Clam Bay Beach – north of Jedorre – na Wschodnim Wybrzeżu Nowej Szkocji

Clam Bay Beach – north of Jedorre – na Wschodnim Wybrzeżu Nowej Szkocji

Dziś trochę dalej samochodem szosą nr.7, z Halifaksu aż za Martinique Beach – w kierunku rzeki Tangier. Kiedyś już wspominałem, że tych nazw prawie tropikalnych tu sporo. Co latem nie dziwi. Tylko latem, naturalnie.

Ale dziś do plaży, na której nigdy nie byłem – a wydawałoby się, że byłem tu na każdej przez te sześć lat. Ta jednak z bardzo długim i skomplikowanym dojazdem bocznymi drogami. Jeśli już mijałem Musquoboit Harbour – to po prostu prałem dalej, do końca prawie, na ukochaną plażę Taylors Head Beach tuż za Spry Bay.

Więc tym razem zdecydowałem tą jednak poznać. Głównie dlatego, że mimo tych wielokilometrowych wąskich nitek szos w dół, do oceanu – to i tak o ponad połowę bliżej niż Taylors Head.

Jak ją opisać? Po prostu, prawdziwie. To Północna Polinezja. Te dwa słowa wydają mi się oddawać najlepiej charakter tej mało znanej plaży. Te dwa, lub może nawet tylko jedno: bajka.

Już końcowy dojazd wąską, krętą drogą wśród lasów i rozsianych rzadko malowniczych gospodarstw, nadaje tej wycieczce charakter bukoliczny.  

Plaża z cudownym szerokim i wielokilometrowym pasem drobnego, jak mąka piasku przypomina nieco właśnie tą w Taylor Park. Tylko przez fakt, że jest bardzo szeroką zatoką i całkowicie otwartą na ocean – ma duże fale nieustannie podpływające na brzeg. Co mnie naturalnie od razu ucieszyło. Pływanie w falach raduje mnie najbardziej. W przeciwieństwie do większości plaż, zejście z wody płytkiej do głębokie jest bardzo łagodne i bardzo długie. W zasadzie jest to sam w sobie niezły spacer i daje czas ciału na oswojenie się z szokiem temperatury (o ciele to jeszcze trochę potem powiem, LOL). Gdy jednak dojdziesz gdzieś do pół-pasa, to jużeś przepadł, już nie uciekniesz. Jeśli nie pierwsza, to na pewno druga fala cię zimnymi ramionami obejmie całego! Wtedy to już lepiej pływać z tymi falami niż być targany nimi w tę i we wtę.

Pierwszy dzień lata kalendarzowego i słonce sprezentowało temperaturę sierpniową. W Europie na takiej plaży byłoby tysiące ludzi. Tu dziś naliczyłem, ok.  … trzydziestu. Pewnie byłem jedynym nie lokalnym. No i ta temperatura iście sierpniowa była na plaży, na lądzie. Królestwo Posejdona ciągle zimne i mroziło stawy nóg. Ciało ludzkie jest jakieś dziwne, a że mężczyzna też czasem bywa człowiekiem, więc i moje jak rozkapryszona kobieta. Najpierw wrzeszczy, gdy zanurzam się po szyję: szaleju się idioto obżarłeś?! Wracaj mi zaraz na plażę z tej lodówki albo nogi zabiorę i razem na plażę uciekniemy, a ciebie niech te fale gdzieś w głębiny pociągną. I nie wiem czy żarty to, czy groźby prawdziwe, więc na wszelki wypadek wracam i siadam w słońcu na składanym krzesełku. Słońce grzeje. Nieźle. To ciało zaraz odwrotną litanie śle: czy ty myślisz, że ja to jakaś krewetka, którą w oleju na tej plażowej patelni będziesz smażył?! Wracaj mi zaraz do wody lub udarem cię draniu zabiję!  No tak – rozkapryszona kobieta, której nie sposób dogodzić. Więc kończę pisać i wracam do fal.