Prezydenci

Ktoś kiedyś, gdzieś powiedział: najważniejsze, by ktoś w odpowiednim czasie znalazł się we właściwym miejscu. Nikt już pewnie nie pamięta, kto i kiedy ukuł tą maksymę, ale powtarzana była odtąd tysiące razy. I pasuje jak ulał do wielu specyficznych i ważnych momentów dziejów.  

Często zdarza się, że jest to więcej niż jedna osoba, ale jedną na ogół jakoś się upamiętni, wyróżni w sposób szczególny i odtąd w annałach historii tą osobę będzie się głównie wymieniać, przypominać.

  1. 1914-1918, Polska: Józef Piłsudski – i koniec, kropka. Owszem są tam i Daszyński i Paderewski, i Dmowski. Ale w cieniu, w tle.
  2. 1980-1989, Polska: Lech Wałęsa i koniec, kropka. Znowu: Anna Walentynowicz, Ryszard Bujak, Frasyniuk, Michnik (nie, tam ‘obok’ nie ma jakichkolwiek Kaczyńskich, bo mówię o aktorach ról pierwszoplanowych, a nie o statystach) tylko w tle.
  3. 1989-1990, upadek komunizmu w Rosji i Europie Centralno-Wschodniej na przełomie 1989-90: znowu Wałęsa, Jan Paweł II, Ronald Reagan, i ostatni ‘samowładca’ ZSRR, Michał Gorbaczow (jak później historia udowodniła ponad wszelką wątpliwość, to właśnie ten ostatni ‘komunistyczny car’ był pierwszym i jak dotąd jedynym rosyjskim przywódcą, który był demokratą). I koniec, kropka. Reszta ważnych osób, to tylko tło.

Rok jest teraz 2025, w schyłkowej już fazie. Losy świata ważą się znowu.  Powietrze jest ciężkie, pełne prochu, strach zapalić zapałkę. Przypomina bardziej lata przed wybuchem obu ostatnich wojen światowych niż powiew wiosny z 1981-1989.   Bez wątpienia lata 1938-1939.

Tyle, że groźniej. Dużo groźniej. I dużo, dużo szerzej. Od Bałtyku po Morze Japońskie; od Kalifornii i Alaski po Morze Chińskie. Mocarstw jest dużo więcej. I wystarczająco mocarstwowych, by straty olbrzymie, gigantyczne zadać innym krajom. Kraje małe stały się mocarstwami (Korea Północna, Izrael) mogącymi zapalić lont pod całym globem.

Masowe ludobójstwo (genocide) stało się znowu narzędziem gry politycznej. Międzynarodowe instytucje powołane ‘by nigdy więcej’ i by ‘nikt ponad prawem’ są bezsilne wobec nagiej pięści mającej wsparcie największej opoki demokracji i prawa, która tą opoką być przestała – USA.

               Właśnie dobiegła końca Specjalna Sesja Zgromadzenia ONZ w Nowym Jorku. Organizacji, którą po to właśnie powołano, by ‘nigdy więcej’. Naturalnie górnolotne i szlachetne cele tej organizacji okazały się trochę tylko lepsze i silniejsze od nieboszczki Ligii Narodów z okresu Międzywojnia. Największą siłą ONZ jest opinia publiczna, pręgierz tej opinii. Zwłaszcza w dobie powszechnego, globalnego dostępu do informacji. I reakcje na samej Sali obrad ONZ.

Zatrzymam się na trzech przywódcach. Binjaminie Netanjahu, premierze Izraela, Karolu Nawrockim, prezydencie Polski i Donaldzie Trumpie, prezydencie Stanów Zjednoczonych, warto też wymienić na moment Sergieja Ławrowa – ministra MSZ Rosji.

Tragedia prawdziwie antyczna, niewyobrażalna z niczym prawie w czasach bardziej współczesnych zgotowana przez krwiożerczy, barbarzyński reżym izraelski jest trudna do opisania. Łamanie wszystkich praw, konwencji, umów międzynarodowych. Przy wsparciu cichym i aktywnym Donalda Trumpa. I naturalnie olbrzymiej większości diaspory żydowskiej – ale trzeba bardzo wyraźnie zaznaczyć, że i w tej diasporze, a nawet w samym Izraelu, są grupy i jednostki, które te zbrodnie rządu izraelskiego potępiają, odcinają się od nich. A to duża odwaga cywilna i rzecz niełatwa być Żydem i potępiać akcje państwa żydowskiego. Nisko chylę kapelusza wobec tych osób.

