Pożegnanie lata na skalistej plaży

Pożegnanie lata na skalistej plaży

22 września już jutro, koniec lata kalendarzowego, następnego dnia lata astronomicznego. Wybrałem się na ulubioną plażę w Południowym Surrey – Crescent Beach. Naturalnie, że naturalistyczną, LOL. Przyznaję bez zmuszania do zeznań, że plaże golasów uwielbiam najbardziej. Czy tą w Crystal Crescent koło Sambro w Nowej Szkocji, czy tylko Crescent w South Surrey, LOL.

W Nowej Szkocji zresztą na Wschodnim Wybrzeżu więcej było plaż niż plażowiczów – więc naturszczykiem można było być bez problemu i bez oficjalnej destynacji. Pływanie w ubraniu jakoś nie łączy się z wolnością pływania morskiego, bo ostatecznie gacie to też ubranie, a kto kąpie się w ubraniu?! I kiedy wszyscy opalają się w stroju Ewy i Adama (bez listka figowego broń boże!) nie robi to jakiegokolwiek (u zdrowych osobników) wrażenia. A zwłaszcza wśród stworzeń wodnych. Bo jakież też kraby, czy ryby pływają w kostiumach!? No tak, małże przyznaje są jakieś dziwne, łażą po dnie z domami na plecach. Nie poradzisz, zawsze się jacyś dziwacy znajdą, nawet na plaży nudystów.

Woda już była zimna, ale piękna w zielono-stalowym odcieniu. I ta ilość powalonych gdzieś i przygnanych przez fale wielkich pni! Wbite gdzieś miedzy potężnymi głazami, jak strażnicy pogranicza lądu i wody. Wykroty, bale, głazy, zieleń i krzewy starające się wcisnąć w każde miejsce możliwe do zapuszczenia korzonków. Jakby oglądanie w lupie dziejów prehistorii oddzielania się ziemi od oceanu.

A potem nagle: cicho! Sza! Ni słowa więcej!. Bo właśnie kurtyna się podnosi i rozpoczyna najważniejsze, najwspanialsze widowisko – Zachód Boga Ra. Słońce śpiewa arię Pożegnanie Dnia. I tu kończyć się musi opis słowami, bo słów po prostu brak.

Rose Garden extravaganza in Stanley Park

Rose Garden extravaganza in Stanley Park

Oh, I could go on and on about this park. As you already know I love it as a living creature, someone very close indeed. I think that the park senses it themselves (as I don’t know the gender of this massive green creature, I will use the third person pronoun). They like me , too as I can sense it also. The huge trees sway a bit , when I look at them; the low lying grass and small shrubs smile at me. Old friends for few decades by now indeed.

Last time I went to Beaver Lake it was truly quite a few years ago. My sisters came to Canada that year from Poland, and we took our Mom with us (she truly liked that lake and the entire park) for nice slow walk. Therefore that afternoon yesterday was once more my walk down the memory lane.

From the lake I biked down the Pipestone Road to Rose Garden. Smiling shadows of my Mom and our dear friend Irena Kropinska were with me – both of them absolutely loved that garden, the Kingdom of Flowers.