Pomarańczowy pajac – lub po prostu … Trump

Wybory prezydenckie w USA były szokiem dla wszystkich. Poza Amerykanami, naturalnie. Bo gdyby były dla nich szokiem – znaczyłoby, że kompletnie nie znają swojego własnego kraju. Tak, my w reszcie świata byliśmy, jak by to powiedzieć – zamurowani? zdumieni?  Tylko czy powinniśmy? Chyba nie. Zawsze staramy się Amerykę (zwłaszcza w Polsce, no bo i prezydent Wilson, i Kennedy, i Reagan i ogólnie trauma pokoleń post peerelowskich) w Europie widzieć z wielką sympatią. Ta Statua Wolności, ta pełna demokracja, hippisi. I temu podobne polne kwiatki. Taaa… a juści. Figa z makiem i tyle. Statua to prezent z Francji; hippisów i tych z Flower Generation amerykańska policja tłukła pałami, że aż furczało. Tak, jak porządni Amerykanie po uwolnieniu biednych niewolników z plantacji – zatrudnili ich jako gosposie, sprzątaczki, szoferów, pucybutów, śmieciarzy. Tak, tak, nie musieli mieć własnych samochodów, przecież wolno im było używać komunikację miejską. Oczywiście w odpowiednich miejscach z odpowiednimi napisami Nur für Schwarze (po angielsku naturalnie, bo porządne amerykańskie chłopy i baby języki obce niespecjalnie znają …).

Złośliwy trochę jestem? Nieee, gdzie tam. Tyle, że unikam być naiwnym. Zawsze chciałem ich lubić i szanować. I zawsze w łeb jakąś pałą symboliczną dostałem za taką ochotę (choć i zimną lufę rewolweru policjanta amerykańskiego na karku kiedyś na Florydzie poczułem). Ameryka to nie Njujork, ani Sanfrancisko, ani Losandżeles, proszę szanownej niezbyt rozgarniętej publiki. Proszę mi uwagi na literowanie nie zwracać. Piszę po polsku, nie po angielsku, więc muszę wam pisać po ludzku, byśta zrozumieli. Wiadomo, Polacy to Europejczycy, więc niezbyt rozgarnięci. Trzeba kawę na ławę. Nie to, co w pępku świata – czyli wspaniałej Hameryce.

Więc ta wspaniała Ameryka poszła do urn wyborczych i wybrała swojego chłopa. Niby on sam z Nowego Jorku oryginalnie – ale mówi ich językiem i mówi, że jest taki jak oni. Ci z Florydy, z Georgii, z Arkansas, z Minnesoty, z Utah. Z tych wszystkich miasteczek i gmin, gdzie durny sklepikarz, sprzątacz w lokalnym Wallmarcie, i ‘hamburger flipper’ w MacDonaldzie wie, że jest obywatelem najwspanialszego i najmądrzejszego narodu na świecie. Bo Amerykanie to naród, głęboko w to wierzą i jakiekolwiek banialuki o etnicznym rodowodzie narodów, to gadanie, jak woda po deszczu. Chlup, chlup i guzik z tego chlupania.

Ameryka to naturalnie też NASA, to kilka jednych z najlepszych na świecie wielkich uniwersytetów. A dalej … dalej to setki uczelni, które są na niewiele lepszym poziomie niż dobra szkoła średnia w Europie. To też rzeczywistość. Taka bardzo rzeczywista, namacalna, widzialna, słyszalna.

O wyborze prezydenta w USA (to dość adekwatne do innych krajów i ich lokalnych wyborów – w Polsce też) nie decydują absolwenci Uniwersytetu Massachusetts ani Harvard. Decydują miliony Amerykanów, którzy nie mają pojęcia, gdzie jest Malta, jak nazywa się stolica Rumunii lub Bangladeszu, gdzie jest wielka Turcja, jak nazywa się stolica Ukrainy lub Szwecji.

Więc wybrali Pomarańczowego Pajaca. Tyle, że to pajac nie z wesołego objazdowego cyrku. To pajac z hollywoodzkiego niebezpiecznego horroru. Złośliwy maniak-psychopata.  Donald Trump.

Udawał ze swojej milionerskiej posiadłości w Mar-a-Lago, że jest jednym z nich: zwykłych, przeciętnych Amerykanów z karabinem maszynowym przewieszonym przez ramie, jak jakiś łuk Robin Hooda. Amerykanów, którzy wychowani są w micie nienawiści do podatków i ograniczania jakiegokolwiek ich wolności. Pamiętają skąd się wzięli (historycznie, nie etnicznie),  właśnie jako protest wobec podatków narzuconych im przez jakiegoś króla brytyjskiego. Było to za czasów panowania w Londynie dwóch kolejnych Jurków hanowerskich (Jerzego III i IV – dziadka i ojca Victorii). Więc wiedzę jak i dlaczego Ameryka powstała generalnie mają. Nie jest to wiedza zbyt detaliczna i zdecydowanie nie jest krytyczna. Tu trochę ukłon wobec moich rodaków nad Wisłą: tak, mamy podobieństwa do mentalności amerykańskiej. Nie osądzam, czy są to podobieństwa chwalebne i szlachetne – ale są. Patriotyzm obu narodów jest podobny też: gorący i chłodzący się z tej gorączki w dość płytkich wodach przybrzeżnych. Ktoś by powiedział – paplania się w błotku. Nie, nie ja bynajmniej, ale ktoś by może tak powiedział, LOL.