Więc jest ta sesja ONZ. Na mównicę wchodzi Binjamin Netanjahu, szef państwa izraelskiego. Potęgi nuklearnej. Zaczyna opowiadać swoje znane od dawna opowiastki. W tym samym czasie na resztki kompletnie zrujnowanej  i zamienionej w Warszawę po Powstaniu Warszawskim, Gazę – spadają kolejne bomby i armia izraelska wkracza do pełnej okupacji ziem palestyńskich. Okupacji i aneksji tych odwiecznie palestyńskich ziem. Zapowiadają zrobić to samo na terenach Organizacji i rządu palestyńskiego w West Bank (Zachodni Brzeg). Nie będę tu przypominał ni opisywał tego konfliktu. Wszyscy wiemy. Cały świat. Kiedy Netanjahu (człowiek, na którego wydano legalny nakaz aresztowania przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze) zaczyna mówić, powoli wstaje z miejsc olbrzymia większość delegatów na Sesję Plenarną ONZ i demonstracyjnie opuszcza salę obrad. Oskarżony o zbrodnie przeciw ludzkości premier Izraela mówi do pustych foteli i zmuszony jest oglądać z mównicy ten exodus wielu delegacji innych państw.

Jakie to ma znaczenie? Ma, bo widzi to na ekranach telewizorów, telefonów i innych narzędzi masowej komunikacji miliardy ludzi na świecie. Skończyły się czasy poufnych dyskusji gabinetowych.

Król jest nagi. I jest odrażający.

               Na moment tylko (bo nie jest przywódcą swojego kraju) Sergiej Ławrow, jeden z najinteligentniejszych ministrów spraw zagranicznych na świecie, świetny dyplomata.  Z ‘małym ale’: ze względu na fakt jaki rząd i państwo reprezentuje jest nałogowym kłamcą i idealnym przedstawicielem szkoły dyplomatycznej, która opowiada slogany nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Szkoła Kalego – jak Kali ukradnie to dobrze, jak ukradną Kalemu to świństwo[i].

Więc ten rosyjski Kali to robił. Opowiadał (prawdę) o występkach i łamaniu konwencji międzynarodowych przez tzw. Zachód i o tym … jak to Rosja musiała wejść na Ukrainę by … ratować demokrację na Ukrainie i prześladowania języka, ludności, religii i tradycji rosyjskich na Ukrainie. No i podkreślając ‘konstytucyjną nielegalność’ obecnych władz Ukrainy. Godna tradycja najlepszych ministrów spraw zagranicznych Rosji sowieckiej, od Mołotowa poczynając. Rodzaj idealnego dyplomaty Europy XVII i XVIII wieku. Inteligentny, mający świetny wywiad, gotowy służyć i panu Bogu i diabłu jednocześnie. Ot, i wsio na ten temat. Szkoda inkaustu na więcej.

               Donald Trump, prezydent USA.

Uff, oh! Wielki, wspaniały, najmądrzejszy, przystojny. LOL! Tak zadufanego w sobie człowieka na scenie politycznej nie widziano od lat. Kompletnie pozbawiony jakiejkolwiek dozy skromności i taktu. Cezar, demokrata, autokrata, król, cesarz i papież w jednej osobie. Zakochany głównie w sobie i swoich kontach bankowych. Wśród możnych tego świata jest wielu takich. Nikt z nich nie jest – na szczęście – prezydentem mocarstwa. Trump – niestety – jest. Największy pojemnik na wodę gazową z bąbelkami.  Nawet Putin, (choć pamiętamy jego zdjęcie na białym koniu, bez koszuli) tej mydlanej bańce trampowskiej nie dorównuje. Putin to typowy autokrata rosyjski, znający i historię i rozumiejący politykę. Jego zasadniczym celem nie jest budowanie własnego wizerunku bohatera, a odbudowa imperium.  Nieszczęściem Trumpa jest, że urodził się, jako człowiek, a nie orangutan, w dżungli Manhattanu, a nie w dżungli tropikalnej. Tam bicia w piersi koledzy by mu nie wytykali i chętnie wszystkie samice by mu oddawali. A dżungli, jako-takiej by nie zagrażał.

