszego zastanowienia, może nawet poszperania w źródłach. Może i u niego zdarza się, że wiersz jest rozmową indywidualną z pojedynczym czytelnikiem? Czytelnikiem, któremu się zawierza, że metafory odczyta? A przede wszystkim, że wiersz zrozumie. I wydaje mi się, że jest możliwym – choć to przypuszczenie obrazoburcze – zrozumienie wiersza bez konieczności zrozumienia każdego odniesienia kulturowo-filozoficznego.
Całość jest zresztą wkomponowania właśnie w tą rozmowę i odpłynięcie w świat cienia jego bardzo bliskiego przyjaciela, któremu ten cykl wierszy poświęca.
Busza potrafi. Mimo, że nie jest, zdaniem moim, parnasistą. Rozumie skalę siły prostego słowa, które ma moc i jędrność bezpośrednią. Jak w wierszu ‘Zabawa w metafizykę’. Zrywa, jak zakochany młodzieniec, stokrotkę i robi znaną wyliczankę z odrywanymi kolejno płatkami. Ale tu chodzi o metafizykę, więc wyliczanka ma charakter metafizyczny:
Bóg jest
Boga nie ma
(…)[v]
I kończy smutną, człowieczą konstatacją:
W palcach
została łodyżka
i okwiat ogołocony
Bodaj najpiękniejszym, najczulszym i bardzo personalnym, więc i bolesnym utworem jest ‘Letnia elegia druga’.[vi]
Druga zwrotka to zaś wręcz zimny skalpel szpitalnego krajobrazu. Opis ostatniego momentu, ostatniego ‘kęsu powietrza’. Ale zaraz dodaje, by uniknąć pułapki turpizmu:
a przecież zawsze oddający hołd yoni świata
czule jak Keats[vii]
Czwarta, średnicowa zwrotka jest powrotem do lirycznej poetyki Czaykowskiego:
Wiersze jego rosły jak liście na drzewach
oczarowane miłością i pięknem
(…)
Z takim epilogiem:
Dwa kolejne wiersze (‘Podróż’ i tytułowy ‘Niepewność’[ix]) są rozwiązaniem odniesienia do Paradoksu Olbersa – alegoryczności kosmologii wędrówki duszy ludzkiej; z jasności do cienia i mroku, który jest też światłem.
Podsumowaniem tomu jest wiersz ostatni. Bolesny, bez szansy na pomyłkę, że może to sen, może to nieprawda, może przyjaciel zadzwoni jutro …. I zadzwonił w wierszu ‘Łazarz’. Wierszu tragicznym, ale bez sztywnych wzorów tragedii greckiej. Przeciwnie, wiersz jest chwilami prawie krotochwilny, szelmowski omal. Przyjaciel dzwoni z opowieścią o dziwnym zdarzeniu[x], jakie go spotkało po wcześniejszym wspólnym spotkaniu na piwie. To historia umierania zamknięta w kapsule skróconego czasu. Ale nie jest to historia bólu, przerażenia, żalu, tęsknoty bolesnej. Nie – to historia ciekawości poznania co niepoznawalne. Co jest wtedy i tam, po tej drugiej stronie życia. Jakby potknął się o kamień, upadł i zaczął obserwować, niezauważalny z pozycji pionowej, świat maleńkich istot w trawie. A jest, jak zapowiadano we wszystkich ważniejszych księgach Religi Bliskiego Wschodu, wesoło, jest napitek, jest Marta i Maria i ‘radosne okrzyki La Chaim i Mazel Tov’[xi]. Ale przyjaciel czuje się w tym zgiełku nieswojo:
Im radośniejszy taniec
Weselsze śpiewy
Tym bardziej czuję się nieswojo
Wymykam na dwór
Czarne jak smoła niebo
Usiane gwiazdami
Rozkręca się
(….)[xii]
Czy winny jestem tu jakiegoś epilogu, pewnego wyjaśnienie? Nie. Pewne rzeczy, pewne odczytania muszą na zawsze pozostać tylko w wyobraźni czytelnika. To już jego prerogatywa. Nie wolno narzucać interpretacji adresatowi poezji, jakim jest tylko indywidualny odbiorca poezji. Jeśli można użyć jakiejś analogii niech będzie ona taka: poeta jest rodzicem wiersza, gdy wiersz wejdzie w świat znajdzie czytelnika, to ten staje się jego partnerem, współmałżonkiem i pępowina jest przecięta. Na scenie Sztuki, tak jak na scenie Życia, role są wyraźnie podzielone. Błazen jest błaznem, a król jest królem.


[i] Z serii bibliofilskiej PFW, wydano 75 autoryzowanych egzemplarzy. Mój egzemplarz ma numer 47.
[ii] ‘Okanagańskie Sady’, B. Czaykowski; Wyd. Dolnośląskie, Wrocław, 1988; ISBN 83-7023-633-2
[iii] Pierwszy wiersz Zeszytu: „Sielanka”, s.5
[iv] „A rebours”, Joris-Karls Huysmans
[v] s. 8 „Niepewności”
[vi] s. 9, ibid
[vii] ibid, l. 7 i 8
[viii] ibid
[ix] s.11 i 13
[x] W dwudziestu dwóch linijkach opowiada historię długich tygodni choroby i własnej śmierci ściśniętą do jednego jakby dnia (s.17)
[xi] ibid; s.18, l.14 i 15
[xii] ibid