I z tej mgły błot historyczno-mitycznych wyłania się postać Donalda Pomarańczowego. Macha sztandarem, krzyczy, straszy, grozi, rzuca tanimi i dość plugawymi żartami … i wygrywa wybory. No, bo kto takiego równego swojaka by nie polubił?

Można się pośmiać, wymieniać kolejne dowcipy polityczne. Tylko, że ten Pomarańczowy Pajac ma jedną wadę i to zasadniczą – jest dyktatorkiem, który wiele może. Mniej niż mu się wydaje, ale ciągle bardzo dużo. To mimo wszystko przywódca najsilniejszego mocarstwa świata, a już bezwzględnie jednego z dwóch-trzech takich mocarstw.

Bez sensu wyliczać wszystkie konflikty, zaostrzenia, spory na świecie, gdzie Trump może mieć silny wpływ na ich rozwiązanie lub zaognienie. Nas tu interesują głównie sprawy najgorętsze teraz: Ukraina, Izrael-Palestyna i naturalnie Polska.

Ukraina ze względów niewymagających tłumaczenia i przypominania, ma dla Polski, jej bezpieczeństwa i pozycji międzynarodowej (zwłaszcza w Europie) zasadnicze, omal egzystencjalne znaczenie.

Jedną z zasadniczych obietnic Trumpa jest doprowadzenie w krótkim czasie do zakończenia wojny rosyjsko-ukraińskiej. Zakończenia nie przez traktat pokojowy, a przez wymuszenie rozejmu i zaprzestania tzw. gorącej wojny. Oznacza to wymuszenie na obu stronach zamrożenie obecnej linii frontu i zakaz dalszych działań powiększania zdobytego lub odzyskanego terytorium. Wiązać się to musi automatycznie z rezygnacją Ukrainy z olbrzymich terenów już przez Rosje zajętych, a jednocześnie jest absolutnie nie do pomyślenia, by Putin zgodził się na pozostawienie w rękach ukraińskich Obwodu Kurskiego. Jeśli Trump myśli, że wymusi taki warunek na Putinie – byłby to dowód jego kompletnej ignorancji politycznej.

Jednym słowem powstanie Linia Demarkacyjna. Przypomniało mu się widać z czasów poprzedniej Prezydentury, kiedy z tyrana Północnej Korei chciał zrobić przyjaciela i gołąbka pokoju, że coś takiego, taki pas ziemi niczyjej istnieje między Koreą Południową i Północną. Miał być, co prawda chwilową linią rozejmu – a istnieje już siedemdziesiąt lat. Ma długość kilkudziesięciu kilometrów. W Ukrainie musiałby mieć – bagatela – setki. Oczywiście każda linia demarkacyjna musi mieć jakichś strażników, obrońców (nie mogą to być z równie oczywistych powodów żołnierze stron konfliktu). Wedle najbliższych współpracowników kampanii Pomarańczowego Pajaca takimi żołnierzami winni być wojskowi Polski, Francji, Niemiec i Wlk. Brytanii.

Nie mam wątpliwości, że Szef Sztabu Generalnego już przygotowuje w Polsce lotną Brygadę Kawalerii Lekkiej, czyli tzw. zagończyków. Zagończycy jak wiemy, mają w kampaniach na stepach ukraińskich duże doświadczenie. Anglicy słabe, więc nie wiem, co będą robić. Stać na widecie? Bo Francuzi pewnie na bidecie. Niemcy zaś przygalopują z Królewca Czarnym Pułkiem Huzarów, dumie cesarza Wilusia.  Skąd takie dumki snuję?

1) Bo nie wyobrażam sobie innej reakcji rządów i dowódców armii tych krajów na tą absurdalną propozycję-wyzwanie.