Moralny dowódca nieudanego zamachu i puczu na własną konstytucję i własny Parlament (pierwsza kadencja prezydencka), w czasie drugiej po kilkukrotnym ośmieszeniu się na arenie międzynarodowej – przybrał białe piórka gołąbka pokoju i bez żenady oświadczył, że należy mu się Pokojowa Nagroda Nobla, bo tyle wojen zażegnał na świecie!  Po nieudanej próbie rozwiązania masakry palestyńskiej przez próbę wysiedlenia Palestyńczyków z ich prastarej ojczyzny do Jordanii, Egiptu i Arabii Saudyjskiej, zaoferował samemu przejąć Gazę i wybudować tam nową Trump Tower i zrobić  z Gazy fantastyczny prywatny kurort morski. Chętnych nie było. W Jordanii i Egipcie też.  Urażony ich niewdzięcznością stwierdził, że w takim razie zakończy wojnę w Ukrainie.  Przecież tak dobrze znana i rozumie się z Putinem.  Putin na spotkanie na Alasce się zgodził.  I wystrychnął Donalda na dudka.  Czego się wszyscy spodziewali.  Z Oslo też nie oferowali Nagrody Nobla.  Świat tego geniusza po prostu nie rozumie.

Wracajmy jednak do Sesji Specjalnej ONZ.  Przemawia Donald Trump.  Najpierw informuje (gdybyśmy nie wiedzieli) jaki jest wspaniały i ile Nobli (Pokojowych, oczywiście) powinien dostać.  Potem poucza Europę, co ma zrobić.  I że w końcu, choć częściowo się go na szczęście posłuchała. Potem okazuje się, że nie ma żadnego ocieplenia klimatu ani innych tego typu bzdur. Jego kraj (USA) nigdy nie był w takiej prospericie, jak obecnie.  Zażegnał prawie wszystkie wojny na świecie.  A przede wszystkim powstrzymał kolejną inwazję meksykańską na USA:

Na naszej południowej granicy z pełnym sukcesem powstrzymaliśmy kolosalną inwazję. Przez ostatnie cztery miesiące z rzędu ilość nielegalnych obcych wpuszcznych do naszego kraju równa jest zeru. Trudno uwierzyć, gdy patrzymy wstecz, tylko cztery lata temu to były miliony i miliony ludzi najeżdżających nas z całego świata – z więzień, z zakładów psychiatrycznych, handlarzy narkotyków zewsząd. Najechali nas. Po prostu najechali w tej idiotycznej polityce otwartych granic za prezydentury Biddena. (…)

W moich pierwszych czterech latach ja zbudowałem najwspanialszą ekonomię w historii świata. Mieliśmy najlepszą gospodarkę odkąd istniejemy. I teraz znowu robię to samo, tyle, że teraz nawet lepiej i więcej” (czy to w ogóle możliwe?! – przyp autora)

Potem narzekał, że schody ruchome nie działały i winda zawiodła, i że ONZ się rozpada. No, ale przecież jest ktoś, kto mógł tą ruderę ONZ w pięknym stanie utrzymać. I prawdziwy Trump-handlarz nieruchomości nie wytrzymał:

Wiele lat temu, świetny deweloper z Nowego Jorku, znany jako Donald Trump zaproponował wam renowacje i przebudowę właśnie tego budynku. Pamietam to świetnie. Powiedziałem wtedy, że zrobię to za 500 milionów dolarów –przebudowałbym to przepięknie. Mowiłem o mamurowych podłogach, o terakocie. Mówiłem wam o ścianach z mahoganu … [ii]

To tylko fragmenty krótkie, Trump lubi mówić dużo. Po pouczaniu i napominaniu ONZ, Trump powiedział jeszcze sporo o Europie, Londynie, Australii – o tym, że wszyscy jesteśmy na drodze do piekła, do gwałtów na naszych kobietach, do wprowadzenia nakazów prawa islamskiego w naszych miastach … .  O tym, że Narody Zjednoczone nic nie potrafią zrobić, a tylko wyciągają pieniądze na administrację tej beznadziejnej instytucji. A przecież mogliby się od niego właśnie uczyć, jak to robić.

