Bogumił Pacak-Gamalski

Children are amazing people! Throngs of beachgoers are squeezed next to ech other on the sandy beach – but a child knows better: what could be more magic than playing in a mud in little stream rushing toward the ocean? Child imagination dwarfs imagination of an adult.
Dzieci są niesamowite! Tłumy plażowiczów ściśnięte na słonecznej plaży niby złote sardynki w puszce z olejem. Ale wyobraźnia dziecka pracuje inaczej – cóż może być wspanialszego niż położyć się w ciepłym błotku strumienia spływającego wartkim nurtem do oceanu? Tam dopiero cuda można sobie wyobrażać.





Kolejny przystanek mojej podróży pożegnań z Nową Szkocją. Tym razem do miejsca wyjątkowego. Ostatni raz byłem tu chyba około trzy lata temu. A jeździłem często i John ze mną jeździł póki zaczął unikać i szukać wymówek lub namawiać mnie bym pojechał w taki dzień, gdy on pracował. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że większe wędrówki zaczynają mu już sprawiać bariery niemożliwe do pokonania.
Na szlaku od plaż ku skałom miałem takie ‘prywatne małe poletko skalne zawieszone ponad ścieżką. Na tym poletku, o odpowiedniej porze roku, rosły poziomki i jagody. I znosiłem mu cierpliwie czekającemu pełne garstki tych cudowności. Oponował naturalnie niby oburzony, gdy mu kazałem otworzyć usta i sypałem do nich z mojej dłoni słodkości. Oponował – ale zjadał, LOL. Wiedział, że robi mi tym przyjemność. Takie nasze idiosyncrasies urocze. Tylko pilnował by nikt, broń Boże, akurat nie przechodził i nie było świadka, że je świeże, niemyte owoce i to prosto z mojej ręki! Potem dochodziliśmy do małej plaży nudystów (tu już nawet nie sugerowałem by się rozłożyć i popływać przed skalna wspinaczką. Ostatecznie zbyt dobrze się znaliśmy – to by był koniec wycieczki i basta, LOL). Tyle lat w Vancouverze i plaże tam (w tym dwie nudystów, jedna popularna koło Uniwersytetu) – ale mowy nie było by nago w biały dzień się pokazał. Wracając do Nowej Szkocji – za tą plażą zaczynała się wspinaczka przez wąskie ścieżki kosodrzewiny i przez potężne, zawieszone nad szalejącym Atlantykiem skały i głazy. Nigdy nie szliśmy razem aż tak daleko, jak ja samotnie. Ale nie potrzebowaliśmy. Piękno widoków i krajobrazu mógł docenić i zachwycić się nim na tym odcinku, jaki robiliśmy. Chodziło o to, by to była dla nas radość i satysfakcja, a nie coś wymuszonego. I tak szliśmy daleko, dalej niż większość turystów i miejsc kompletnej prywatności nie brakowało bym i ja mógł smakować te jagody i poziomki z jego ust …
My next stop on the journey of saying ‘goodbye’ to Nova Scotia, our Nova Scotia. Mine and John’s. The last time I was here, I think, was about three years ago. I love that spot. The only beach and long hiking trail on western side of Halifax. We used to go there together, whenever it was possible and when it was possible. Our hike was usually shorter than my solitary were – but long enough to fully appreciate the wild beauty and majesty of massive rocks and boulders and the unrelenting power of the ocean below.


On the way to the rocky trail, pass the beaches and people I had a small secret meadow full of wild strawberries and blueberries. If it was in season I would go there and John would wait on the trail till I come back with both fists full the sweetness of the berries and empty them into his mouth. He pretended to be offended by it … but ate them, LOL. We had to make sure that there was no one approaching on the trail. Heaven’s forbid someone would see him eating fresh fruits and from someone’s hands! He like it, though. Maybe not as much the fruits (John wasn’t really an aficionado of fresh fruits) as the fact that he can make me smile and be happy. Our little idiosyncrasies. Next on the trail was a tiny nudist beach. No, I knew better – didn’t even ask him to stop and go for swim before the hike. Naked in public, beach or no beach?! That would be the end of the walk and the trail, no question asked. I knew what I can ask him of, and what I should not. Idiosyncrasies is one thing and disrespect is another. The true trail started right past that beach. Narrow and easily lost, covered with rocks and roots, often very wet and muddy from numerous tiny creeks rushing toward the ocean. Eventually you got to walkable huge slabs of rock and the amazing view of the majesty and power of the Atlantic. It truly is something to behold. We never went that far, as I venture sometimes, but far enough to absorb the atmosphere, the enormity of nature. And there, on these rocks, far enough from typical tourist or beachgoer, I would find a spot invisible to anyone, secluded … and have my way with the wild strawberries and blueberries off his lips!
Below, pictures from yesterday – poniżej zdjęcia z wczorajszej wędrówki








































Widoczna na zdjęciu latarnia morska na wyspie Sambro, która jest ‘bramą’ to wejścia do portu Halifax jest najstarsza latarnią morską w Północnej Ameryce i do dziś operującą.
Pictures of the Sambro Island and the lighthouse remind us that it is the first lighthouse built in North Americas and it is still operational.















































































































































































