2) Bo jeśli tak by się stało, to po co w ogóle do siebie strzelać czy z łuków czy z czołgów? Bez sensu kompletnie. Lepiej od razu odgrzać pewne sugestie, ponoć sugerowane lata temu przez imperatora Putina (miało to dotyczyć Ziemi Lwowskiej wówczas), i zwyczajnie zaproponować (jeśli o ziemie ukraińskie chodzi) granice Traktatu Ryskiego. Nie trzeba się kłócić o rzeczki, zagrody i miasteczka. Przekalkować linię graniczną ze starszych map i to wszystko. Po stronie polskiej ustanowić daleko idącą autonomię dla tych ziem (językową, samorządową we wszystkich szczeblach, szkolnictwo podstawowe i średnie, szczegóły szkolnictwa wyższego ustalić na wspólnej specjalnej komisji) i zagwarantować traktatowo pełne referendum w kwestii kontynuowania lub zakończenia tej unii. Referendum takie przeprowadzić jednocześnie, ale osobno na terenach polskich i na terenach ukraińskich – by Unia mogła być kontynuowana oba referenda musiałyby za tym głosować; jeśli jedna ze stron by nie chciała kontynuacji, Unia by się automatycznie rozpadła. Bajka? Nie. Zdaniem moim dość rozsądne wyjście, zdecydowanie lepsze dla Ukrainy (gdyby alternatywą była utrata olbrzymich terenów na rzecz Rosji na wschodzie i południowym wschodzie). Taka Ukraina sfederalizowana z Polską automatycznie by była częścią i NATO i Unii Europejskiej (pewnie jakieś drobne, specyficzne dla ziem ukraińskich regulacje przejściowe byłyby niezbędne).

Dla Polski taka unia zbyt atrakcyjnym rozwiązaniem by nie była z wielu powodów. Poza jednym – gdyby zabezpieczyło to na dziesięciolecia granice Polski i Europy przed otwartą wojną z Rosją Putina. A po dziesięciu latach blask samodzierżawcy cara Putina albo by już zgasł lub poważnie zbladł.

Ot, takie tam dumanie. W polityce sprawy najprostsze są zawsze najbardziej skomplikowane. Mity i legendy-koszmary przeszłości kłębią się z olbrzymim ego polityków i przywódców.

Pan Zełenski? Myśl, że bardzo już znużył wszystkich na świecie, łącznie z masą Ukraińców w Ukrainie i milionami poza Ukrainą. W olbrzymiej części w Polsce. Gdyby było inaczej – brygady, pułki i bataliony wojsk ukraińskich nie byłyby tak przerzedzone, wyczerpane na linii frontu bez szansy na wymianę. I tak są przeładowane żołnierzem w średniej sile wieku, bez najlepszego materiału bojowego, jakim są młodzi żołnierze.

To trochę żałosne już dziś i irytujące, gdy staje przed prezydentami i premierami państw, które zaopatrują armie ukraińskie w sprzęt, trening, amunicję i olbrzymie, miliardowe pożyczki, z czapką w jednej dłoni, a drugą grozi im palcem i poucza, jak mają postępować.

– c’est fini


Izraelskie ludobójstwo i masakra Palestyńczyków już nie tylko w samej Strefie Gazy, ale we wszystkich enklawach palestyńskich leżących poza stricte sensu Strefą Gazy. Administracja Joe Bidena i jego misja nie tylko trwałego rozejmu, ale nawet domaganie się utworzenia w końcu suwerennej, niepodległej Palestyny – zawiodła, te plany i hasła sczezły wszystkie na niczym. Kompletne fiasko w każdym aspekcie. Biden uwiązany był i jest bardzo skomplikowanymi węzłami gwarantora istnienia Izraela i bezpieczeństwa pod wpływem przemożnego (liczebnie, finansowo i PR-owego) lobby. Napominanie Izraela, grożenie palcem miało takie same znaczenie i konsekwencje, jak burza w szklance wody. Byłoby śmieszne, gdyby nie było okrutne w wymiarze praktycznym.

Zbrodniarz wojenny, którym Netanjahu bez wątpienia jest, znajdzie teraz pełne poparcie u Trumpa. I nie dlatego, że są te tradycyjne gwarancje amerykańskie wobec Izraela, i nie dlatego, że Trump jest zwolennikiem i przyjacielem Żydów i Izraela. Trump jest rasistą czystej krwi, a Palestyńczyk to dla Trumpas po prostu Arab. Brudny Arab naturalnie. Tak, jak Meksykanie.

A Bibi? A Bibi ma alibi – jest dyktatorkiem czystej krwi. Trump, to prócz tych innych cech charakterologicznych już po części wymienionych – też klasyczny oportunista. Jeśli by bardziej mu się opłacało poprzeć Palestyńczyków – odstawiłby Netanjahu ‘na odstrzał’. Bez wahania. Więc mniej Panie w opiece tych, których Trump określa mianem sojuszników i partnerów. Łaska pańska na pstrym koniu jeździ.

I to by było tyle na razie. Zbyt skomplikowane analizy tego Pomarańczowego Pajaca są kompletną stratą czasu. Bo aby analizować charakter męża stanu trzeba:

a) badać męża stanu;

b) badany musi mieć charakter.          

– c’est fini

Leave a comment