To było przemówienie Prezydenta Stanów Zjednoczonych na Specjalnej rocznicowej Sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Lepszego męża stanu trudno sobie wyobrazić.  Stalin? Mołotow? Mao Tse Tung? Słoneczko Narodów …

Dosyć jednak o tym Mojżeszu, Abrahamie i Mahomecie w jednej osobie. Już tylko niecałe dwa lata, może jakoś bez hekatomby jakiejś się obejdzie. Tylko, że to wyjątkowo złe czasy na takiego prezydenta, gdy świat stoi nad przepaścią kataklizmów wojennych i ekologicznych. Ech …

Teraz dwa słowa o znajomym tegoż Wielkiego Prezydenta, nawet się lubią i trochę podobną znajomość arkanów dyplomacji i wielkiej polityki mają.

 O panu prezydencie RP, Karolu Nawrockim. Otóż pan Prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, jako Głowa Państwa na Sesję ONZ też naturalnie pojechał. Towarzyszył mu w tej podróży najwybitniejszy od czasów Władysława Bartoszewskiego polski minister spraw zagranicznych, Radosław Sikorski. Zapewne wiele cennych uwag Prezydentowi Nawrockiemu udzielił przed wystąpieniem w ONZ. Zgodnie ze starą zasadą, że w domu możemy się kłócić i nie lubić, ale na zewnątrz występujemy, jako jedna rodzina i jedno dobro mamy na uwadze.

No i pan prezydent Nawrocki wstąpił na ambonę.  Pardon moi – na mównicę, oczywiście! Początkowo mówił do rzeczy i w miarę sprawnie. Ale potem poszedł w manowce polskiego podwórka politycznego i zaczął  p… . No, tego tam, jak to określić?  Używać pewnej popularnej przyprawy stołowej? Jak już mówił o nienarodzonych i ich prawie do życia i temu podobnych hasłach Ordo Iuris, to słuchać przestałem.  

Ale jeden maleńki a charakterystyczny drobiazg spamiętałem i pewnie już nigdy nie zapomnę. Głupstwo takie trochę. A przez skojarzenie z innym wydarzeniem – utkwiło w pamięci.

Dawniej pewni mówcy polityczni (głównie z dwóch najskrajniejszych odmian ideologicznych: skrajnej prawicy i skrajnej lewicy) lubili akcentować to, co mówią uderzając ręką w pulpit mównicy. Robił to świetnie Władysław Gomułka w Polsce peerelowskiej, pamiętam.  Pewnie dodaje to animuszu głównie temu, co przemawia. Trochę taka własna a’la perkusja. Ale specjalnie utkwił w pamięci inny ‘deplomata’ , I Sekretarz KC Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, Nikita Chruszczow.  Ten już tam sobie paluszkami po blacie nie biegał – zdjął pantofel i walił nim w mównicę na Sesji Plenarnej ONZ. A co tam, paluszkami niech burżuje stukają!

Otóż pan Karol Nawrocki komunistą zdecydowanie nie jest i basta. Nawet, jeśli nieświadomie coś tam robi, co jest Putinowi na rękę. Bycie nieświadomym lub mało kompetentnym, przestępstwem nie jest. Ale Radek Sikorski zapomniał pouczyć chyba prezydenta Nawrockiego, że nawet paluszkami przy mikrofonie stukać nie należy. Zwłaszcza, gdy to mikrofon nadający na cały świat. No i tak poleciało w ten świat te rytmiczne, perkusyjne stulanie po pulpicie pana prezydenta RP. I już nigdy nie wymarzę z mojej biednej pamięci tego stukania i będę widział w koszmarach taki duet Chruszczowa i Nawrockiego na perkusji.  Ech …


[i] jedna z kolorowych postaci w popularnej powieści  H. Sienkiewicza dla młodzieży, „W pustyni i w puszczy”

[ii] Donald Trump’s full speech at UNGA: Here’s everything the US president said – The Economic Times

Leave a comment